Łączna liczba wyświetleń

środa, 29 sierpnia 2018

NIEKOŃCZĄCA SIĘ OPOWIEŚĆ


Jeśli przeczytacie, że pieniądze działają na mózg jak kokaina, a czekolada jak seks, będzie to prawda. Bo wszystko zależy od uruchomienia szlaku przyjemności w naszym mózgu. Tyle że zbyt wiele z tego nie wynika. Bo chociaż jedzenie i reprodukcja mają kluczowe znaczenie dla  przetrwania gatunku, już w przypadku pieniędzy widać jak motywację można warunkować. Potencjalnie przyjemne może być coś co sami wymyśliliśmy, o ile tylko budzi w naszym mózgu skojarzenia z przyjemnością. A o tym że za pieniądze można dostarczyć sobie różnych przyjemności nie trzeba nikogo przekonywać (choć nie można kupić tego co najlepsze).

Inne źródła uwarunkowanej przyjemności są jednak zazwyczaj bardziej dyskusyjne – uzależnione od indywidualnych doświadczeń i predyspozycji. Z tego powodu nikt nie może odmówić mi moich przyjemności, tak jak ja nie widzę sensu w szydełkowaniu, zbieraniu kapsli czy grze na bałałajce. Ludzka motywacja wynika z szeregu skojarzeń składających się na określoną filozofię. I dopiero w tej sieci znaczeń znajdujemy spełnienie. Właśnie z tego powodu motywacja drugiego człowieka tak często wydaje się irracjonalna. Jego szczęście może mieć całkiem niezrozumiałe dla nas uzasadnienie...


Chronimy (a nawet koloryzujemy czy całkiem zmyślamy) swoje wspomnienia, bo wierzymy, że najważniejsza jest opowieść która wyjaśnia to kim jesteśmy. Lecz żeby zrozumieć cokolwiek z takich opowieści musimy odtworzyć je we własnej głowie – to znaczy zasymulować. Osoby o podobnym doświadczeniu życiowym czy wywodzące się z podobnego kręgu kulturowego będą lepiej się komunikować posługując się wspólnie nabytymi kategoriami, kodami i skojarzeniami. Znaczenie jakie przypisujemy pojęciom wyłania się ze związanych z nimi doświadczeń. Same słowa nie wyjaśniają stanu świadomości narratora.

Zagadka języka to jedna z największych tajemnic ludzkiej świadomości. Bo posługując się nim płynnie konstruujemy znaczenie, czemu zawdzięczamy całą naszą historię, naukę i cywilizację. Nie dzieje się tak jednak bynajmniej dlatego, że słowa mają określone definicje – bo skonstruowanie tych również wymagałoby najpierw użycia języka. Jeśli zaś słowa i pojęcia nie są definiowane to skąd w ogóle wiadomo, jaki mają sens? Nawet jeśli przyjąć, że znaczenie jest kwestią ich wzajemnego kontekstu wobec siebie, to i tak nie da się rozszyfrować takiego systemu bez jakiegokolwiek oznaczenia „matryc”. Rozumiemy więc język symulując w naszym umyśle jakby to było doświadczać tego co on opisuje. Zdobywanie nowych doświadczeń jest zaś odkrywaniem nowych znaczeń.    

niedziela, 26 sierpnia 2018

HOMO SAPIENS


Albert Einstein mówił, że nie wykazuje żadnego szczególnego talentu, a jest tylko bardzo ciekawski. Przyczyną wszelkich dociekań jest ciekawość, która zmusza nas do zadawania nowych pytań. Einstein pytał o naturę czasu i przestrzeni, co dla większości zjadaczy chleba jest kwestią „filozoficzną”. Ale cóż nią nie jest? Cały świat i życie są wielkimi cudami, tylko my przestaliśmy się im dziwić – a co za tym idzie zastanawiać się nad nimi. Nie zwracamy uwagi na największe tajemnice, bo rzeczy które nas otaczają wydają się zwyczajne, oczywiste i kategoryczne. Tymczasem głód wiedzy i nowych doświadczeń jest równie ważny co inteligencja, która służy tylko do rozwiązywania problemów które przed sobą stawiamy. Te zaś być może wcale nie są problemami, tylko naszymi urojeniami.
 

Wyższy stopień ciekawości wiąże się jednak ze zgodą na niejednoznaczność rzeczywistości, a tego wielu z nas najbardziej się boi. Dlatego trzymamy się kurczowo najprostszych wyjaśnień. Przysłowie mówi, że ludzie inteligentni się nie nudzą, bo fascynuje ich złożoność świata. Nigdy nie jest tak, że „nic się nie dzieje” – co najwyżej twój umysł przestaje analizować bodźce, więc gorączkowo szukasz czegoś co go podnieci. Nuda aktywizuje mózgową sieć wzbudzeń podstawowych zwaną przez buddystów „małpim rozumem”. A wtedy nasze myśli objawiają nam niespełnione pragnienia. Jest to na tyle trudne do zniesienia, że często uciekamy się do najbardziej nawet żałosnych rozrywek byleby tylko wypełnić wewnętrzną pustkę. Ale ciężko się czymkolwiek cieszyć gdy nie ma się w sobie prawdziwej pasji i namiętności.


Nuda wynika z braku zainteresowania, a ten chyba z bezsilności. Każdy z nas czegoś by chciał, tylko nie każdy wie jak się „rozkręcić”. W końcu usilne szukanie wrażeń może być też beznadziejnie przewidywalne – można wiecznie się upijać, tańczyć i krzyczeć, albo serwować sobie wciąż nowe produkty i atrakcje, aż wszystko to stanie się tylko teatrem, a nie prawdziwym doznawaniem. Podążać za swoją ciekawością to jedyny sposób żeby naprawdę „być”. Nuda jest stanem subiektywnym, więc najważniejsze to nie nudzić się ze sobą. Bo po co nam zbytki, osiągnięcia i prestiż, jeśli nie ma w nich nic tajemniczego i niezbadanego. Nie ma głupich pytań – są tylko głupie odpowiedzi. Żyć znaczy dziwić się. Poszukiwać. Myśleć.

czwartek, 23 sierpnia 2018

STAN POSIADANIA


Człowiek zawsze chce tego czego nie ma. Bo jak już coś ma to tego nie chce – chyba że mógłby to utracić. Bo strata boli najbardziej – gdy coś stracisz martwisz się bardziej niż cieszysz kiedy coś zyskasz. Jak rzecze przysłowie – lepszy wróbel w garści niż skrzypek na dachu. Więc choć nie zawsze cieszymy się z tego co mamy, to jeszcze bardziej martwimy się tym czego mieć nie możemy. Przekleństwem człowieka jest wymyślanie sobie coraz to nowych zewnętrznych problemów żeby rozwiązywać te wewnętrzne. Ludzie porządkują świat zamiast własnej głowy i dlatego wiecznie muszą coś poprawiać. Bo świat jest emanacją nas samych – naszą jego interpretacją. Jeśli nie podoba się nam on zazwyczaj nie jesteśmy zadowoleni z własnego w nim miejsca. Sądzimy, że to co czujemy jest odbiciem prawdy, a jest na odwrót – to my nadajemy światu sens (lub nie).

To że potrafimy nadawać życiu znaczenie od wieków skłaniało nas do przypuszczenia, że istnieje jakaś najwyższa prawda, którą tylko należy rozszyfrować. Lecz jeśli życie jest kosmicznym przypadkiem, to nie ma obiektywnego „sensu” – w ten każe nam wierzyć mechanizm celowości i przyczynowości, który umożliwił nam zbudowanie cywilizacji. Społeczeństwa ucywilizowane zawsze miały tą przewagę nad nieucywilizowanymi, że były w przeciwieństwie do nich dobrze zorganizowane. Podobnie w ramach tej struktury warstwy rządzące były lepiej zorganizowane (a przy tym wyedukowane) niż warstwy rządzone. Potrafiły więc nie tylko lepiej manipulować, ale też systemowo egzekwować kulturową narrację. Władza nad człowiekiem wymaga etosu, procedur i hierarchii. Lecz są to rzeczy umowne.
 

Jedni ludzie rządzą drugimi ponieważ jedni uważają, że drudzy mają władzę. A żeby uzyskać wolność masy musiały się zorganizować. Ponieważ zorganizowały się na tyle żeby egzekwować własny system mamy dzisiaj demokrację. Lecz demokracja nie jest – jak to się często sądzi – „celem historii”. To tylko kolejna ideologia, ale jej plusem jest to, że przestaliśmy się wreszcie zabijać i zaczęliśmy akceptować inne poglądy. Demokracja istnieje dlatego, że ją wymyśliliśmy. Podobnie jak wolność – jesteśmy wolni tylko wtedy kiedy w to wierzymy, bo i tak podlegamy bez przerwy różnym uwarunkowaniom. W świecie liberalnym rzekomo cieszymy się wolnością wyboru – nie tylko politycznego, ale przede wszystkim własnej drogi życiowej. Teoretycznie możemy wszystko – bogacić się, uprawiać wolną miłość czy tworzyć sztukę. Praktycznie zawsze potrzebujemy do tego innych ludzi.

Pieniądze czy idee nie są „realne” jeśli nie wiążą nas z innymi. Bo mają wartość tylko o ile wspólnie ją wyznajemy. A ludzie już pokazali, że mogą uwierzyć we wszystko – niewolnictwo, święte wojny, faszyzm, komunizm, konsumpcjonizm. Tak jak uwierzyli we własne wynalazki – pieniądze, biurokrację czy prawo. Cokolwiek robimy chcemy zapisać to w zbiorowej świadomości zbudowanej z określonych kontekstów. W przeciwnym wypadku wszelkie nasze „osiągnięcia” byłyby pozbawione znaczenia. Chcemy tego czego nie mamy ponieważ inni to mają. A my zawsze chcemy być kimś innym niż sobą – być w innym miejscu i czasie, a nie „tu i teraz”. Dlatego gonimy za wiatrem albo tęsknimy za jakimś rajem utraconym – a w zasadzie wymyślonym. W życiu nie można tak naprawdę niczego „mieć”, a jedynie w to wierzyć.

poniedziałek, 13 sierpnia 2018

MORALNOŚĆ POSTMODERNISTYCZNA

Kiedy byłem młokosem myślałem, że wszystko co widzę jest ostateczne i nieodwołalne. A okazało się, że jest tylko wstępne i prawdopodobne (a nawet nie) – do tego stopnia, że można się z tego śmiać. A przede wszystkim z tego, że w ogóle wierzyło się we własne sny. Życie bywa dużo bardziej cyniczne niż się nam śniło, ale uświadomienie sobie tego faktu wcale nie czyni świata lepszym – tylko gorszym. Bo to nie życie takie jest – tylko my się tacy stajemy. Cynizm to przejaw naszej bezsilności. Postępujemy źle kiedy nie umiemy być lepszymi ludźmi. Lecz kto nie przestrzega własnych zasad ten sam siebie nie szanuje. Dlatego unikaj każdego kim nie chcesz się stać – bo ta niemoc i niewiara jest zaraźliwa. A co gorsze bywa też modna.

Czysta uczciwość to podobno rodzaj głupoty. Podobnie jak wrażliwość na cudze „głodne kawałki” i tak dalej. Rezygnacja z korzyści w imię zasad czy rozmiękłe serce to wręcz objaw ciężkiego frajerstwa. Na przykład Jezus był takim frajerem – i wiadomo jak to się skończyło. Tyle że ten przysłowiowy frajer to raczej pojęcie ze słownika osób myślących takimi kategoriami – bo zniżanie się do poziomu chamów i buraków to w zasadzie upadek. Żeby nie dać się wykorzystywać potrzebny jest jednak złoty środek – w przeciwnym wypadku będziemy oszukiwani i poniżani. Wartości takie jak uczciwość nie wzięły się znikąd – bo unikamy tych którym nie ufamy.

Normalne relacje między ludźmi nie byłby możliwe gdyby nie byli oni w jakiś zasadniczy sposób uczciwi wobec siebie nawzajem. A zatem musimy być uczciwi żeby się nie zdyskredytować. Pytanie tylko na ile uczciwi potrafimy być kiedy nikt nie widzi, bo podobno to okazja czyni złodzieja. Jakkolwiek różnimy się poziomem moralnym potrafimy „naginać” (a mówiąc otwarcie łamać) swoje zasady moralne w zależności od czynników sytuacyjnych. Oczywiście zawsze możemy powiedzieć, że każdy by tak zrobił. Lecz mamy jeszcze sumienie które wyznacza nam jakieś granice. Współczesna nauka i psychologia skłaniają się ku poglądowi widzącemu moralny kompas w emocjach – to co „czujemy” jako dobre lub złe skutkuje określonym postępowaniem.

Instynktowne i uwarunkowane odczucia wywołują więc określone reakcje. Lecz to jakie odczucia obudzi w nas dylemat moralny może zależeć od kontekstu poznawczego w jakim go będziemy rozpatrywać. W tak zwanym „dylemacie wagonika” pędzący torami wagonik może rozjechać jedną lub pięć osób w zależności od tego jak przestawimy zwrotnicę. Kierując się czystą matematyką decydujemy się więc poświęcić jedną osobę żeby uratować więcej ludzi. W innej wersji tej zagadki żeby zablokować wagonik pędzący ku pięciu ludziom musimy jednak zepchnąć na jego drogę stojącego na kładce grubasa. I większość badanych odmawia wtedy zabójstwa jednej osoby (bo tak to wtedy odbiera) dla uratowania pięciu. Choć skutki przestawienia zwrotnicy czy zepchnięcia nieszczęśnika byłyby takie same (śmierć jednego homo sapiensa) w pierwszym wypadku czulibyśmy się inaczej niż w drugim i inaczej byśmy postąpili.


Nasz stosunek moralny do danego człowieka określa również stopień więzi jaki nas z nim łączy. Im większy między nami dystans tym mniej czujemy się zobowiązani do przysług moralnych. Osobom z poza naszej wspólnoty kulturowej czy światopoglądowej nie jesteśmy w stanie współczuć tak jak tym z „naszej” grupy. Kiedy badany obserwował ból zadawany członkowi własnej grupy wykazywał silniejszą reakcję empatyczną w obrębie przedniego zakrętu obręczy niż kiedy ból zadawano członkowi grupy obcej. Co gorsza znieczulica taka posunąć się może nawet do całkowitej dehumanizacji. Gdy badanym prezentowano zdjęcia osób z marginesu społecznego, takich jak bezdomni czy narkomani, odpowiedzialna za kontakty społeczne kora przedczołowa aktywizowała się u nich w stopniu znikomym. To znaczy postrzegali „podludzi” bardziej jak przedmioty, co chroniło ich przed dyskomfortem moralnym gdyby na przykład musieli odmówić im pomocy.


To właśnie dehumanizacja polegająca na nieuznawaniu człowieczeństwa innej istoty ludzkiej i wyłączania jej ze wspólnoty moralnej była przyczyną historycznych tragedii takich jak holokaust. Nasza filozofia moralna to niestety tylko deklaracje, podczas gdy zachowaniem kierują głębiej rodzące się impulsy. I pewnie dlatego mimo całej tej paplaniny są dobrzy i źli ludzie, a nawet każdy z nas jest dobry i zły. Chcąc nie chcąc wiara w to, że ludzie naprawdę robią to co mówią, okazuje się strasznie naiwna. Co nie znaczy, że to co mówią nie ma żadnego znaczenia, bo język tworzy rzeczywistość.     

środa, 8 sierpnia 2018

PASJA SPEŁNIENIA

Lubimy myśleć o sobie, że jesteśmy wolni, ale nie możemy swobodnie wybierać swoich pragnień. Bo gdyby tak było to na przykład każdy pedał wolałby być „normalny” żeby nie komplikować sobie życia. Ale nie woli ponieważ ma już określone preferencje które postrzega jako swoją naturę. A zatem nie dokonuje wyboru – jest gejem, tak jak ja jestem heteroseksualny. W świetle dzisiejszej wiedzy homoseksualizmu nie można wyleczyć, więc najlepiej byłoby go zaakceptować. Tyle że różnie z tym bywa. Dlatego homoseksualiści częściej niż inni (dwukrotnie lub nawet trzykrotnie) popełniają samobójstwa – bycie innym wiąże się z reguły z wyobcowaniem czy wręcz narażaniem się na agresję. I właśnie z tego powodu o ile to możliwe staramy się nie odstawać od reszty. Istotą kultury jest wzajemne naśladowanie swojego stylu życia, ale wtedy również nie jest to naszym wyborem.

Już od dziecka różne motywacje, cele i wartości są zaszczepiane w naszym umyśle. Wychowanie, edukacja i socjalizacja starają się nas modelować w odniesieniu do określonych wzorców. Czasem przeciwskutecznie, bo często są one sprzeczne z przykładami jakie widzimy w rzeczywistości, niemniej jesteśmy kształtowani przez różne presje środowiskowe. I choć z biegiem czasu nasze schematy postępowania krzepną, przez całe życie poddawani jesteśmy oddziaływaniu społecznemu. Szukamy akceptacji, miłości, szczęścia – kiedy czujemy się samotni, niekochani czy wyśmiewani zmienia się też nasze zachowanie. Co gorsza dzieje się tak nawet gdy jesteśmy głodni, zestresowani czy niewyspani. Tym właśnie zajmuje się psychologia – rozszyfrowywaniem (a raczej tego próbą) oddziaływujących na nas czynników. Nie ma jakiegoś esencjonalnego „ja” wybierającego swoje preferencje i tożsamość – to nimi właśnie jesteśmy. Określa nas natura i kultura, a nasza „indywidualność” przejawia się w niepowtarzalnej kombinacji tych matryc.


Doświadczenia z elektrostymulatorami pokazują jak możemy włączać i wyłączać określone podzespoły ludzkiego mózgu wpływając na jego procesy myślowe. Pierwotnie wiedzę o funkcjach ośrodków mózgowych czerpaliśmy z przypadków klinicznych – osoby z uszkodzeniami mózgu przejawiły różne deficyty emocjonalne, pamięciowe, percepcyjne, a nawet moralne. Dzisiaj dzięki rozmaitym technikom neuroobrazowania możemy obserwować pracę mózgu podczas przeprowadzania określonych procesów. Dzięki takim badaniom wiemy z dużą dozą prawdopodobieństwa, że decyzje pierwotnie zapadają w naszej podświadomości, a nasz „wewnętrzny głos” tylko dorabia do nich wyjaśnienie. Nasza jaźń nie jest niepodzielnym bytem – świadomość monitorująca tylko nikłą część naszych decyzji wyłania się ze skoordynowanej aktywności systemu nerwowego. I dopiero ta zintegrowana wiązka tendencyjnie dobranych i interpretowanych faktów uzupełnianych snutymi na ich podstawie fantazjami o przyszłości daje nam poczucie ciągłości, spójności i osobowości.

Rozmaite przyjemności (zarówno te instynktowne jak i uwarunkowane) aktywizują nasz mózgowy system nagrody i to (obok unikania zagrożeń) w stopniu podstawowym reguluje nasze motywacje, choć prowadzić może też do zniewolenia i uzależnienia od określonych nagród. Bo uzależnieni jesteśmy zawsze od przyjemności, która degraduje się do poziomu ulgi gdy przestaje nas już zaskakiwać. Niemniej zdolni jesteśmy do poświęceń dla innych ludzi jak również abstrakcyjnych idei, bo do naszych ośrodków przyjemności podłączona jest bardzo skomplikowana aparatura przetwarzająca informacje. Obserwowane u naszych naczelnych kuzynów emocje moralne są w naszym wypadku dodatkowo wzmacniane przez kulturowe abstrakty kreujące intersubiektywną rzeczywistość, w której potencjalna nagroda wiąże się z jej narracyjnym znaczeniem. Dlatego jesteśmy zdolni do osobistych wyrzeczeń dla Boga, honoru, ojczyzny, socjalizmu, demokracji, wzrostu gospodarczego, sztuki czy sportu.


Tym bardziej jesteśmy zmotywowani im wyższej spodziewamy się nagrody, z tym że wyrażać się ona może w różny sposób – także jako nagroda „moralna” w najbardziej abstrakcyjnym znaczeniu tego słowa, związanym z jakimś kulturowym etosem. Przez całą historię ludzkości skłonność ta bywała zresztą wykorzystywana przez różnych królów, kapłanów i ideologów do posyłania ludzi na rzeź i pracy ponad siły. Dziś ośrodki kulturowe są bardziej zdecentralizowane i rządzą się inną dynamiką. Bombardowani informacjami o własnej „wolności” kuszeni jesteśmy jej smakiem. System liberalno-informacyjno-kapitalistyczny stara się dla każdego z nas sprofilować odpowiednią rzeczywistość. Motywacji nie wyzwala mechaniczna tresura (wielkość otrzymywanych nagród), tylko właśnie nagroda w której wartość skłonni jesteśmy uwierzyć. Każdy z nas musi wierzyć w to co objawia mu pragnienie nawet jeśli innym wydawać to się może nudne, dziwaczne, bezsensowne czy osobliwe. Jesteśmy skazani na samych siebie – dlatego musimy być sobą.

piątek, 3 sierpnia 2018

OSOBLIWOŚĆ OSTATECZNA

- Jak zdefiniujesz rzeczywistość? Jeśli mówisz o tym co możesz poczuć, powąchać, spróbować lub zobaczyć, to rzeczywistość jest tylko elektrycznymi impulsami interpretowanymi przez twój mózg – mówił Morfeusz w „Matrixie”. Bo jedynym portalem łączącym nas z rzeczywistością jest mózg – uwierzymy tylko w to co nam „objawi”. Teoretycznie można by więc spreparować dla niego dowolną rzeczywistość, tyle że nie byłaby to prawda. Jeśli jednak czulibyśmy się tak samo, a nawet lepiej, to czy warto byłoby znać prawdę? Ludzkie motywacje są zazwyczaj bardziej złożone od ślepej pogoni za przyjemnością, lecz wszyscy lubimy się trochę oszukiwać. Nie chcemy znać całej prawdy, bo jest zbyt gorzka. Dlatego chronimy ego systemem iluzji i zaprzeczeń, oraz nadajemy życiu metafizyczny sens oparty o kulturową fikcję. Możemy wiedzieć, że wszystko co dobre (i złe) to tylko impulsy w naszym mózgu, ale nadajemy miłości, pięknu i prawdzie znaczenie, które potrzebne nam jest do snucia opowieści. A życie jest opowieścią o nas samych.


Jesteśmy narratorami którzy z selektywnie wybranych i zniekształconych wspomnień oraz kulturowych znaczeń tworzą swoją historię. I ta ciągłość daje poczucie jednostkowego istnienia. Gdybyśmy więc dowiedzieli się, że żyjemy w „Matrixie” cała ta opowieść straciłaby sens – bo miejsce prawdziwych ludzi, sukcesów i porażek, zajęłyby puste hologramy. Choć lubimy się oszukiwać to nie aż tak – chcemy mieć poczucie realnego sensu, a świadomość że tylko go symulujemy wiodłaby do nihilizmu. Niczym Neo chcielibyśmy się wyzwolić, albo całkiem odrzucilibyśmy rzeczywistość i pogrążyli się w wirtualnym świecie. Jednym słowem żeby jakoś funkcjonować we fikcji trzeba ją przyjąć. W przeciwnym wypadku nigdy nie zrozumiemy czemu właściwie robimy to co robimy. Mimo wszystko świadomość do pewnego stopnia musi być symulacją, bo rzeczywistość jest w nią integrowana przez wydzieloną z niej percepcję. Może i świat jest jeden, ale stykając się z naszymi mózgami odbija się w nieskończonej liczbie pojawiających i znikających krzywych luster.  
 


Zgodnie z prawami mechaniki kwantowej rzeczywistość nie istnieje aż do momentu kiedy jest postrzegana (efekt obserwatora). Odkrycia fizyków nie tylko podważyły więc nasze postrzeganie rzeczywistości, ale i świadomości jako tworów ze sobą w jakiś trudny do uchwycenia sposób sprzężonych. Na tej bazie powstało wiele mniej lub bardziej intrygujących hipotez (ścieżki czasoprzestrzenne, wszechświaty alternatywne, świadomość kwantowa). Co bardziej kreatywni „naukowcy” wyprowadzili nawet z efektu obserwatora dowód na istnienie nie-fizycznej świadomości czyli duszy. Nie ma na to oczywiście żadnych dowodów, ale faktem jest, że to co subiektywne często kreuje rzeczywistość – nasze oczekiwania i założenia są z zasady intencjonalne. Rzeczywistość jest jednak okropnie skomplikowana – odkryciem „boskiej cząstki” udowodniono na przykład, że cała materia wszechświata w zasadzie nie istnieje, a jest jedynie zagęszczoną energią. Nasz mózg skazany jest więc na uproszczenia, gdyż przenikanie każdej „prawdy” niszczyłoby podstawowe  kategorie potrzebne mu do konstruowania obrazu świata i nadawaniu mu sensu. Na pewnym poziomie poszukiwań rzeczywistość staje się czymś w rodzaju wielkiego hologramu.