Łączna liczba wyświetleń

sobota, 27 czerwca 2015

BŁAZENADA TYTULARNA

Prezydent do końca życia myśli, że jest prezydentem, a premier że jest premierem. Dziwny obyczaj sprawia, że chociaż nie pełnią już tych funkcji, niektórzy nadal ich tak tytułują. Idzie się w tym nawet dalej – panie marszałku, ministrze, a niżej to nawet panie pośle. I w dodatku były wicepremier dożywotnio staje się premierem, a wiceminister ministrem. Jest coś zabawnego w tym, jak podkreśla się prestiż państwowych notabli. Coś każe nam stosować tą obłudną kurtuazję, choć często dostojnicy, zwłaszcza po swoim upadku, nie cieszą się zbytnim szacunkiem społecznym. Oficjalnie jednak podejmuje ich się jak królów. Nic dziwnego że żyją w innej rzeczywistości. Gdyby posłuchali czasem co się o nich mówi, a co jest z uwagi na brak zapisu gorsze od internetowego hejtu (on powinien już wisieć i tym podobne), nauczyłoby to ich trochę pokory.

Obłuda jest dla ludu polskiego czymś tak naturalnym, że nie odczuwa on z jej powodów żadnych wyrzutów sumienia. Nie uświadamia sobie jej nawet. Choćby estyma jaką w małomiasteczkowym środowisku cieszy się duchowieństwo, to jedna wielka gra pozorów. Widziałem to już tyle razy, że uważam to za obłudę wręcz klasyczną. Ktoś wygłasza antyklerykalne oracje, a za chwilę wali głową o chodnik na widok zbliżającej się świętobliwości. Co ciekawe księża mają też cudowny dar przyciągania rozmówców. Pojawienie się kleryka zawsze sprawiało, że rozmowa zmierzała na zupełnie inne tory niż dotychczasowe, a rozmówcy zwracali się bardziej w jego stronę niż do siebie. Jeśli często gęsto podnoszą się głosy o odrealnieniu kościoła, to w znacznej mierze winne jest temu też społeczeństwo które tak się z nim komunikuje.


Trudno utrzymać pokorę, kiedy jest się od kogoś wyżej w hierarchii. Niektórych nagły awans społeczny może wręcz zniszczyć – mówi się wtedy o wodzie sodowej, nowobogackich i tak dalej. Sam bywałem świadkiem kiedy ludzie zmieniali się diametralnie w bardzo krótkim czasie, nawet po takich banalnych zmianach jak znalezienie lepszej pracy. Sukces zaburza proces postrzegania, rozbudza wiarę we własną wyjątkowość, sprawia że innych postrzegamy jako gorszych. A przecież często jest to tylko etykieta, jaka zostaje do nas przypięta. Oczywiście skłamałbym, gdybym stwierdził, że nigdy nikogo nie oceniam i nie porównuję do siebie. To przecież ludzkie. Ale staram się trzymać jakiś balans – zbytnio sobie nie pochlebiać, ani też nie gnoić się kiedy mi coś nie wyjdzie. W miłości własnej też trzeba mieć umiar, bo inaczej stanie się ona zbyt zaborcza. A przecież są jeszcze inni ludzie.

piątek, 26 czerwca 2015

ROZPRAWKA

Schludne dziewczynki w białych bluzeczkach i całkiem eleganckie mamuśki z kwiatkami – takie widoki na ulicy oznaczać muszą koniec roku szkolnego. Czyli że zaczynają się wakacje. Niby mnie to nie dotyczy, ale ciekawe są te spódniczki i buty na wysokim obcasie. W końcu młodzież będzie mogła sobie pospać, pochlać i poopierdalać się. I nauczyciele też. Jeszcze za to wszystko dostaną bukiety i podziękowania. Tylko najgorsze jest teraz to bezstresowe wychowanie. Kiedyś pedagog mógł przyjebać niesfornemu uczniakowi np. linijką czy wskaźnikiem w onanistyczną dłoń, a teraz nie może zastosować przemocy. Jak trafi mu się trzynastolatek na dopalaczach to nie wie czy wzywać policję czy gwardię narodową. I wtedy jest stres, tylko że dla pana profesora po magisterce. Dlatego od pewnego czasu prawo przypisuje mu status funkcjonariusza publicznego – żeby go w gimnazjum gangsterka nie załatwiła. Proponuję jeszcze dawać broń służbową.

Jak to mówią wszędzie dobrze gdzie nas nie ma. Czyli że nie ma co zazdrościć budżetówce, nawet jak się robi na umowie śmieciowej lub na czarno. Bo jak robisz za grosze to znaczy, że tylko do tego się nadajesz. A jak wpajasz młodszym pokoleniom ministerialny program nauczania, to znaczy że programujesz świadomość społeczną. Świadomość jest taka, że ten co był kujonem przy odrobinie szczęścia może w przyszłości kuć młode umysły, więc warto się uczyć! Tak to w skrócie wygląda. Lecz byłbym niesprawiedliwy gdybym twierdził, że szkoła mnie niczego nie nauczyła. W podstawówce nauczyłem się palić papierosy, a w liceum marychę. Dzisiaj palę już tylko głupa, ale nic co ludzkie nie jest mi obce. Czasami z obrzydliwie sentymentalnej tęsknoty chciałbym powrócić do tego młodego grona, robić głupoty, śmiać się i snuć nierealne plany. Z drugiej strony dostrzegam jakim śmiesznym byłem smarkaczem. Jedyne czego mi wtedy brakowało to rozumu.


