Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 grudnia 2016

DRZWI PERCEPCJI

Porzekadło mówi, że jesteśmy tym co jemy. Bo czy jesteśmy genetycznie silni, czy genetycznie słabi, to co zjadamy wpływa na naszą kondycję. Podobnie jest z tym czego doświadczamy. Zawsze bowiem nasze doświadczenia stają się częścią nas samych. Dlatego rolnicy mogą mówić godzinami o rolnictwie, górnicy o górnictwie, a hutnicy o hutnictwie. Każdy człowiek lubi mówić przede wszystkim o sobie (o tym co go dotyczy) i otaczać się ludźmi podobnymi do siebie. Patole zadawać się więc będą z patolami, snoby ze snobami, a dewotki z dewotkami. Obracanie się zaś w danym kręgu umacniać będzie naszą wizję świata.


Satyryczna sentencja głosi, że czasami trzeba porozmawiać z kimś inteligentnym, czyli ze samym sobą. Owszem, powszechnie przecenia się własną inteligencję, lecz też niedostatecznie się z niej korzysta. Gdyby ludzie częściej korzystali z własnej inteligencji nie wierzyliby w brednie takie jak dżihad, astrologia, homeopatia czy psychoanaliza. Sęk w tym, że ludzie nie lubią wysilać mózgownicy. Nie lubią, ponieważ natura zmusza ich do oszczędzania energii poznawczej. Oglądanie świata tylko z jednej perspektywy psycholodzy określają mianem bezrefleksyjności. Zachowania bezrefleksyjne tym różnią się od automatycznych (odruchowych), że są co prawda podejmowane świadomie, niemniej w ramach dogmatycznych kategorii, które nie ulegają adaptacyjnemu rozszerzaniu, przetwarzaniu i niuansowaniu.


Bezrefleksyjność często ułatwia manipulację, gdyż prowadzi do ograniczania repertuaru zachowań, a zatem ich przewidywalności. Służą temu techniki takie jak prowokacja. Zarówno jednostki, jak i całe grupy, prowokować można do zachowań dla nich niekorzystnych, gdyż wydawać im się będą honorowe, jedynie słuszne czy emocjonalnie uzasadnione. Z kolei refleksyjność pozwala w pewnym stopniu przełamywać percepcję, czyli rozszerzać naszą świadomość. Refleksja demaskuje iluzję, więc wyzwala. Jesteśmy tym co przetwarzamy.    

wtorek, 27 grudnia 2016

KANAPKOWY POTWÓR

Jaki kraj taki zamach. Państwo istnieje tylko teoretycznie, więc pucz też mieliśmy tylko teoretyczny. A ściślej mówiąc kanapkowy. Zdaniem wielebnego Jarosława szykowano się do rozlewu krwi, ponieważ faszerowano posłów kanapkami. A wiadomo – jak świnia nażarta to myśli tylko o zamachu stanu. Nażre się taki jeden z drugim i potem chciałby jeszcze pić szampana. O nie, świnie niemyte. Kanapkowym skrytożercom mówimy: NIE!!!


W groteskowym kraju mamy groteskową dyktaturę i groteskowe zamachy stanu. Opozycja wdała się w groteskową przepychankę z reżimem moherów i jest w o tyle gorszej sytuacji, że nie może rozdawać pieniędzy. Robi więc hucpę w sejmie, a Kaczor wpada w paranoję jak Hitler. Różnica jest taka, że Kaczor nie jest zbrodniarzem i nie bierze amfetaminy. W skrócie różnica pomiędzy Kaczorem a Hitlerem jest taka jak między Tuskiem a Stalinem. Ale kogo to kurwa obchodzi?

Polska nie jest krajem nazistowskim ani bolszewickim. Ale kto mieczem wojuje ten od miecza ginie. Historyczna broń jest zresztą tylko magnesem na tępaków. Prawdziwi, zdrowi intelektualnie Polacy, tacy jak JA, wiedzą, że ci wszyscy którzy tak namiętnie jarają się historycznymi podłościami, sami w pierwszej kolejności spierdalaliby przed wymierzoną w nich pałką. Nauczyciele urządzali kiedyś w szkołach komunistyczne akademie, a teraz mamy kraj męczenników i niepokornych.


Z ludzkiego punktu widzenia nie ma znaczenia czy jesteś prawicową czy lewicową świnią, bo albo jesteś świnią, albo porządnym człowiekiem. Z tego też powodu nie widzę specjalnej różnicy pomiędzy komunistycznymi, a dzisiejszymi karierowiczami. Miałem okazję poznać w życiu kilku karierowiczów, i moim zdaniem na ogół nawet nie zdają sobie oni sprawy czym jest godność ludzka. Kariera mnie gówno obchodzi, ale przydałoby mi się trochę dziwek i pieniędzy.


Widziałem dzisiaj takiego „newsa” w TV, że został zatrzymany za jakieś machlojki młodzieniec, fetowany wcześniej jako „najmłodszy polski milioner”. Błazen uwieczniał się sam kamerą i publikował swoje wynurzenia w sieci. Ustylizowany na niedojebanego gogusia pieprzył coś o odwadze spełniania marzeń, a media i stuknięte siksy to łykały, bo jeździł jakimś żółtym luksusowym autem. Widocznie wszyscy marzą o bogactwie, albo o władzy. Mi zaś się marzy droga artystyczna. Kult mojej jednostki. 

wtorek, 20 grudnia 2016

EUROPEJSKI KONCERT ŻYCZEŃ

Im bliżej świąt, tym medialny nastrój wydaje się coraz mniej świąteczny. Światem targają konflikty i krwawe zamachy, a w kraju napięcie polityczne sięga zenitu. Na szczęście przygotowania do świąt trwają w najlepsze, więc ludzie pochłaniają mniej odgórnych przekazów. Terrorystyczny rajd w Berlinie pokazał, że zbłąkani wędrowcy mogą mieć nieraz złe zamiary wobec swoich dobroczyńców. Lecz ryzykowne dobro jest właśnie istotą chrześcijaństwa. A także człowieczeństwa. Kto nigdy nie został pokąsany w swoją wyciągniętą do bliźniego rękę, ten nie wie, że pomaganie wymaga odwagi. Jezus mówił, że to co czynimy drugiemu człowiekowi, czynimy jemu samemu. Bo każdy człowiek jest Bogiem. Gdybyśmy wszyscy wierzyli w człowieka nie byłoby wojen religijnych.


Skoro sami nie potrafimy siebie zrozumieć, nie wysyłajmy jeszcze listów do pozaziemskich cywilizacji. Nie jesteśmy jeszcze obywatelami wszechświata. Ani nawet świata. Choć wszystkie kultury pierwotnie spajała jakaś religia, przez wieki nie doszło do spojenia kultur w religię humanistyczną. Materialistyczne ideologie również nie pozwoliły pojednać nam się w imię wspólnego dobra. W postmodernistycznej Europie, jak nigdzie indziej na Ziemi, widać jak cywilizacja informacyjna mierzy się z ignorancją. Wzrastająca świadomość generuje problemy tożsamościowe, karmiąc nas mieszanką idei wyrosłych z tradycji antycznej i judeochrześcijańskiej, a zarazem światopoglądu naukowego. Przekleństwo wiedzy uniemożliwia nam dialog z islamską ortodoksją, bo religijni czy nie, częściej patrzymy na świat bardziej racjonalnie.

