Łączna liczba wyświetleń

sobota, 18 grudnia 2021

KONIECZNOŚĆ BYTU


 Człowieka zawsze nurtowało jak coś mogło powstać z niczego - dlatego wokół powstania świata narosło tyle mitów. Lecz żaden nie rozwiązywał tej łamigłówki - aby istniało cokolwiek potrzebna zawsze była jakaś siła sprawcza czyli coś istniejącego wcześniej. Gdy problemem tym zaczęła zajmować się nauka również cofała się jedynie do zjawisk "pierwotnych", a zatem wcześniejszego stadium istnienia rzeczy fizycznych. Pytanie o to skąd się to wszystko wzięło w zasadzie przekracza możliwości naszego myślenia i logiki, bo gdybyśmy nawet cofnęli się do początku łańcucha przyczynowo-skutkowego  to znajdziemy tam "coś". Gdybyśmy nie znaleźli tam "nic" to "nic" nie mogłoby się dalej przekształcać.

Pytanie o to dlaczego istnieje raczej coś niż nic (czyli dlaczego w ogóle coś istnieje) to jeden z największych problemów filozofii i kosmologii. I nic nie wskazuje na to abyśmy przybliżali się do jego rozwiązania z naszym ukształtowanym w tej rzeczywistości aparatem poznawczym, który ewoluował po to żeby zapewnić nam przetrwanie a nie rozwiązywać zagadki metafizyczne. Rozgrywająca się na naszych oczach orgia akademickich spekulacji jeszcze bardziej nas dezorientuje. Rozwiązanie może zaś być zupełnie zaskakujące i sprzeczne z intuicją jak to już w fizyce bywało, aby zaś do niego dojść trzeba przebrnąć przez gąszcz splątanych oddziaływań i opisujących je równań zmieniający odpowiedź w matematyczny bełkot.


Kiedy już coś ustalimy zawsze pytamy "dlaczego?" i szukamy dalej, dlatego rozumiemy dziś tak wiele w porównaniu z naszymi przodkami. Gdybyśmy kiedyś musieli wzruszyć ramionami i przerwać dociekania oznaczałoby to raczej intelektualną kapitulację niż dokopanie się do prawdy ostatecznej. Jeśli Bóg miałby trwać samoistnie to może Wszechświat też nie ma początku ani końca??? Czym zresztą miałoby być jakiekolwiek zaprzeczenie fizycznego bytu - przecież nie pustą przestrzenią w której płynie czas, bo te właściwości powstać miały dopiero z Wielkim Wybuchem i kosmosem. W tym kosmosie zaś natura nie znosi próżni, bo absolutna pustka wymazałaby z kosmosu opisującą go fizykę. 

Gdyby wykasować z przestrzeni całą materię i tak odziaływania fizyczne (grawitacyjne, elektromagnetyczne, jądrowe silne i słabe) wraz z  polem Higgsa tworzyłyby w niej napięcia łamiące symetrię i prowadzące do kwantowych fluktuacji (chwilowych zmian ilości energii w określonym punkcie) kreujących tak zwane cząstki wirtualne - w tym zresztą mechanizmie niektórzy widzą źródła pierwotnej struktury Wszechświata. Być może rzeczywistość jest więc w jakiś sposób wytworem kipiącej od oddziaływań próżni, tyle że tej próżni nie można nazwać niczym... Już starożytny filozof Parmenides przypuszczał, iż byt musiał być wieczny, bo niebytu przecież nie ma. Nie ma więc innej prawdy poza bytem - Wszechświat powstał bo tak być musiało. 

sobota, 11 grudnia 2021

NIEWIDZIALNA RĘKA


Nowoczesne stosunki gospodarczo-społeczne definiowane są przy pomocy dwóch sprzecznych doktryn - liberalnej i socjalistycznej. Oczywiście mogą się one uzupełniać, ale co do zasady stoją na odmiennych stanowiskach. Zdaniem liberałów rozwój możliwy jest dzięki wolności gospodarki, a zdaniem socjalistów konieczne jest przede wszystkim odpowiednie jej regulowanie i sprawiedliwa redystrybucja dóbr. I właśnie w tej sprawiedliwości społecznej tkwi największy problem, bo różnie możemy ją rozumieć. 

Marksiści wywodzący wolny rynek z niewolnictwa i feudalizmu uważają, że sprawiedliwe jest to co zapobiega powszechnemu wyzyskowi czyli materialna i prawna ochrona pracowników. Liberałowie właśnie premiowanie najbardziej przedsiębiorczych i innowacyjnych jednostek uważają za sprawiedliwe, bo to w nich widzą inżynierów świetlanej przyszłości. Powstaje więc pytanie na ile wolny rynek jest sprawiedliwy.

Realny socjalizm sprawiedliwy przecież nie był, co poznaliśmy na własnej skórze. Podstawowy problem leży zawsze w ludzkiej naturze, która instynktownie dąży do tego żeby najwięcej zagarniać dla samego siebie i swoich bliskich. Oczywiście dzielimy się dobrami od zarania dziejów - bez tego niemożliwe byłoby zbudowanie społeczeństwa. Ale bez egoizmu zginęlibyśmy w tym społeczeństwie. Każdy na swój sposób postrzega sprawiedliwość. Poza tym truizmem jest stwierdzenie, że wolny rynek faworyzuje silnych. Nie tylko widać to gołym okiem, lecz potwierdzają to modele matematyczne.

Model sprzedaży garażowej stworzony już dwadzieścia lat temu przez fizyka Anirbana Chakraborti, a rozwijany przez matematyków do dziś, pokazuje że gdy w grze uczestniczą rzesze jednostek, fluktuacje losowe prowadzić muszą ostatecznie do pojawienia się dramatycznej nierównowagi. Zmienność rynku z czasem wyklucza kolejnych graczy wiodąc do ich bankructwa, a kapitał coraz bardziej kumuluje się w rękach niewielu. Osławiony 1% oligarchów posiada dzięki takiej dynamice gospodarki więcej majątku od pozostałej części ludzkości. 

Oczywiście możemy na różne sposoby próbować zniwelować te nierówności, często ma to jednak opłakany skutek, bo konstruuje system znów ciążący ku niesprawiedliwości. Jednym z wyróżnianych przez psychologię podstawowych błędów poznawczych jest tak zwany fenomen sprawiedliwego świata, sprowadzający się do wiary, że ludzie dosłownie zasługują na szczęścia i nieszczęścia które ich spotykają - także ci ubodzy i ofiary przestępstw. Powiedzmy sobie szczerze - świat nigdy nie był i nie będzie sprawiedliwy. A tym bardziej rynek.  
   

czwartek, 18 listopada 2021

BYT INTEGRALNY


 Kiedyś myśleliśmy, że ciałem steruje dusza, dziś - pomijając sferę religijną - rolę tę przypisujemy mózgowi. Jest to oczywiście cenne uproszczenie, gdyż podstawowym zadaniem mózgu jest przetwarzanie informacji, nie tylko żeby zarządzać zachowaniem, ale również homeostazą. Przez cały czas mózg dokonuje skomplikowanych obliczeń i wydaje instrukcje wszystkim naszym organom. Jest on jednak integralną częścią zarządzanego przez siebie ciała i w równym stopniu jest przez nie kształtowany. Ciało jest wielkim filtrem sygnałów wchodzących i wychodzących, zasadniczo wpływającym na mózgowe doświadczenia i aktywność.

Dajmy na to uszy. Małżowina uszna, odpowiedzialna za pobieranie bodźców akustycznych ze środowiska, ma - podobnie jak linie papilarne - swój niepowtarzalny kształt, czyniący ją unikalnym osobniczym identyfikatorem. Możecie sądzić, że nie ma to żadnego znaczenia, bo przecież słyszymy te same dźwięki. Ale kształt ucha wpływa na pracę mózgu. Wypukłości i zagłębienia ucha zewnętrznego filtrują dźwięki, zanim te dotrą do błony bębenkowej i zostaną przełożone na serie impulsów elektrycznych interpretowanych przez mózg jako dźwięki właśnie. W trakcie naszego życia - od dzieciństwa do starości - kształt naszych uszu się jednak zmienia, więc mózg musi się do niego odpowiednio dostrajać.

Dostarczając mózgowi odpowiednich bodźców uczymy go wychwytywania specyficznych wzorców i dopiero z takich "wzorów percepcyjnych" składa on reprezentacje rzeczywistości. Doskonale obrazuje to zjawisko tak zwanej substytucji sensorycznej. Już w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia Paul Bach-y-Rita założył, iż za brakiem zdolności widzenia stoi na ogół brak transmisji sygnałów z siatkówki do oka, więc możliwe byłoby nauczenie mózgu przetwarzania innych sygnałów (na przykład dotykowych czy słuchowych) do konstruowania percepcji wzrokowej. Pobrane przez kamerę informacje wizualne można przetwarzać na impulsy elektromagnetyczne kilkusetpikselowej matrycy umieszczonej na języku pacjenta, który z czasem nauczy się przekładać je na reprezentacje wzrokowe!!! Podobnie można tłumaczyć obraz na zbiór dźwięków odtwarzanych w słuchawkach... 

Wracając jednak do sedna sprawy: właściwości naszego ciała wpływają na kształt połączeń neuronalnych, a więc mózg jest odpowiednio do nich przystosowany. "Proste" kontrolowanie ruchów tak naprawdę jest wynikiem złożonych procesów, które polegają na programowaniu odpowiednich skurczów mięśni w oparciu nie tylko o informacje zmysłowe, ale też zdobyte doświadczenie motoryczne pozwalające przewidywać ich konsekwencje. Mózg nieustannie monitoruje tak zwane błędy predykcji sensorycznej, kiedy to wykonane przez nas ruchy nie odwzorowują zaplanowanej trajektorii. Dlaczego jest to konieczne? Rozmiary naszych kończyn i siła mięśni zmieniają się w miarę rozwoju, a w zależności od środowiska (np. pod wodą) zmieniać się mogą też wzorce ich aktywacji.


Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak wiele uczymy się przez cały czas pomimo słabnącej z wiekiem neuroplastyczności. Z drugiej strony w zasadzie wszystko co robimy jest nawykiem - ciągle opieramy się na zgromadzonych wzorcach, usiłując tylko je korygować, upraszczać i łączyć. Ogromny strumień danych ze świata zewnętrznego i wnętrza organizmu nieustannie zalewa mózg, lecz - co w tym kontekście jest zdumiewające - neurony zajmują się głównie komunikacją ze samymi sobą, żeby przekładać te dane na odpowiednią aktywność elektryczną i zmieniać układ dotychczasowych połączeń neuronalnych. Jak mawiał Einstein: "Człowiek może robić to co chce, ale nie od jego woli zależy czego chce". Jedyna możliwa wolność polega na postepowaniu zgodnie z własną motywacją, która jednak jest kształtowana przez biologię i kulturę - cielesne i społeczne doświadczenie.   

sobota, 13 listopada 2021

PERCEPCJA KRYZYSU MEDIALNEGO


 Jeśli zamkniesz ludzi pozbawionych telefonu, tabletu, książki czy czegokolwiek czym mogliby się zająć w pomieszczeniu z urządzeniem rażącym ich prądem to już po kilku minutach będą go używać. Tak wykazał eksperyment psychologów z University of Virginia. Paradoksalnie nawet nieprzyjemny bodziec jest dla mózgu ciekawszy od braku stymulacji. To właśnie z nudów ludzie robią najgorsze głupstwa - nadużywają, ryzykują, mieszają się w cudze sprawy. Najtrudniej znieść im to, że nie dzieje się nic.

W prawdziwym życiu raczej nie grozi nam całkowite odcięcie od wszelkich bodźców, ale równie nudne stają się bodźce powtarzalne i przewidywalne. Odpowiedzialny jest za to proces habituacji, czyli wygaszania reakcji na niezmienny bodziec - w miarę jego powtarzania mózgowy układ siatkowaty hamuje przewodnictwo impulsów w związanych z nim drogach czuciowych. Przyzwyczajamy się do dźwięków czy zapachów stale nam towarzyszących, nie odczuwamy dotyku noszonych ubrań, stabilizacja obrazu na siatkówce sprawia że on znika (nasze oczy potrzebują tak zwanych ruchów sakkadowych żeby porównywać światło odbite od jasnych i ciemnych elementów otoczenia). 

Każda przyjemność podlega inflacji jeśli oddajemy się jej zbyt intensywnie, więc musimy przeplatać ją zmianami. To jeden z powodów przez które społeczeństwa konsumpcyjne stają się coraz bardziej dekadenckie - nie wystarczy dać ludziom chleba i rozrywki, bo gdy się już się nasycą i zabawią ponownie stają się głodni i znudzeni. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do relatywnego dobrobytu, że staje się dla nas czymś bezbarwnym - szukamy wciąż czegoś nowego, a sprzedawcy usiłują nas tym zaskakiwać. Takie życie jawi się z kolei wyrzutkom tego świata jako spełnienie marzeń o bezpieczeństwie, wygodzie i sytości.

Niestety zaspokajanie cudzych potrzeb skłania do nowych roszczeń, bo przecież każdemu coś się jeszcze "należy" - to swoista spirala socjalna. Znamy to z rodzimego podwórka, a naganiani przez ruskich migranci przybywają z przysłowiową gołą dupą - prędzej niż naszych wartości kulturowych i gospodarczych nauczą się bezmyślnej konsumpcji i socjalnego dziadowania. Nie dlatego, że są "gorszymi" ludźmi, tylko dlatego że są ludźmi, a ci uczą się przez doświadczenie, jakie w tym wypadku jest dosyć patologiczne.

U podłoża naszego dobrobytu leży zasadniczo ciężka i systematyczna praca, a przede wszystkim wiedza, co dla "zdziczałych" wskutek wojny i nędzy egzotycznych braci może się okazać nieprzekraczalną barierą. Łatwo będzie przyzwyczaić ich do korzystania z pomocy, trudniej zaś - zważając na brak nawet podstawowych kwalifikacji - zapewnić im płatne zajęcie. Napięcia społeczne z jakimi boryka się dużo przecież zasobniejsza od nas Zachodnia Europa, pokazują że ewentualne przygarnięcie "obcych" odbędzie się przede wszystkim kosztem polskich ludzi pracy, a nie celebrytów.


Zresztą nie ulega wątpliwości, że taki humanitarny gest szybko przyciągnąłby tu kolejne rzesze śniadych desperatów i rozzuchwalił sąsiednich dyktatorów... Tak czy siak cel wschodnich satrapów został osiągnięty. Wszyscy gramy w grę Łukaszenki i Putina - prawica ze swoją groteskową ksenofobią i lewica z naiwnym zbawianiem świata. Jesteśmy całkowicie przewidywalni w przeciwieństwie do nieobliczalnych postsowietów. Putin dyskretnie grozi nam palcem i jednocześnie propaguje obraz niehumanitarnej Polski. Ten wykreowany na naszej granicy kryzys jest zarówno szantażem moralnym skłaniającym do nieracjonalnych odruchów, jak i drażnieniem nacjonalistycznych demonów, które niszczą europejską harmonię.

Zdarzenia ostatnich dni wyrwały nas przynajmniej z iluzji jaką był odwieczny polski rozwój - jeden z najpoważniejszych problemów współczesnego świata jakim jest i będzie masowa migracja dotknął także nas, zastanawiających się obsesyjnie kiedy w końcu dogonimy Europę w gospodarczych i konsumpcyjnych statystykach. Jeśli nasz mózg dokonuje ocen poprzez porównania i kontrasty, to może cieszmy się z tego gdzie jesteśmy, bo inni mają jeszcze gorzej. Lecz pewnie raczej będziemy psioczyć, że to nam się pogarsza... Obrazy cierpienia powszednieją bardzo szybko.      

sobota, 23 października 2021

DZIECI EUROPY

  Neandertalczyk jest w kulturze masowej symbolem człowieka "dzikiego" - nieokrzesanego i prymitywnego jaskiniowca z maczugą, a nawet małpoluda. Lecz czy taki stereotyp jest uprawniony? W końcu był to nasz najbliższy krewny, z jakim dzielimy tego samego przodka - tyle że wyewoluował w populacji która pierwsza dotarła do Europy. Gatunek homo sapiens tymczasem wyodrębniał się w Afryce i to dopiero stamtąd kolonizował cały świat. Zasadniczo jesteśmy więc potomkami migrantów którzy wyparli z kontynentu rodzimą ludność - niektórzy twierdzą wręcz, że dokonaliśmy ich eksterminacji, choć istnieje sporo dowodów, że dochodziło też do bardziej pokojowych kontaktów. 

Ponieważ to my przetrwaliśmy, a nawet zdominowaliśmy świat, uważamy neandertalczyków za ślepą uliczkę ewolucji, a mówiąc inaczej za naszą gorszą wersję. Istnieli jednak oni równie długo, a być może nawet dłużej niż my, więc choć nie rozwinęli cywilizacji byli ewolucyjnie skuteczni. A ich dokonania technologiczne i kulturowe można śmiało porównywać z wytworami wczesnych homo sapiens.

Neandertalczycy umieli rozpalać i kontrolować ogień, a więc gotować, co zresztą było konieczne żeby wyżywić tak duże mózgi, zużywające sporo kalorycznego paliwa. Ludzki mózg w stanie spoczynku zużywa około 20% całej potrzebnej organizmowi energii, podczas gdy mózg szympansa zaledwie 3% . Mózgi człowieka współczesnego i neandertalczyka były w zasadzie tej samej objętości, neandertalczycy mieli nawet nieznaczenie większą pojemność puszki mózgowej...

Chociaż pachnie to frenologią, po kształcie czaszki domniemywać możemy różnic w schematach rozwoju mózgu, a więc innego postrzegania świata.  W mózgach neandertalczyków większe obszary zajmowały się przetwarzaniem wzrokowym i ruchowym, co w prehistorycznym świecie z pewnością miało niebagatelne znaczenie, ale przez to mniej miejsca pozostawało na tak charakterystyczne dla nas wyższe funkcje poznawcze, umożliwiające tworzenie wielkich grup społecznych i nowatorskich rozwiązań.  Ponieważ wszystko wskazuje na to, że mieli podobnie wykształcony do naszego mózgowy ośrodek Broki, pełniący u nas kluczową funkcję w generowaniu mowy, domniemywać możemy, że podobnie jak my posługiwali się czymś w rodzaju języka.

Władanie ogniem nie tylko pozwalało lepiej zasilać mózg i usprawnić metabolizm, oraz urozmaicić dietę o niejadalne dotychczas zasoby (takie jak rośliny bulwiaste czy ziemniaki), ale też konserwować żywność przez wędzenie. Miało też spory wpływa na prehistoryczną "technologię". Neandertalczycy opanowali w pewnym stopniu obróbkę kamienia i drewna, a nawet tworzyli z nich narzędzia złożone, co wymagać musiało eksperymentów i planowania, a także jakichś nieformalnych metod nauczania. 


Jako spoiwa mocującego groty, ostrza czy młotki na trzonkach używali na przykład smoły brzozowej, a zatem musieli umieć ją wytapiać, co z kolei świadczy o znajomości przemian substancjonalnych zachodzących w przyrodzie - dowodzi zdolności myślenia abstrakcyjnego i przekazu wiedzy. Stosowano też bitumin (naturalny asfalt) czy wosk pszczeli, które wszakże należało w kontrolowany sposób podgrzewać. Ślady dwutlenku manganu obok neandertalskich palenisk świadczyć mogą o stosowaniu swoistych "rozpałek", a ogień zasilano być może węglem brunatnym czy drzewnym, jakich pozostałości również tam znajdowano.