Najważniejsze że nauczyli mnie czytać i pisać. Kiedy się to potrafi, to można się uczyć samemu. Poznawać sztukę, historię, psychologię, cokolwiek się chce. I nie podlegać już w swoich poszukiwaniach ocenom. Zdobywanie wiedzy jest dla mnie prawdziwą pasją – wciąż odkrywam jak mało jeszcze wiem. Największą satysfakcję czerpię zaś z tego, że sam mogę sobie wyznaczać czego chcę się dowiedzieć, nie tracąc czasu na rzeczy, które mnie nie interesują. Paradoks polega na tym, że dla większości osób sam rozwój nie jest wystarczającą motywacją, chyba że przekłada się on na jakieś korzyści, np. zawodowe. Tak więc kiedy ludzie nie podlegają już ocenianiu, nie dostają dyplomów, potwierdzeń, certyfikatów, brak im motywacji do nauki. Znaczna część społeczeństwa legitymuje się wykształceniem jedynie formalnym, pozostając przez całe życie analfabetami funkcjonalnymi, nie potrafiącymi czytać ze zrozumieniem i posługującymi się bardzo wąskim zasobem słownictwa. Problem ten potęguje jeszcze niskie czytelnictwo, nawet wśród ludzi chełpiących się dyplomami wyższych uczelni. Jednostki formalnie wysoko wykształcone czyli tzw. inteligencja, nie wykazują się wbrew pozorom szczególną aktywnością w zakresie kulturowym. Właśnie takich niedoczytanych inteligentów określa się mianem „wykształciuchów”. Preferowaną przez nich formą czytelnictwa jest czytanie użytkowe. Sięganie po bardziej ambitne lektury staje się więc stopniowo praktyką ekskluzywną, bo samo wykształcenie nie zapewnia zbyt wysokich kompetencji kulturowych.


Pokazuje to jak ważny jest obowiązek powszechnej edukacji i stopniowalności wykształcenia. Ludzie z natury są leniwi intelektualnie, więc nie zmuszani do nauki obowiązkiem, ani nie nagradzani za nią świstkami papieru, we większości przypadków nie przyswajaliby sobie żadnej wiedzy, poza wiedzą użytkową. Statystyczny Polak spędza cztery godziny dziennie przed telewizją, gdzie reklamodawcy promują konsumpcjonizm, rozrywka oznacza strzelaninę, a prezenterzy mają zawsze idealne fryzury. Najprościej jest złapać za pilota i włączyć sobie relaksujące pranie mózgu. Ale to co jest proste, zazwyczaj jest prymitywne. Telewizja zapewnia nam bardzo wygodną, bo bierną rozrywkę. Niestety nasz umysł ulega wtedy rozleniwieniu. Biorąc pod uwagę nasze lenistwo, przyznajmy że to dobrze, iż kiedyś chodziliśmy do tej szkoły. Bez niej poziom wiedzy ogólnej społeczeństwa byłby jeszcze niższy, a programy telewizyjne jeszcze głupsze. 

czwartek, 25 czerwca 2015

ZIMNA WOJNA

Niech się biją, przepychają, najlepiej się zesrają. Niech swoje życie poświęcają walce o zdobycze i trofea. Gdy cel uświęca środki to znaczy, że nieważne o co walczą. Bo obojętnie jakby to nazywać, to jest egoizm – przerośnięta ambicja czy marsz po trupach. W rywalizacji obowiązuje fair play, a tylko na wojnie wszystkie chwyty są dozwolone. Nawet nazistowscy zbrodniarze prowadzili normalne życie rodzinne, więc niech nikt nie wciska kitu że robi to dla kogoś. I niech do diabła jeden z drugim nie nazywa tych, co mają to wszystko w dupie, tchórzami. Poszarpałbym się z dupkami, ale gdybym wiedział, że chodzi o coś konkretnego, na przykład święty spokój. A jak go już będę miał, to niech zagwarantują mi spełnienie kilku najbardziej szalonych marzeń. I oto mógłbym się użerać. A nie o te nędzne błyskotki, bzdury, chuj wie o co. Wcale mnie to aż tak nie pociąga, bo widzę jakich idiotów robią z siebie ludzie. By dopiąć swego sami się poniżają i upokarzają.

A siebie samego nigdy nie mógłbym poświęcić. Bo dla siebie najważniejszy jestem ja sam. Teraz to rozumiem. Jeśli odpuszczałem to co jest dla mnie ważne, na ogół w zamian dostawałem coś bezwartościowego. Więc lepiej już nie mieć nic, bo jak nie masz nic, to przynajmniej niczego nie tracisz. A warunkowe obietnice to zwykły szantaż. Zanim się spełnią musisz się poddać. A to dopiero początek. Słowa, słowa, słowa. Mielenie ozorem. Sam wiem co jest dla mnie dobre. Nie mogę już słuchać tego pieprzenia. Jeśli ktoś potrafi, to niech mi zaimponuje. Ale nie chwaleniem się, bo już się tego nasłuchałem. Najtrudniej w życiu jest być kimś ciekawym. Dlatego ludzie wolą mówić niż słuchać. To co mówią inni to na ogół nic ciekawego, jeśli nas nie dotyczy. Kiedy słyszysz rozmowę o ludziach których nie znasz, z reguły nie wsłuchujesz się w nią zbytnio. Gówno Cię obchodzi czy ktoś obcy dostał podwyżkę, czy się przeprowadził, czy rękę sobie połamał. Takie już jest to życie – miliony podobnych ludzi muszą zmagać się z nim, z niektórymi czujemy więź, inni są nam obojętni. Wygłaszane przez nas komunikaty na ogół są podobne – czy tu czy tam wiedziemy przecież podobne żywoty. Dlatego musimy się chwalić chociaż nie mamy czym.


Zawsze znajdzie się ktoś bogatszy, silniejszy, piękniejszy, ale to nie znaczy że lepszy. Jeśli uzależniasz swoją wartość od miejsca w rankingu, to prawdopodobnie nigdy nie będziesz dosyć wartościowy. A najśmieszniejsze jest to, że potrzebujesz tych wszystkich rzeczy przede wszystkim do tego żeby się nimi chwalić, i to często przed tymi których wcale nie lubisz. Tobie samemu do niczego nie są potrzebne.  

czwartek, 18 czerwca 2015

KOSZMAR Z ULICY WIĄZÓW

Śniło mi się, że zgwałciła mnie pomarszczona wiedźma, z obwisłymi cyckami i oponą na brzuchu. Na szczęście to był tylko koszmar. Prawie się zesrałem we śnie. Lecz zaprawdę wśród grzechów głównych wymienia się próżność – a ta staje się bolesna, gdy uroda przemija. Ktoś kto mężczyzn z lubością wodził na pokuszenie, bawił się nimi i napuszczał na siebie, wraz z urokiem osobistym sens swego życia tracić musi. Póki może tym silniej zazdrość więc wzbudzać będzie w adoratorze swym ostatnim, aż urok swój wyczerpie i śmieszną manierą kokietki politowanie żałosne tylko roztaczać będzie wokół.

Spójrz w lustro lafiryndo przebrzydła i pyszna!!! Czas już bez litości dumę twoją największą odbiera. Myślałaś, że na zawsze obiektem pożądania natura cię uczyniła, a teraz natura każe omijać cię wzrokiem mężczyznom. Ich oczy drapieżne młodością się pasą jędrną i ponętną, a ty możesz tylko narzucać się ich spojrzeniom. Bez wahania wybierają widoki piękniejsze, pejzaże sutków nabrzmiałych, warg świeżych i kuprów soczystych. Ty zaś na zamku straszyć możesz lub zwodzić desperatów, wiecznie rozkapryszona i wierząca w moc, która gaśnie już bezpowrotnie. Tylko kilo tapety, push-up na cyckach i pas wyszczuplający, podtrzymywać mogą jeszcze twoją wiarę w siebie.


O bezimienna wiedźmo z mojego snu – kim jesteś bez tego wszystkiego? Kim będziesz gdy już wypali się twoja przygasająca gwiazda? Gdzie twoje piękno, kiedy już trudzić się musisz żeby je z siebie wykrzesać? Już mówić musisz kto się patrzył na ciebie, opowiadać jak rozbierał cię wzrokiem, wyolbrzymiać stare incydenty i wspominać zwykłe końskie zaloty. Najlepiej napisz o tym książkę. Oczywiście wszelka zbieżność tego snu z prawdziwymi wydarzeniami i postaciami jest przypadkowa. Z wyjątkiem młodych, słodkich i kuszących kwiatuszków.     

środa, 17 czerwca 2015

UMOWA SPOŁECZNA

Całe życie człowiek musi się zmagać z innymi ludźmi i ze samym sobą. Ostatecznie zaś zwycięży go jakaś choroba – no chyba że będzie miał jakiś wypadek, albo ktoś go zabije. Taki będzie koniec wielkiej kosmicznej odysei. Przemijamy, każdy dzień ucieka bezpowrotnie. Nudzić się znaczy marnować życie. Nie mieć czasu dla siebie znaczy go nie wykorzystywać. Być tu i teraz to nasze zadanie. Chwytanie chwili, zachwyt, zdumienie – to nie takie trudne. Ale żeby się zachwycić trzeba zobaczyć to co jest piękne. Żeby się dziwić trzeba zadawać pytania. Trzeba badać życie, poszukiwać, śnić. Trzeba żyć.

Mówią, że nic nie jest warty człowiek, który dla nikogo nie jest pożyteczny. Lecz to przecież nonsens. Hitler myślał tak samo i po pierwsze zabrał się za ludzi chorych umysłowo. Bo to przecież były pasożyty. Pozbył się ich i nikt nie zaprotestował. Dopiero później zabrał się za wojnę. Wystarczy jeśli człowiek jest pożyteczny sam dla siebie. To nawet najważniejsze żeby samemu sobie był przydatnym. Bo człowiek w Trzeciej Rzeszy przydatny musiał być przede wszystkim narodowi. A czasami to nawet lepiej jest nie zadawać się z żadnymi dupkami. Mogą z tego wynikać konflikty światowe.

Jakoś niespecjalnie mnie pociąga idea poświęcania się dla jakiegoś kolektywu. A tym bardziej dla czyjegoś dobrobytu. Nie kręci mnie zbiorowy trans. Wolę zawsze stać trochę z boku. Obserwować. Nie robić z siebie idioty, przynajmniej w swoich własnych oczach. Inni pewnie widzą to inaczej. Myślą sobie: Co za kutas, nie reaguje na impulsy, chyba nie wie co jest grane. A ja wiem, że życie to jest gra o najwyższą stawkę. Już się nasłuchałem tych tyrad, fałszywych obietnic, natchnionych bredni. Dla mnie liczą się tylko konkrety. Słowa to tyle co nic. Dajcie mi to czego chcę, zamiast mówić mi czego pragnę. 

poniedziałek, 15 czerwca 2015

ANATOMIA ZŁA

Mówią, że każdy człowiek sądzi po sobie, czyli ocenia innych przez pryzmat tego jak sam by się zachował. Dlatego człowiek, który stara się być przyzwoity, może być nieco naiwny. Zakłada bowiem, że inni mają szlachetne intencje. Z kolei człowiek podły zakłada, że inni to świnie, więc staje się ostrożniejszy. Czasami jednak i człowiek podły może się przeliczyć. Zakładając że ktoś jest podły tak jak on, nie będzie się spodziewał że ktoś może postąpić zgodnie z etyką. Widzieliśmy to w filmie  „Mroczny rycerz”. Jokerowi nie powiódł się chytry plan, ponieważ zakładał że każdy jest takim nikczemnym bytem jak on. Joker przewidywał, że wyposażając ludzi w detonatory, zmusi ich żeby powysadzali się nawzajem, żeby tylko ratować własne dupska. Zło nigdy nie zrozumie dobra, bo jest prymitywne.

Oczywiście można być człowiekiem złym i do tego wybitnie inteligentnym. Zło nie wyklucza wysokich walorów intelektualnych – historia naszpikowana jest wręcz przykładami kiedy przebiegłość przyczyniała się do niebywałego triumfu różnego rodzaju skurwysyństwa. Przewaga zła nad dobrem wynika przede wszystkim z możliwości zimnego manipulowania emocjami. Człowiek zły nie ma zbytnio rozwiniętych uczuć, więc myśli bardziej logicznie, nie krępują go zasady moralne, nie przejmuje się tym co stanie się z innymi. Szkopuł jest w tym, że zło nie jest zdolne prowadzić do prawdziwego szczęścia, a przynajmniej najczęściej tak jest. Zdaniem psychologów jednym z koniecznych komponentów dobrostanu psychicznego jest wszak poczucie bycia częścią czegoś większego od siebie.


Poczucie to może odwoływać się do różnych wartości wspólnotowych, humanistycznych czy religijnych. Jeśli czujemy się wykonawcami bożego planu, przedstawicielami społeczeństwa obywatelskiego czy żołnierzami ważnej sprawy, wtedy nasze życie nabiera znaczenia. Jeśli gonimy jedynie za hedonistyczną przyjemnością, wszystko poza nią jest pozbawione sensu, a budowanie zdrowych relacji ze społeczeństwem staje się niemożliwe. Wszystko to bardzo ładnie brzmi, niestety zjawisko to ma również swoje ciemne strony. Nie brak w dziejach wizualizacji tego, jak ślepe oddanie idei przekształcać się może łatwo w fanatyzm. Dla zbawienia dusz ludzkich, z powodu narodowej misji historycznej, w imię rewolucji – lała się krew. Dlatego Anders Behring Breivik jest szczęśliwszy od Marca Dutroux, choć oboje są siebie warci. 

niedziela, 14 czerwca 2015

MIÓD PITNY

Niedługo trzeba będzie wziąć się do roboty, ale jeszcze można oddawać się lenistwu. Słońce bombarduje nas z powietrza, pocimy się jak świnie, jest cudnie. Hormony wybuchają razem z tą niebiańską bombą atomową, na wpół roznegliżowane małolaty spacerują, muchy pchają się do mieszkania. Gdyby istniał Bóg, z pewnością rzekłbym, że jest wielki. Życie eksploduje – w dekoltach, na łąkach, wszędzie. Cały kosmos zmówił się, żebyśmy mieli lato. I zieleń kipi, robactwo się pleni, wszystko rozkwita. Kwiaty, pejzaże, szare ulice – wszystko staje się piękniejsze.
 

Tak się odbija to wewnętrzne piękno, które nosimy w sobie. Pierwsze estetyczne bóstwo – potężna natura. Kontemplujmy to słońce, błękit, żądzę. To najlepszy temat medytacji. Pies ze zwieszonym ozorem, spocony robotnik, ptasie trele. Dziewczyny w krótkich spodenkach. Niech żaby zaczną rechotać, komary kąsać, zboże dojrzewać. Świeć nad naszym światem Słoneczny Boże. Spalaj nas pragnieniem, pożądaniem, skwarem. Napełniaj nas światłem. Wysuszaj nas, lep się na naszej skórze, przypiekaj nas jak my kiełbasę. Powracaj tak długo aż się nie wypalisz.

Taniec życia jest zawsze tańcem śmierci. Ale to nie jest takie straszne. Nie teraz kiedy żyjemy. Kiedy chłoniemy ten słoneczny syrop – nektar, pot i zapach asfaltu. Już jesteśmy tak ciężko nasłodzeni, że czekamy tylko kiedy noc nas orzeźwi. Kiedy powiew mroku zmyje z ciał słoną maź. Pijacy mogą teraz posiedzieć dłużej. Czekać do późna przy butelce na swoją wielką przygodę, która nigdy się nie przydarzy, choć całe życie ją wspominają. Bełkotliwa bajera wyraża ich tęsknotę za pięknem, którego nigdy nie zobaczą. Gdy już nie mogą wytrzymać tłuką się po mordach.         

sobota, 13 czerwca 2015

BOGINI MIŁOŚCI

Inteligentna, oczytana, wrażliwa, ognista, śliczna, zgrabna i cycata – trudno taką znaleźć. No i najlepiej jakby była jeszcze bogata – rozwiązałoby to przy okazji moje problemy ekonomiczne. Nie musiałbym kombinować skąd mam brać na nasze luksusowe życie. Po  prostu żylibyśmy z jakiegoś spadku po dziadku czy amerykańskim wujku. Moglibyśmy oddawać się wyuzdaniu, dyskusjom i podróżom, nie rozmyślając o rzeczach przyziemnych. Każdego dnia śmialibyśmy się do łez ze świata co pędzi na złamanie karku i obserwowali go, ale z ciekawości, a nie z konieczności.

Ona miałaby piękny umysł, ciekawą osobowość, rozległą wiedzę i błyskotliwą mowę. Mówiłaby rzeczy fascynujące, tak bardzo że godzinami mógłbym jej słuchać. Uczyłbym się od niej, inspirował się nią, pasjonował. Jej serce biłoby łagodnie, w uspokajającym mnie rytmie, melodyjnie. To byłoby prawdziwe serce, a nie kiczowata pompka z plastiku. Ktoś komu możesz opowiedzieć zły sen, przed kim nikogo nie musisz udawać. Kojąca słodycz, subtelna jak cisza i szalona jak niepowstrzymany śmiech.

W łóżku byłaby demonem, nimfomanką, ladacznicą – ale tylko dla mnie. Przebierałaby się za pielęgniarkę, sekretarkę, francuską pokojówkę, cheerleaderkę, stewardessę. Odgrywalibyśmy sceny rodzajowe. A potem leżelibyśmy wyssani i zasypiali objęci. Ech, to by było życie. Gdzie takie kobiety? To tylko bajka o tym, jakby mogło być. Byt określa świadomość. Nie ma już księżniczek, tak jak nie ma książąt. Są tylko opowieści o nich – stare legendy i wirtualne obrazy. Gdy zbliżamy się do prawdy opadają maski – spod rycerskiego pancerza wychodzi prymitywny prostak, życiowy nieudacznik, chamski pijak, tchórzliwy dzieciak, ktokolwiek. Jego obietnice okazały się kiełbasą wyborczą. A jego księżniczka okazała się mało interesująca kiedy już zaczęła więdnąć albo puchnąć. Ludzie nie będą nigdy ideałami, ale pokochać ideał znaczyłoby przecież tylko brać, a miłość jest dawaniem.


Dlatego kocham siebie – nie jestem ideałem. Nie szukam zemsty, za to wciąż potrafię marzyć. Bez marzeń człowiek umiera, chociaż często marzenia są fantastyczne. Ale jak śpiewały kiedyś Fasolki „fantazja jest od tego, żeby bawić się na całego”. Nie ma chyba człowieka, który zrealizowałby wszystkie marzenia – istotą życia jest nienasycenie, snucie wizji, wyobraźnia. To warunek konieczny żeby cokolwiek się działo. Przez całe życie musisz chcieć, a jak ci się wszystkiego odechce to będzie klapa. Chce mi się jak cholera. Dlatego czuję, że żyję.          

czwartek, 11 czerwca 2015

ŻYĆ NIE UMIERAĆ

Nie ma to jak mocna herbatka Liptona z rana, choć żółkną mi od niej zęby. Ostatnimi czasami się byczę, co ma ten plus że mam dużo czasu na myślenie. Lubię nawet ten stan, wolę go od gonitwy nie wiadomo za czym. Sęk w tym że rujnuje mi to finanse. Ale przecież nie zdechnę z głodu. Nie mam problemu ze sobą więc mogę prowadzić harmonijny wewnętrzny dialog, nie szukając zewnętrznej stymulacji w jakiejś ponurej bramie. Rano mówię sobie że się kocham, i już wiem że jestem przez kogoś kochany. I wtedy mogę kochać życie, chociaż czasami nieźle daje w kość. Z całą pewnością nie przydarzy mi się jednak nic lepszego.

