Łączna liczba wyświetleń

piątek, 28 kwietnia 2017

EUROKLEPANIE

Kiedyś klepali nas po plecach tak mocno, że padaliśmy na kolana. Dlatego nowe polskie władze nie chcą, żeby imperialiści klepali ich po plecach. Chcą bowiem stać na straży „suwerenności”, a klękać tylko w czasie uroczystości religijnych. Jezus zaś o klepaniu po plecach nic nie mówił. Mówił jedynie o klepaniu po pysku. A mianowicie, że jeśli ktoś uderzy Cię w policzek to masz mu nadstawić drugi. Wydaje się to jedną z najgłupszych wypowiedzi Jezusa, ale porada ta czasami może być przydatna. Na przykład jeśli spoliczkuje cię agresywny alkoholik spokrewniony z nieobliczalnym koksem. Zdarzyła mi się kiedyś taka sytuacja i pomyślałem sobie, że Jezus wiedział co mówi.


Wróćmy jednak do spraw politycznych. Jeśli dla Waszczykowskiego i środowiska które reprezentuje bardziej liczy się racja stanu niż tylne pieszczoty, to zastanowić się należy co taka racja może oznaczać. Co prawda klepanie kogoś po plecach w języku gestów oznacza protekcjonalną postawę klepiącego – to szef klepie swoich podwładnych, a nie podwładni szefa. Wyraża jednak przyjazny stosunek do klepanego („niezły z ciebie herbatnik”), w przeciwieństwie do stawiania kogoś w kącie. W dodatku pytanie zasadnicze brzmi czy dostaniemy więcej kasy za to, że jesteśmy tak niedotykalscy. Na to się jednak raczej nie zanosi.


Powiedzcie więc co konkretnego ugraliście w Europie. Bo chyba tylko tyle, że nikt was nie klepie. Kiedy bierze się od kogoś forsę ciężko jest o suwerenność, ale kto z nas może sobie pozwolić na prawdziwą wolność? Europa przeżywa ciężki kryzys właśnie z tego powodu, że nie jest dostatecznie zintegrowana, co powoduje chaos i administracyjny bezwład. Projekty takie jak wspólna waluta okazały się kłopotliwe właśnie dlatego, że nie doprowadzono jednocześnie do realnej unii fiskalnej. Bez wspólnej polityki nie będzie ponadnarodowej wspólnoty, a to wymusza jakiś centralizm decyzyjny. Możliwe więc, że w opozycji do „Europy narodów” wykształci się jej ściślej zintegrowane jądro. W takiej sytuacji skoncentruje się ona raczej na własnych projektach niż na naszych problemach.


W dziewiętnastym i dwudziestym wieku rodzące się nacjonalizmy doprowadziły do przemodelowania mapy Europy, co jednak pociągnęło za sobą straszliwe konsekwencje takie jak wojny światowe. To właśnie te lekcje historii zainspirowały ojców Europy. Pytanie czy bardziej jesteśmy Europejczykami czy Polakami wydaje się retoryczne. Wszak jesteśmy jednymi i drugimi. Tożsamość jest konstruktem szkatułkowym – możemy odwoływać się zarówno do dziedzictwa całej ludzkości jak i najbardziej lokalnego kolorytu. W czasach największej świetności nasza szlachta nosiła się z turecka, a w czasach słusznie minionych znajdowaliśmy się w orbicie wpływów eurazjatyckiego imperium. Niemniej ostatecznie przyjęliśmy zachodnioeuropejski model kulturowy i wydaje się, że od tej drogi nie ma już odwrotu. 

środa, 26 kwietnia 2017

PODRÓŻ DO KORY MÓZGOWEJ

Pewien jełop powiedział mi ostatnio, że im się robię mądrzejszy tym staję się głupszy. No i proszę – może i jełop, ale jednak myśli. Bo choć sam jest głupi jak but może dlatego widzi rzeczy takimi jakie są. Czyli że usiłując coś sobie (czyli wszystkim dokoła) udowodnić ryję sobie beret. Więc przyznaję się – ponieważ nie znam się na niczym postanowiłem zostać pierdolonym mądralą, a zatem specjalistą od wszystkiego. Bo kiedy znasz się na wszystkim nie znasz się na niczym. Dlatego właśnie na niczym się nie znam. Gdybym się na czymś znał to pewnie trzepał bym kasiorę. A jak trzepałbym kasiorę to by panny za mną szczały. I by mówili o mnie, że jestem specjalistą. A tak jestem tylko chłopcem na posyłki.