Poczucie zagrożenia może jednak obudzić demony nacjonalizmu czy fundamentalizmu, zwłaszcza w obliczu problemów społecznych i fanatycznych incydentów. Swoją drogą to komiczne jak bardzo czujemy się dzisiaj europejscy, skoro jeszcze nie tak dawno mordowaliśmy się przemysłowo w imię walki rasowej. Dzisiaj elementem „podejrzanym” jest Arab, Turek czy Murzyn, a nie Niemiec, Francuz czy Ukrainiec. Pomimo tego Europa trzeszczy w szwach, sparaliżowana przerostem biurokracji pozbawionej decyzyjnego centralizmu. Pomimo legislacyjnej gorączki, zalewającej nas makulaturą regulującą nawet kształt ogórka, nie jesteśmy w stanie dogadywać się w kluczowych kwestiach, co tylko konserwuje odwieczne rozbicie dzielnicowe. Ale przynajmniej możemy sobie życzyć wesołych świąt.   

niedziela, 18 grudnia 2016

MÓJ GŁOS

Ostrzegałem Was przed Jarosławem Kaczyńskim, oj ostrzegałem. Ale nie chcieliście mnie słuchać, to teraz macie zadymy na ulicach. Zresztą mogą Was pałować, bo i tak nigdy nie chcieliście mi płacić. Dla Was wszystkich, z lewicy czy prawicy, zawsze byłem tylko pionkiem niegodnym nawet śmieciowych pieniędzy za swój konstruktywny, polityczny hejt. Dlatego zamiast oddawać się swojej pasji, czyli pisaniu, poświęcać się musiałem najpodlejszym zajęciom, takim jak obcowanie z trupami w zakładzie pogrzebowym przez dziesięć godzin dziennie, czym skazywałem się jedynie na pobłażliwe politowanie. Lecz mam Was w dupie, bo dla Was zawsze będę niemalże pariasem, którego głosu nikt nigdy nie wysłucha. Nigdy nikt z Was nie spojrzy na mnie jak na inteligenta, bo nie osiągnąłem takiej czy innej pozycji. A przecież tylko to się dla Was liczy.

To że będę przypisywał sobie takie czy inne przymioty, niedostrzegane przez innych, świadczyć może wprawdzie o ich iluzoryczności. Nie dam jednak pozbawić się wiary, że jestem wartościowym człowiekiem. Nie dam okraść się ze swojej dumy. Ja też chcę, żeby słuchano tego co mówię. Wy – politycy, nawet najbardziej lokalni, nigdy nie wysłuchaliście mnie w sposób który mógłbym nazwać wysłuchaniem. Tym bardziej nie zamierzam słuchać Waszych błazeńskich oracji. Możecie się wszyscy pozabijać o te zasrane stołki. Nie będę płakać, nawet kiedy na ulicach poleje się krew. Interesują mnie tylko ludzie których kocham i lubię, a nie pieprzenie o racji stanu. W niczym mi nie pomagacie, więc ja nie będę Wam w niczym pomagał.

Ja walczę o swoje, a to wszystko nie jest dla mnie. Pierdolę te Wasze premie, luksusy i limuzyny, ale jednego Wam zazdroszczę. Tego, że możecie tak bezwstydnie wymądrzać się. Bo widocznie nie ważne jest co się mówi, tylko kto to mówi. No bo gdybym dzisiaj powiedział to samo, co jutro powie Jarosław Kaczyński, Ryszard Petru czy Grzegorz Schetyna, to nikt nie zwróciłby na to żadnej uwagi. Ale kiedy Wy gadacie, media nagrywają to, rozpowszechniają i cytują. A dla ludzi fakty medialne stają się doniosłe przez samą ich medialność. To jedna z przyczyn dla których chciałbym być osobą medialną. Mógłbym pieprzyć bez końca i zawsze by ktoś tego słuchał. Mógłbym pisać odezwy do narodu, felietony, kazania moralne i traktaty filozoficzne, oraz uczestniczyć w debatach w roli eksperta. Póki co, będę trenował na tym blogu.    

środa, 14 grudnia 2016

BETLEJEM

Jak pisał Kurt Vonnegut, jesteśmy tym kogo udajemy. Kiedy zjemy wigilijną wieczerzę przez chwilę będziemy udawać lepszych ludzi i dlatego nimi będziemy. Ale musimy uważać kogo udajemy. Bo kiedy będziemy udawać ważniaków czy gangsterów to nic dobrego z tego nie wyniknie. Na pewno zaś w święta udawać będziemy, że nie mamy problemów finansowych. Kiedy już poudajemy, że jesteśmy ludźmi sympatycznymi, z powrotem będziemy mogli udawać ludzi konkretnych. A zatem udawać, że robimy coś niesłychanie ważnego. To co jest dla nas ważne, jest zaś tylko kwestią wiary. Kujon może spędzić całą młodość nad podręcznikami, wierząc że zmierza do czegoś ważnego. Jednocześnie może stać się pośmiewiskiem.


Podobno praca czyni wolnym. Z pewnością daje poczucie godności – realizacji czegoś ważnego. Poza tym jest dla nas szczególnie ważne to, co udaje się nam „osiągnąć”. Dlatego udajemy, że to co osiągamy jest tak istotne. Życie nie ma sensu, lecz musimy udawać że jest inaczej. Czyli wierzyć. Gdyby istniał Bóg panowałby kosmiczny porządek. Niestety ewolucji, a więc kosmosu, nie interesuje jak bardzo jesteś szczęśliwy. Zadowolenie szybko mija, żebyś ciągle mógł do czegoś dążyć. Ból zaś ma ochraniać Cię przed narażaniem się na groźne czynniki. Pod koniec życia ten system ochronny na ogół sprawia, że życie staje się trudne do zniesienia. Na szczęście sama śmierć jest najprawdopodobniej bezbolesna. Konający na chwilę przed zgonem stają się pogodni. Kiedy odchodzimy ból już nie jest potrzebny z biologicznego punktu widzenia.
 

Bo ból nie jest krzyżem, który mamy dumnie dźwigać, tylko darem od natury. Bez niego życie nie byłoby możliwe. Nie moglibyśmy też żyć bez trudności, dlatego potrzebujemy umiarkowanego stresu. Stres nie tylko pozwala nam zachować czujność i przygotować reakcję obronną, ale także działa stymulująco, skłaniając nas do poszukiwania nowych wyzwań. Brak jakiegokolwiek napięcia emocjonalnego skutkuje nudą, a nie bez kozery mówią, że z nudów głupoty przychodzą do głowy. Życie nie polega jednak tylko na pokonywaniu trudności. Czasem można zasiąść za stołem obfitości i przestać się tym wszystkim martwić. Żeby nie zwariować.     

wtorek, 13 grudnia 2016

MANIFEST DEMOKRATYCZNY

Wszyscy w Polsce chcą bronić demokracji, tyle że każdy demokrację rozumie po swojemu. Inaczej kiedy jest we większości, a inaczej kiedy w mniejszości. W Europie pełno jest demokratów, bo nie być dzisiaj demokratą to obciach. Ale nie zawsze tak było. Kiedyś europejscy tradycjonaliści widzieli w demokracji coś, co dzisiejsi konserwatyści nazwaliby „lewactwem”, czyli atak na tradycyjne wartości. Wyposażona w najwyższe kompetencje intelektualne, polityczne i kulturowe arystokracja władała bowiem nad chamstwem z bożej łaski. Dopuszczenie pospólstwa do głosu skutkować miało upadkiem kultury i zbydlęceniem. Stało się dokładnie odwrotnie. Od lat kraje demokratyczne rozwijają się znacznie lepiej od niedemokratycznych, i nie ma tu znaczenia, że menel ma w tym systemie takie samo prawo wyborcze jak profesor. Tylko demokracja zapewnia bowiem niepohamowany przepływ służących rozwojowi idei, a totalitaryzm czy autorytaryzm zawsze opiera się na jakiejś ich cenzurze. Przyszłość to informacja. W społeczeństwie niedoinformowanym idiotów zawsze będzie więcej. Byt określa świadomość.

Największym wrogiem demokracji w Polsce jest Janusz Korwin-Mikke. Według niego najlepszym systemem jest monarchia absolutna. Ale król mógłby zabronić wszystkiego, więc także tego co proponuje Janusz. Na przykład wolności gospodarczej. W demokracji każdy debil ma prawo głosu, a w monarchii co niektóry debil może zostać królem. Wolę już, żeby debile głosowali, niż żeby mną rządzili. Niech więc miliony mają rację. Każda władza polega na manipulacji, czyli wykorzystywaniu niewiedzy. Realna monarchia upadła ponieważ ludzie przestali w nią wierzyć. Dzisiaj wierzą w demokrację, a w demokracji wygrywa ten kto lepiej manipuluje. Janusz Korwin-Mikke nie wygrywa, ponieważ nie potrafi manipulować masami. Dlatego chce zostać królem. Kiedyś królowanie było naturalne, bo ludźmi łatwiej było manipulować. Dzisiaj możliwe jest tylko w krajach takich jak Rosja, gdzie ludzie nie myślą. Lecz manipulowanie wcale nie jest takie łatwe, nawet manipulowanie głupszymi od siebie. Trzeba bowiem rozumieć ich głupotę, potrzeby i emocje, a przy tym nie pozwalać sobie na bycie sobą. Makiaweliczna władza jest rodzajem aktorstwa. Połączeniem instrumentalnej empatii i chłodnej kalkulacji.

Pojęcie władzy zwykliśmy łączyć z jej wymiarem politycznym, jest ono jednak znacznie szersze. Władza może mieć wymiar finansowy, instytucjonalny, emocjonalny, seksualny, religijny czy informacyjny. Rządzić może nami szef, nauczyciel, rodzic, kochanka, guru czy autorytet. W takich kontekstach widać najlepiej, że przywództwo jest jednak ze swej natury niedemokratyczne. W pracy, szkole, rodzinie czy sekcie nie ma demokracji w sensie decyzyjnym. W przeciwnym wypadku nastałaby anarchia. Ważne jest jednak, że systematycznie poszerzamy zakres naszej wolności. Że posiadamy coraz większą swobodę w doborze wizerunku czy zainteresowań. Demokracją jest dla mnie poczucie wolności, przekonanie że nikt mnie do niczego nie zmusza i niczego mi nie zabrania. Przynajmniej w sensie prawnym, bo wchodząc w relacje z innymi osobami zawsze godzimy się na jakieś kompromisy. Z pewnością można by dyskutować o tym co powinno być dozwolone, a co zabronione. Więc dyskutujmy.     

poniedziałek, 5 grudnia 2016

STAN ZJEDNOCZONY

Zgodnie z ludową numerologią trzynastego to podobno dzień pechowy. Jak każde takie założenie, także to, zgodnie za statystyką, czasami musi być trafne. Z pewnością trafne było w grudniu 1981 roku, kiedy komunistyczna junta postanowiła rozprawić się z polską opozycją. Z militarnego punktu widzenia była to akcja bardzo sprawna. Spacyfikowanie czterdziestomilionowego kraju, w którym opozycja cieszyła się powszechnym uznaniem, przy „zaledwie” stu ofiarach śmiertelnych, wydawać mogłoby się chirurgicznym uderzeniem. Na dobrą sprawę stan wojenny kosztował mniej żyć niż choćby przewrót majowy Piłsudskiego. Bardziej wynikało to jednak z pokojowego nastawienia opozycjonistów niż „humanitarnej” postawy generała i spółki. Tak to już jest, że kiedy spotykasz agresywnego idiotę, to jeśli masz trochę oleju w głowie, często strategicznie mu ustępujesz, żeby uniknąć niepotrzebnych strat. Kiedy natomiast spotka się dwóch idiotów może być różnie. W literaturze nazywamy to „grą w cykora”. Znudzeni amerykańscy młodzieńcy udowadniali męskość rozpędzając swoje auta kursem kolizyjnym. Ten który pierwszy zjeżdżał z drogi tracił prestiż i zyskiwał miano tchórza. Ale lepiej być żywym tchórzem niż martwym debilem.

Istnieją różne teorie co do tego jak mógł w takiej sytuacji postąpić Jaruzelski. Zdaniem jego obrońców uratował kraj przez bratnią interwencją, natomiast inni odrzucają teorię mniejszego zła, twierdząc że ZSRR nie palił się do interwencji. Oczywiście, wbrew założeniom numerologów i innych wróżbitów, nigdy nie jesteśmy w stanie precyzyjnie przewidywać przyszłości. Patrząc w przeszłość zyskujemy pewność wsteczną, tak jakby coś od samego początku wydawało się oczywiste. Gdy jednak stajemy przed jakimś wyborem, czeka nas szereg mniej lub bardziej prawdopodobnych alternatyw. Ciężko jest jednak bronić czegoś, co służyło konserwowaniu tak absurdalnego i zakłamanego systemu jakim był komunizm. Ale i dzisiaj nie brakuje takich którzy z rozrzewnieniem wspominają „stare dobre czasy”. To już jednak sprawa dla socjologa. Statystycznie pensje Polaków miały mniejszą siłę nabywczą niż dziś, nie mówiąc o deficytach podstawowych towarów, kolesiostwie i bezprawiu. Jaruzelski bronił całkowicie zbankrutowanej już idei, podpierając się rzeszą jej beneficjentów, dla których „demokracja” ludowa stanowiła jedyną legitymację ich uprzywilejowanej pozycji.

Niechlubną tradycją staje się celebrowanie tej ponurej rocznicy, najpierw przez moherów, a teraz ich przeciwników. Na całe szczęście nie widzę jeszcze czołgów na ulicach, więc chyba coś się komuś pomyliło. Mam nadzieję, że nikt nie przyjdzie mnie aresztować, kiedy teraz powiem, że pierdolę ten kraj, jego naczelnika, prezydenta i premiera, a nawet ojca dyrektora. Wiem, że w Polsce nie wszystko jest tak jak być powinno, lecz komunizm minął już bezpowrotnie. Polską chorobą jest babranie się w historii i eksploatowanie jej dla coraz nowych celów politycznych. Jak każdy masowy ruch, dawna opozycja musiała być pluralistyczna, a zatem różnie pojmować wolność. Zatem nikt, z prawa czy z lewa, nie może przypisywać sobie monopolu na jej ideowe dziedzictwo. Komunizm obaliły masy polskie, a nie tacy czy inni działacze.     

niedziela, 4 grudnia 2016

PORADNIK

Wszyscy mówią „bądź sobą”, a jak już jesteś to Cię krytykują. Kiedy będziesz łagodny będą mówić, że jesteś ofermą. A kiedy się wkurwisz, że jesteś egoistą. Jeśli nie będziesz naśladował innych stwierdzą, że jesteś dziwakiem. A w dodatku będą przypuszczać, że zazdrościsz im tego z czego są najbardziej dumni. Każdy człowiek jest niezmiernie skomplikowany, dlatego trudno być sobą. Trudno wyrażać siebie, bo ekspresja nie zawsze znajduje odbiorców. Zagłębianie się w czyjś skomplikowany świat wymaga zaangażowania do jakiego nie jesteśmy zazwyczaj skorzy. Być może dlatego tak często uważamy się nawzajem za idiotów. Tak naprawdę większość ludzi zyskuje w naszych oczach przy bliższym poznaniu. Tyle że nie zawsze chcemy ich poznawać.

Książek też nie lubimy czytać, chociaż czytanie pomaga zwalczać stres. Zostało to nawet udowodnione naukowo. Już po sześciu minutach czytania poziom hormonu stresu redukuje się o dwie trzecie, ponieważ mózg musi skupić się na lekturze. Prawdopodobnie jest to najbardziej skuteczna technika relaksacyjna, nie musicie więc odpalać kadzidełek i medytować. Intuicyjnie wiedziałem o tym zresztą od dawna. Czytanie zawsze mnie uspokajało, dlatego tyle czasu spędziłem pochylony nad zadrukowanymi skrawkami papieru. W dodatku można w ten sposób poszerzać swoje horyzonty. Nigdy nie zrozumiem czemu czytelnicza pasja uchodzi za introwertyczne nudziarstwo. Najwidoczniej lepiej być zestresowanym i dostrzegać mniej aspektów rzeczywistości.