Kiedyś byłem martwy. Potem się narodziłem. Potem znowu zniknę. Niczego więc w ten sposób nie stracę. Gdyby nie było mnie wcale, nie miałbym przecież czego tracić. A zatem życie nie jest marnością, ale darem. Wszystko co się przydarza jest darem – życie otrzymujemy za nic. Śmierć niweczy życie, ale nie czyni go marnym. Nie ujmuje niczego z jego wspaniałości, która dzieje się tu i teraz. Sprawia że życie jest tym cenniejsze. Tym bardziej musimy cieszyć się życiem, wiedząc że się kiedyś skończy. Nigdy już nie otrzymamy czasu żeby nadrobić to czego zrobić nie zdążymy.

Dlatego ważniejsze jest dla mnie to czego chcę, od tego co muszę. Tak naprawdę nic nie muszę – tylko chcę spełniać oczekiwania. I dlatego je spełniam, lecz nie muszę nic. Jakbym miał taki kaprys mógłbym nawet zostać kloszardem, chodzić po mieście w sukience, hodować świnię w domu. W genach ludzkich zakodowana jest potrzeba przypodobywania się innym ludziom, ale nie jest to przymus formalny. Na ogół, choć w różnym stopniu wyrażamy swoją indywidualność, uważamy na to żeby „ nie zrobić z siebie idioty”. W warunkach jaskiniowych przystosowanie do grupy ułatwiało przetrwanie. Prowadzić może to niekiedy do opłakanych skutków, jak w hitlerowskich Niemczech, gdzie prawie nikt nie był zdolny sprzeciwić się zbrodniczej ideologii, zachowując się tak jak wszyscy dookoła.

Z tłumu lepiej się nie wyróżniać, bo inność jest piętnowana, wytykana, wyśmiewana. Inny znaczy obcy, nie podobny do nas, stający przeciw nam. Podważający sens wyznawanych przez nas wartości, naszych działań i obranej drogi życiowej. Indywidualizm to wyzwanie rzucone społeczeństwu, zarzut że się myli, bunt przeciwko niepisanym obowiązkom. I dlatego musisz, musisz, musisz. Musisz to, musisz tamto – ciągle to słyszysz. Już nawet w swojej głowie to słyszysz, mówisz najpierw muszę to, potem muszę tamto i tak w kółko. Innym też mówisz że muszą, bo skoro Ty musisz to oni też powinni. Zastanów się już dziś co będziesz myślał na łożu śmierci. Czy nie będzie Ci wtedy żal, że nie robiłeś tego czego prawdziwie chciałeś, a jedynie spełniałeś cudze oczekiwania?


Marek Grechuta napisał kiedyś piękną piosenkę „Dni których jeszcze nie znamy”. Dzisiaj to klasyka polskiej poezji śpiewanej. Utwór opowiada o tym, że nie warto spoglądać wstecz tylko iść do przodu, bo przeszłości nie da się już naprawić. Ważne jest tylko to co jeszcze może się wydarzyć, więc nie powstrzymujmy się przed dążeniem do szczęścia. – Jak odnaleźć nagle radość i nadzieję? – pyta poeta w ostatniej zwrotce. I skłania nas do refleksji: - Odpowiedzi szukaj, czasu jest tak wiele! Po latach nagrał nieco inaczej zaaranżowaną wersję swojego przeboju. I nieco zmienił tekst: - Czasu jest niewiele. Bywa że nie wiemy co zrobić z czasem, chcemy go zabić. A w końcu go nam zabraknie.    

wtorek, 9 czerwca 2015

CO LUDZIE POWIEDZĄ

Powiedz że wygrałeś w totolotka, ludzie będą lgnąć do Ciebie. Powiedz że masz AIDS, zaczną się odsuwać. Chociaż póki co ani jedno, ani drugie mi nie grozi, śmieszne jest to jakimi ludzie są prymitywnymi istotami. Wystarczy spojrzeć choćby na to jak zachowują się w stosunku do swoich przełożonych – niekoniecznie w sytuacjach zawodowych. Również w stosunku do innych osób o wysokim statusie społecznym są przymilni jak dzieci biegające po dziennik do pokoju nauczycielskiego. Jeśli imponuje im wybijanie zębów stają się pieskami na smyczy jakiegoś niezrównoważonego osiłka. Robią służbowe wyjątki dla osób piastujących wysokie stanowiska. Zagadują życzliwie szanowanych przedsiębiorców żeby wkupić się w „lepsze towarzystwo”. Jeśli mogą coś zyskać, choćby towarzyski prestiż, ścigać się będą żeby wejść Ci w dupę. Ale wobec obawy, że będziesz czegoś od nich chciał, że zepsujesz ich wizerunek, że czymś ich zarazisz, ewakuują się gdzie pieprz rośnie.


Trochę to smutne, ale widać to gołym okiem. Pod wpływem kontekstów społecznych zmieniamy się z żałosnych potakiwaczy w ordynarnych prześmiewców. W jakimś stopniu wszyscy ulegamy takim zmianom perspektywy. Gdyby jedną i tą samą osobę przedstawić nam na dwa różne sposoby postrzegalibyśmy ją w inny sposób. Bylibyśmy uprzedzeni lub życzliwie usposobieni, pomimo tego że pozostawała by to dokładnie ta sama osoba i tak samo by się zachowywała. Potwierdziły to liczne eksperymenty psychologiczne. Z kolei nasze nastawienie do takiej osoby determinuje jej zachowanie. Ktoś kogo uważamy za miłego faceta może się takim w rzeczywistości okazać na widok naszego uśmiechu, a osobnik postrzegany jako odpychający zachowa dystans czując naszą rezerwę. Te wszystkie prawidłowości sprawiają, że tak wielką uwagę przywiązujemy do swojego wizerunku społecznego.