Wykorzystując sezonowe migracje zwierzyny polowano niekiedy na ogromną skalę, a rozbiór mięsa miał wtedy charakter zorganizowany - tworzono coś w rodzaju rzeźniczej "linii produkcyjnej". Pozyskiwano w ten sposób nie tylko mięso i podroby, ale też surowce - kości i skóry, które garbowano przy użyciu taniny wytwarzanej z gotowanej kory dębu. Wydaje się również, że neandertalczycy znali właściwości lecznicze niektórych roślin. Na szczątkach neandertalczyka cierpiącego na ropień zębowy znaleziony ślady kory topoli (zawierającej aspirynę) i pleśni (z której dziś wytwarza się penicylinę). 

To wszystko praktyczne umiejętności wskazujące na spory stopień kompetencji umysłowych. Rodzi się tu pytanie, czy przy tej okazji neandertalczyk wykształcił jakąś formę "duchowości", którą uważamy za kwintesencję naszego człowieczeństwa. O jego potrzebach estetycznych świadczyć może wytwarzanie barwników czy ozdób z muszli, kości, ptasich szponów czy piór.

W Bruniquel we Francji odkryto podziemne (położone 336 metrów w głąb jaskini) kręgi zbudowane ze stalagmitów jakieś 175 tysięcy lat temu, a takie datowanie wyklucza udział w tym przedsięwzięciu homo sapiens. Przedsięwzięcie takie wymagało pokonania licznych niedogodności, zagadkowe jest zatem czemu miały służyć te kamienne kręgi. Spekuluje się, że mogły mieć znaczenie magiczne lub religijne.

Natomiast malowidła naskalne z trzech oddalonych od siebie o setki kilometrów hiszpańskich jaskiń liczą zdaniem badaczy więcej niż 64 tysiące lat - powstały grubo przed przybyciem człowieka współczesnego do Europy...  Co rusz pojawiają się teorie, jakoby neandertalczycy urządzali rytuały pogrzebowe, choć jest to teza wciąż kontrowersyjna - w miejscu wiecznego spoczynku naszych krewniaków znajdowano wszak pyłki kwiatowe, muszle czy kości zwierząt.

Niemniej z pewnością nawzajem widzieliśmy w sobie ludzi, co potwierdzają badania genetyczne - Europejczycy posiadają około dwuprocentową domieszkę neandertalskich genów, a zatem dochodziło między nami do kontaktów seksualnych. Przyciągaliśmy się nie tylko cieleśnie i emocjonalnie, lecz również kulturowo. "Hybrydowe" dzieci przekazywały swoje geny, były więc wychowywane w określonej kulturze i darzone miłością, dzięki czemu niektórzy z nas mają dziś niebieskie oczy i blond włosy. 

wtorek, 12 października 2021

HONOR POLACZKA


 Podczas ostatniej prounijnej manifestacji w Warszawie samozwańczy narodowcy usiłowali zagłuszać takie lewackie występy jak zbiorowe odśpiewywanie "Mazurka Dąbrowskiego" czy przemowę pewnej starej baby, która hańbiła mundur powstańca warszawskiego kolaborując z kosmopolitycznym, dekadenckim motłochem. Skandowali z tej okazji: Bóg, honor, ojczyzna... 

Zakrawa to na groteskę - niektórzy Polacy czują się bardziej polscy od reszty, a nawet bardziej bohaterscy od swoich bohaterów. Bo dla zaściankowej prawicy godni szacunku są tylko ci powstańcy którzy jej przyklaskują, a pozostali to zdrajcy. Podobnie rzecz ma się z PRL-owskimi opozycjonistami - jeśli wykazują liberalne odchylenia to z pewnością od początku współpracowali z komunistami. 


Oczywiście polityczna polaryzacja przekracza takie podziały historyczne: prawica i lewica mają nie tylko swoich bohaterów, ale też swoich ekspertów, dziennikarzy, artystów, a nawet kapłanów i organizacje charytatywne. A co gorsza też swoich "niezawisłych" sędziów. Są to dwie alternatywne rzeczywistości - tak zwane bańki informacyjne. Niby w pluralistycznej demokracji to sprawa normalna - jedni próbują zagłuszyć innych swoim przekazem. Tyle że dla pompowania swojej bańki PiS gotowy jest skłócić nas z całym światem.

No bo czemu ma niby służyć instalowanie swoich protegowanych wszędzie gdzie popadnie, nawet kosztem ogromnych strat finansowych? Podobno obronie suwerenności, tylko co to za suwerenność na marginesie Europy? Kiedy Unia przykręci kurek z forsą napięcie jeszcze wzrośnie, mówienie o pełzającym polexicie nie wydaje się więc podsycaniem lęku. Nawet jeśli nie jest to jawnym zamiarem rządzących to prowadzą bardzo niebezpieczną grę i mogą w końcu przelicytować. 

Wybrana przez naszych dalekowzrocznych wizjonerów na strategicznego sojusznika Wielka Brytania, już jakiś czas temu pożegnała się z Wspólną Europą, na czym straciła krocie. Także za Atlantykiem nie mamy już z kim gadać - dobre relacje z USA, jakie udawało się utrzymywać wszystkim rządom III RP do tej pory, to już przeszłość po tym jak entuzjastycznie oklaskiwaliśmy trumpowski szturm na Kapitol. Jeśli kogoś dziwi, że Putin (przy pomocy Łukaszenki) właśnie teraz zaczyna atak hybrydowy, to niech się zastanowi czemu... 

niedziela, 3 października 2021

MECHANIKA UMYSŁU


 O kimś niezbyt rozgarniętym zwykliśmy mówić, że jest bezmózgiem. Ale nie potrzeba mózgu do podejmowania decyzji, przynajmniej jeśli jest się śluzowcem wielogłowym - jednokomórkową lecz wielojądrową formą życia wykazującą szczątkową inteligencję.

Ten gatunek zyskał światową sławę po eksperymencie w którym udało mu się znaleźć optymalną drogę wyjścia z labiryntu. Natomiast kiedy rozsypano płatki owsiane w sposób odwzorowujący położenie dużych metropolii i okolicznych miejscowości w Japonii, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Hiszpanii, Portugalii czy Kanadzie, śluzowiec ten wybierał najkrótsze drogi do pokarmu, a wybierane przez niego trasy z grubsza pokrywały się z siecią istniejących tam połączeń kolejowych i drogowych. Do projektowania sieci transportowych zwykliśmy wykorzystywać inżynierów i planistów, ale być może wystarczyłoby skorzystać z usług bezmózgich protistów... 

Już wykorzystuje się niezwykłe zdolności tego galaretowatego szlamu do badań - choćby nad siecią komunikacyjną starożytnego Rzymu czy najefektywniejszymi trasami ewakuacji pracowników z biurowców, budową czujników, a nawet rozkładem ciemnej materii we Wszechświecie . Spekuluje się tez o stworzeniu wykorzystującego śluzowce biokomputera, gdyż intuicyjnie potrafią one tworzyć sieci bardziej efektywne niż jakakolwiek komputerowa technologia. Ponieważ nie mają mózgu ani nawet neuronów oczywistym wydaje się, że nie "myślą" w kategoriach matematycznych. A jednak występuje tu jakiś proces podejmowania decyzji.

Zdaniem badaczy śluzowce mogą wykorzystywać w nim informacje o masie i wzorce naprężeń mechanicznych w środowisku. Poruszając się ruchem pełzakowatym, polegającym na rytmicznym "przelewaniu" cytoplazmy wewnątrz organizmu zbierają dane o fizycznych właściwościach środowiska - siły mechaniczne odgrywają w tym wypadku równie ważną rolę co substancje chemiczne i geny. Podobny proces mechanosensacji wykorzystują komórki wszystkich bardziej złożonych zwierząt, w tym także ludzi. Już na poziomie komórek (nie tylko nerwowych) biologia wykorzystuje prawa fizyki do wdrażania mechanicznych form poznawczych.

Polski uczony prof. Bartosz Grzybowski, badając efektywność dostarczania leków do komórek nowotworowych, napełnił wodą labirynt o dwóch wyjściach - przy jednym z nich umieścił kroplę tłuszczu zawierającą kwas 2-heksylodekanowy (np. olej palmowy), a przy drugim żel nasączony kwasem. Wskutek tego kropla po niemal najkrótszej drodze pokonywała labirynt poruszając się w kierunku wyjścia z żelem, ponieważ statystycznie największe stężenie kwasu uwalnianego przez żel - zmieniającego pH  wody i tak tworzącego na jej powierzchni pewne napięcia - znajduje się na najkrótszej trasie.

Na najgłębszym poziomie nasza kreatywna obróbka informacji może mieć zatem charakter nawet nie tyle obliczeniowy co czysto mechaniczny - to biomechaniczne układy wykorzystujące stymulację chemiczną, optyczną, dotykową i grawitacyjną składają się na odpowiednie bramki logiczne przetwarzające sygnały wchodzące w wychodzące. 

niedziela, 19 września 2021

POKARM BOGÓW


Aby poznawać środowisko w którym przyszło im bytować organizmy wykształciły odpowiednie zmysły. Niektóre z nich są bardzo specyficzne, inne wspólne wszystkim gatunkom. Odbieranie sygnałów o chemicznym stanie otoczenia należy do uniwersalnych cech życia już na poziomie pierwotnych jednokomórkowców, u których białka receptorowe reagują zmianami konformacji (układu atomów w cząsteczce) na obecność określonych związków chemicznych, co wpływa na procesy wewnątrzkomórkowe.

U bardziej złożonych organizmów do rozpoznawania bodźców chemicznych oddelegowano wyspecjalizowane komórki receptorowe, umożliwiające nam rozpoznawanie zapachów i smaków - zmysły zajmujące się tym należą do naszych najstarszych ewolucyjnie cech kognitywnych, do jakich dopiero z czasem dołączały kolejne mechanizmy. Cała nasza percepcja wykształciła się z chemicznej analizy środowiska i pożywienia, choć ta - wraz z pojawianiem się kolejnych zmysłów - zaczęła odgrywać w naszych postrzeganiu nieco mniejszą rolę.