Pod każdym względem materialnym żyje nam się lepiej niż w przeszłości. Jesteśmy lepiej odżywieni i wyedukowani, bardziej mobilni i wyposażeni w coraz „doskonalsze” narzędzia komunikacji. Pomimo tego krzywa chorób psychicznych nieznacznie rośnie, możemy więc mówić w tym kontekście o psychicznych chorobach cywilizacyjnych. Przyczyny tej tendencji są zapewne na tyle złożone, że starczyłoby materiału na niejeden traktat socjologiczny. Wyobcowanie i stres należą jednak z pewnością do istotnych czynników chorobotwórczych. Jak stwierdził pewien hinduski filozof, nie jest miarą zdrowia przystosowanie się do chorego społeczeństwa. A więc bądźcie sobą. I czytajcie książki.    

sobota, 3 grudnia 2016

INWAZJA KRASNALI

Ideały są nieosiągalne, ale są po to, żeby do nich dążyć. Gdyby nie było idei, nie mielibyśmy do czego zmierzać. Realizm pozbawiony idealizmu służyć mógłby wyłącznie analizie zjawisk. Realizacja celu powoduje natomiast syntezę tożsamości. Ja musi zawsze czegoś chcieć i wierzyć, że potem będzie mu dobrze. Czy ma to związek z rzeczywistością, to już inna sprawa. Ale często idea ma charakter samospełniającej się przepowiedni. Wielu ludzi mówi choćby o magii świąt, bo sama idea świąt polega na ich wspólnotowej celebracji. Większość z nas czuje się zobowiązana do spełnienia tej idei, więc świat na chwilę staje się lepszy. Jakież to proste. Potem jednak powracamy do innych idei, związanych z indywidualnymi ambicjami i prozaicznymi potrzebami. Od zarania dziejów różnego rodzaju święta służyły cementowaniu społeczności poprzez taką „magię”.


W informacyjnym kapitalizmie idee służą niestety celom komercyjnym. Podobnie jest więc ze zbliżającymi się świętami. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, obdarowywanie się prezentami oraz dekorowanie otoczenia, sprawiają, że obrót handlowy osiąga wówczas rekordowy poziom. Skokowo wzrasta oglądalność telewizji, a co ubożsi nie licząc się z konsekwencjami zaciągają pożyczki. Święto religijne i ludowe jest też wielkim świętem kapitalizmu. Dlatego jesteśmy ze wszystkich stron bombardowani świąteczną „atmosferą”. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko z powodu narodzin wśród bydła i wizyty pastuchów w szopie. Tym bardziej, że tam gdzie trzoda wszelka, tam też parować smrodem musiały jej odchody. Lecz nie jest to pełny obraz świąt, gdyż wzrostowi konsumpcji towarzyszą też szeroko zakrojone akcje charytatywne i inne serdeczne odruchy. Dobro, podobnie jak zło, bywa zaraźliwe.

 
Pomimo całego świątecznego kiczu pewnie będę próbował razem z Wami pogrążyć się w nim, i oby mi się to udało, bo próbować to już jest dużo. Wiem, że legendy o cudownych narodzinach proroków czy przywódców, to odwiecznie przywoływany topos, ale tak naprawdę każde narodziny są cudem. Kołyszcie więc swoje dzieciątka i opowiadajcie im bzdury o wilkiem krasnalu z Laponii, który kiedyś biskupem, a teraz lata na sankach. Jeśli to komuś pomoże choć przez chwilę być lepszym człowiekiem warto jest świętować.