Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 29 września 2015

PRAWDZIWA MIŁOŚĆ

Kto za młodu nie był socjalistą, ten na starość będzie skurwysynem. Kto nie był idealistą, ten będzie cynikiem. Kto nie był frajerem, ten będzie wrednym chujem. Z biegiem czasu stajemy się coraz bardziej zgryźliwi, bo uświadamiamy sobie oszustwo, którego na nas dokonano. Kultura nas okłamała. We wszystkich opowieściach to dobro zawsze zwyciężało. W życiu często bywa inaczej. Każda porażka boli – zwłaszcza kiedy chciałeś dobrze. A najbardziej boli kiedy chciałeś dobrze, a wyjdzie na to że było odwrotnie. Życie niekiedy bywa bardzo dramatyczne. Niektórzy popadają z tego powodu w depresję. Inni w alkoholizm. Na ogół jednak nabierają dystansu do tego wszystkiego.

Dlatego kto na starość pozostał frajerem ten jest po prostu głupi. Albo jest masochistą. Niektórzy to lubią. Dostawać po mordzie, być cudzą zabawką, zdominowaną szmatą. Wolą to niż sentymentalne bzdury. Ciężko mi to zrozumieć, ale zdarzają się takie przypadki. I nie ma w tym w zasadzie żadnej idei, poświęcenia, wyższego dobra. Są to po prostu ludzie słabi. Ulegają nie ze szlachetności, ale ze słabości. Są tak bardzo słabi, że przemawia do nich tylko butna siła. Wszystko co jest bardziej złożone niż konstrukcja wymierzonego w nich cepa, przekracza ich możliwości myślowe. Trzeba takie chamstwo złapać za mordę i poprowadzić. Przecież tylko na to czeka.

Wiara w dobro nie jest naiwna – ono istnieje. Naiwna jest tylko wiara w to, że dobro musi zostać docenione. Zbyt wielu jest głupców, którzy nie potrafią odróżnić jednego od drugiego. Potem płaczą kiedy nie dostaną swojej nagrody. I później już im tylko o te nagrody chodzi. