Łączna liczba wyświetleń

sobota, 24 lutego 2024

TOTEM I FATUM


    Na pewnym rysunku naskalnym z okolic hiszpańskiego Lewantu, datowanym na jakieś dwanaście tysięcy lat wstecz, widzimy grupy postaci strzelające do siebie z łuków. W Egipcie i Azji znaleziono też stosy szkieletów z tego okresu, których uszkodzenia wskazują na metodyczną masakrę. A zatem nawet kiedy nie uprawialiśmy jeszcze ziemi i nie hodowaliśmy zwierząt, nie posiadając zbyt wielu przedmiotów które można by zagrabić organizowaliśmy się zbrojnie przeciw bliźniemu swemu.

Wojny takie mogły mieć nieznane nam znaczenie kulturowe, na przykład przygotowanie kanibalistycznej uczty czy dopełnienie honorowej zemsty, lecz też służyć zdobywaniu kobiet czy terenów łowieckich. Poza tym zmniejszanie liczebności konkurencyjnych sąsiadów pozwala wykorzystywać więcej zasobów naturalnych i niweluje potencjalne zagrożenie. Nie ulega jednak wątpliwości, że to neolityczna rewolucja agrarna spowodowała akumulację pierwotnego "kapitału", który stał się łakomym kąskiem dla uzbrojonych brutali.

Dlaczego nagle w różnych częściach globu wprowadzono taką innowację? Przecież przez 300 tysięcy lat na to nie wpadliśmy, a 10 tysięcy lat temu nagle rolnictwo przyszło do głowy mieszkańcom różnych części globu... Tak się składa, że zbiegło się to w czasie z wyginięciem megafauny. Oczywiście wpływ na zagładę wielkich ssaków miały choćby zmiany klimatyczne, choć najbardziej  rezerwuar łownej zwierzyny wytrzebiliśmy sami. Pojawienie się gdziekolwiek populacji homo sapiensa szybko powodowało wyginięcie megafauny w takim regionie.

Nawet "dzicy" nie żyliśmy w harmonii z naturą, tylko zabijaliśmy ponad miarę. Wybieraliśmy dla siebie najlepsze kąski pozostawiając resztę nietkniętą, poza tym myślistwo było źródłem trofeów i kulturowej chwały - potwierdzeniem swojego statusu i męskości. Tyle że w końcu padliśmy ofiarą własnej gospodarki rabunkowej. Być może rolnictwo nie było więc wyrazem racjonalnego postępu, ale egzystencjalną koniecznością? Człowiek musiał wymyśleć coś nowego żeby się wyżywić i tak udomowił rośliny i zwierzęta. Grupa kulturowych herosów skoncentrowała się zatem na polowaniu na ludzi.

Ten kto nie jest gotowy do wojny staje się poddanym. Wystarczy przecież, żeby w każdej grupie było tylko kilku agresywnych "wojowników", a już zostaje uruchomiony cykl przemocy. Parając się rolnictwem uzależniliśmy się od kaprysów pogody, a także innych czynników losowych (pożarów upraw, chorób roślinnych i zwierzęcych, większych szkodników i tak dalej). Musieliśmy więc gromadzić zapasy na tak zwane chude lata.  Posiadając takie zapasy teoretycznie powinniśmy być bardziej bezpieczni. W praktyce stawały się pokusą dla jakichś innych ludzi przymierających głodem.


Poza tym nawet jak się jeszcze nie głoduje zawsze warto mieć coraz więcej i coraz więcej. Więcej ziarna i bydła to więcej wyżywionych gęb, a to otwiera przed plemiennymi gangami nowe możliwości. W nienasyconym triumfalizmie bossowie wymyślają dla siebie luksusy i zbytki, niekiedy zmierzające w stronę perwersji, ale nierzadko też wyrafinowania. Tak powstaje "boski porządek" - jakaś bajka dla ludu, gdyż ciężka harówa w polu w zamian za ochłapy i ochronę nie wszystkim się podoba i czasem trzeba ich postraszyć - monopol używania przemocy jest do dziś prawnym atrybutem administracji państwowej. Równie ważne jest systematyczne pranie mózgu.

Ci którzy nie potrafią ochronić swoich zasobów mają problem. W najlepszym wypadku zostaną bez pożywienia, w nieco gorszym staną się niewolnikami wykorzystywanymi do realizacji megalomańskich wizji, o ile nie zostaną podziurawieni włóczniami, nabici na pal lub spaleni żywcem ku przestrodze innym opornym. O ile będą w jakiś sposób przydatni (jako rolnicy, rzemieślnicy, kupcy) mogą też poddać się władzy bardziej zorganizowanych struktur mafijnych, realizujących swoje interesy przy pomocy profesjonalnych grup siepaczy zwanych armiami. Tak czy siak dla przetrwania konieczne były działania symetryczne.

Tym bardziej, że nie wszyscy organizowali się w cywilizację. Grupy wędrownych pasożytów zwanych barbarzyńcami zwykły nękać i grabić cywilizowane przybytki czyniąc sobie z tego sposób na życie - kosztem kilku istnień ludzkich populacja mogła zapewnić sobie korzyści na długie lata. Konieczność zbrojeń i utrzymywania armii to konsekwencja samowzmacniającego się cyklu przemocy, jaki dorowadzi do produkcji gazów bojowych, napalmu i broni nuklearnej. W międzyczasie pacyfistyczne plemiona zostaną doszczętnie wytępione przez dynamikę cywilizacji łaknących coraz więcej zasobów, siły roboczej i kulturowej supremacji.

