Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 30 marca 2017

NOWOMOWA

Każda rewolucja ma swój własny język. Wprowadzenie nowego języka jest konieczne, gdyż system pojęć nie tylko opisuje, ale też determinuje rzeczywistość. W swojej kultowej powieści „Rok 1984” Orwell nazwał taki język nowomową, a pojęcie to wkrótce weszło do słownika. Dziś mianem tym określa się totalitarną narrację. Nie zapominajmy jednak, że zawsze posługujemy się jakimiś porządkującymi świat narracjami. To właśnie słowa nadają wszystkiemu znaczenie czyli sens. Dlatego nowa rzeczywistość wymaga nowego sensu czyli nowomowy.

Struktura języka określa filozofię każdej z kultur, a w ich obrębie poszczególnych subkultur. Badania psychologiczne dowodzą, że te same elementy można interpretować i klasyfikować w różny sposób, w zależności od tego jak zostaną nam przedstawione. W tym celu politycy, reklamodawcy i przywódcy religijni nadają swojemu przekazowi odpowiednią formę. Współcześnie nazywa się to framingiem, czyli ramowaniem. Chodzi bowiem o umieszczenie przesłania w odpowiednich „ramach” czyli kontekstach.

Percepcja zmusza nas do konstruowania spójnych opowieści o rzeczywistości. Lecz jak pisał Szekspir życie to opowieść idioty. Nasze biografie często są chaotyczne, ale scalamy je w schludne historyjki, tak żeby nadać sens nawet temu co było szczególnie trudne i bolesne. Uczniowie Jezusa nadali jego śmierci tak wielki sens, że uczynili z niej przyczynę wielkiej rewolucji kulturalnej. Każdy z nas chce wierzyć, że zło które go spotkało służyło wzmocnieniu i oczyszczeniu, a nie upodleniu.


Rewolucja przemysłowa, a potem informacyjna, musiała zatem urzeczywistnić się w nowym języku, uwznioślającym pracę i konsumpcję. Rzesza średniaków poświęca się więc ambicji wierząc we frazesy o rozwoju zawodowym. Dlatego konsumpcja nie dostarcza już konsumentom zwykłej uciechy z fizycznego konsumowania dóbr, ale mistycznego wręcz uniesienia. A w każdym razie staje się „wyższym” celem samym w sobie. Wypalanie się dla kilku zabawek i prestiżu staje się chwalebne.

To czego można dokonywać przy pomocy różnych sztuczek językowych, pokazuje jak bardzo rzeczywistość sprzężona jest z narracją. Nie nadając życiu żadnej struktury nie da się przecież wyizolować sensu obiektywnego. Jednocześnie każdy opis rzeczywistości jest jej ramowaniem, gdyż zawsze opisujemy tylko wybrane jej elementy. A zatem uwydatniamy znaczenie tych elementów, jednocześnie ignorując pozostałe. 

środa, 29 marca 2017

CZŁOWIEK W ŻELAZNEJ MASCE

Inaczej zachowujemy się, kiedy jesteśmy sami, a inaczej kiedy ktoś nas widzi. Inaczej postępujemy w obecności matki, szefa, księdza czy policjanta, a jeszcze inaczej wobec kolegi, autsajdera, rywala czy pięknej kobiety. Na tej zależności opiera się cała psychologia społeczna. Człowiek jest istotą społeczną, a życie społeczne wymaga funkcjonowania w różnych kontekstach. Żeby toczyć skomplikowane gry społeczne wykształciliśmy tak zwaną teorię umysłu. Jest to system pojęć który umożliwia spekulowanie na temat stanów umysłowych naszych bliźnich. Staramy się bowiem rozumieć ich intencje i prowokować określone reakcje. Rozstrzygamy w ten sposób jak mamy się zachować.


O tym jak istotne jest odczytywanie cudzych stanów mentalnych najdobitniej świadczą problemy ludzi autystycznych. Gdybyśmy wszyscy byli autystyczni nie udałoby się nam zbudować tak rozwiniętej cywilizacji. Mechanizm pozwalający rozumieć przekonania i zachowania innych ludzi jest wrodzony, lecz umiejętności społeczne rozwijamy zasadniczo przez całe życie. A im wcześniej zaczniemy je rozwijać tym dla nas lepiej, bo w dzieciństwie nasze mózgi są najbardziej plastyczne. Choć potwierdza to niestety smutny stereotyp, rdzenny mieszkaniec wielkiej metropolii jest (statystycznie) bardziej wyczulony na manipulację niż wieśniak z przysłowiowej dziury zabitej dechami.    

KOKSY TO PODLUDZIE
Jednym słowem od dziecka uczymy się tego jak oceniać innych i wywierać na nich wrażenie. Wiąże się z tym kreowanie swojego wizerunku, gdyż człowiek zawsze usiłuje zakomunikować innym, że jest osobą posiadającą określone cechy. Swoje mocne strony staramy się więc uwypuklać, a słabe ukrywać. Przez znaczną część życia zajmujemy się strojeniem min. To arcyludzkie i jakże błazeńskie. Paradoksalnie ten autoprezentacyjny wysiłek skierowany jest raczej do osób niezbyt nam bliskich, gdyż trudno zmienić opinię osób które nas świetnie znają. Jak twierdzi amerykański biznesmen Dave Ramsey kupujemy rzeczy których nie potrzebujemy, za pieniądze których nie mamy, żeby zaimponować ludziom których nie lubimy. Zbyt duży poziom zaangażowania popycha nas do chaotycznych i nerwowych kroków. Gdy chcemy komuś za wszelką cenę zaimponować, na ogół robimy z siebie idiotów. 

poniedziałek, 27 marca 2017

POLSKA WALCZĄCA

Poprawność polityczna to dla każdego co innego. A więc dla jednych oznacza to, że nie można krytykować Jana Pawła II, a dla innych Jurka Owsiaka. Dla jednych to mit żołnierzy wyklętych, a dla drugich legenda okrągłego stołu. Bo utrapieniem jednych jest ciemnogród, a drugich lewactwo. Jednych przeraża zaściankowość, a drugich kosmopolityzm. Żeby nazywać się „niepoprawnym” wystarczy tylko włożyć kij w mrowisko. Rzekomi buntownicy walczą więc z wybranymi chłopcami do bicia – kapitalistami, komunistami, seksistami, feministkami, homofobami, gejami, antysemitami czy Żydami. Z powodu tego masowego nonkonformizmu powoli zamieniamy się w kraj partyzantów. Połowa „inteligencji” siedzi już w jakichś okopach.

Zapewne to nie tylko polski syndrom, ale jako polski wiejski głupek szczególnie wyraźnie widzę rodzime demony. Mamy tu bowiem swoje polityczne totemy, legendy i świętych. Ulubionym zaś zajęciem opłacanych publicystów i pożytecznych internetowych grafomanów jest wzajemne odbrązawianie pomników, bo żaden autorytet nie jest taki święty jak go malują. Prawdę mówiąc często żeby zostać autorytetem moralnym trzeba po prostu mówić ludziom to co chcą usłyszeć. Ludzie oglądają to co chcą oglądać i czytają to co chcą przeczytać. Gazetowa egzaltacja służy więc przede wszystkim podtrzymywaniu morale. I na nic tu uszczypliwości kiedy zbija się cudze argumenty wyszlifowanym w okopach pieleszy monologiem. To nie jest walka na noże.
 


Będąc wychowankiem ortodoksyjnie katolickiej chłopskiej rodziny musiałem mierzyć się z odgórnie mi narzuconym systemem wartości, co sprawia że poprawność kojarzy mi się raczej z religijnością i konserwatyzmem obyczajowym, niż z fałszywą tolerancją. Swego czasu wzbudzona wychowawczą surowością reaktancja popychała mnie do nieumiarkowanego stosowania różnych używek i innych głupot. Z powodu wieku nie miałem natomiast okazji być zmuszanym do udziału w komunistycznych akademiach, ale w szkole nie raz musiałem recytować różne formułki, a w pracy lizać dupę „równiejszym”. Niemniej staram się nasłuchiwać głosów płynących ze wszystkich stron.

W dobie światopoglądowego pluralizmu coraz trudniej określać co mieści się w kanonach politycznej poprawności, ale jest ona wygodnym chwytem retorycznym. Pozwala pokazywać się jej kontestatorom w roli bojowników o prawdę, których próbuje się ze wszystkich stron zakrzyczeć. Poprawność polityczna ma być wielkim spiskiem elit, umożliwiającym powszechną manipulację świadomością, jakiej przeciwstawiają się samotni i dzielni rycerze. W ten sposób buduje się dla znudzonej gawiedzi ekscytującą narrację.    

piątek, 24 marca 2017

DUCH UCIELEŚNIONY

Zanim ewolucja wyposażyła nas w intelekt obywaliśmy się bez niego. Funkcjonowaliśmy ze znacznie mniej rozbudowanymi mózgami, a jeszcze wcześniej nawet bez nich. Ponieważ musieliśmy wtedy nie tylko zaspokajać swoje potrzeby, ale też przystosowywać działania do dynamicznych sytuacji, posługiwaliśmy się systemem reagowania w którym myślenie odgrywało znikomą lub zgoła żadną rolę. Fenomen naszej inteligencji nie mógłby zatem zaistnieć bez tej „zwierzęcej” podstawy. Rozum jest tylko pewnym usprawnieniem procesów emocjonalnych. Co więcej samo myślenie jest w kategoriach naukowych procesem emocjonalnym, ponieważ wynika z popędu. Wybitny neuropsycholog Antonio Damasio nazywa tę emocję „pasją rozumowania”.

Skutkiem myślenia jest kartezjańskie złudzenie świadomości jako umysłu ponad materią, ale wszystkie stany naszego umysłu wynikają ze stanów fizycznych – nie tylko neuronalnych, ale też ściśle somatycznych. Ból, głód czy strach potrafią przecież zupełnie zmieniać nasze postrzeganie. Również potrzeby społeczne są swego rodzaju instynktami zapisanymi w naszej naturze. Nasze uczucia czyli postawy emocjonalne są zaś emocjami wtórnymi, powstałymi w wyniku powiązania emocji pierwotnych z określonymi obiektami. Dlatego tak często kochamy nie tylko ludzi, ale też idee (Boga, honor, ojczyznę...), a nawet przedmioty. Uczucia nie zawsze muszą być wzniosłe. Fizjologicznie poprzedzają one intelektualną analizę, która w znacznym stopniu sprowadza się do ich racjonalizowania.

Jesteśmy świadomi wielu swoich uczuć, lecz często ich sobie nie uświadamiamy. Z powodu ograniczonej pojemności naszej pamięci jawnej, szereg doświadczeń emocjonalnych zapisuje się w naszej pamięci pod postacią markerów somatycznych. Kiedy czujemy, że „coś nam tu śmierdzi”, odbieramy sygnał z ukrytej pamięci naszego organizmu. W języku potocznym nazywamy to intuicją. Oczywiście nie jest ona nieomylna, lecz wszyscy wiemy, że często warto słuchać swoich wewnętrznych przeczuć. Dodatkowo w wydawaniu sądów nieświadomie kierujemy się uproszczeniami poznawczymi czyli heurystykami. Są to efektywne ewolucyjnie sposoby przetwarzania informacji, lecz prowadzić mogą do błędów poznawczych, jak choć w przypadku stereotypizacji wynikającej z heurystyki reprezentatywności.

Wszystkie te tajemnicze siły kierujące naszym postępowaniem określić możemy mianem nieświadomości, ale nie w rozumieniu freudowskim. Ponieważ dzięki nowoczesnej technice możemy już obserwować neuronalne i fizjologiczne korelaty naszych stanów umysłowych i emocjonalnych, wiemy że psychoanaliza zajmowała się raczej filozofowaniem niż badaniem ludzkiego umysłu. I choć mózg kształtuje się pod wpływem indywidualnego doświadczenia społecznego, wyodrębnienie ucieleśnionej w nim psychiki jest symbolicznym uproszczeniem lub tezą religijną. Pomimo jego ogromnej plastyczności otrzymujemy w genach pewien determinujący nas potencjał, co stawia pod znakiem zapytania kwestię wolnej woli. Wiadomo na przykład, że w mózgach psychopatów występują deficyty anatomiczne.

Cokolwiek byśmy nie robili, zawsze będziemy mogli być tylko sobą, dlatego tak ciężko pokonywać swoje ograniczenia, a w niektórych aspektach jest to wręcz niemożliwe. Pozostaje mi więc tylko siebie zaakceptować, choć jest wiele rzeczy jakie chciałbym w sobie zmienić. Nie pomogą mi w tym książki ani usilne starania – musiałbym wymienić swój system nerwowy. Najważniejsze to radzić sobie ze sobą.     

czwartek, 23 marca 2017

SKOWYT

Kiedyś zagrożenie terrorystyczne wiązało się z działalnością zorganizowanych siatek, a dziś przejawia się na ogół ekscesami „samotnych wilków”. Kiedyś siatki islamistyczne musiały się uciekać do instalowania w społeczeństwach uśpionych agentów, dziś przekształcają w swoich siepaczy rozczarowanych europejską (lub amerykańską) rzeczywistością imigrantów. Rodziny młodych terrorystów często opowiadają potem, że zamachowcy nie byli szczególnie religijni, słuchali zachodniej muzyki i pili alkohol, a nawet stosowali inne używki. W jakimś momencie zaczęli się coraz mocniej izolować, a potem „wybuchli”. Ich zbrodnicze czyny nie były jednak tylko przejawem ich problemów wewnętrznych. Na ogół poddawani byli intensywnej indoktrynacji zwanej radykalizacją.

Kiedyś trudniej było indoktrynować, bo terroryści nie mieli dostępu do mediów. Dziś mają internet. Religijni fanatycy zwalczają nas więc naszymi własnymi wynalazkami. Nawet najbardziej spektakularny terror nie ma zresztą znaczenia militarnego, a jedynie psychologiczne, jest więc elementem wielkiej wojny informacyjnej. Nasze media informując o zamachach stają się paradoksalnie narzędziami terrorystów, którym chodzi przede wszystkim o wywołanie poczucia zagrożenia. Dżihadyści przywiązują jednak coraz większą uwagę do swojej promocji w świecie islamskim. Stworzyli już nawet swój mały przemysł filmowy, w teledyskowy lub hollywoodzki wręcz sposób dokumentujący egzekucje i potyczki z niewiernymi. Dzięki globalnej sieci informacyjnej możliwe jest natomiast docieranie do samotnych jednostek podatnych na radykalizację.

Statystyka wskazuje, że im większą sieć się zarzuci, tym więcej schwyta się frajerów. A nie ma sieci większej niż intertnet. Kiedy już zaś ktoś zacznie korespondować z radykałami, potencjalnie będzie podatny na ich wpływ. Przypomina to werbunek do sekty. Spośród tych którzy wykazują minimalne choćby zainteresowanie odsiewa się następnie jednostki najbardziej podatne na manipulację. Następnie eskaluje się wobec nich działania informacyjne. Jednocześnie buduje się w neofitach dżihadu wielkie poczucie własnej wartości, ale wiąże się je z zasługami dla radykalnie rozumianej sprawy islamu. Dlatego najłatwiej radykalizacji ulegają jednostki wykolejone, zagubione, niespełnione i osamotnione. Samobójczy zamach jest na ogół desperacką próbą nadania swojemu życiu głębszego znaczenia.  

wtorek, 21 marca 2017

BLEF KOHELETA

W życiu jak w pokerze przydatny jest blef. Gracze z silnymi kartami udają, że mają karty słabe. A gracze ze słabymi kartami udają, że mają silne. Ponieważ we większości jesteśmy średniakami, a przeciętność mamy za słabość, raczej wyolbrzymiamy swoje atuty niż je ukrywamy. Ale ponieważ często nie mamy się czym chwalić stajemy się jedynie mistrzami opowieści. Im większy „cwaniak” tym większy nieudacznik, a im większy „erotoman” tym większy gawędziarz. Pozostali średniacy i tak nie mają wyboru – śmietanka towarzyska woli ich unikać niż zabawiać bufonadą. Życie staje się więc rodzajem konkursu na najlepszą historyjkę i najlepsze zabawki, a dodatkowo jeszcze quizem i castingiem.

Z blefowaniem miałem zawsze ten problem, że nie umiałem odróżnić silnych kart od słabych. Bo tak naprawdę miałem słabe karty, ale myślałem że silne, więc blefowałem, że nie mam nic. Przyjmowałem postawę lekceważącego dystansu wobec pokazów statusu i kompetencji, licząc że moja pasja i osobowość zostaną dostrzeżone przez łowców talentów i kobiety wyzwolone. Nic takiego niestety nie nastąpiło. Po trzydziestce zrozumiałem, iż muszę udawać że dobrze mi się wiedzie. Nie za bardzo jednak wychodziło mi opowiadanie o tym powodzeniu, przez co powodziło mi się gorzej. Prawdę mówiąc, wiedzie mi się bardzo dobrze, tylko za bardzo tego nie widać i właśnie w tym jest problem.

Kiedy ukrywasz swoje prawdziwe oblicze za przystosowaną do zapotrzebowania maską, to znaczy, że tak naprawdę się go wstydzisz. W dodatku jeśli pozwolisz komuś się do siebie zbliżyć i tak nie sposób ukryć tej niewyjściowej mordy. Lecz świat jest przecież projekcją twojego wnętrza – może być ciekawy i pogodny, ale też nudny i złośliwy. Jeśli świat wydaje mi się coraz bardziej cyniczny, to chyba sam taki się staję. Przeliczam wszystko na jakąś wewnętrzną walutę i wkurwiam się, że nie dostaję tego na co swoim zdaniem zasługuję. Wszyscy prowadzimy takie głupie bilanse. Dodajemy i odejmujemy punkty. Ostatecznym zaś blefem jest udawanie, że to za czym całe życie gonimy jest tak naprawdę nieważne. 

środa, 15 marca 2017

MIECZ PRAWDY

- Przeżycia religijne uważam za rzecz szczególnie ryzykowną, ponieważ mogą w gwałtowny sposób zniszczyć mózg – ostrzegał pionier badań nad sztuczną inteligencją Marvin Minsky. Ponieważ miał rację, wielu młodych ludzi wysadza się dzisiaj w powietrze. W historii świata znaleźć zaś można o wiele bardziej drastyczne wypadki. Także i dziś podejmowane są jednak próby ich relatywizowania. Przykładem może być szalona teoria, jakoby krucjata dziecięca była spontanicznym przejawem ludowej religijności. To tak, jakby twierdzić, że dzieci spontanicznie walczą w szeregach Państwa Islamskiego. Przekonania religijne i polityczne mogą nas zaślepiać, bo uznajemy je za fundamenty swojej tożsamości. Krytykę swojej tożsamości traktujemy natomiast bardzo osobiście.