Badaniem chemicznego składu pożywienia zajmuje się zmysł smaku, z czego zresztą czerpiemy niemałą przyjemność dostarczając podniebieniu pyszności skomponowanych tak żeby uaktywniać prastare ewolucyjnie rozkosze. Niestety w realiach konsumpcyjnej obfitości oznacza to zazwyczaj niezdrowe odżywianie. Niegdyś smak słony pozwalał wykrywać niezbędne dla życia elektrolity, a słodki potrzebne węglowodany, dziś zachęcają nas do objadania się przetworzoną (przesoloną i przesłodzoną) żywnością.

Z kolei smak kwaśny informował o obecności w pożywieniu kwasów, a gorzki alkaloidów i wielu soli nieorganicznych - natężenie ich intensywności ostrzegało natomiast przed zepsutym lub trującym pokarmem. Do tej tradycyjnej listy smaków naukowcy dodali stosunkowo niedawno smak umami, opierając się na istnieniu osobnych receptorów kwasu glutaminowego, balansującego smak i zapach potraw. Dzięki temu odkryciu możemy cieszyć się wzmocnionym smakiem śmieciowego jedzenia faszerowanego syntetycznym glutaminianem sodu czy potasu.

Intuicyjnie rozróżniamy także smak pikantny (ostry), który w sensie fizjologicznym smakiem jednak nie jest. Choć lubimy stosować w kuchni pieprz czy ostrą paprykę, zasadniczo nie jest to kwestia smaku a  kulturowo uwarunkowanego kulinarnego masochizmu. Otóż wrażenia pikantności - w przeciwieństwie do pozostałych smaków - nie odbierają kubki smakowe. Wiadomość o niej przekazują neuronom podrażnione zakończenia nerwowe języka - rzekomy smak jest w rzeczywistości "pieczeniem" czyli bólem o małym natężeniu. Odpowiedzialna za to kapsaicyna nie powoduje jednak trwałych uszkodzeń tkanek, a jedynie odpowiadające im pobudzenie komórek nerwowych. 

Z tego powodu ssaki (z wyjątkiem homo sapiensów) nie lubią pikantnego jedzenia - ich mózgi w zetknięciu z kapsaicyną "głupieją" i odczuwają dyskomfort. Ma to głęboki ewolucyjny sens ponieważ ssaki rozgniotłyby nasiona (np. ostrej papryki) w zębach lub je strawiły. Tymczasem ptaki (nie reagujące w ten sposób na kapsaicynę) bardziej nadają się na roznosicieli ukrytego w nasionach materiału genetycznego.

Fakt iż tylko człowiek lubi torturować się pikantnym jedzeniem wiele mówi o przewrotności naszego gatunku, u którego związek między przyjemnością i bólem jest niezmiernie złożony i tajemniczy - od religijnego samobiczowania aż po sporty ekstremalne.  Przy całej tej złożoności pozostajemy mimo wszystko istotami dosyć prymitywnymi, skoro można nas tak łatwo stymulować naciskając w mózgu odpowiednie "guziki". 

niedziela, 5 września 2021

CENA CZŁOWIEKA

 Tradycyjna historiografia mówi o rozwoju cywilizacyjnym, który wydaje się nieuniknioną konsekwencją historii, tak jakby był odwiecznym przeznaczeniem ludzkości. Ale przez prawie cały czas nasz gatunek zajmował się myślistwem i zbieractwem, a rolnictwo i państwowość, a w końcu przemysł z którego jesteśmy tak dumni, stały się naszym udziałem dopiero niedawno. Według najświeższych ustaleń po zbadaniu szczątek odkrytych w Maroku na stanowisku Dżabal Ighud homo sapiens zaczął swoją epopeję już nawet 350 tysięcy lat temu. Przyjmuje się natomiast, że rolnictwo pojawiło się dopiero 10 tysięcy lat przed naszą erą, a przecież początkowo był to tylko żywnościowy eksperyment, który jeszcze potrzebował czasu żeby się upowszechnić.  W dodatku z punktu widzenia naszego nieokrzesanego przodka rolnictwo było zajęciem wielce ryzykownym - uzależniając się od urodzaju roślin zbożowych narażał się na głód, a w dodatku skazywał na ciężką pracę. W ten jednak sposób człowiek pomnażał swoje zasoby żywnościowe, co zwiększało przyrost naturalny rolników - mieli oni przez to mniej wolnego czasu i składników diety co odbijało się na ich zdrowiu. Jednym słowem - choć wiodło do zwiększania populacji rolnictwo obniżało standard życia. Zastanawiające jest zatem czemu się tak rozpowszechniło. Jedną z odpowiedzi może być jakiś system pracy przymusowej.

Początkowo uprawa stanowiła zapewne jakieś dodatkowe źródło pokarmu pod postacią skromnego "ogródka". W pobliżu wielkich rzek (Eufratu, Tygrysu, Nilu, Indusu czy Żółtej Rzeki) możliwe było z kolei tak zwane rolnictwo zalewowe, oparte na wylewach użyźniających glebę i napełniających rowy irygacyjne, więc to tam powstawały pierwsze wielkie cywilizacje rolnicze, a z biegiem czasu pierwsze państwa. Ponieważ pozostawiły po sobie pisemne świadectwa i monumentalne budownictwo, wydają nam się zalążkiem publicznej redystrybucji dobrobytu, ale zasadniczo były organizacjami przestępczymi opierającymi się na pobieraniu haraczu od ludzi zmuszanych do pracy na roli w zamian za "ochronę" przed konkurencyjnymi gangami. A był to i tak łagodny los w porównaniu do tego co spotykało nieszczęśników harujących w kamieniołomach, kopalniach czy przy wyrębie drzew. Pierwsze twory państwowe były zasadniczo zcentralizowanymi "gułagami" dążącymi do maksymalizacji zysków i akumulacji kapitału, więc były dość efemeryczne. Po okresach "rozkwitu" szybko następował czas "upadku", ponieważ ludność uciekała od ucisku, w zatłoczonych miastach cyklicznie wybuchały epidemie, a nieumiejętne gospodarowanie zasobami prowadziło do katastrof ekologicznych.

Umacnianie państwowości wymagało inwestycji w infrastrukturę, a to z kolei nieprzerwanego dopływu siły roboczej - jeńców wojennych lub żywego towaru kupowanego od specjalnych dostawców (czytaj bandytów). Jeszcze nasza wspaniała rewolucja przemysłowa była w sumie sfinansowana przez zyski z niewolnictwa, lecz to już inna historia... Człowiek hodował nie tylko trzodę i bydło, ale też hodował ludzi. Tak jak większość roślin i zwierząt udomowionych przez człowieka stała się z powodu selekcji genów bezradnymi w środowisku naturalnym kalekami, tak sam człowiek uzależnił się od własnej cywilizacji i powrót do wcześniejszych form życia wydaje mu się niemożliwy. Jeszcze w szesnastym wieku państwowość nie była jednak wcale dominującą na globie formą organizacji - dopiero mieliśmy "oświecić" nią naszych zacofanych bliźnich w Afryce, Amerykach czy Australii, często zresztą z opłakanym skutkiem. Już od czasów antycznych imperia z pogardą patrzyły na barbarzyńców widząc w nich zagrożenie dla własnej stabilności, lecz też rezerwuar siły roboczej. Twierdziły wręcz że dążą do "ucywilizowania" koczowników i dzikusów choć przypadkowo wiązało się to zwykle z  ich eksploatacją. Oczywiście barbarzyńcy nie pozostawali dłużni, grabiąc imperia, a nawet doprowadzając do ich upadków. Ostatecznie jednak zniknęli z kart historii.


Jak wiadomo historię piszą zwycięzcy, a ludy o mniej sformalizowanej strukturze zazwyczaj nie znały pisma. Siłą rzeczy historycy często opierają się na państwowej propagandzie, która przedstawia kultury barbarzyńców bardzo tendencyjnie, w kontraście do cywilizacyjnych zdobyczy państwa, opartych jednak na podziałach społecznych, niewolnictwie, pańszczyźnie i przemocy. Już samo pismo wydaje się nam wyrazem kulturowego wysublimowania, ale powstało na potrzeby rozrastającej się administracji gromadzącej coraz większe ilości danych. Pierwotne społeczności myśliwych i zbieraczy były prawie egalitarne, ponieważ nie posiadały kapitału. Rozwój państwa spowodował natomiast rozwarstwienie społeczne, zmuszający jednych ludzi do utrzymywania innych, a nawet zapewniania im zbytków. Nie możemy jednak zbytnio idealizować barbarzyńcy nieskażonego cywilizacją, ponieważ równie chętnie sięgał po broń, a w dodatku sam często sprzedawał swoich pobratymców w ręce państwowego ciemiężyciela, spragnionego coraz większych zasobów ludzkich. Z tego samego powodu rozwinięte państwa Zachodu jeszcze do niedawna chętnie widziały u siebie imigrantów, choć dziś wydają się zamykać przed nimi granice, bo zamiast tanimi pracownikami nierzadko okazują się społecznym kosztem. 

sobota, 7 sierpnia 2021

MACIERZ


 Człowiek składa się z wielu różnych narządów, które z czasem zaczynają go zawodzić. Można temu przeciwdziałać poddając się różnym terapiom, ale upływ czasu jest nieubłagany. Ostatecznie każdy organ ulegnie dezintegracji. Bez śledziony, żołądka, wyrostka robaczkowego czy jednej nerki możemy żyć, ale choćby bez serca czy wątroby to już się nie da. Dlatego postanowiliśmy korzystać z części zamiennych. Najbardziej oczywistym ich źródłem wydają się inne ciała ludzkie. Sęk w tym, że dawca musi genetycznie pasować do biorcy, bo układ odpornościowy może odrzucić przeszczep. Zasadniczo układ odpornościowy rozpoznaje i akceptuje tylko własne geny, a inne traktuje jak intruzów i zwalcza. Jeśli jednak zgodność tkankowa dawcy i biorcy jest duża, większe jest też prawdopodobieństwo przyjęcia przeszczepu. Konieczne jest jednak przyjmowanie leków immunosupresyjnych, które zmniejszają aktywność układu odpornościowego. Tak czy siak znalezienie odpowiedniego dawcy może być czasami bardzo trudne.