W Europie ostatnimi takim frajerami byli chrześcijańscy katarzy. Ten francuski ruch religijny kwestionujący autorytet króla i kleru oraz społeczną hierarchię i państwową przemoc został w imię Pana Miłosiernego eksterminowany jako heretycki. Było to jeszcze w czasach porządku społecznego zwanego feudalizmem, który wynikał z konieczności utrzymywania elitarnej pancernej konnej kasty wojowników zwanej rycerstwem. Ta grupa lubowała się nie tylko w rumakach i żelastwie, ale też własnym etosie. Walczyła więc nie tylko o łupy lecz też własną rycerską chwałę, a w wolnych chwilach popisywała się w turniejach.

Cała ta wysublimowana otoczka, poematy i wzniosłe ceremonie, nie przeszkadzały nigdy palić, grabić i gwałcić prostych chamów, wieśniaków i plebejuszy, było to jednak częścią tej zabawy - perwersyjnej orgii triumfu. Rewolucja militarna związana z coraz szerszym wykorzystywaniem broni palnej doprowadziła jednak do degradacji rycerstwa i stworzenia masowych armii. Państwo feudalne przekształciło się w biurokratyczne, gdyż środki zniszczenia definiują relacje społeczne. W tej masie permanentnie zmusztrowanych nieszczęśników robiących za mięso armatnie wspólnota zagrożenia i celu obudziła bardziej masowy rodzaj "rycerskiego" honoru - nacjonalizm. Rycerskie herby zastąpiło narodowe godło.

wtorek, 13 lutego 2024

CHWALEBNE SZALEŃSTWO


    Niektórzy twierdzą, że wojna to tylko jeden ze sposobów prowadzenia polityki. Inni widzą w niej natomiast wyraz "instynktu zabijania" zakodowanego gdzieś w naszym mózgu i doskonale wpisującego się w każdą religię czy ideologię poprzez zwalczanie innych, niewiernych, podludzi i tak dalej. Rzeczywiście żądza krwi typowa jest dla wielu naczelnych.

Nasi najbliżsi krewni - szympansy - zabijają "obcych" bez mrugnięcia okiem. Organizują się w grupy brutalnie mordujące członków innych społeczności, po to by przejąć ich terytorium czy po prostu pokazać kto tu rządzi. Jeśli zaś same zostaną zaatakowane biorą odwet żeby wyrównać rachunki. Nie są co prawda Napoleonami, ale podchodzą do tego dosyć metodycznie.

Możliwe są więc pułapki, zasadzki, podstępy i inne tego typu działania. Bez wątpienia międzygrupowa agresja leży w szympansiej naturze. A zatem może leżeć też i w naszej. Tyle że my dorabiamy do tego ideologiczne uzasadnienia i koordynujemy działania na ogromną skalę. Kultura kanalizuje zwierzęce instynkty obudowując je siatką wierzeń, obrzędów i wartości, aby uczynić zabijanie walką o dobro, piękno i sprawiedliwość.

Mit sprawiedliwej  czy wręcz świętej wojny służy natomiast cynicznym politykom, którzy usiłują przekonywać ludzi nie tylko do zabijania, ale też ponoszenia ofiary, a nawet oddawania życia. Bez ogromnej woli samopoświęcenia w imię "wyższego celu" nie byłoby możliwe wysyłanie ludzi na śmierć. Mięso armatnie musi więc wierzyć w sens tego krwawego absurdu i umierać za Boga, honor, ojczyznę i grupę tchórzy dowodzących z bunkrów lub pałaców.

Nasza fizyczna słabość - brak rogów, kłów czy pazurów - to jedna z przyczyn uspołecznienia się istot ludzkich, otoczonych pierwotnie przez krwiożercze dzikie bestie. Podobnie jak walka czy ucieczka zjednoczenie wobec wspólnego zagrożenia lub wroga jest mechanizmem ewolucyjnym służącym ochronie pokrewnych genów. Czasami w tej brutalnej walce o przetrwanie trzeba było kogoś poświęcić w imię "wspólnego dobra".

Grupa otoczona drapieżnikami musiała niekiedy wystawić na żer jednego ze swoich, po to by odciągnął uwagę mięsożernych potworów. Zwykle bywał to ktoś postrzegany jako nieprzydatny - jakieś osierocone dziecko, starzec, kaleka, przygłup czy po prostu dziwadło. Czyniono z takiego nieszczęśnika przysłowiowego kozła ofiarnego. Prawdopodobnie to stąd wywodzi się znana wielu kulturom niechlubna tradycja składania bóstwom - personifikującym atawistyczne lęki - ofiar z ludzi.

Większą chwałę przynosiła jednak heroiczna walka w obronie społeczności, dzięki której można było znacząco podnieść swój status w grupie, albo zapłacić za to głową, zyskując jednak moralne uznanie i metafizyczne gruszki na wierzbie. Przemiana z ofiary w wojownika w rozmaitych - zazwyczaj trudnych i bolesnych - obrzędach inicjacyjnych czyniła z chłopca mężczyznę i przygotowywała go do walki z mitycznymi smokami i demonami, oraz skurwysynami z innego plemienia.