Lecz choć nasza tożsamość ma wyrażać te wszystkie dobre rzeczy które nadają nam moralną wyższość, na pierwszym miejscu często stawiamy księgi i symbole. Dlatego często zapominamy co to znaczy być dobrym chrześcijaninem, muzułmaninem czy żydem. Komuniści zaś nagminnie zapominali co znaczy być dobrym komunistą. Misjonarze każdej „dobrej nowiny” za cel stawiali sobie nieść ciemnym ludom „światło wiary”. Oczywiście dla dobra całej ludzkości. Niestety często niewdzięcznicy mieli głęboko w dupie egzotyczne legendy, dlatego trzeba było ich eksterminować. Nigdy nie brakowało też heretyków czy rewizjonistów. Zabijajcie wszystkich, Bóg rozpozna swoich.

Z rozkazu papieża Innocentego III zginęło w Langwedocji dziesięciokrotnie więcej chrześcijan niż Rzymianie zgładzili ich w Koloseum, a mimo to w historiografii katolickiej zapisał się jako jeden z najwybitniejszych pasterzy kościoła. Największym zbrodniarzem wszechczasów był Mao Zedong – ofiarami jego polityki padali przede wszystkim rodacy, a jednak do dziś otaczany jest czcią w Chińskiej Republice Ludowej. Wniosek z tego taki, że można być totalnym chujem, o ile służy się „słusznej sprawie”. Wyznawanie określonej religii czy ideologii relatywizuje rzeczywistość za pomocą jej języka. Od każdej takiej „prawdy absolutnej” zdrowsza wydaje więc ścieżka racjonalnego pragmatyzmu, w którym systemy filozoficzne modyfikuje się pod kątem ich użyteczności, a nie im służy. Niestety odwieczna tęsknota ludzkości za idealną harmonią wciąż każe jej szukać Boskiego Porządku..    

poniedziałek, 13 marca 2017

NAWIEDZONY MÓZG

- Twój mózg jest Bogiem – twierdził prorok LSD Timothy Leary. Jego zdaniem sieć umysłów, które są produktami naszych mózgów, jest przejawem kosmicznej inteligencji. Postulowana przez niego rewolucja psychodeliczna polegać miała na zmienianiu własnej świadomości w celu uwolnienia jej od biologicznych i społecznych ograniczeń, co miało wznieść nas na poziom mistyczny i umożliwić panowanie nad światem nerwowym. Rewolucje posługiwać mogą się różnymi narracjami, ale właściwie wszystkie zmierzają do modyfikacji matryc rzeczywistości.


Celem Jezusa, Hitlera i Stalina było stworzenie nowego typu człowieka, a zatem nowego typu kultury. Służył temu nowy etos, uzasadniający konieczność głębokiej przemiany. Także w dzisiejszej Polsce widzimy zalążki tego procesu. Miłościwie nam panujący usiłują w miarę swoich możliwości zaszczepić w narodzie nowe wartości, takie jak kult smoleńskiego męczeństwa. Jednocześnie zmasowana akcja propagandowa dyskredytuje wszystko co liberalne jako komunistyczne.
 

A więc świadomość (czyli mózg) zmieniają dzisiaj przede wszystkim środki masowego przekazu. Ponieważ media uzależnione są od wpływów z reklam, reklamodawcy zmieniają nasze mózgi w maszynki do robienia zakupów. Środek przekazu jest przekazem. Konsumpcja jest kołem zamachowym gospodarki, lecz wielu ludzi nie jest w stanie zaspokajać sztucznie rozbudzanych potrzeb, co wywołuje frustrację. Dodatkowo potęgować może ją porównywanie się ze społecznościowymi maskami. Rośnie zachorowalność na choroby umysłowe, a więc kondycja naszych mózgów się pogarsza.

Ponieważ w przyrodzie funkcjonuje wiele organizmów pozbawionych mózgu, domniemywać możemy, że nasze mózgi powstały tylko po to, żeby chronić nasze ciała. Te zaś są „maszynami przetrwania” naszych genów, czyli tylko nośnikami replikatorów. Intelekt jest ukoronowaniem zdolności natury do adaptacji – pozwala na precyzyjną konceptualizację, wnioskowanie i  planowanie przyszłości. To co jest największym atutem ludzkiego mózgu, czyli jego plastyczność, przyczynia się niestety do tego, że stosunkowo łatwo go „zbałamucić”.