Wizerunek jaki jest każdy widzi, i dlatego nie da się zbudować wizerunku całkowicie oderwanego od rzeczywistości. Przynajmniej w najbliższym otoczeniu – bo jeśli chodzi o wizerunek polityczny czy medialny to może być on zafałszowany. Również ktoś kto udaje przykładnego męża może być domowym oprawcą, a szanowany obywatel pedofilem. Takie rzeczy się zdarzają. Ale na ogół wizerunek nie jest całkowicie oderwany od rzeczywistości - wyczuwamy czy ktoś jest osobą dominującą czy uległą, jaki ma temperament, do czego zmierza. Ciężko jest na przykład udawać, że jest się spokojnym w chwili wielkiego wzburzenia. Zachowanie ludzkie określają różne niuanse. Bardziej niż fakt, czy ludzie dobrze czy źle nas oceniają, śmieszne jest dla mnie to, że kwestia ta naprawdę nie ma aż takiego dużego znaczenia. Pomimo tego, że kultura nasza słusznie podkreśla, iż w człowieku najważniejsze jest jego wnętrze, tak naprawdę największą uwagę przywiązujemy do kwestii zewnętrznych – nie mówię tylko o wyglądzie, ale właśnie o pozycji, zdobyczach i uznaniu. Dlatego właśnie tak za tym gonimy.  

PEŁZAJĄCA APOKALIPSA

Wkurza mnie biadolenie męczenników że świat schodzi na psy. Moim zdaniem jest zupełnie odwrotnie. Możliwe że prędzej czy później jakiś szaleniec będzie dysponował bombą atomową, czy rozprzestrzeni się w Europie jakaś zaraza, ale życie bywa nieprzewidywalne. Z całą pewnością wydarzyć się może jakaś katastrofa, ale przydarzają się one ludzkości cyklicznie. Ostatnią z wielkich katastrof była druga wojna światowa. Potem pokonywać musieliśmy jedynie różne przeszkody, takie jak choćby komunizm. Nie był to zbyt efektywny system gospodarczy, ale mimo wszystko nawet on cechował się pewnym rozwojem – gospodarka Polski zaczęła się kurczyć dopiero za rządów Jaruzelskiego. Jakiś progres następował więc nieprzerwanie przez dziesięciolecia, nawet jeśli w stopniu ograniczonym przez absurdalne rozwiązania. Mimo tego zwykło się mówić że ciągle idzie ku gorszemu. Taka retoryka to już niemal obyczaj polityczny i język uliczny. Narzekanie jest normą.

Międzykulturowym zjawiskiem jest choćby idealizowanie przeszłości – zwykle starszyzna narzeka na współczesność, porównując ją z wyidealizowanymi „starymi, dobrymi czasami”. Wynika to z tego, że ludźmi rządzą nawyki, a rzeczywistość bezustannie się zmienia. Zmiany postrzegane są jako niekorzystne, ponieważ burzą to, co do tej pory uważaliśmy za „naturalne”. Tak więc w starszej grupie wiekowej społeczeństwo jest mniej lub bardziej, ale raczej oporne na nowe realia. Po drugie młodość wiąże się z intensywniejszym życiem towarzyskim, poznawaniem świata, ciekawością. A upływ czasu często prowadzi do znudzenia, rutyny i gnuśności, co powoduje tęsknotę za minionym czasem. Chociaż przekroczyłem dopiero lata chrystusowe, gdybym miał wybór też bym wolał być raczej młodszy niż starszy. Nie wyjaśnia to jednak dlaczego narzekanie szerzy się również wśród osób nie tak znowu wiekowo zaawansowanych, ale wydaje mi się że żyjemy w pewnej kulturze narzekania.

Otóż przemysł reklamowo-marketingowy rozbudza w nas ogromne potrzeby konsumpcyjne, nasze
możliwości ich realizacji są ograniczone, a konkurencja o dobra materialne duża. Żeby gospodarka kręciła się niezbędne jest używanie przez producentów ogromnej machiny propagandowej, która przekonuje nas jakie nabytki są niezbędne dla naszego szczęścia. Wynikająca z tego siła kuszącego nas marketingowego przekazu, zalewa nas ze wszystkich stron nierealnymi obrazami, utrwalającymi się, przez hipnotyczne ich powtarzanie, w naszych głowach. W świecie który widzimy „wszyscy już to mają”, czujemy się więc jak nieudacznicy i zapierdalamy jak woły żeby kupić sobie nowy produkt. A potem następny. Rozrywki którym się oddajemy, takie jak oglądanie telewizji, również przedstawiają nam wzorce jakim trudno dorównać, a to frustruje. Internet, a zwłaszcza serwisy społecznościowe, bardziej niż komunikacji służy pogrążaniu się w świecie fantazji, co destrukcyjnie wpływa na część jego użytkowników. Wszystkie te czynniki powodują, że wobec taśmowo następujących zmian czujemy się bezradni i snujemy apokaliptyczne wizje.


Pocieszę Was że nie jest tak źle, jak się na skutek tego wydaje. A nawet jest lepiej, bo wszystko zmierza ku lepszemu. Siła nabywcza pensji od lat wzrasta, ale wzrastają też nasze potrzeby, stąd lament osób wiecznie niezadowolonych ze swoich zarobków. Średnia wieku się wydłuża, więc muszą istnieć ku temu jakieś powody, pomimo że z szemranej wiedzy wynikałoby raczej, że służba zdrowia od lat radzi sobie coraz gorzej. Przestępczość w Polsce spada, choć po każdym głośnym morderstwie odczucie społeczne jest zupełnie inne. Bredzi się wówczas, że „kiedyś tego nie było”. Panikarze biją na alarm, że koncerny spożywcze trują nas aspartamem czy glutaminianem sodu. Prawda jest natomiast taka, iż przemysłowa produkcja żywności rozwiązała na świecie problem niedożywienia – żarcia brakuje właśnie tam, gdzie nie ma zakładów przetwórczych, konserwantów, nawozów i oprysków. Pomimo tych wszystkich dobrodziejstw wielu z nas czuje się coraz gorzej. Ale to raczej kwestia wewnętrzna. Czyli osobny temat. 

poniedziałek, 8 czerwca 2015

LOGOS

Dobre rzeczy mijają tak jak złe. Pamiętamy jednak więcej tych złych, niż tych dobrych. To naturalne – predyspozycja taka pozwala nam unikać porażek, a przynajmniej temu ma służyć. Więc uczymy się unikać tego co sprawia nam ból. Dzięki temu nie dotykamy dwa razy żelazka. Niestety kiedy robimy bilans swojego życia wpływa to na niego niekorzystnie. Pamiętamy więcej podłości, niż tego co dobre. Ale w prawie każdej złej sytuacji był ktoś dobry kto pomagał. Nawet na wojnie obok bestialstwa spotykaliśmy humanitaryzm, a obok sadyzmu miłosierdzie. Dlatego jesteśmy tak niezwykli. Nie warto liczyć zysków i strat.

Przecież wszystko minie – i dobro i zło. Czas zatrze wszystkie ślady naszej obecności tutaj. Myśl o śmierci może być przerażająca, ale może też działać kojąco. To czym przejmujesz się dzisiaj w ostatecznym rozrachunku nie jest nic warte. Odpuść więc sobie ten stres. Nie warto przejmować się pierdołami. Warto robić coś, ale wszystko nie zawsze musi się udawać. Gdyby świat był idealny do jakiego miałbyś jeszcze dążyć celu? W jaki ideał wierzyć? Byłbyś martwy jeszcze zanim byś się narodził.


Tak więc żyj – nie masz innej możliwości. Przynajmniej coś przeżyjesz, na pewno co najmniej kilka fajnych chwil. A jak przydarzy się coś gorszego to na pewno przeminie. Tak jak wszystko – nawet czas. Oddychaj pełną piersią. Myśl. To znaczy że jesteś.  

piątek, 5 czerwca 2015

ABSOLUT

Dzisiaj przeżyłem niebo i piekło. Czasami tak bywa. Żeby poznać niebo, trzeba przecież znać też piekło. Bo kiedy piekło się kończy, czujesz że jesteś w niebie – zwłaszcza kiedy widzisz przed sobą przyjazną otchłań. „Jest horyzont prawdziwy tam za horyzontem” jak pisał Rafał Wojaczek. Nie zawsze go widzimy. Czasem zasłaniają nam go jakieś marne i nic nie warte bzdury. Jest chyba w życiu tylko kilka chwil kiedy wiemy co jest naprawdę ważne. Dzisiaj to zrozumiałem. Dotknąłem absolutu.



Nie mogę pisać o konkretach – to zbyt intymne. Ale mogę pisać o sobie, bo jestem błaznem. Tylko błazenada chroni mnie przed braniem życia na poważnie. Gdybym nie drwił z życia, musiałbym ciągle przegrywać. Jak Syzyf codziennie staczać walkę z demonami, gnać na oślep, przepychać się przez mur łokci, ryć, knuć, mieszać kijem szambo. A tak mogę obserwować to wszystko z dystansu. To gorzka i jakże słodka dola. Błazen jest pośmiewiskiem i szydercą.


A zatem śmiejcie się – w głębi duszy nie mogę brać tego na poważnie, bo śmiejecie się z samych siebie. Sarkazm jest komiczny. Śmiech jest absolutny. 

wtorek, 2 czerwca 2015

BUNT MASZYN

Mówią że myślenie nie boli, ale to nieprawda. Żaden ludzki organ nie pobiera tyle energii ile mózg. Z tego powodu człowiek ogranicza myślenie do minimum. Najczęściej kierują nim odruchy, także te wyuczone. Mówimy wtedy, że robimy coś na pamięć. To tak jakbyśmy wygaszali myślenie w stan czuwania, a działali na autopilocie. Intuicja, odruchy, nawyki – to tak naprawdę my przez większość czasu. W życiu codziennym podejmujemy decyzje posługując się rozmaitymi heurystykami, czyli uproszczonymi regułami wnioskowania, co prowadzić może do różnych błędów poznawczych. Lecz wymaga tego ekonomia myślenia – nie możemy sobie pozwalać na to, żeby mózg przez cały czas pracował na najwyższych obrotach. Świadomego i analitycznego potencjału używamy tylko wtedy gdy jest to niezbędne. Kiedy nie napotykamy na swojej drodze żadnych zauważalnych przeszkód, postępujemy zgodnie z rutyną czyli mechanicznie i automatycznie.

Sam na pewno to zauważyłeś – gdy uczysz się jakiejś nowej umiejętności, musisz być skupiony i skoncentrowany, a gdy już ją opanujesz nie musisz myśleć o tym co robisz w trakcie jej wykonywania. Dlatego ludzie tak bardzo boją się zmian. Przyzwyczajenia i nabyta praktyka umożliwiają płynne i bezstresowe funkcjonowanie. A coś o czym nie masz zielonego pojęcia wydaje się czymś trudnym, chociaż wcale nie musi tak być. Po prostu pewne dane nie zostały jeszcze zapisane w twoim mózgu połączeniami neuronalnymi, będącymi organicznym zapisem przebytych przez Ciebie doświadczeń. Oczywiście nie jesteś jakimś „tabula rasa” i już na starcie otrzymujesz wgrany pakiet nie tylko biologicznych popędów, ale i indywidualnych predyspozycji. Twój mózg jest mimo tego bardzo plastyczny, choć zauważyć można, że z biegiem czasu się krystalizuje. Już Pawłow zauważył, że psa łatwiej nauczyć czegoś niż oduczyć. Poza tym mózg najbardziej chłonny jest we wczesnych fazach rozwoju.

Pomimo całej naszej złożoności unikamy wysiłku intelektualnego, bo tylko to umożliwia nam „normalne” funkcjonowanie. Zwracamy uwagę tylko na rzeczy które wydają się nam przydatne z adaptacyjnego punktu widzenia, Pozostałe informacje umykają nam jakby mimochodem. Nasz umysł ich nie wychwytuje, nie analizuje, nie stara się w nie zagłębiać. Z tego choćby powodu większość z nas ignoruje wiedzę z zakresu uznawanego za abstrakcyjny, bo wykraczającego poza ramy materialne, prestiżowe czy praktyczne. Gdyby jaskiniowiec zastanawiał się zbyt wnikliwie nad sprawami filozoficznymi, nie upolowałby nic do jedzenia, a przy okazji zagłodziłby swoją rodzinę. Tak więc naturalną i dziedziczną skłonnością ludzką jest stawianie na pierwszym miejscu kwestii ważnych dla biologicznego bytu, takich jak pełny żołądek, wytwarzanie narzędzi czy strategia myśliwska. Oczywiście w „nowym wspaniałym świecie” nie grozi nam już śmierć głodowa, ale zwierzęca natura stawia na pierwszym miejscu konkret zamiast abstrakcji, miłość cielesną nad platoniczną, a zyski finansowe ponad wzniosłe słowa.