Niedobór organów potrzebnych do ratowania życia sprawił, że naukowcy zaczęli zastanawiać się nad ich hodowlą. Tylko jak wyhodować taki organ poza ludzkim organizmem? Z pewnością potrzebny jest do tego materiał genetyczny, bo to on zawiera podstawowe instrukcje naszego życia. Materiał taki znajduje się w każdej naszej komórce, lecz komórki te nie są jednakowe, dzięki czemu cieszyć się możemy ludzką złożonością. Co więc sprawia, że komórki o tym samym kodzie genetycznym przyjmują różne właściwości czyniąc nas czymś więcej niż jednorodnym zlepkiem komórek? Otóż to nie tylko geny decydują o tym kim się stajemy, ale również wpływające na ich ekspresję czynniki środowiskowe (epigenetyczne). Czynniki te kształtują nas przez całe życie, lecz ich najbardziej spektakularny wpływ ujawnia się w pierwotnym środowisku macicy, kiedy nasz embrion formuje się z homogenicznego materiału genetycznego i przekształca się w rozwinięty płód, w odpowiedzi na otrzymywane sygnały chemiczne.


Pierwotne i jednorodne komórki z których składa się zarodek w najwcześniejszej fazie rozwoju, to tak zwane komórki macierzyste. Są one również niezbędne do funkcjonowania ukształtowanego organizmu, ponieważ jego komórki są regularnie wymieniane na nowe. To właśnie komórki macierzyste dają początek wszystkim naszym liniom komórkowym, dzięki zdolności do nieograniczonego podziału i przekształceń we wszystkie typy komórek. Stanowią więc komórkową rezerwę ciała z jakiej uzupełniane są zasoby komórek specjalistycznych - jest to najbardziej "surowy" materiał genetyczny i jako taki znalazł zastosowanie w eksperymentach medycznych mających na celu hodowlę organów. Co najważniejsze taka technologia mogłaby umożliwiać tworzenie narządów kompatybilnych z układem immunologicznym pacjenta, a to eliminowałoby ryzyko odrzucenia narządu i konieczność przyjmowania leków obniżających odporność. Obecnie testuje się możliwość drukowania niektórych mniej złożonych organów przy pomocy biodrukarek 3D, oraz łączenia odpowiednio zaprogramowanych komórek z hydrożelowym, spersonalizowanym pod pacjenta biotuszem.

Co więcej udało się już wyhodować z komórek macierzystych niewielkie organoidy ludzkiego mózgu, które produkowały skoordynowane fale aktywności, podobne do tych obserwowanych w mózgach wcześniaków. Tak uzyskane struktury służyć mogą do poszukiwania terapii leczących choroby neurodegradacyjne, na przykład obserwowania złożonych interakcji czy testowania leków. Spekuluje się też o możliwości wykorzystania takich komórek nerwowych do budowania sztucznej inteligencji. Nasuwa się jednak pytanie czy takie miniaturowe "mózgi", których aktywność elektryczna przypomina już aktywność ludzkiego mózgu na wczesnym etapie rozwoju, są świadome to znaczy zdolne do subiektywnych przeżyć. Przecież uważa się, że to zsynchronizowana aktywność neuronalna jest podstawą funkcji mózgowych, także tych wyższych. Z drugiej strony organoidy wydają się pozbawione dostępu do zewnętrznych doświadczeń - nie mają narządów zmysłów ani możliwości ruchowych. O czym więc mogłyby "myśleć"? Na co przekładać się może zdolność generowania fal mózgowych przez niewielką strukturę zamkniętą w naczyniu? 


Kiedy w zasadzie zaczyna się świadomość? Kwestia ta pozostaje kontrowersyjna choćby w kontekście debaty o człowieczeństwie płodu. Niestety nie mamy żadnego jej miernika, tak jak nie mamy miernika życia. No bo też do końca nie wiadomo, czy hodowlane organoidy można uznać za żywe. Jeśli system percepcji ewoluował po to, by kontrolować żyjące ciało, to czym jest świadomość? Czy jest to tylko kwestia zgromadzenia odpowiedniej ilości odpowiednio ustrukturyzowanej tkanki mózgowej? Czy też umysł jest raczej wynikiem interakcji mózgu z ciałem i ciała ze środowiskiem niż samej tylko neuronalnej aktywności? A jeśli do zaistnienia świadomości potrzebne są impulsy zewnętrzne to co z pacjentami dotkniętymi tak zwanym zespołem zamknięcia, który obecnie interpretuje się w kategoriach posiadania świadomości przy braku kontaktu ze światem zewnętrznym? Ostatecznie przecież jesteśmy w stanie poświecić wszystkie organy byleby tylko ocalić swój mózg, bo to jego teoretyczny przeszczep oznaczałby wyposażenie w nasze ciało innego człowieka. 

niedziela, 25 lipca 2021

KOSTIUM INSTYNKTU


 Już w 1785 roku włoski badacz Michele Vincenzo Malacarne badając pary psów i ptaków z tego samego wylęgu zauważył, że te poddane tresurze miały bardziej złożone mózgi. Choć badania te z powodu swojej rewolucyjności zostały swego czasu odrzucone, zwiastowały przyszłe odkrycia dotyczące reorganizacji struktur neuronalnych pod wpływem aktywności i stymulacji, czyli szeroko rozumianej neuroplastyczności. To właśnie plastyczność umożliwia dostosowywanie się mózgów do zmiennych warunków, pamięć i naukę, a więc u człowieka jest cechą szczególnie rozwiniętą. Wiedza o niej stała się paradygmatem naukowym dopiero w drugiej połowie XX wieku, gdyż kłóciła się z powszechnie wówczas przyjmowanym lokacjonizmem - wcześniej wierzono, że mózg składa się z modułów, przypisanych analizowaniu określonych bodźców przez dziedzictwo genetyczne. Dziś wiadomo, że modułowość wynika z optymalizacji przetwarzania, a w odpowiedzi na wyzwania mózg może się w zaskakujący sposób modyfikować.

U osób tracących wzrok lub słuch  dochodzi często do wyostrzenia innych zmysłów, co pozwala kompensować luki w percepcji. Na przykład u osób niewidomych kora wzrokowa (czyli obszar zajmujący się zwyczajowo przetwarzaniem obrazów) może zajmować się kodowaniem informacji o dźwiękach. U osób niesłyszących kora słuchowa może zaś przetwarzać informacje wzrokowe. Do przemapowania reprezentacji korowych dochodzi także po amputacji kończyn. Żadna część mózgu nigdy nie leży odłogiem - jeśli jakieś struktury zostają od niej odłączone uczy się przetwarzania innych bodźców. Rehabilitacja po udarze jest możliwa właśnie dlatego, że wielkokrotne powtarzanie ćwiczeń pozwala wytwarzać i wzmacniać w mózgu nowe ścieżki. Ten sam mechanizm prowadzi także do różnic neuronalnych pomiędzy skrzypkiem, lekarzem, architektem i taksówkarzem, co przekłada się na stopień ich umiejętności. Sposób w jaki używamy naszego mózgu determinuje to kim się staniemy.

Nieużywane połączenia neuronalne szybko są eliminowane, więc musimy ciągle je trenować. Trening taki może niestety prowadzić do paradoksów plastyczności, kiedy zamiast stawać się bardziej elastycznymi usztywniamy swoje reakcje. Możemy tak wyhodować różne samonapędzające się nawyki, obsesje, a nawet nałogi. Obgryzanie paznokci, wieczne zamartwianie się czy alkoholizm, wynikają z automatycznego odtwarzania mózgowych skryptów, które wzmacniane praktyką zyskują własną, wciąż umacniającą się dynamikę. W pewnym sensie wszyscy jesteśmy skazani na takie błędne koła codziennych rytuałów, gdyż wzmacniamy je nieustannie. Nasza plastyczność z wiekiem krzepnie, choć ciągle zachowujemy jej na tyle, żeby przyswajać jakieś nowe informacje - mądrość ludzi doświadczonych wynika z tego, że mają je z czym powiązać, aczkolwiek wszyscy stajemy się niewolnikami własnych wzorców myślenia i zachowania. Gdybyśmy musieli te wzorce radykalnie zmienić, przystosowując się choćby do jakiejś egzotycznej kultury, nasz mózg miałby z tym problem wprost proporcjonalny właśnie do siły ugruntowanych w nim wzorców.


Ale kiedy dopiero zaczynamy te wzorce przyswajać (w dzieciństwie i młodości) jest to dla mózgu stosunkowo łatwe, bo to wtedy jest najbardziej plastyczny. Tyle że istotą plastyczności tyleż jest  przyswajanie takich wzorców, co eliminowanie zbędnych powiązań w procesie nazywanym przycinaniem synaptycznym, które z czasem intensyfikuje się zamykając różne okienka rozwojowe. Gdy więc możliwości tworzenia nowych połączeń neuronalnych słabną, w coraz większym stopniu opieramy się na tym, co okazało się w naszym rozwoju istotne. Na ogół rozwiązanie takie bywa przystosowawcze, choć może zawodzić właśnie w obliczu radykalnych zmian. Znaczna część procesów mózgowych służy zresztą nie tyle aktywowaniu określonych zachowań, co ich hamowaniu, właśnie w odpowiedzi na wymogi środowiskowe. A to pozwala nam pierwotne (często samolubne, agresywne czy seksualne) impulsy przełożyć na działania społecznie akceptowane. 

Tą podświadomą (i często mroczną) sferą naszego "ja" fascynował się już Freud, wprowadzając do popkultury szereg fantastycznych teorii sugerujących uniwersalność ciągot kazirodczych, lęku przed kastracją (u mężczyzn) czy chęci posiadania własnego penisa (u kobiet). Echa tych, wydawałoby się że absurdalnych poglądów wciąż pokutują w dyskursie psychoanalitycznym, wpływając przez to na język rozmaitych "ekspertów" od ludzkiej seksualności, którzy pouczają nas w mediach w jaki sposób należy organizować własne życie seksualne żeby uniknąć choroby psychicznej. Z drugiej strony różne środowiska konserwatywne i religijne, a niestety także i polityczne, dają nam inne wytyczne, ograniczając seksualność do sfery prokreacyjnej, a już z pewnością damsko-męskiej. Na styku tych konkurujących ze sobą wykładni podstawowego biologicznego popędu rodzi się szereg mniej lub bardziej wydumanych teorii czym jest ludzka seksualność i jak należy ją realizować.

Wikłając się w takie modne ostatnio dysputy łatwo popaść w ideologiczną błazenadę i głosić wyższość seksualnego konserwatyzmu nad liberalizmem lub odwrotnie, co jednak nie zbliża nas do prawdy o tym, na ile seksualność wynika z kultury. A jest to - w kontekście tego sporu - sprawą podstawową skoro próbuje się w nim przeciwstawiać naturę wynaturzeniom. Dla "obrońców rodziny" naturalne są stosunki między przedstawicielami płci brzydkiej i pięknej, ponieważ jako służące przedłużaniu gatunku wynikają z ludzkiej natury. Dla "tęczowych" to preferencje każdej jednostki są czymś wynikającym z jej natury w co nie można ingerować. Przy okazji pytać można o "normalność" wszelkich innych wariacji seksualności, od sadyzmu i masochizmu, aż po fetyszyzm, czy też o "wolność" w ich ekspresji. Nie ryzykując oceny moralnej takich czy innych praktyk, stwierdzić trzeba, że kształtowanie się fantazji i upodobań jest (choć częściowo) wynikiem naszych doświadczeń i propozycji kulturowych, a więc neuroplastycznego kształtowania wzorców. 


Świetnie ilustruje to wpływ powszechnie dziś dostępnej pornografii na upodobanie seksualne mężczyzn (choć pewnie nie tylko), co znacząco zmieniło współczesne normy kulturowe. Ten rodzaj stymulacji prowadzi ostatecznie do inflacji związanej z nią przyjemności, a w konsekwencji do eskalacji coraz bardziej ekstremalnych potrzeb i zmian w strukturze mózgu. Może się to potem przekładać na problemy z podnieceniem w rzeczywistych relacjach o ile nie odtwarzają zaprogramowanego w mózgu pornograficznego scenariusza. Lecz presja kulturowa może też zmuszać mężczyzn do odgrywania roli bogatego, praktycznego i romantycznego zarazem macho, żeby tylko dorównać jakimś napompowanym przez media standardom. Podświadomie szukamy partnerów podobnych do poprzednich, bo najlepiej pasują do już ukształtowanych map mózgowych. Traumatyczne przeżycia takie jak molestowanie mogą zaś zniekształcić seksualność na całe życie. Proces przyswajania kultury jest "nabywaniem smaków" jakich uczymy się lubić i potem aktywnie poszukiwać. Dotyczy to nawet tak intymnych kwestii jak miłość, kanony cielesnego piękna i fantazje seksualne, które wydają się wynikać z naszej natury, ale w znacznej mierze kształtowane są przez eksponowane wzorce, bo to z nich bezwiednie konstruujemy wewnętrzne standardy.  

wtorek, 13 lipca 2021

PRZEKLEŃSTWO ADAPTACJI

 Kiedyś byliśmy organizmami jednokomórkowymi, a dzisiaj dumnymi ludźmi, to znaczy
skomplikowanymi wielokomórkowcami zdolnymi kreować własne środowisko. Podstawowy przepis na życie mamy jednak ten sam - genom dzielimy nie tylko z małpami i owadami, ale nawet roślinami i bakteriami. Ciągle opieramy się na pierwotnych mechanizmach życia, które natura (wnioskując właśnie po tym podobieństwie genetycznym) sformułowała na Ziemi tylko raz. Już w budujących nas komórkach dochodzi do niesamowitej różnorodności rozmaitych aktywności energetycznych, bez których nie moglibyśmy cieszyć się swoim człowieczeństwem. 

Oczywiście odwołanie się do samej genetyki nie wystarcza - potrzeba nam też całej masy białek krzątających się wokół DNA, wykonujących jego instrukcje i przetwarzających informacje środowiskowe również programujące komórkę. Konsekwencją skuteczności tych mechanizmów była ewolucja, czyli transfer witalnego przepisu w coraz to nowych, przystosowanych do zmian środowiskowych formach. Komórka przestała być podmiotem tego procesu zrzekając się samodzielności na rzecz "spółki" genetycznej, która do rozmnażania delegowała tylko komórki rozrodcze. Pozostałe komórki stały się bezpłodnymi robotnicami w tym mrowisku oddziaływań z jakiego wyłania się nasze życie.

Pełnienie funkcji służebnej wobec skoordynowanego programu genetycznego utrwaliło się z powodu jego skuteczności - to wyjaśnia czemu w imię przetrwania zatracił się komórkowy "egoizm". Ostatecznie informacja genetyczna i tak była przekazywana, więc można było zająć się wydzielonymi zadaniami w ramach zespołów komórek zwanych tkankami - te zaś składają się na zorganizowaną maszynerię przetrwania. Ustrój tej maszynerii wymaga różnicowania się i specjalizacji, a więc swego rodzaju funkcjonalnego "posłuszeństwa". Wymagało to radykalnego przekształcenia komórkowych programów, dzięki czemu z współpracujących kolonii komórkowych wykształciły się organizmy. Różne elementy tych układów są jednak bardzo stare i oparte na dawno sprawdzonych wzorcach.

Porównywanie genów wielokomórkowców z genami ich jednokomórkowych przodków może przybliżać nas do odkrycia mechanizmów genetycznych odpowiedzialnych za ten przełom. Dzięki takim analizom wiemy, że niektóre z mechanizmów odpowiedzialnych za "współpracę" wykształciły się już u jednokomórkowców. W obrębie niektórych kolonii komórki różnicują się w pewien sposób, a nawet specjalizują tylko w rozmnażaniu. W niektórych przypadkach ciężko wręcz rozstrzygnąć, czy mamy do czynienia z kolonią czy już z organizmem - choćby u żeglarza portugalskiego czy toczka. Ale te złożone relacje wykształciły się z "życia społecznego" mikrobów, w których każdy "stowarzyszony" kierował się ostatecznie indywidualną biologiczną pragmatyką. Pod warstwami ewolucyjnych naleciałości nadal tkwią zamaskowane pokłady pierwotnego komórkowego "egoizmu".

Ten przytłumiony "egoizm" - przypadkowo wzbudzony - może prowadzić do zmian atawistycznych, co w języku biologii oznacza powrót do cech pierwotnych. Jedna z nowatorskich teorii wyjaśniających przyczyny i rozwój chorób nowotworowych, upatruje źródeł nowotworów właśnie w atawistycznym regresie komórek. Nowotwory wydają się immanentną cechą życia wielokomórkowego - zapadają na nie zwierzęta, owady, a nawet rośliny. Odpowiedzialne za to mogą być geny uprzednio związane z przetrwaniem samodzielnego mikroorganizmu dryfującego w prekambryjskim oceanie i rozmnażającego się kiedy tylko było to możliwe, bez oglądania się na innych. Nieograniczona proliferacja (mnożenie się komórek) jest także podstawowym mechanizmem rozprzestrzeniania się raka.

Istotą rozmnażania jednokomórkowców wydaje się tworzenie dokładnych replik, co jednak najbardziej opłaca się w stabilnych warunkach. W trudnych warunkach wskazana jest raczej zmienność genetyczna - mikroorganizmy zwiększają wtedy częstotliwość mutacji, gdyż statystycznie maksymalizuje to szansę przetrwania przez losowe wykształcanie korzystnych adaptacji. Zjawisko to może odpowiadać za niestabilność materiału genetycznego komórek nowotworowych. Poddane stresowi (szkodliwym warunkom) komórki mogą reagować w sposób "domyślny" uruchamiając zestaw procedur opracowany jeszcze w czasach komórkowej niezależności, a przejawiający się wzmożonym rozmnażaniem i mutowaniem. Działając w sposób "niezależny" komórki doprowadzają tym samym do naszej - i własnej - zguby. Tyle że to atawistyczna reakcja na zagrożenie, która sprawdzała się przez miliardy lat. 

wtorek, 6 lipca 2021

STREFA TAJEMNIC


Od zarania dziejów ludzie snuli różne metafizyczne domysły, ponieważ nie wiedzieli czym jest i jak oddziałuje ze sobą materia z której są zbudowani. Z czasem jednak zaczęli rozumieć, że materią i energią kierują ściśle określone prawa, które można przekładać na wzorce matematyczne. Poszukiwania takich wzorców dały początek fizyce.

Po odkryciach Newtona świat wydawał się rządzony deterministyczną mechaniką, w której stan każdego układu fizycznego wynikał ze stanu wcześniejszego i powodował późniejszy. Innymi słowy matematyka Wszechświata determinowała tylko jedno możliwe rozwiązanie. Gdyby tak było, nie tylko skazani bylibyśmy na własne przeznaczenie, ale też pozbawieni wolnej woli. Ostatecznie nasze mózgi składają się z atomów, a te podlegając prawom deterministycznej mechaniki musiałyby zachowywać się w określony sposób... 

Lecz im więcej dowiadywaliśmy się właśnie o atomach i składających się na nie cząstkach elementarnych, a także najmniejszych porcjach wielkości fizycznych (kwantach) tym fizyka stawała się mniej przewidywalna. Materia ani energia (które w zasadzie okazały się tym samym) nie mają charakteru ciągłego - składają się z małych "pikseli", a te w zależności od sytuacji przejawiają właściwości falowe lub korpuskularne.

Wiąże się z tym kontrowersyjne pojęcie kolapsu funkcji falowej czyli redukcji stanu kwantowego z powodu pomiaru. A to otwiera drogę do ezoterycznych spekulacji o rozgałęziającej się rzeczywistości czy kwantowym podłożu świadomości. Choć wyjaśnienie paradoksu obserwatora może być dużo bardziej prozaiczne i opierać się na jakichś ukrytych parametrach, nie można wykluczyć, że mózg wykorzystuje w swojej aktywności efekty kwantowe, skoro dość dobrze udokumentowano ich biologiczne zastosowania w fotosyntezie czy nawigacji u ptaków, a nawet... percepcji zapachów.