Jednostki bezrefleksyjnie internalizują kulturę, co znajdowało swój makabryczny wyraz w społeczeństwach skrajnie totalitarnych. Dzisiaj zagraża nam z kolei kulturowy wirus islamistyczny.  Z pewnością ideologia dżihadu jest narzędziem, za pomocą której różni cyniczni manipulatorzy realizują swoje interesy. Niemniej jest ideologią żywą, zbudowaną na fundamentach ignorancji i irracjonalności. Przekonań religijnych nie można traktować jako równoważnych wiedzy naukowej, nawet jeśli ta wiedza jest dziurawa.
Mózg nie zawiera w sobie ducha, ani też żadnego innego mniejszego „mózgu” w mózgu. Substancje chemiczne, określone bodźce czy uszkodzenia jego struktur wpływają na funkcjonowanie tego wspaniałego organu, z którego pracą się utożsamiamy. Także czynniki kulturowe są w nim jedynie przypisywane do emocji pierwotnych, wiążąc określone kategorie sytuacji z poczuciem kary lub nagrody i w ten sposób generując emocje wtórne. Nie umniejsza to w żaden sposób piękna umysłu i głębi naszych przeżyć. Nasz umysł jest jednak przypisany do naszego ciała, tak jak wszystkie zmysły odbierające rzeczywistość. Wzrok, słuch, smak, węch i dotyk nie odsłaniają nam obrazu „obiektywnego”, ale przekazują informacje zbierane przez odpowiednie narządy, której potem podlegają zmysłowej obróbce.


Hipotetyczny duch byłby więc ślepy i głuchy, a najprawdopodobniej też niezbyt rozgarnięty, bo nie posiadałby mózgu. W związku z tym nie miałby żadnych emocji, a więc wszystko byłoby mu obojętne. Nie odczuwałby bólu, głodu, ani pożądania seksualnego. Po prostu ulatniałby się z ciała w chwili jego zagłady, a potem wiódł „życie duchowe”.  

czwartek, 9 marca 2017

INTEGRACJA SUWERENNA

Podobno najgorsze co się może nam przydarzyć za granicą to spotkać Polaka. Bo Polak Polakowi świnią. Więc kiedy spotyka rodaka to zaczyna się obawiać, że może się powieść takiej świni zbyt dobrze, przez co on w porównaniu z nią wypadnie chujowo. Dlatego robi wszystko by drugiemu Polakowi zaszkodzić. Jeśli zaś jakiemuś Polakowi powinie się noga to będzie się można jeszcze pośmiać. Bo po co się polska świnia wychyla, zamiast siedzieć na dupie i srać we własne gniazdo? Jebać Polaków!!!


Po co mamy wyjeżdżać za granicę, skoro tu mamy nasze ukochane polskie piekiełko? Kochany Donaldzie wracaj nad Wisłę. Tylko Ty potrafisz dokonywać skutecznych zamachów i to nawet bez zapasu kanapek. Czas rozpylić mgłę i zmylić przeciwnika. Czekają nas ciężkie walki z politykami wyklętymi. Po ich stronie stanął sam wielki Jacek Syryusz-Wolski. Widać już po gabarytach, że to zawodnik wagi ciężkiej. Nie będzie tak łatwo wykiwać tych Polaczków, ale masz po swojej stronie zdrajców i kosmopolitów.


Złota zasada mówi, że zasady określa ten kto ma złoto, więc zasady określają Niemcy i inni płatnicy. Obsesja suwerenności doprowadzić może co najwyżej do stworzenia Europy wielu prędkości, w której nikt nie będzie nas prosił o zacieśnianie więzów. W takim układzie stopniowo odcinani będziemy od dopływu gotówki, a przy tym wykluczani z procesów decyzyjnych. Jednocześnie tkwić będziemy w obecnym uzależnieniu gospodarczym od „zgniłego Zachodu”, a osłabienie naszej europejskiej pozycji może je jedynie pogłębić.


Walka o „swojego” kandydata, zamiast poparcia pewniaka, to kolejny przejaw sztywnej bezkompromisowości polskiego rządu, dla którego fantastyczne projekty polityczne ważniejsze są od zdroworozsądkowego pragmatyzmu. Polska w przewidywalnej przyszłości nie będzie miała pozycji równoważnej Niemcom, a egzotyczny sojusz z Brytyjczykami stracił sens zanim jeszcze stał się faktem. Wystawienie konkurencyjnej kandydatury wobec Tuska ma go zohydzić jako figuranta narzuconego przez obcych, lecz to tylko rytualna polityczna złośliwość. 

sobota, 4 marca 2017

BÓG W PROSZKU

Tunezyjczyk który rozjechał na jarmarku bożonarodzeniowym w Berlinie kilkunastu ludzi zażywał kokainę. Takie są wyniki sekcji zwłok. Media donoszące o tych wynikach określiły je jako „zaskakujące”, chociaż nie wiem czemu. Wiadomo, że w muzułmańskich dzielnicach miast zachodniej Europy narkotykami handluje się na każdym rogu, jednak ćpanie wydaje nam się sprzeczne z etosem wojownika świętej wojny. Tymczasem przy żołnierzach Państwa Islamskiego w Syrii i Iraku znajdowano tabletki captagonu, którymi nakręcali swoją furię. Moralna siła lubi bowiem wspomaganie. Sam Hitler nie wahał się stosować amfetaminy broniąc Europy przed „bolszewickim zepsuciem”, a dziś dostarczają ją polskiej młodzieży patrioci w szalikach.


