Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 18 maja 2015

SKAZANI NA BLUESA

Sukces nie musi iść w parze z moralnością. W zasadzie to truizm – nauczycielka życia, historia, pokazuje nam to już od zarania dziejów. A jednak zawsze lgniemy do zwycięzców, a przegranych nie szanujemy. Osiągnij prestiż, a ludzie zlecą się ze wszystkich stron z gratulacjami – będą Ci się kłaniać już z daleka. Spadnij na dno, a ludzie rozpierzchną się na wszystkie strony. Jest to o tyle dziwne, że żyjemy w kulturze gdzie większość ludzi wyznaje podobno nauki Jezusa Chrystusa. Fakt, że budujemy schroniska dla bezdomnych sprawia że czujemy się szlachetniejsi, podświadomie jednak nie traktujemy
takich „brudasów” jak partnerów. Bliżej nam w naszym mniemaniu do środowisk otaczanych społeczną estymą, choćby składać się miały w znacznej mierze z nadętych dupków.

Status jednostki traktujemy jak emanację jej determinacji – ktoś komu w życiu nie wyszło pewnie za słabo się starał. Uważniej przysłuchujemy się tym którzy nam imponują, częściej przyznajemy im rację, śmiejemy się z ich dowcipów. W miarę upływu czasu takie pieszczochy coraz bardziej wierzą, że takie traktowanie wynika z ich wyjątkowości, a nie przypisanej funkcji, zajmowanej pozycji, posiadanych zasobów. Stąd bierze się powiedzenie, że władza demoralizuje. Poczucie wyższości prowadzi często do arogancji, nadużyć i zaniku wrażliwości na cudze potrzeby. Ale jest to gra w jakiej uczestniczymy wszyscy: jednym pozwalamy na więcej, drugim na mniej – w zależności jak ich postrzegamy lub co od nich chcemy uzyskać.


Pięć dekad socjalizmu nie doprowadziło do społecznej równości – kumoterstwo, kolesiostwo i nepotyzm rozkwitały w najlepsze. Taki stan rzeczy zwykle najbardziej wkurwia tych, którzy nie mają dostępu do koryta konfitur. Pozornie prowadzić mogłoby to do wniosków wręcz anarchistycznych, ale tak naprawdę każda grupa wytwarza choćby nieformalną hierarchię – nawet komuna hipisowska czy antyglobalistyczny squat. Taka już jest ludzka natura, genetyczne predyspozycje i odruchy bezwarunkowe. W dzisiejszych czasach coraz silniejsza staje się władza biznesowa (w przeciwieństwie do niegdysiejszych „zawodowych” dyrektorów), skupiająca w swoich rękach zasoby potrzebne ludowi. Ponieważ lud jest zatomizowany jednostka wchodząc w układ z wielką machiną stoi na straconej pozycji. Jednostka potrzebuje bardziej niż sama jest potrzebna.


Czasami wręcz ciśnie się na usta pytanie kto jest reżyserem tego spektaklu, ale nie wierzę w żadne masońskie spiski, zmowę iluminatów czy kosmitów. Za niesprawiedliwość społeczną, wykorzystywanie i niegodziwości odpowiadają ludzka chciwość, pazerność i nienasycenie. Rywalizacja o zasoby nigdy nie zniknie, co najwyżej będzie się stopniowo „cywilizować”. W krajach trzeciego świata los polskich „śmieciowych” pracowników wydawać się musi wszak spełnieniem marzeń. Frustracja wynikająca z zazdrości wobec „posiadaczy” nie zniknie natomiast nigdy. Przemysłowo-konsumpcyjna maszynka karmić nas będzie mirażami, dopóki tylko skłonni będziemy sprzedawać się żeby za nie płacić. Każdy zgrzyt w jej trybach (tzw. kryzys) skutkować będzie wielkim społecznym lamentem. Jeśli zatem rozwój ekonomiczny jest celem samym w sobie, tylko ciągły wzrost konsumpcji może stymulować porządek społeczny, a to pociąga za sobą bezustanny wyścig.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz