Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 29 stycznia 2024

INTELIGENTNY PROJEKT


 Powstanie naszej inteligencji wydaje się ukoronowaniem całej ewolucji - oto wreszcie na Ziemi powstał gatunek zdolny królować. Być może skolonizuje inne planety, być może opuści Układ Słoneczny nim jego centralna gwiazda się wypali, być może ewakuuje się do innego wymiaru przed końcem Wszechświata... Być może będzie żył wiecznie. Snujemy różne wizje, tyle że na razie nie potrafimy poradzić sobie z problemami takimi, jak zmiany klimatyczne, przeludnienie, niedobory żywności czy konflikty zbrojne.

Ale wszystko zaczyna się od marzenia. Sądzimy więc, że pisana nam jest wielkość. Nie da się zaprzeczyć, że zmieniliśmy na tej planecie więcej niż jakikolwiek inny gatunek. Tyle że ewolucja działa powoli - istniejemy zbyt krótko, aby ocenić czy odnieśliśmy sukces. Pogadajmy za milion lat. Krokodyle pojawiły się w późnej kredzie 83,5 miliona lat temu. Nasza cywilizacja trwa zaledwie od kilku tysięcy lat, a gwałtownie przyspieszać zaczęła dopiero ostatnio. Jeszcze na początku XX wieku było nas kilkukrotnie mniej.

A to że jest nas coraz więcej generuje różne problemy. Zasoby nie są nieograniczone, a my lubimy mieć coraz więcej. I wymyślamy coraz nowe sposoby jak zasoby takie marnotrawić. Podczas gdy miliard ludzi nie ma dostępu do czystej pitnej wody my zajmujemy się podlewaniem monokulturowych trawników, ciągle coś kupujemy i wyrzucamy do śmietników, chorujemy z nadmiaru kalorii, a inni umierają z głodu. Przez to że pomagamy im przeżyć mnożą się jeszcze bardziej i dalej głodują, a potem szukają lepszego życia i próbują dostać się do "naszego" świata.

Tyle że w tym świecie nie ma dla nich miejsca i zaczynają się społeczne napięcia. A my kłócimy się o politykę, ciągle o coś walczymy, tu i ówdzie jak strzelba Czechowa kisi się broń nuklearna... I nikt nie wie jak zatrzymać rozwój którym żywimy swoje ambicje i plany, bo uzależniliśmy się od jego owoców. Dominować będzie ten kto więcej wyprodukuje, więc bez względu na koszty trzeba więcej wyprodukować. Choć zdajemy sobie sprawę z przyszłych konsekwencji zostawiamy ten problem przyszłym pokoleniom.

I toniemy gdzieś w niezmierzonych odmętach internetu, szukając tam prawdy ostatecznej - odpowiedzi na wszystkie pytania. To ewolucyjny biały szum - samodzielnie wytwarzamy dla siebie bodźce, którym poświęcamy całkowitą uwagę. Nasz wspaniały układ nerwowy przestaje się zajmować światem - takim jakim jest. Świadomość zamiast pomagać organizmowi staje się jego pasożytem - działamy tak, aby dostarczyć sobie satysfakcji, przyjemności i zadowolenia, wyrzutu błogości w naszych czaszkach. 

Zwierzęta zwane żachwami zjadają własne mózgi, kiedy nie są już im potrzebne. W postaci larwalnej przypominają kijanki i muszą się przemieszczać - posiadają więc coś w rodzaju mózgu. Gdy jednak osiągają dojrzałość przytwierdzają się na stałe do jakiejś podwodnej skały i trawią własny mózg wraz ze struną grzbietową, bo przez resztę życia zajmować się będą jedynie odżywczym filtrowaniem wody morskiej. W takiej sytuacji nie muszą już podejmować żadnych decyzji, a mózg byłby dla nich jedynie obciążeniem.