Wielkim miłośnikiem kokainy był też twórca szalonej teorii zwanej psychoanalizą Zygmunt Freud, który zdołał zarazić na długie lata świat (a szczególnie Amerykę) swoją obsesją na punkcie kastracji i kazirodztwa. Podobno w kokainie najbardziej urzekało go to, że wywoływana przez nią euforia niczym nie różniła się od euforii odczuwanej przez trzeźwego człowieka. Twierdził, że koks orzeźwia, podnosi wydajność umysłową i działa antydepresyjnie. Ponieważ w czasach Freuda wiedza o funkcjonowaniu mózgu była dużo skromniejsza niż dzisiaj (dlatego mógł on propagować swoje „odkrycia”), nie wiedział on, że w obu wypadkach chodzi o wydzielanie dopaminy.

Kokainą raczył się również papież Leon XIII, autor słynnej encykliki Rerum novarum. Pobudzał on się nabywanym od farmaceuty trunkiem Vin Mariani, czyli ekstraktem liści koki w czerwonym winie. Był to dosyć mocny środek – kieliszek zawierał około 100 mg czystej kokainy. Jego działanie nie było więc subtelne. Po kolumbijski proszek sięgało też wielu artystów – w ich wypadku to chyba jednak nikogo nie dziwi. Kokainowy terrorysta uwierzył zapewne, że Allach czeka na niego z wielkim workiem towaru i niewiernymi sukami z filmów przyrodniczych. Terror zawsze jest ślepy – czy będzie islamistyczny, faszystowski czy komunistyczny.

czwartek, 2 marca 2017

EMO

Swoje uczucia możemy wyrażać lub je ukrywać, ale nie możemy uciec od emocji które przeżywamy. Możemy co najwyżej przewidywać swoje stany emocjonalne – planować emocje, wywoływać je czy też ich unikać. Emocje są bowiem automatycznymi reakcjami na określone bodźce. Za optymalny dobór bodźców odpowiada nasza inteligencja emocjonalna. Strategię wykorzystującą nasze automatyzmy emocjonalne można szeroko określić mianem manipulacji, choć trzymając się tej definicji wszyscy manipulujemy sobą nawzajem. W tym kontekście mówimy z kolei o inteligencji makiawelicznej.


Zdaniem antropologów ewolucyjny rozwój naszych mózgów wynikał między innymi z tego, że musieliśmy zwiększać swoje zdolności manipulacyjne, co zapewniało nam sukces rozrodczy. Jednym słowem w pewnym momencie ewolucji intelekt stał się ważniejszy od sprawności fizycznej. Obecnie trend ten ulega jednak odwróceniu – statystyki pokazują, że współcześnie osoby inteligentniejsze rzadziej zakładają rodziny, co wymaga jakiegoś socjologicznego wyjaśnienia. Ludzkość może się w końcu przez to stać w pewnym stopniu genetycznie głupsza.

Pomimo tego na pewnym poziomie manipulacja nie wymaga szczególnej inteligencji, a jedynie intuicji, czy choćby instynktu. Niekiedy skomlący pies potrafi manipulować swoim panem, a jest to przecież stworzenie od niego głupsze. Często dzieci potrafią doskonale manipulować swoimi rodzicami, a ograniczone ślicznotki swoimi napalonymi adoratorami. Emocje są kluczowym czynnikiem w procesie podejmowania decyzji, i to nawet tych „przemyślanych”. Ostatecznie ciężko jest przecież zdecydować się na coś czego się naprawdę nie chce.

Analiza sytuacji dodaje tylko plusy i minusy do opcji ważonych na szali emocjonalnej. Służy ukazywaniu swoim emocjom pełniejszego obrazu. Wybór jest manifestacją przeważającej emocji. Nasze emocje mogą być ambiwalentne, ale nie świadczy to o rozdwojeniu jaźni. Zasadniczo jaźń jest zresztą tylko pewnym złudzeniem, nasze mózgi składają się bowiem z wielu powiązanych, lecz autonomicznych modułów, pozbawionych jednego „centrum dowodzenia”. Poszczególne moduły służą realizacji różnych zadań, więc nierzadko wchodzą ze sobą w konflikt. Jak takie konflikty są rozstrzygane tego jeszcze nie wiemy, ale najpewniej mózg posługuje się jakimiś wpisanymi w jego funkcjonowanie algorytmami.