Nie znaczy to, że wzniosłe słowa nie potrafią nas porwać, ani że nie jesteśmy w stanie przeżywać „pokrewieństwa dusz”. Po prostu pewne sprawy są dla nas ważniejsze, a inne mniej. To właśnie kultura, z całym bagażem znaczeń, idei czy norm, czyni z nas zwierzęta na tyle wyjątkowe, że w darwinowskiej „walce o byt” nie posługujemy się już maczugami. Argument fizycznej siły stosujemy tylko w stosunku do jednostek niedostosowanych społecznie. Przywiązujemy uwagę do walorów estetycznych i systemów wartości, wyjaśniających nam kwestie egzystencjalne, bo „nie samym chlebem człowiek żyje”. Eksplorujemy otoczenie, przy okazji budując coraz większy zasób wiedzy, co nie tylko przekłada się na rozwój materialnej cywilizacji, ale także naszego postrzegania świata. Uświadamiamy sobie tym samym rozmiary własnej ignorancji.


Nic dziwnego, że w społecznej świadomości nadal najłatwiej sprzedają się proste odpowiedzi na trudne pytania. Przecież tego właśnie chcemy, a nie brnąć w labirynt bez wyjścia. To wielki paradoks, że znajdując się w szczytowej jak dotąd fazie swojego rozwoju, cywilizowane społeczeństwa zalewa fala wtórnego analfabetyzmu, przejawiającego się brakiem umiejętności czytania ze zrozumieniem, co w konsekwencji ogranicza zasób używanego słownictwa i trywializuje złożoność rzeczywistości, jak i złożoność człowieczeństwa. Wszystko czego potrzebujemy się dowiedzieć możemy przecież sprawdzić w Google. Powszechna dostępność wiedzy, będąca kiedyś elitarnym przywilejem, jest dla pokolenia cyfrowego czymś tak spowszedniałym, że wiążące się z tym możliwości pogłębiają dezorientację części społeczeństwa niezdolnej do świadomego rozwoju. W efekcie rewolucja informatyczna, obok globalizacji przekazu i stworzenia najwspanialszej biblioteki w dziejach, służy również do przekazywania banalnych treści, o charakterze wręcz ekshibicjonistycznym. Internet staje się dla niektórych bardziej narzędziem ekspresji i wyrażania siebie, niż źródłem inspiracji, polem dyskusji czy wymiany poglądów. Na monitorze jak w soczewce widzimy całe spektrum naszego człowieczeństwa – od pochłaniającej pasji po prymitywny marazm. Wybór należy do Ciebie. Poza tym zawsze możesz go wyłączyć.             

poniedziałek, 1 czerwca 2015

THE BEST

W starciu z człowiekiem złym zawsze jesteś słabszy. Z jednego prostego powodu – Ciebie ogranicza moralność, a jego nie. On może oszukiwać, bić poniżej pasa, nie przestrzegać zasad. Ty walczysz jak rycerz, a on o tym wie i wykorzystuje to przeciwko Tobie. Jego bronią jest podstęp, zdrada i manipulacja. Zwycięstwo imponuje, a Ty tracisz w ludzkich oczach. Sam siebie zaczynasz też postrzegać jako przegranego. Wątpisz w sens swoich wartości. Zetknięcie się z mocą zła powoduje krach twojego systemu moralnego – na świecie pełno jest rozczarowanych idealistów. Stąd już prosta droga do wkroczenia na ścieżkę bezwzględności i wyrachowania. Stwierdzasz że byłeś „za dobry” i musisz walczyć o swoje.

Brzmi to trochę melodramatycznie, no i trochę wyidealizowałem naszego bohatera (ma pewnie różne grzeszki na sumieniu), ale to tylko taki model. Faktem jest natomiast, że prawie każdy z nas ma za sobą trudne doświadczenia. Naszym losem jest mierzenie się z podłością, łajdactwem i perfidią. Zmienia to nas, naszą zbroją staje się gruba skóra, a niekiedy rzeczywiście przechodzimy na ciemną stronę mocy. Zło dotyka nas w różnym stopniu – niektórych z nas na przykład niszczy już w dzieciństwie – więc ciężko tu przyjmować jedną miarę. Ale niekiedy rzeczywiście oparcie się jego okrucieństwu wymaga sporej siły wewnętrznej.

 

Mimo tego jest tak, że dobry znaczy słaby. Język jest przecież odzwierciedleniem naszej kultury, a
często występujący w nim związek frazeologiczny mówi o tym, że ktoś jest „za dobry”. Wszyscy wiemy co to oznacza. Kiedy mówimy o kimś, że jest „za dobry” nie wyrażamy w ten sposób wcale uznania dla takiej osoby. Raczej myślimy wtedy, że jest ofermą. Nie myślimy wtedy, że jest za dobry, tylko że jest za głupi. No i faktycznie niektórzy z nas są głupi. Ktoś kto ugania się za damskim bokserem albo złośliwą blacharą z całą pewnością jest głupi. A ktoś kto nie ma odwagi przeciwstawić się złu jest tchórzem, a nawet współsprawcą zła. Ale często zwykły dobry gest też postrzegamy jako przejaw głupoty, a to jest niesprawiedliwe.

Być dobrym nie znaczy dawać kiedy ktoś czegoś chce, ale pomagać komuś kto czegoś potrzebuje. Niektórzy niestety lubią pomoc taką wymuszać manipulacją, nadużywać jej czy nie okazywać za nią wdzięczności. Ale może lepiej pomagać ludziom i czasem coś stracić, niż nie pomagać w ogóle. Ryzyko jest wpisane w każdą dziedzinę naszego życia, a lęk przed stratami nie powinien zamykać naszych serc. Bez wiary w ludzi naprawdę ciężko żyć. Osobowości agresywne, pogardzające innymi i zmierzające do prymitywnych celów tak naprawdę nigdy nie doznają tego co jest w życiu najlepsze.