Superpozycja przyczynia się do szybszego transportu energii po kompleksie fotosyntetycznym - natura potrafi wykorzystać aż 98% fotonów padających na powierzchnię deklasując wszystkie ogniwa fotowoltaiczne stworzone przez człowieka. Kwazicząstka przenosząca energię słoneczną może przeskanować wszystkie trasy wiodące do centrum reakcji fotosyntetycznych i "wybrać" tę najbardziej optymalną. 

Gdy światło trafia w światłoczułe białko siatkówki ptasiego oka wytrąca z molekuły elektron i przerzuca go do drugiej, położonej najbliżej, łącząc się z nią chwilowo splątaniem kwantowym, a wtedy pole magnetyczne wpływa na położenie względem siebie spinów elektronów zmieniając właściwości chemiczne cząsteczek - zmiany chemiczne w różnych częściach oka ptak wykorzystuje do orientacji w przestrzeni. Taki biologiczny kompas potrafi utrzymać subtelne stany kwantowe dłużej niż najlepsza stworzona przez nas aparatura. 

Wewnętrzne drgania cząsteczki odpowiadają za jej zapach co może mieć związek z tunelowaniem elektronów - zapachy o tej samej strukturze mogą drgać w różnych częstotliwościach co pozwala nosom odróżniać cząsteczki o bardzo podobnym kształcie. Wydawać by się mogło dziwne gdyby natura nie skorzystała z możliwości wykładniczo wzmocnionego kwantowego przetwarzania informacji. Świętym Graalem teoretycznej inżynierii informatycznej jest w końcu komputer kwantowy na którym można jednocześnie przeprowadzać kilka etapów obliczeń. A z reguły gdy teoria przewiduje jakąś możliwość natura wydaje się już z niej korzystać. Więc może na zachowanie neuronów mogą w jakiś sposób wpływać procesy kwantowe?


Nawet jeżeli powiążemy świadomość z wzorcami informacyjnymi w mózgu do dzisiaj nie wiemy w jaki sposób zachowanie ukierunkowane na osiąganie celów wyłoniło się z bezwładnego tańca atomów i cząstek które zupełnie nie troszczą się o cele, a to przecież pytanie o samą biogenezę. Jakimś cudem umysły wiążą się z materią uzyskując nad nią przyczynową przewagę. Ponadto żywy system sam kontroluje własną organizację. Wyłonienie się  zorganizowanego zarządzania z chaosu molekularnego ciężko wyjaśnić na gruncie samej chemii - niezbędne są do do tego operacje logiczne które oderwane od życia nie miałyby żadnego znaczenia.

Zastosowanie kosztownego sprzętu, wymyślnych procedur i systemów stabilizujących laboratoryjne środowisko, a przede wszystkim uparte ingerowanie w procesy chemiczne, jak dotąd pozwoliło naukowcom zsyntetyzować tylko kilka związków organicznych, co w żaden sposób nie wyjaśnia jak z pierwotnego bulionu chemicznego spontanicznie powstały rozbudowujące się złożoności - jedyne takie autokatalityczne cykle chemiczne występują w organizmach żywych. Czy więc geneza życia i jego kodu matematycznego ma charakter przedbiologiczny i szukać jej trzeba w jakichś głębszych, być może jeszcze nam nieznanych odmętach fizyki?

sobota, 26 czerwca 2021

ENERGIA INFORMACYJNA


Wszystkie zjawiska w przyrodzie przebiegają w jednym kierunku - nazywanym termodynamiczną strzałką czasu, dlatego uważamy je za nieodwracalne. Wynika to z drugiej zasady termodynamiki, określającej kierunek zmian termodynamicznych w przyrodzie - entropia (miara nieuporządkowania układu fizycznego i rozproszenia energii) w odizolowanym układzie ciągle wzrasta. Jest to jednak prawo statystyczne, a tak naprawdę nawet teoretycznie entropia może zmaleć, choć byłby to kuriozalny zbieg okoliczności. Energia Wszechświata jest talią kart podlegającą ciągłemu termodynamicznemu tasowaniu, ale w nieskończonym czasie - zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa - prędzej czy później zostanie przypadkowo uporządkowana. Pytanie tylko czy czas jest nieskończony... 

Jeśli entropia ciągle rośnie w momencie Wielkiego Wybuchu jej poziom powinien mieć niską czy wręcz zerową wartość. Wielki Wybuch prawdopodobnie nie był jednak początkiem, tylko pierwszym zdarzeniem o którym wiemy. Część fizyków przypuszcza, że "pierwotna" zupa fotonów, kwarków i elektronów, jaka rozlała się po Wielkim Wybuchu, musiała mieć wręcz wysoką entropię w porównaniu do "zorganizowanego" Wszechświata który znamy (w którym jednak entropia ciągle rośnie). Zdaniem innych kosmos był wtedy jednolity, a oddziaływania fizyczne w znanym nam kształcie jeszcze nie istniały.  Swoją drogą to i tak zaskakujące, że z ciągle chaotyzującej się rzeczywistości wyłoniły się atomy, obiekty kosmiczne, a wreszcie biologiczne życie... 

Zasadnicza różnica pomiędzy żywymi organizmami a martwymi skupiskami atomów polega na tym, że te pierwsze dużo lepiej radzą sobie z przetwarzaniem energii. Materia żywa wymyka się dążeniu do termodynamicznego przeznaczenia. W zasadzie życie wydaje się sprzeczne z drugą zasadą termodynamiki. Oczywiście organizm nie jest układem fizycznym odizolowanym od środowiska - wymienia z nim przecież materię i energię. Entropia w układach żywych rośnie jednak wolniej niż można by się tego spodziewać.  Aby utrzymać swój uporządkowany stan żywe organizmy potrzebują nie tylko bezustannego transferu energii, ale też informacji. Nie tylko odtwarzają zakodowany w DNA (i poza nim) scenariusz oraz reagują na środowisko, ale też w swych procesach życiowych posiłkują się paliwem... informacyjnym.


O urządzeniach które mogą przekształcać informację w pracę spekulował już dziewiętnastowieczny szkocki fizyk i matematyk James Clerk Maxwell (ten od równań Maxwella czyli podstawowych praw elektrodynamiki klasycznej). Póki co tak zwany "demon Maxwella" był jednak tylko eksperymentem myślowym demaskującym paradoks drugiej zasady termodynamiki. W naczyniu pełnym powietrza cząstki poruszają się z różnymi prędkościami, ale średnia prędkość dużej losowej ich liczby pozostaje taka sama gdyż są przemieszane. Gdyby jednak podzielić naczynie na dwie komory przegrodą wyposażoną w zamykany i otwierany otwór, można by (przy "demonicznej" zdolności widzenia pojedyńczych cząstek) przepuszczać tylko wolniejsze cząstki do komory A i tylko szybsze do komory B.  Tym sposobem bez wydatkowania pracy można  doprowadzić do różnicy temperatur między komorami, co z kolei służyć by mogło do uruchomienia silnika mechanicznego. 

Takie przekształcenie niekontrolowanego ruchu cząstek w kontrolowany ruch mechaniczny stanowiłoby swego rodzaju perpetuum mobile, więc teoretycy szybko zaczęli szukać jakiejś furtki umożliwiającej wyjaśnienie konceptu. "Demon Maxwella" zaprzeczałby wszak nie tylko drugiej, lecz także pierwszej zasadzie termodynamiki, mówiącej o równoważności ciepła i pracy oraz stałości energii izolowanego układu termodynamicznego. W latach dwudziestych dwudziestego wieku do sprawy powrócił węgierski Żyd mieszkający w Berlinie Leo Szilard. Według Szilarda nie było tu sprzeczności, gdyż "demon" musiałby wydatkować energię na dokonywanie pomiarów i obserwacji, a będąc częścią układu zwiększałby jego entropię równoważąc skutki segregowania molekuł. Szilard rozwinął jednak pomysł Maxwella projektując (na potrzeby teoretyczne) tak zwany silnik Szilarda, również wykorzystujący informację jako osobliwe paliwo.


Całkiem niedawno fizykom w końcu udało się stworzyć urządzenie które możemy nazwać silnikiem informacyjnym. Zespół naukowców pod kierownictwem Hyuka Kyu Paka z Instytutu Nauk Podstawowych w Ulsan w Korei Południowej zweryfikował doświadczalnie drugą zasadę termodynamiki uwzględniając przetwarzanie informacji w formie "demonów". Koreańscy uczeni  skonstruowali nanosilnik w ktorym konwersja informacji na energię wynosi około 98,5% - tylko niewielka część zostaje utracona. To wspaniałe osiągnięcie, ale tak się dziwnie składa, że wzajemne oddziaływanie informacji i energii jest wykorzystywane przez organizmy żywe od miliardów lat. Żywe komórki wyposażone są w cały arsenał "silników informacyjnych" - wydajnych i perfekcyjnych nanomaszyn zbudowanych głównie z białek, których celem jest zarządzanie informacjami w najbardziej efektywny sposób. Gdyby nie ten system "silników życia", entropia ugotowałaby nas we własnym sosie. Być może czyni to kwestię siły witalnej ożywiającej materię nieco mniej ezoteryczną, ale w napędzanym informacją biologicznym świecie nawet bakteria musi być genialnym matematykiem, co wydaje się równie konsternujące. 

niedziela, 6 czerwca 2021

KONSUMENCI ŚWIATA


Pod koniec neolitu (ostatniej epoki kamienia) dokonała się tak zwana rewolucja neolityczna, czyli przejście ludów dotąd zbieracko-łowieckich na rolnictwo i pasterstwo, czemu towarzyszyło też zakładanie stałych osad i podział pracy. Rzemieślnicy zaczęli zaś tworzyć pierwsze "produkty". Powstanie cywilizacji pozwoliło następnie na wymianę handlową o szerszym zasięgu. Z czasem starożytne cywilizacje zmuszone były do wymiany towarowej pomiędzy sobą, ponieważ każda z nich borykała się z różnymi deficytami - brak drewna, surowców czy żywności zmuszał do ich importu. 