My możliwość doznawania świata w różnych jego przejawach (czasem urojonych) uznaliśmy za sens życia, ponieważ to pogoń za pozytywnymi stanami umysłu ewolucyjnie pozwalała nam przetrwać. Tyle że teraz sami zaczęliśmy fabrykować dla siebie takie stany - przyjemności same w sobie, których zadaniem jest satysfakcjonować nasz mózg, bez względu na inne korzyści czy szkody. Tak naprawdę nie wiadomo gdzie nas to zaprowadzi. Biorąc pod uwagę różne pojawiające się komplikacje, niekoniecznie zbudujemy Wielką Utopię. 

czwartek, 25 stycznia 2024

MAŁPA Z BRZYTWĄ


 Sztuczna inteligencja diagnozuje raka skuteczniej niż lekarz. Przeszkolone na milionach zdjęć modele AI są w stanie wykryć nowotwór już na bardzo wczesnym etapie. Ostatnio takie informacje przestały nas już dziwić. W końcu to maszyna, więc odpada tak zwany czynnik ludzki, będący podobno najsłabszym ogniwem wszystkich "idealnych" systemów. Maszyna nigdy nie jest zmęczona, głodna, zdenerwowana i tak dalej. Czyli nic nie zaburza jej "percepcji"...

Poza tym sztuczne sieci neuronowe dysponują wielkimi mocami obliczeniowymi skoncentrowanymi na wykonywaniu jednego tylko zadania. Człowiek z kolei potrafi wiązać wiele informacji w spójny obraz rzeczywistości, dzięki czemu zyskuje niezwykły poziom świadomości. Pewnie dlatego w przewidywalnej przyszłości nie da się go zastąpić algorytmem. Jak wiemy urządzenia też się zużywają, można je zhakować i przejąć nad nimi kontrolę, czy zainfekować jakimś wirusem. 

Problemem jest w tym kontekście zrozumienie "toku rozumowania" takich modeli decyzyjnych. Bo jeśli zdawać się musimy na niewyjaśnialne diagnozy, no to gdzieś z tyłu głowy czają się różne związane z tym zagrożenia... No i gdy model sztucznej inteligencji zacznie szwankować to już nie za bardzo wiadomo co z tym zrobić. W końcu istotą AI jest to, że sama się usprawnia, więc może błędnie nadać wagę jakimś kryteriom, choć zazwyczaj wykrywa statystyczne kryteria znajdujące się poza ludzkim postrzeganiem. 

Na ogół jesteśmy w stanie wyciągnąć matematyczne dane dotyczące konkretnego działania, tyle że są one nieczytelne nawet dla osoby technicznej która odpowiada za dany model. W każdym bądź razie potrafimy to sobie jakoś łopatologicznie wyobrazić - sztuczna inteligencja jest tak skuteczna, ponieważ potrafi wykrywać statystyczne wzorce. A zatem potrafi diagnozować raka skuteczniej niż lekarz ponieważ jest "inteligentna". Trochę tautologiczne to wyjaśnienie, lecz nie do tego nie do tego zmierzam...

Interpretacja mikroskopowych obrazów tkanek nie jest łatwym zadaniem, nawet dla lekarzy z wieloletnim doświadczeniem, a mimo to świetnie radzi sobie z tym "ptasi móżdżek" zwany gołębiem. Już po piętnastogodzinnych "sesjach szkoleniowych" trafność stawianych przez gołębie diagnoz sprawdzała się w 85%, a biorąc pod uwagę ptasie "konsylium" (złożone z czterech osobników) w 99%!!! Zdolność naszych pierzastych przyjaciół do uczenia skojarzeniowego połączona z niezwykłą ostrością wzroku daje im na polu identyfikacji nowotworu przewagę nad radiologami.

Metodą warunkowania klasycznego wytresowano gołębie tak aby wskazywały zdjęcia przedstawiające nowotwory - choć oczywiście gruchające towarzystwo nie miało pojęcia o co chodzi. W swym gołębim umyśle powiązało jednak fakty - wskazanie określonego wzorca skutkowało skonsumowaniem smacznej przekąski. Zwierzęta potrafią skutecznie wykrywać korelację pewnych zdarzeń, gorzej natomiast idzie im ze zrozumieniem przyczynowości.

W tym właśnie specjalizujemy się my - nasz popęd rozumowania każe nam dociekać przyczyn tego o czym informują nas zmysły, a zrozumienie przyczynowości pozwala czerpać wiedzę niekoniecznie z własnego doświadczenia. Nie tylko przyswajamy informacje od innych ludzi, ale też przetwarzamy je w różne koncepcje. I właśnie tym sposobem zbudowaliśmy sztuczną inteligencję, syntezując naszą wiedzę informatyczną z neurobiologiczną.

Dopiero stworzenie "plastycznych" czyli tylko wstępnie zaprogramowanych modeli uczenia się, w których sztuczne neurony dzięki sygnałom numerycznym komunikują się między sobą w licznych warstwach działających równolegle, pozwoliło zbudować tak bystre maszyny. Lecz wszystko sprowadza się do podobieństw, trendów i korelacji... Czyli do tego co znają choćby gołębie, bo nie potrzeba do tego specjalnie rozbudowanej świadomości. Wedle naszych standardów gołąb jest przecież przygłupi. Tak więc bardziej niż sztucznej inteligencji obawiać się trzeba tego, że coraz częściej bawią się nią niepowołane ręce - a zatem znowu ten nieszczęsny czynnik ludzki...

sobota, 20 stycznia 2024

TEORIA WSZYSTKIEGO


 Często wydaje nam się, że między nami a królestwem zwierząt istnieje jakaś przepaść. Ale przez blisko 100 tysięcy lat liczebność populacji ludzi i szympansów była zbliżona. Czyli niezwykłe możliwości naszych umysłów nie dawały nam na ewolucyjnym starcie żadnej istotnej przewagi nad włochatymi kuzynami. Pojawienie się homo sapiensa było genetycznym efektem motyla - w ciągu kilku tysięcy lat zbudowaliśmy cywilizację zmieniając całkowicie ekologię tej planety.

Miliardy lat ziemskiego życia wydają się zmierzać do rozumnej dumy i moralnej wyższości człowieka nad pospolitszym bydlęciem... Ale przez te miliardy lat życie nie potrzebowało nauki, religii i kultury, żeby przetrwać. Pierwotne życie nie musiało sobie stawiać metafizycznych celów, ponieważ te są odpowiedziami na nasze przerośnięte potrzeby poznawcze. Już od dziecka lubimy pytać dlaczego, zapytaliśmy więc dlaczego żyjemy i co możemy z tym zrobić. Wyszło jak wyszło.

Każda kultura jest jest odpowiedzią na egzystencjalne pytania zbiorowości dzielącej wspólne doświadczenia. To źródło formalnych wskazówek moralnych jak mamy realizować istotne dla niej wartości i standardy. Reguły moralne często są zbieżne w różnych kulturach, ponieważ wynikają z pewnych społecznych instynktów - uniwersalia moralne to między innymi wspieranie krewnych, odwdzięczanie się za przysługi, szacunek dla starszyzny, nietykanie cudzej własności czy poświęcenie na polu bitwy. Nakładają się na nie relatywne konstrukty kulturowe.

Kwestią moralności może być jedzenie wieprzowiny, zasłanianie twarzy, popełnienie seppuku czy
polowanie na czarownice. W zależności od kultury zmieniają się wymagania moralne - emocjonalne kompasy wskazują poczucie winy gdy "zgrzeszymy", co staramy się jakoś "odpokutować". W dodatku łamiąc normy narażamy się na społeczną dezaprobatę.

Tak zwane normy grupowe funkcjonują też w świecie zwierząt, będąc sposobem na zachowanie społecznej równowagi. Tyle że tam nie trzeba dorabiać do tego żadnej ideologii - chodzi o zachowanie kompromisowego status quo. Gdy normy takie jak "kolejność dziobania" zostają zakwestionowane dochodzi do spięć. Gdy hierarchia ponownie zostanie ustalona każde stworzenie zajmuje przypisane sobie miejsce w szeregu. Krasomówcy odkryli jednak, że najskuteczniej jest sformalizować porządek społeczny w języku i wyznaczyć mu jakąś metafizyczną misję. Pozwala to władać umysłami, nawet gdy król jest nagi.