Ale leniwy ze mnie sługa i kombinuję tylko co by tu zrobić, żeby się wszyscy ode mnie odpierdolili. Robię tak ponieważ mam swój świat. I czasami postępuję tak jakby inni ludzie byli tylko po to żeby ten świat mógł funkcjonować. To oczywiście złudzenie, tym perfidniejsze że nie oszukuję w ten sposób ich tylko samego siebie. Bo wtedy zamiast ludzi mam przy sobie stosy zakodowanej werbalnie makulatury, trochę gratów i fantazję. Graty wbrew pozorom czasami są nawet przydatne. Ale fantazja to mi chyba jest potrzebna tylko po to żeby walić konia. Największa zaś zagadka, to tajemnica tej zasranej makulatury. Pojeby nazywają ją literaturą i się nią rozkoszują. Większość społeczeństwa uważa to jednak za zboczenie, albo co najmniej dziwactwo.

Mimo wszystko fetyszyści papieru uporczywie rozkoszują się składaniem liter do kupy. Co bardziej uzależnieni zamieniają swoje mózgi w czytniki bezużytecznych informacji i pogrążają się w psychodelicznej medytacji. Być może wierzą, że staną się w ten sposób mądrzejsi, lecz to gówno prawda. Bo przecież gdyby byli tacy mądrzy to trzepali by kasiorę. I tak kółko się zamyka. Jełop zakłada bowiem, że chodzi mi tylko o kasiorę i o dziwki. Ja zaś okłamuję sam siebie, że zmierzam do celów wyższych. Tylko chuj wie dokąd. Medytacja ma w sobie zawsze coś z mistycyzmu – tak jakbyś spotykał się z Bogiem. Ale żeby powiedzieć kim jest ten Bóg to już gorsza sprawa. Wtedy możesz tylko przywołać jakąś legendę albo ideę. Jedno i drugie swój początek ma w literaturze. Jak mówi pismo na początku było słowo.

Próby dociekań czy pierwsze było jajko czy kura są dosyć jałowe ponieważ doskonale wyjaśnia nam to mechanizm ewolucji. Tu jednak znowu dochodzimy do sedna sprawy ponieważ nawet w sensie biologicznym jesteśmy tylko zbieraniną informacji nazywaną kodem genetycznym. Ponieważ informacja ta ma tendencję do powielania się zostaje ona utrwalona. Jednocześnie jest niespójna ze względu na swoją złożoność. Odszyfrowany kod genetyczny jest bowiem naszym mózgiem, a ten „wiecznie” znajduje się w stanie dynamicznym. Jest bowiem maszyną do zbierania informacji. Zapisuje je w swoich strukturach neuronalnych i dlatego pierdolimy takie farmazony. 

sobota, 22 kwietnia 2017

NOWY WSPANIAŁY CZŁOWIEK

Chatbot to program komputerowy który wykorzystuje oprogramowanie językowe w celu prowadzenia z nami konwersacji. Dziś programy takie są wykorzystywane na stronach internetowych jako wirtualne postacie imitujące konsultantów firmy. Najsłynniejszym, chatbotem w historii była skonstruowana w 1966 ELIZA. W założeniu miała ona symulować pracę psychoanalityka. Program analizował wzorce w zdaniach, a następnie budował na tej podstawie pytanie do rozmówcy. Jednak ELIZA nie rozumiała oczywiście sensu wypowiedzi. Jednym z głównych technik była zamiana zaimka lub czasownika z pierwszej osoby na drugą, a także parafrazowanie otrzymanej wypowiedzi w formie pytania. To wystarczało żeby maszyna sprawiała wrażenie empatycznej osoby i wyciągała z rozmówców zwierzenia.
 

Skoro stosunkowo prosty program komputerowy może tak nami manipulować, tym bardziej mogą to ludzie, zwłaszcza że otrzymują oni od nas więcej wskazówek niż tylko szyk zdania. Każdy komunikat uzupełniany jest bowiem tak zwanym metakomunikatem, czyli niewerbalną informacją świadczącą o nastroju mówiącego. Ton głosu, wyraz twarzy czy mowa ciała mówią nam czasem więcej niż słowa. Za metakomunikatem kryje się bowiem to co tak naprawdę myśli dana osoba. Dlatego często potrafimy u niej wykryć złość, dezaprobatę czy ironię, i to nawet jeśli temu zaprzecza. Dzieje się tak ponieważ pewne reakcje fizjologiczne następują mimowolnie i ciężko je zamaskować. Kłamać trzeba umieć, ale też chcieć.

Oczywiście obecnie trwają już prace nad robotami, które mogłyby dzięki specjalnym programom rozpoznawać choćby mimikę, a także prowadzić konwersację na znacznie wyższym poziomie niż ELIZA. Mimo wszystko opanowanie planety przez zbuntowane androidy wydaje się póki co nierealne. Człowiek jest w stanie stworzyć jakąś formę sztucznej inteligencji, gorzej jest jeśli idzie o spreparowanie emocji. Żeby posiadać wolę trzeba czegoś chcieć, do czego potrzebny jest zestaw biologicznych pragnień, z których wywodzi się właśnie ludzka żądza władzy. Uczeń przerastający swojego mistrza musi wszak się uczyć, czyli funkcjonować behawioralnie. Niemniej maszyny już w pewnym sensie przejęły nad nami kontrolę. Uzależniliśmy się od nich.


Generują one dla nas telewizyjnych i wirtualnych przyjaciół, dostarczają informacji i pomagają w pracy. Zachłyśnięci zdobyczami cyfryzacji nie dostrzegamy już nawet, że dzięki nim jesteśmy mobilni i efektywni. Niemal „naturalnie” wpisane w nasze funkcjonowanie są samochody, przyrządy elektryczne i środki czystości, choć z naszą naturą związane są jedynie w sposób wtórny. Wychowani w cywilizacji technicznej bez jej atrybutów stalibyśmy się niemal bezradni. Nie jest to jeszcze powód, żeby sprzeciwiać się postępowi, lecz warto wiedzieć że to właśnie jemu podporządkowany jest nasz model życia. Z posiadanymi przez nas ustojstwami potrafimy wiązać się emocjonalnie i traktować je jak swoje własne przedłużenie. Czy tego chcemy czy nie stajemy się swego rodzaju hybrydami – organizmami cybernetycznymi.     

czwartek, 20 kwietnia 2017

ŻE ŻYCIE MA SENS

Kiedy się od czegoś uzależniamy nałóg odciska na nas swoje piętno. Uzależnienie bowiem powoduje określone zmiany neuronalne, a mózg ma w zwyczaju podążać utartymi ścieżkami. Stąd teoria, że alkoholikiem, narkomanem czy hazardzistą pozostaje się do końca życia. Lecz nieużywane szlaki mają tendencję do zanikania. A zatem przyjąć trzeba, że krótkotrwałe nadużywanie środków psychoaktywnych nie musi powodować zmian nieodwracalnych. Zgodnie z behawiorystyczną teorią wzmocnień siła nałogu uzależniona jest od intensywności i powtarzalności wywołujących ją bodźców. Żeby trwale zniekształcić strukturę mózgu trzeba mu regularnie dostarczać mocnych wrażeń.

Kiedy tych mocnych wrażeń zabraknie mogą wyniknąć problemy. No bo ciężko wywołać takie wrażenia w sposób naturalny. Przyzwyczajony do stymulacji układ nerwowy będzie poszukiwał tych wrażeń żeby uwolnić się od nieznośnej monotonii emocjonalnej, nawet jeśli intelektualnie będzie zdawał sobie sprawę z opłakanych skutków takiej drogi. Zaburzona równowaga chemiczna sprawia, że wszystko wydaje się nudne i pozbawione znaczenia. Wpływ używek na produkcję neuroprzekaźników wyjaśnia także czemu jedne uzależniają bardziej, a drugie mniej. Te oddziałujące na serotoninę (takie jak ecstasy) nie powodują ciągów ponieważ receptory serotoninowe zbyt długo się regenerują.

Środki psychodeliczne takie jak LSD czy grzyby halucynogenne tworzą z kolei w mózgu nowe połączenia neuronalne, ponieważ pod ich wpływem informacjami wymieniają się „normalnie” nie komunikujące się ze sobą obszary mózgu. Być może połączenia te mogą być pożyteczne. Naukowcy z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii w Trondhein, a niezależnie od nich koledzy z Uniwersytetu Alabama z Birmingham, wykazali że używanie LSD generalnie zmniejsza ryzyko występowania problemów psychicznych. Nie wyklucza to jednak, że w indywidualnych przypadkach psychodeliki mogą takie problemy potęgować.

Według psychologii humanistycznej nie jest ważne co zażywasz, bo za wszystko jest zawsze odpowiedzialny psychologiczny mechanizm. Ale rozwój neuronauki prowadzi nas do wniosku, że nie sposób oddzielić tego co psychologiczne od pracy mózgu. Frazesem wydaje się więc twierdzenie, że nie ma narkotyków miękkich i twardych, ponieważ ich działanie jest zróżnicowane. Zresztą alkohol też jest narkotykiem i to całkiem groźnym. Kwestią filozoficzną jest też, czy stany wywoływane przez używki są iluzoryczne, bo w zasadzie jesteśmy skazani na jakąś formę iluzji. To co może być niebezpieczne, to fizjologiczne i społeczne skutki takich przyjemności.

Czasami zastanawiam się jakby wyglądało moje życie, gdybym nigdy nie padł ofiarą własnego hedonizmu. Chociaż zawsze mamy tendencję uzasadniania swoich błędów jako koniecznych, pewnie miałbym wtedy motywację żeby gonić za czymś równie iluzorycznym, aczkolwiek nigdy nie zdałbym sobie z tego sprawy. To bardzo pouczające kiedy w końcu musisz przewartościować swoje życie. Uświadamiasz sobie wtedy jak bardzo wszystko jest względne. Mogę żałować strat moralnych, finansowych i zdrowotnych, ale nic nigdy nie zastąpi tej naiwnej wiary, że szczęście można brać i dawać tak łatwo.  

piątek, 14 kwietnia 2017

OTO CZŁOWIEK

Wielki Piątek to jeden z najważniejszych dni w chrześcijańskim kalendarzu. Tego dnia upamiętniamy śmierć twórcy chrześcijaństwa – Jezusa z Nazaretu. Jego ciało rozpięte na krzyżu jest dziś symbolem chrześcijaństwa, choć w kulturze śródziemnomorskiej krzyż oznaczał wcześniej ostateczną hańbę. Jezus był cwelem swoich czasów. Jego uczniom udało się jednak przewartościować poniżenie i uwznioślić egzekucję do rangi mistycznej ofiary. Odtąd tragiczne wydarzenia były kosmiczną koniecznością, umożliwiającą zawarcie ludziom nowego przymierza z siłą wyższą. Choć teoria ta jest fundamentem naszej kultury nie mamy powodu, żeby traktować ją inaczej niż każdy mit religijny.

Sadomasochistyczna koncepcja świętego męczeństwa jest szczególnie odporna na obnażanie jej absurdu. Cierpienie mesjasza wzbudza bowiem tak wielką litość, że kwestionowanie znaczenia tej męki jest wręcz niemożliwe. Stajemy się moralnymi dłużnikami ukrzyżowanego odkupiciela. I jemu podobnych. Za Jezusem idzie wszak cały zastęp mniej lub bardziej legendarnych cierpiętników. Tylko zmasakrowanie Jezusa gwarantuje jednak odpuszczenie grzechów na które skazuje nas niedoskonałość. Zgodnie z doktryną religijną jesteśmy współwinni tej śmierci bo jesteśmy grzeszni, choć to oczywisty absurd. Co więcej na przestrzeni dziejów miliony ludzi poległo w porównywalnych boleściach stając się jedynie anonimowym nawozem historii.

Nie mamy żadnych podstaw żeby wierzyć w coś takiego jak zmartwychwstanie, choć można się upierać, że jest to kwestia tajemnicy i tak dalej. Lecz jak dotąd nie mieliśmy do czynienia z żadnym naukowo potwierdzonym przypadkiem odwrócenia procesu śmierci mózgowej. Możemy więc zakładać, że jest to całkowicie nieprawdopodobne. Problem w tym, że wielu ludzi jest przekonanych, że Jezus powstał z martwych. Ale większość mieszkańców Islandii wierzy w istnienie elfów, więc wierzyć można w różne rzeczy. Społeczny dowód słuszności nie jest żadnym dowodem. Dlatego wierzenia innych kultur, zwłaszcza tych rozwijających się gdzieś w izolacji, wydają nam się tak prymitywne i infantylne.

Historię ukrzyżowania można odczytywać w ramach pewnej narracji artystycznej i wtedy dostrzegamy cały jej tragizm. Czy będziemy odnosić się do niej z namaszczeniem czy pobłażaniem, jest to jedna z najważniejszych opowieści naszej kultury. Choć dzięki Bogu Wielki Piątek obchodzi się jeszcze u nas inaczej niż na Filipinach, w poszukiwaniu atrakcyjniejszych form komunikacji kultura katolicka coraz śmielej sięga do różnych środków artystycznych. Oznaką jej żywotności są więc celebrowane dziś inscenizacje. Swego czasu naturalistyczny obraz drogi krzyżowej miała nam pokazać „Pasja” Mela Gibsona, ale nawet tam nie obnażono torturowanego zbawcy. Widocznie dyndający pod krzyżem jezusowy penis byłby bardziej przerażający niż tryskające na wszystkie strony hektolitry krwi.
 

W kultowej rosyjskiej powieści „Mistrz i Małgorzata” sądzący Jezusa Piłat wdaje się z nim w dyskusję na temat natury ludzkiej. Jezus twierdzi bowiem, że nie ma ludzi złych – są tylko ludzie nieszczęśliwi. Piłat uważa taki punkt widzenia za naiwny, lecz na swój sposób próbuje ocalić Jezusa, w którym widzi tylko nieszkodliwego frajera. Nie wie tylko tego, że paradoksalnie potwierdza tym samym teorię o przyrodzonej ludzkiej dobroci. Ostatecznie Piłat ugina się pod presją i „umywa ręce” co ukazuje jego słabość, ale być może to z niej wynika całe zło.    

czwartek, 13 kwietnia 2017

ALLELUJA I DO PRZODU

Nigdy nie bądź mądrzejszy od swojego szefa – chyba, że chcesz mieć w pracy przejebane. Ludzie są próżni z natury, a gdy mogą stają się tacy jeszcze bardziej. Kiedy decydują kim się otaczać wybierają pochlebcze miernoty, żeby brylować jako eksperci od rozwoju osobistego, uwodzenia kobiet i poczucia humoru. Kiedy ktoś się czymś chełpi najrozsądniej założyć, że połowa z tego jest wytworem jego kreatywnej pamięci. Lecz lepiej blefować, że łyka się wszystko jak pelikan. Idealną symbiozę osiągniecie jeśli nawzajem uważać się będziecie za pożytecznych idiotów. Już ze szkoły powinieneś pamiętać, że jajko nie może być mądrzejsze od kury. A tym bardziej z domu rodzinnego. Więc pamiętaj, że szef ma zawsze rację. Jeśli wszechmocny Bóg posłał syna na śmierć musiał mieć rację, nawet jeśli wydaje się to perwersyjną dewiacją.  
 

Musisz być głupszy od społecznych autorytetów, ale też od marginesu społecznego, na przykład wygadujących brednie gangsterskich śmieci z kompleksami. Musisz być głupszy nawet od kolegów, bo inaczej pójdzie fama, że się wymądrzasz czyli wygłupiasz. Oczywiście biorąc pod uwagę statystykę, prawdopodobieństwo iż jesteś geniuszem jest raczej nikłe. Ale musisz być głupszy niż w rzeczywistości i elastyczny jak prezerwatywa. Jeśli wejdziesz między wrony krakaj więc jak one. A jeśli jesteś w Rzymie postępuj jak Rzymianie. Swoją indywidualność wyrażaj wirtualnymi profilami, tatuażami i tak dalej. Tylko kup sobie koniecznie kilka przereklamowanych zabawek, żeby wszyscy wiedzieli, że jesteś poważnym człowiekiem.


Nie życzę Ci żebyś był sobą, bo to na ogół kojarzy się z jakąś wolnością artystyczną czyli biedą, samotnością i dziwactwem. Zresztą spotkałem już kilku mądrali i na ogół pieprzyli oni od rzeczy. Uznawali oni bowiem, że świat składa się z hołoty, a oni są przeznaczeni do wyższych celów, choć na ogół zajmowali się głównie wzajemną adoracją, strojeniem min i paranoicznym rozmyślaniem. Jeśli więc koniecznie chcecie być sobą pamiętajcie żeby zachować dystans do siebie. Jezus jest wiecznie żywy tak jak Elvis – niech więc natchnie nas swoją mądrością i nakarmi zającem z czekolady. A przede wszystkim niech ześle nam Wielkie Jaja. Amen.    

wtorek, 11 kwietnia 2017

TRAGEDIA POLITYCZNA

- Doszło to tragedii, w której mieliśmy do czynienia z bólem wielkiej – ośmielam się powiedzieć tej lepszej części narodu, ale mieliśmy też eksplozję zła, eksplozję nienawiści. I do dziś te dwie siły, te dwa żywioły ze sobą walczą – powiedział wczoraj naczelnik Kaczyński. Tym samym podzielił Polaków na lepszych i gorszych. Widać tu pewien postęp moralny, gdyż jeszcze kilka lat temu pan Jarek odmawiał liberalnemu lewactwu prawa do polskości. Najwidoczniej w końcu zrozumiał, że swojej tożsamości etnicznej nie sposób zaprzeczyć. Polak zawsze będzie Polakiem, czy będzie faszystą, komunistą czy nihilistą. Kultura jest żywa – nie da się jej zamknąć w konserwie.
 

Gdyby w alternatywnej rzeczywistości ofiarą brzozy padł Tusk czy Komorowski, cały ten cyrk z religią smoleńską wydawałby mi się równie absurdalny. Nie leży w polskiej tradycji obchodzenie miesięcznic czyjejkolwiek śmierci, a tym bardziej celebrowanie żałoby aż do końca świata. Z tak długotrwałą egzaltacją sentymentalnej boleści nie mieliśmy do czynienia nawet po śmierci Jana Pawła II. Może to brutalne, ale kto by nam nie umarł, z psychologicznego punktu widzenia naszym zadaniem jest pogodzić się z tym. W przeciwnym wypadku nie odzyskamy sprawności psychicznej. Nie chciałbym kwestionować niczyjej swobody do obnoszenia się z czymkolwiek – w smoleńskiej retoryce kryją się jednak najcięższe oskarżenia i niebezpieczne teorie.


Zastanawiam się czy do gorszej części narodu należą również te rodziny ofiar które kontestują poczynania moherów w sprawie kultowej katastrofy lotniczej. Ciężko bowiem oskarżać je o udział w spisku i pogardę dla tych którzy zginęli. O dziwo nie wszyscy dotknięci tragedią są zainteresowani budowaniem jej patetycznego mitu, co stawiać musi pytanie o jego moralne uzasadnianie. Tak naprawdę Kaczyński może być rzecznikiem tylko części rodzin smoleńskich, pomimo że jest bratem zmarłego prezydenta. Co gorsza to raczej jego wyznawcy stali się jego rzecznikami. Jeśli bowiem wykluczyć udział ciemnych mocy katastrofa jawi się jako ułańskie kuriozum, a to przecież zbyt prozaiczne do przyjęcia.     

sobota, 8 kwietnia 2017

ABSOLUT WARUNKOWY

Tak zwana klatka Skinnera to urządzenie w którym badał on procesy warunkowania. Umieszczone w niej zwierzę obsługując dźwignię lub przycisk zapewniało sobie nagrodę lub narażało się na karę. Jeśli zwierzaka nagradzano tym samym pozytywnie wzmacniano jego postępowanie. Kiedy w końcu usuwano element nagradzający zwierzę nadal nawykowo naciskało dźwignię. Na podstawie swoich obserwacji Skinner rozwinął teorię warunkowania sprawczego. Wyjaśnia ono dlaczego tak często robimy rzeczy które już dawno przestały sprawiać nam przyjemność. Nasz mózg najchętniej korzysta z już ukształtowanych w nim połączeń, co jest dla niego najbardziej ekonomiczne. Niestety może to wieść do absurdalnych nawyków, kompulsywnych zachowań czy nałogów.

Wszyscy mamy swoje małe rytuały, łatwo więc zrozumieć jak taki rytuał może żyć własnym życiem. Zaburzenie naszego zwyczajowego rytmu prowadzi najczęściej do nerwowości i poczucia zagubienia. Zajmujące się tym służby wiedzą, że wystarczy obserwować człowieka przez parę dni, żeby w przybliżeniu wiedzieć jaki tryb życia on prowadzi. Co więcej, mechanizm ten może rozciągać się na budowanie szerszych schematów, czyli tak zwanych scenariuszy życiowych. Jeśli na przykład dziewczyna ciągle wiąże się z typami spod ciemnej gwiazdy najprawdopodobniej nie jest to fatum. Na dobrą sprawę życie jest jedną wielką klatką Skinnera. Dlatego obserwując czyjąś przeszłość z dużym prawdopodobieństwem można przewidzieć co zrobi w przyszłości.
 


Warunkowaniem sprawczym wyjaśnia się też tak zwane zależności magiczne, kiedy organizm tworzy fałszywe powiązanie pomiędzy swoim zachowaniem i nagrodą. Karmiąc gołębie w równych odstępach czasu Skinner zauważył bowiem, że zaczęły się one dziwnie zachowywać. Dany gołąb mógł na przykład skakać na jednej nóżce lub podnosić skrzydło wierząc, że za takie zachowanie jest on nagradzany, choć zależność taka nie istniała. Analogicznie można wykonywać taniec deszczu lub modlić się w jakiejś intencji. Najbardziej nonsensowne wydają mi się modlitwy o pokój na świecie, tym bardziej że podobno Bóg jest miłością. Tak czy owak nie sposób zaprzeczyć temu, że ludzkie zachowania w znacznym stopniu zdeterminowane są przez uwarunkowane zależności.

Mózgowe ośrodki przyjemności mogą być stymulowane przez bodźce takie jak pieniądze, seks czy wzmocnienia społeczne, lub bezpośrednio przez używki i środki farmakologiczne. Możemy też współodczuwać przyjemność dzięki tak zwanym neuronom lustrzanym. Stąd pochodzą wzruszenia związane z odbiorem sztuki, ale też podniety związane z wirtualną sprośnością. Kultura hedonistycznego konsumpcjonizmu oferuje nam coraz szerszą gamę spreparowanych emocji, przez co zamieniamy się w szczury biegające od jednej dźwigni do drugiej. Jakiej filozofii życiowej byśmy nie przyjęli, nasze pierwotne emocje zawsze domagać się będą zaspokojenia – to esencja życia.      

czwartek, 6 kwietnia 2017

ZARZĄDZANIE WIEDZĄ

- Intelektualista to człowiek, który odkrył coś ciekawszego niż seks – orzekł psychodeliczny filozof Aldous Huxley. Ale nie wiadomo czy ten intelektualista to odkrył bo musiał, czy po prostu bo chciał. Bo podobno używanie inteligencji ogólnej zamiast instynktu utrudnia podboje seksualne. I na dodatek jeśli ten intelektualista rzeczywiście był tak przeintelektualizowany, to mógł jeszcze mieć problemy z relacjami w grupie. Wskutek tak zwanego przekleństwa wiedzy mogło być mu ciężko znaleźć wspólny język z innymi ludźmi. Co prawda dzięki rozwijaniu różnych umysłowych pasji osoby nadprzeciętnie inteligentne zazwyczaj dobrze się czują w tej lodowato brzmiącej „samotności”, lecz dla otoczenia jest to tylko kolejny sygnał, że mają one nierówno pod sufitem.

Swoją odrębność racjonalizować zaczyna się jednak najczęściej w wieku dorosłym. Dla dzieci jest ona zwykle przyczyną zgryzoty. Dlatego Bill Gates nazwał swoje imperium „zemstą jajogłowych”, lecz mówił też, że „przewracanie hamburgerów na patelni nie jest poniżej twojej godności”. Bo intelektualistą się nie jest – intelektualistą się bywa. Poza tym tylko kilka procent ludzi na świecie wykazuje się wybitną inteligencją. Reszta z nas ciąży ku ludzkiej średniej, co nie wyklucza zróżnicowania intelektualnego. Choć możemy w różny sposób rozwijać swój potencjał, niestety jest on nam przyrodzony. Co więcej nasz mózg w pewnym sensie składa się z naczyń połączonych, wypełnionych przez ograniczoną ilość plastycznego surowca.


Badania nad mózgami londyńskich taksówkarzy wykazały przyrost istoty szarej w tylnej części hipokampu, co usprawniało ich inteligencję przestrzenną. Kosztem tego było jednak zmniejszenie się przedniej części hipokampu, co ograniczało inne zdolności intelektualne. Koncentrując się na rozwoju określonych zdolności siłą rzeczy upośledzamy swoje funkcjonowanie w innych dziedzinach. Używane połączenia neuronalne wzmacniają się, natomiast nieużywane osłabiają – jeśli nie były silnie ukształtowane mogą nawet całkowicie zniknąć. Nasz mózg zmieniają wszelkie docierające do nas informacje i nabywane doświadczenia, a zatem też wszelkie stosowane przez nas narzędzia od komputera do skrzypiec.

Ideałem byłby zrównoważony rozwój we wszystkich dziedzinach – nie tylko materialny i zawodowy (na czym koncentruje się popularna filozofia „rozwoju osobistego”), ale też moralny i kulturalny. Na ogół ciężko jest zbalansować te wszystkie ścieżki. Tym bardziej ciężko być człowiekiem renesansu, wykazującym się podstawową choćby wiedzą z wielu odległych od siebie jej gałęzi. W dobie zawężających się specjalizacji doszliśmy już do punktu w którym intelektualiści przestają rozumieć się nawzajem. Wymaga to od ludzkości pomysłu na skoordynowanie tej złożoności.               

niedziela, 2 kwietnia 2017

ROZPRAWKA

Jak wiadomo przepowiednie lubią się sprawdzać. Ale nie dlatego, że istnieją inne niż intuicja, spekulacja i statystyka techniki przewidywania przyszłości. Po prostu już samo postawienie pewnej hipotezy czyni ją bardziej prawdopodobną. Tą prawidłowość nazywamy samospełniającą się przepowiednią. W fachowej literaturze nazywa się ją natomiast często efektem Rosenthala. Psycholog Robert Rosenthal wspólnie z nauczycielką Lenore Jackobson przeprowadził kiedyś słynny eksperyment dotyczący wpływu oczekiwań na zachowanie osób. Okazało się, że ludzie w pewnym stopniu zachowują się tak jak tego od nich tego oczekujemy.

Uczniów rozpoczynających naukę poddano fikcyjnym testom inteligencji, a ich wyniki przedstawiono nauczycielom. Odtąd belfrowie jednych uczniów uważali za bardziej inteligentnych, a drugich za mniej, choć wyniki testów były sfałszowane. Rok później okazało się, że uczniowie których postrzegano jako inteligentniejszych osiągnęli rzeczywiście lepsze wyniki od pozostałych. A więc nauczyciele ulegli sugestii badaczy. Co jednak ciekawe po przeprowadzaniu – tym razem prawdziwych – testów inteligencji, okazało się, że dzieci przydzielone losowo do grupy „inteligentniejszych” rzeczywiście takimi się stały. Natomiast dzieci losowo przydzielone do grupy mniej bystrych wykazywały się niższym poziomem IQ.

Jeśli więc traktujesz gówniarza jak debila, zwiększa to prawdopodobieństwo, że debilem się stanie. A jeszcze bardziej zwiększa prawdopodobieństwo, że tak się będzie zachowywał. Szlachta zawsze brzydziła się „chamów”, lecz przewaga intelektualna paniczyków wynikała tylko z niedostępnej pospólstwu edukacji i obycia na salonach. Analogicznie biali uważali kiedyś „czarnuchów” za ludzi gorszego sortu. Dziś wiadomo, że mieliśmy tu do czynienia z upośledzeniem społecznym. Pochodzenie społeczne determinuje nasze losy, ale niekoniecznie wiąże się to z osobistymi ograniczeniami intelektualnymi. Dobrze więc, że edukacja stała się bardziej egalitarna.

Niemniej masowy charakter edukacji wymusza jej standaryzację, co pociąga a sobą programowy dogmatyzm. Nauczyciele, skądinąd dla celów wychowawczych i dydaktycznych, stawiani są wobec uczniów w pozycji tych którzy „wiedzą lepiej”. I rzeczywiście zaczynają wierzyć, że wszystko wiedzą najlepiej. Z tego powodu wybitne jednostki niekoniecznie wykazują się wybitnymi wynikami szkolnymi. Personifikacja geniuszu – Albert Einstein – był uczniem raczej „przeciętnym”, jeśli brać pod uwagę tak zwane oceny. Historycznie przerósł jednak nie tylko prymusów, ale także kształcące go grono pedagogiczne. Traktowane jak swego rodzaju fetysz oceny, odzwierciedlają jedynie to w jaki sposób ktoś został oceniony.

Żeby być jak najlepiej ocenianym trzeba natomiast jak najbardziej się przypodobać. A zatem nie tylko okazywać swoją niższość wobec autorytetu, lecz też zachowywać się jak maszynka do przyswajania formułek i wzorów. Całość takiego oddziaływania zmierza do iście gombrowiczowskiego „upupienia” szkolnej młodzieży i dziatwy, czyli wychowania kulturalnie poprawnych dup wołowych. Nie twierdzę, że mam na to wszystko receptę. Być może są to błędy systemowe, jednak jak dotąd nie wymyślono nic lepszego od powszechnej edukacji. Ciężko mi oceniać czy jej planowana reforma ma jakikolwiek sens, ale protestujący przeciwko pedagodzy wysuwają przy okazji inne postulaty, takie jak żądanie podwyżek, które wzbudzają moje dosyć mieszane uczucia.

Osobiście znam ludzi po kierunkach takich jak pedagogika, historia czy geografia, którzy nie mogąc znaleźć sobie miejsca w wyuczonym zawodzie zmuszeni zostali do innego sposobu zarobkowania. Nie wydaje mi się więc żebyśmy mieli tutaj do czynienia z jakimiś kadrowymi deficytami. Wręcz ciężko jest się „wkręcić” na pedagogiczną posadę. Tym bardziej absurdalne wydają mi się postulaty gwarancji zatrudnienia, której nie ma w żadnym znanym mi zawodzie. Przeciętnego obywatela zwolnienia dotykają przecież niejednokrotnie. Oczywiście nie znaczy to, że praca nauczyciela jest usłana różami. Tyle że wszyscy zmagamy się z trudami i przeciwnościami. Opierając się na znajomości historii (zwanej nauczycielką życia) przepowiadam natomiast cyklicznie nawracające przejawy niezadowolenia „profesorów” w każdej możliwej konfiguracji politycznej.