Na potrzeby uprzywilejowanej  klasy próżniaczej powstawały zaś produkty luksusowe takie jak jedwab. Na podstawie znalezisk archeologicznych możemy przypuszczać, że był znany w Egipcie już jakieś 1000 lat przed Chrystusem, choć wytworzony przez inną cywilizację musiał tu docierać przez wyspecjalizowanych pośredników. To właśnie w łączącym Wschód z Zachodem tak zwanym Jedwabnym Szlaku widzimy pierwsze zalążki globalnej sieci handlowej.

Nie był to oczywiście szlak ściśle sprecyzowany. W zasadzie możemy tu mówić o wielu różnych szlakach (także morskich) odgałęziających się na północ i południe, organizujących się etapowo, co sprawiało że przeciętny uczestnik tego międzynarodowego biznesu miał mgliste pojęcie o pochodzeniu i przeznaczeniu towaru (czyli prawie tak jak dziś). W połowie pierwszego tysiąclecia przed naszą erą pod panowaniem Scytów ukształtowała się Droga Stepowa od równin czarnomorskich po Mandżurię - swymi odnogami sięgała geograficznych Niemiec i Półwyspu Koreańskiego.

Z różnych niemożliwych już do ustalenia (a pewnie też i klimatycznych) przyczyn, euroazjatycki szlak handlowy przeniósł się bardziej na południe, a wojująca ze Scytami Persja objęła go na zachodnim odcinku instytucjonalną kuratelą. Po wtargnięciu Zachodu na Wschód i podbojach Aleksandra Wielkiego nastąpiło skokowe rozszerzenie systemu szlaków handlowych na zhellenizowane obszary Azji Środkowej, do której z drugiej strony napierali spragnieni koni Chińczycy - siłą zmuszali  koczowniczych sąsiadów do wymiany wierzchowców na własne produkty, co ubogich i mobilnych nomadów zmuszało do handlu.


Oczywiście do Europy importowano nie tylko jedwab, ale też przyprawy, pachnidła i tak dalej.  Elity europejskiego Imperium Rzymskiego tak bardzo rozlubowały się w orientalnych luksusach, że problemem stał się ogromny deficyt w handlu ze Wschodem. Swej pozycji pośrednika w relacjach Rzymu z Chinami strzegło jednak zazdrośnie u bram Azji irańskie (choć nieco zhellenizowane) Imperium Partów. Tym samym głodny luksusów Rzym skazany był na płacenie azjatyckim kupcom wygórowanych ilości złota i srebra. Chroniczny odpływ tych kruszców i nierównowaga w relacjach handlowych będą trapić Europę tak długo, aż zacznie poszukiwać alternatywnych szlaków do Azji, co ostatecznie doprowadzi do wielkich odkryć geograficznych i kolonizacji. 

Póki co jednak to Chińczycy i środkowoazjatyccy koczownicy przeżywali swój złoty wiek. Szlakami władali Turkuci i Mongołowie, a potem też Arabowie i Osmanowie. Bajeczne bogactwa umożliwiały z kolei hojny mecenat nauki i kultury, co zaowocowało swoistym "azjatyckim renesansem". Dzięki średniowiecznym tłumaczeniom starożytnych greckich tekstów filozoficznych na arabski udało się ocalić dla potomnych zapomnianą wówczas w Europie antyczną spuściznę. Rozpowszechniła się indyjska matematyka - systemem dziesiętny, pierwiastki, ułamki, liczby ujemne, arytmetyka. algebra, pi, obliczenia algorytmiczne... Obserwacjami i wyliczeniami arabskich astronomów podpierał się między innymi Kopernik. Rozwijała się medycyna. 

Niestety dzięki kontaktom handlowym rozpowszechniały się nie tylko idee i wynalazki takie jak papier i druk, ale też pasożyty i groźne drobnoustroje. Pandemie trądu czy dżumy przemieszczały się właśnie razem z kupcami, co doprowadziło do śmierci milionów ludzi. Ale nie to zatrzymało podążające przez pustynie, stepy i góry karawany. Nawet opanowanie przez Europejczyków produkcji mitycznego jedwabiu nie zmniejszyło ujemnego bilansu handlowego Europy, spragnionej teraz choćby porcelany zwanej "białym złotem". Rozpad imperium mongolskiego zaowocował erą zwalczających się chanatów, co doprowadziło nie tylko do wielkich strat demograficznych, ale też zniszczeń struktury irygacyjnej, których zredukowana populacja nie była już w stanie usunąć. Deficyt wody i zasobów napędzał z kolei zacieklejszą rywalizację skłóconych plemion.

Drenowana ze złota Europa w poszukiwaniu drogi do Indii natknęła się na Amerykę, co zalało ją nagle tym kruszcem i sfinansowało rozwój kapitalizmu. Hiszpańskie złoto trafiało do europejskich wytwórców, co zwiększało ich możliwości produkcyjne. W tym kapitalistycznym duchu organizowano już kolejne (angielskie, francuskie czy holenderskie) morskie wyprawy, finansowane i zabezpieczane przez mechanizmy giełdowe, co zapewniało im niespotykany wcześniej rozmach, z którym poganiacze wielbłądów nie mogli już konkurować. Nawet wyeliminowanie pośredników nie zapewniło jednak uprawnionej równowagi handlowej - Wielka Brytania kupowała w Chinach tyle herbaty, że handlu nie dawało się nijak zbilansować. Dlatego postanowiono uzależnić Chińczyków od opium, a zakazy obrotu narkotykiem zwalczać militarnie w imię "wolnego handlu". 


Wtedy zaczęła się na dobre epoka zachodniej (europejskiej i amerykańskiej) dominacji handlowej, gospodarczej i kulturowej. Dziś kiedy trendy w światowym handlu zaczynają się znowu odwracać, warto przypomnieć sobie jego historię. Czy nasz nienasycony apetyt na zbytki nie zepchnie nas z powrotem do roli światowych klientów?  

niedziela, 30 maja 2021

SZALEŃSTWO LANCETNIKA


 Pierwszym zwierzęciem na Ziemi u której doszukiwać się możemy zalążków mózgu był lancetnik. A dokładniej wspólny przodek lancetnika i człowieka, który przypuszczalnie bardzo przypominał dzisiejszego lancetnika. Przez 550 milionów lat ten morski bezczaszkowiec nie zmienił się zbytnio ponieważ w jego niszy ekologicznej nie było to konieczne.

Układ nerwowy lancetnika zbudowany z biegnącej wzdłuż ciała cewki nerwowej i odchodzących od niej nerwów, uwieńczony jest niewielkim jej rozszerzeniem nazywanym pęcherzykiem mózgowym. Niemniej w tym skromnym skupisku komórek odnaleźć można już szkic genetyczny mózgu kręgowców - widzimy tam wzorce molekularne służące do wyodrębniania najważniejszych segmentów organizacyjnych mózgu. To na takim prymitywnym genetycznym rusztowaniu rozwinęły się emocje, pamięć, a ostatecznie kreatywność i język.

Zanim wyszliśmy z wody wznieść betonowe miasta, byliśmy tylko prekambryjskimi umięśnionymi żołądkami filtrującymi morską wodę z rojącego się w niej planktonu i bakterii. Przetwarzaliśmy niewiele danych zmysłowych bo niewiele musieliśmy robić. Dzięki przypadkowym duplikacjom które stworzyły nowe kombinacje genów i fenotypy przekształciliśmy się w istoty zdolniejsze do bardziej złożonych działań, co wymagało też wyostrzonego postrzegania i większej kontroli motorycznej.

Pojawienie się"inteligentnych" i aktywnych drapieżników wymusiło na kolejnych organizmach podążanie ścieżką rozwiniętej percepcji i koordynacji ruchowej. Kto więcej "wiedział" i działał ten więcej jadł  - a kto mniej ten sam mógł być zjedzony. W coraz bardziej skomplikowanym środowisku mózgi zarządzały coraz bardziej skomplikowanymi ciałami, przez co musiały przetwarzać i integrować coraz większe ilości informacji.

Aby utrzymywać stan wewnętrznej równowagi trzeba przewidywać zachodzące w środowisku zmiany i ich wpływ na organizm, oraz dokonywać przygotowawczych działań w oparciu o zgromadzone doświadczenie. W tej sytuacji najskuteczniejszym sposobem programowania zachowania jest ustalanie go z wyprzedzeniem czyli planowanie. To właśnie planowaniu służą wszelkie wyższe funkcje naszego mózgu takie jak pamięć czy kreatywność. 


W gruncie rzeczy chodzi o to, żeby wydatkować i pobierać energię w sposób zbilansowany, co w przypadku homo sapiensów często bywa mrzonką, ponieważ kombinują jak oszukać swój mózg i dostarczyć mu przyjemności lub zmusić go do motywacji, fałszując lub ignorując odczyty "liczników" energetycznych własnego organizmu. W skonstruowanej przez samego siebie niszy ekologicznej człowiek jest jednak przyrodniczym fenomenem - wynalazcą, artystą i filozofem. Dane z całej sieci mózgowej kompresują się w najgęściej skomunikowanej korze przedczołowej w skondensowane abstrakcje - idee, symbole i wizje.

Wytwory własnej rzeczywistości społecznej postrzegamy jako niepodważalne fakty, ponieważ wszystkim naszym przodkom zapewniało to przetrwanie. Intuicyjnie zmierzamy do realizacji wzorców kulturowych, które określają nasze potrzeby i marzenia, lecz gdyby nie przeszłe doświadczenia społeczne nie znalibyśmy ich sensu i znaczenia. Elektryczna burza w chemicznej zupie pozwala nam wzruszać się, zachwycać i oburzać tymi abstrakcyjnymi obrazami, które sami stworzyliśmy z kompresji wcześniejszych - i planować nową utopię.