Na każdym poziomie moralność jest zatem formą współpracy, choć ortodoksi różnych systemów sprowadzać mogą jej przykazania do absurdalnej patologii. Poza tym kultura wyznacza granicę pomiędzy MY a ONI., może więc prowadzić do wytrzebienia konkurencyjnego stada. W imię Ostatecznego Celu można mu też narzucić własne bóstwa, barwy plemienne czy obowiązek noszenia gaci i posiadania dowodu osobistego. Wojna niesie śmierć, lecz ta jest motorem każdej kultury - chcemy nadać życiu niezniszczalne znaczenie skompresowane w Świętych Symbolach.

środa, 17 stycznia 2024

KONSUMENCI INFORMACJI


 Efektywną komunikację i koordynację społeczną umożliwia tak zwany tryb prawdy domyślnej. Oznacza to mniej więcej, że wierzymy innym na słowo. Pomijając skrajnych paranoików, zakładamy prawdomówność otaczających nas osób, dopóki dowody ich kłamstw nie stają się przytłaczające. Oczywiście jest to ryzykowne, lecz jak widać ewolucyjnie opłacalne, więc nie weryfikujemy każdej otrzymywanej informacji.

Właśnie ta wrodzona naiwność sprawia, że tak łatwo nas okłamywać i manipulować, a w mediach cyfrowych szerzyć dezinformację. Skuteczne oszustwo wymaga tylko bezczelności i dobrego wciskania kitu czyli barwnej narracji. Czasami zaś wciskanie kitu służy nawet nie tyle wprowadzaniu kogoś w błąd, co ukazywaniu się w roli eksperta, znawcy, autorytetu... Jednym słowem budowaniu własnej pozycji. Ponieważ wszyscy wyrażają swoje opinie o wszystkim zalewa nas gównoprawda.

Umiejętność plecenia efektownych bredni może pomagać jednostkom w budowaniu kompetentnego wizerunku, a także wpływów społecznych. Jednocześnie może być pokazem inteligencji, choć paradoks polega na tym, że im lepiej osoba wciska kit, tym mniej energii i czasu "musi" poświęcać na sprawdzanie faktów. Po prostu pieprzy co jej ślina na język przyniesie, świadoma tego, że zwraca się do ignorantów... Nawija makaron na uszy, a nikomu zazwyczaj się nie chce roztrząsać jej argumentów.


Pewność siebie wynika z wiary we własne umiejętności, a skoro ktoś wie że umie lać wodę na każdy temat, wyraża swoje opinie coraz bardziej kategorycznie. Gdy zaś ktoś "dyskutuje" dynamicznym i zdecydowanym tonem wydaje się bardziej wiarygodny. Wątpliwości to przecież oznaka nieznajomości materii - przynajmniej w naszej percepcji, gdyż w zasadzie to jeden z błędów poznawczych. Tak zwany efekt Dunninga-Krugera wskazuje, że ludzie bardziej wykwalifikowani zaniżają swoje kwalifikacje.

Z kolei im mniej ktoś wie, tym bardziej jest pewien swojej "wiedzy" składającej się czasem jedynie z obiegowych stereotypów, miejskich mitów i medialnych doniesień... Aureolę autorytetu wzmacniają dodatkowo kręgi wzajemnej adoracji, w których różni mędrcy sobie przytakują i przyklaskują. Polityka to właśnie sztuka wciskania kitu tak długo aż napompowana bańka pęknie... W marketingu bardziej od prawdy czy fałszu liczy się wywieranie generalnego wrażenia, dlatego nowe technologie napędzają populizm, polaryzację, spiskologię i pseudonaukę.  

niedziela, 14 stycznia 2024

CZAS PATRIOTÓW


 Chojrak Kamiński jeszcze niedawno pokazywał gest Kozakiewicza, co miało oznaczać, że nie boi się najstraszniejszych nawet represji. Nic mi nie zrobicie, bo jesteście fujarami...  Teraz rozpoczął protest głodowy, a partyjni koledzy biją na alarm, że jego stan jest poważny. Jak tak dalej pójdzie, trzeba go będzie na siłę dokarmiać, żeby chudzina nie zdechła. Co innego Wąsik, ten to ma jakieś zapasy tłuszczu, ale i tak trzeba go ochraniać, żeby więźniowie nie robili mu dowcipów. 

Jednym słowem organizacyjnie tych dwóch męczenników to tylko problem. Nie mówiąc o tym jaki to problem polityczny... Prezydent najpierw nie chciał ich powtórnie ułaskawić, a potem zrzucił odpowiedzialność na prokuratora generalnego - wybierając procedurę znacznie dłuższą od klasycznego prawa łaski - po to, żeby móc teraz święcie oburzony apelować o jak najszybsze uwolnienie więźniów politycznych, bo ich żony tęsknią... 


Przy okazji w słusznie zorientowanych mediach trwa wyliczanka rzekomych zasług internowanych pogromców układu. Tworzy się narrację, jakoby wiedzieli zbyt wiele o mafijno-agenturalnych zbrodniach junty Tuska i dlatego trzeba było ich uciszyć. Jednym słowem stary dobry spisek, do którego przykleić można każdą obsesję, fobię czy teorię, jaka narodzi się w głowie perorującego polityka, eksperta czy publicysty... A historii tych stworzono już wiele, można będzie je więc odgrzewać, modyfikować i mielić tak długo, aż staną się prawdą.

Już od trzydziestu lat "prawdziwi patrioci" są w tym kraju gnębieni, żeby sprzedajne elity mogły trzepać kasę, a obce mocarstwa realizować swoje interesy. Aby naród pozwalał na to wszystko niszczy się jego kulturę, religię i model rodziny, bo nihilistami jest łatwiej sterować... I tak dalej. Za pieprzenie takich farmazonów jeszcze niedawno płacili w "publicznych" mediach grube pieniądze, ale nie resortowym dzieciom tylko uzdolnionym ludziom którzy wszystko w życiu osiągnęli własnymi rękami dzięki talentowi i pracowitości.

Teraz trzeba wymyśleć nowy sposób finansowania takich bystrzaków, żeby nadal mogli mówić prawdę ciemnemu ludowi, bo władzę przejęły niemieckie marionetki. Na szczęście sporo kapitału na to patriotyczne zadanie udało się już przetransferować i zabezpieczyć, poza tym będzie się robić zbiórki. Najważniejsze żeby atmosfera nie przygasła, żeby coś się ciągle działo. A wszystko to dla naszego dobra, żeby dać nam znowu kilka stówek plus z długu narodowego. Bo tyle jesteśmy w tej grze warci, a prawdziwymi bohaterami, mędrcami i talentami są zawsze ci równiejsi.

czwartek, 4 stycznia 2024

RAPORT MNIEJSZOŚCI

 
 Kiedyś o prognozy pytano się wyroczni, a dzisiaj ekspertów. Eksperci mają szeroką wiedzę o mechanizmach, więc powinni wiedzieć czym będą skutkować. Niemniej zazwyczaj nie wiedzą - zwłaszcza jeśli idzie o kwestie społeczne, polityczne i ekonomiczne.

Po przeanalizowaniu post factum dziesiątek tysięcy prognoz przez - nomen omen specjalistę od prognozowania politycznego Philipa Tetlocka - okazało się, że przeciętny ekspert uzyskał wynik zbliżony do przewidywania losowego. Eksperci okazali się gorsi niż podstawowe algorytmy ekstrapolacji, polegającej na dopasowaniu do istniejących danych pewnej funkcji, a następnie wyliczeniu jej wartości w przyszłości.

Tym bardziej nie mogą się mierzyć ze sztuczną inteligencją, która potrafi błyskawicznie dokonywać obliczeń, które człowiekowi zajęłyby wieki. Ale ponieważ systemy AI nie potrafią w prosty i zrozumiały sposób przekazać ludzkości "sensu" swoich decyzji, w przewidywalnej przyszłości będziemy bardziej polegać na jajogłowych niż wróżących z danych maszynach.

Co nie mniej ciekawe odkryto tu odwrotną zależność pomiędzy sławą i dokładnością - im bardziej analityk był związany z głównymi mediami informacyjnymi tym częściej jego przewidywania mijały się z rzeczywistością... Wynika to zapewne z przeceniania własnych zdolności i potrzeby wykazywania medialnej oryginalności, lecz nade wszystko z niechęci do zmiany własnych poglądów.

Aby być słuchanym trzeba mówić to co ludzie chcą usłyszeć, a zwłaszcza umieć przyciągać ich uwagę. Kiedy zaś zdobywa się uznanie łatwiej jest "szarżować' i pleść coraz bardziej spekulatywne mądrości. Zwyczajem każdego z nas - także eksperta - jest korzystać z określonego zestawu dogmatów, schematów i koncepcji, którymi można podpierać swoje analizy.

Nie jest żadnym odkryciem, że przyszłość jest zasadniczo nieprzewidywalna, a jej bieg zmieniają niespodziewane przełomy. Okazuje się zatem, że przyszłość trafniej przewidują ci, którzy powtarzalność i historyczną sekwencyjność zastępują zmienną losowością i nieregularnością. Zwykli dyletanci - o ile potrafią prawidłowo kojarzyć fakty - niekiedy bywają lepszymi prognostami od ekspertów. 

Największym atutem superprognostów jest ich elastyczność czyli zdolność do ciągłego przyswajania informacji i zmiany zdania. Eksperci są często mistrzami w tłumaczeniu dlaczego ich prognozy się nie sprawdziły, więc potrafią nas "zagadać". Ale jak pokazały badania niektórzy potrafią przewidywać przyszłość bez specjalistycznej wiedzy trafniej od ekspertów czy agentów CIA, korzystając jedynie z ogólnodostepnych źródeł takich jak wyszukiwarki internetowe...

wtorek, 2 stycznia 2024

SPIRALA MANIPULACJI


 Gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta, dlatego w interesie imperialistycznej Rosji leży pogłębianie politycznej polaryzacji. W społeczeństwach demokratycznych jest to szczególnie łatwe, ponieważ każdy ma prawo wypowiedzi, nawet jeśli plecie najstraszniejsze bzdury. Wystarczy więc znaleźć pożytecznych idiotów, a oni zrobią swoje. W erze informacyjnej jest to jeszcze łatwiejsze, ponieważ można takich idiotów zamykać w bańkach informacyjnych i do bólu radykalizować.

Tym bardziej, że treści kontrowersyjne zwiększają klikalność i oglądalność, a zatem patomedia mogą jeszcze zarobić na ich promocji... Wielu frustratów pragnie zwrócić na siebie uwagę licytując się w niepoprawnościach politycznych, inni wyżywają się w anonimowym hejcie. Istotnym problemem będzie niebawem rozpowszechnianie tak zwanych głębokich fejków, preparowanych technologią uczenia maszynowego, na pierwszy rzut oka łudząco przypominających rzeczywistość.

Wszystko to otwiera przed wyedukowanymi i scyfryzowanymi ludźmi Zachodu nowe przestrzenie manipulacji. Propaganda błyskawicznie dostosowuje się do potrzeb i nawyków informacyjnych nawet najbardziej wybrednych konsumentów, aby dostarczyć im "gorące" newsy. Dzięki cyfrowemu praniu mózgów Putinowi udało się tymczasowo osadzić w Białym Domu swojego człowieka czy wyprowadzić Wielką Brytanię z Unii Europejskiej. Niedawno ingerowano w proces wyborczy na Słowacji, na tyle skutecznie, że premierem został tam prokremlowski populista.

W Polsce otwarcie prorosyjskich polityków brak, pomijając jakichś marginalnych pajaców... Niemniej Rosja może załatwiać swoje interesy na inne sposoby, rozbijając jedność europejską przez "patriotów", szerząc teorie spiskowe czy antagonizując społeczeństwa. Właśnie ten ostatni wariant jest najbardziej uniwersalny, ponieważ wykorzystuje naturalną dialektykę demokracji i skrzywienia poznawcze przez które zamiast prawdy szukamy potwierdzenia własnych przekonań. Niektóre ze swoich przekonań traktujemy na tyle osobiście, że zamiast je modyfikować postanawiamy ich bronić.

Profesor prawa z Yale Dan Kahan przepytał Amerykanów z ich sympatii politycznych i poglądów na temat zmian klimatycznych. Jak się można było spodziewać kwestie te były silnie skorelowane - tradycyjnie liberałowie są bardziej ekologiczni. Przy okazji Kahan postanowił zmierzyć również inteligencję naukową swoich respondentów. Wydawać by się mogło, że IQ i wiedza naukowa chronią przed rozumowaniem tendencyjnym, a zatem im "mądrzejsi" byli liberałowie czy konserwatyści, tym bardziej powinni się ze sobą zgadzać. Paradoksalnie uzyskano efekt zupełnie odwrotny.

W kwestiach obciążonych ideologicznie emocje każą nam walczyć w obronie wyznawanego światopoglądu i plemienia politycznego. Widać to zresztą w strukturze języka, która argumentowaniu przypisuje cechy wojenne - musimy zbijać argumenty czy obalać twierdzenia, po to aby zwyciężać w dyskusjach. Ludzki system pojęciowy ma w ogromnej mierze naturę metaforyczną, więc takie metafory są nośnikami naszego rozumienia mechanizmów. W takiej sytuacji inteligencja i wiedza stają się narzędziami służącymi obronie określonego sposobu postrzegania świata.

Im inteligentniejsi są liberałowie czy konserwatyści, tym ich poglądy są bardziej spolaryzowane. "Myślenie" polega tu tylko na kreatywnej elokwencji. Widać to zwłaszcza na przykładzie polityków, których rolą jest wygrywać. Mogą oni oczywiście cynicznie kłamać, skuteczniejsza jest jednak wiara we własne oracje - pozwala to automatycznie dobierać argumenty i kontrargumenty, pielęgnować morale oraz emanować charyzmatycznym entuzjazmem. Poza tym psychika nie lubi dysonansów, stara się je więc usuwać. Ostatecznie nawet jeśli polityk świadomie kłamie czyni to w imię "celów wyższych" a nie politycznej kariery...

Inni potrafią nami manipulować nie dlatego, że potrafią tak świetnie kłamać, tylko dlatego że tak
świetnie okłamujemy samych siebie. Podsyłają nam intelektualną przynętę, a my ją "łykamy"... Według ekonomicznej hipotezy racjonalnej irracjonalności hołdowanie własnym przekonaniom ma sens dopóki emocjonalny komfort wynikający z zaprzeczenia prawdzie jest większy niż ewentualne koszty jej ignorowania. Pytanie tylko gdzie możemy postawić taką granicę. Jeśli fakty są sprzeczne z naszymi emocjami tym gorzej dla faktów...

Zwykle uświadamiamy sobie własne błędy dopiero kiedy zaczynają generować wysokie koszty. Ponieważ jednostka nie decyduje świadomie o tym co uważa za fałszywe, a co za prawdziwe, mamy silną tendencję do stosowania podwójnych standardów moralnych i intelektualnych. Jesteśmy skłonni wierzyć w to co jest dla nas korzystne, zgodne z naszym wizerunkiem i przekonaniami grupy, oraz spójne z dotychczasowym modelem. Rozum jest tylko narzędziem realizacji własnych celów, a na grząskim gruncie religii czy polityki służy ochronie tożsamości. Im bardziej jesteśmy zinformatyzowani, tym więcej mamy "argumentów" - łatwiej nam je podsuwać.