Większość decyzji podejmujemy nieświadomie, można się więc spodziewać, że nie jesteśmy świadomi wielu własnych emocji. Nie jest to oczywiście coś co możemy sprawdzić. Alternatywne hipotezy mówią też o formach świadomości do których jaźń nie ma dostępu – taką możliwość rozważał choćby ekspert od psychologii ewolucyjnej Robert Kurtzban. Także świadomość w znanej nam postaci nie jest monolitem – wyróżniać możemy różne jej poziomy, co pozwala nam na przykład przestrzegać w pracy procedur myśląc o dupie Maryni.


Zasadniczo żeby odczuwać emocje, rozumiane jako afektywne reakcje na bodźce, nie potrzeba posiadać nawet mózgu. Nawet prymitywne pierwotniaki można zmusić od ucieczki zagrażającymi im bodźcami, możemy więc przyjąć, że zwierzęta odczuwają emocje. Dzięki temu mogą podejmować decyzje umożliwiające im przetrwanie. Zresztą jakby na to nie patrzeć także mózg jest częścią naszego ciała. Nasze ciało rejestruje w pamięci ukrytej wszystkie emocje, pod postacią tak zwanych markerów somatycznych. Aktywowane stanowią potem fizjologiczny sygnał o potencjalnych skutkach podejmowanych decyzji.

Markery somatyczne wytwarzane są na podstawie poprzednich doświadczeń, to znaczy warunkowania. Reakcja bezwarunkowa następuje instynktownie, natomiast ta uwarunkowana jest skutkiem tak zwanego uczenia się, przy czym chodzi tu raczej o emocjonalną tresurę. Markery somatyczne ułatwiają nam podejmowanie decyzji, a niekiedy wręcz są czynnikiem decydującym. Kiedy podejmujemy jakąś decyzję pod wpływem „przeczucia”, mówimy o intuicji. Tak naprawdę świetna intuicja wynika z precyzyjnego stosowania markerów somatycznych. Co więcej także nasza pamięć jawna zapisuje przede wszystkim odczucia. Pamiętamy jak się czuliśmy w różnych sytuacjach i przez ten pryzmat widzimy fakty.       

środa, 1 marca 2017

GÓWNO I DIAMENT

- Z prochu powstałeś i w proch się obrócisz – te słowa przypominać nam mają o tym, że życie jest tylko stanem tymczasowym. Wszyscy składamy się z materii jaką Wielki Wybuch rozniósł po wydrążonej eksplozją przestrzeni. Nasze ciała zbudowane z pyłu gwiezdnego skazane są na organiczny rozkład, który przywróci pierwiastki przyrodzie. Co ostatecznie stanie się ze wszechświatem tego nie wiadomo, ale można powiedzieć, że przekształci się w jakąś końcową osobliwość. Słowem zostanie po nas jedno wielkie gówno. I to w dodatku osobliwe.

Gadka o prochu i tym podobne podniosłe sentencje mają być świadectwem marności tego świata. Zdaniem wielu istnieje bowiem wyższa rzeczywistość, a celem naszej ziemskiej wędrówki jest jedynie przygotowanie się do jej kontemplowania. A więc memento mori. Tylko kult religijny zapewni Ci po śmierci ekstazę religijną. Śmierć jest bowiem w doktrynach religijnych tylko bramą do innego świata. Celem takich praktyk jest zaprzeczanie nadchodzącej nicości. Trupiej czaszki używa się tylko jako straszaka.
 

Pożegnalne ceremonie mają z reguły podniosły charakter, jakby oto stało się coś wielkiego. Ktoś kto wczoraj był tylko człowiekiem teraz stał się patrzącym na nas z góry duchem, któremu należy się szczególna cześć. Na cmentarzu histeria miesza się z patosem, ale o ile żal często bywa szczery, rytualny spektakl jest wielkim teatrem. Widzimy bowiem uczesanego, wypudrowanego i wystrojonego bliźniego, a nie marne truchło którym się stał. Ale dopóki te truchło nie spocznie na trumiennych poduszkach zwykli ludzie będą go się brzydzić bardziej niż gówna.

Kiedy pracowałem w zakładzie pogrzebowym widziałem kilka trupów. Widziałem ciała powykrzywiane chorobami, znajdujące się już w rozkładzie i roztrzaskane w wypadkach. Niedomyte i osrane szczątki organiczne. Ropiejące odleżyny i okaleczenia. Wtedy zrozumiałem, że zanim staniemy się prochem stajemy się gównem, a ktoś to musi posprzątać. Ja także stanę się gównem – taka jest brutalna prawda. Ale to co najpiękniejsze w życiu wiąże się z gównem. Miłość wyraża się wycierając gówno z dupy niemowlęcia lub starca. Są oczywiście dużo przyjemniejsze formy miłości, ale to już inna historia.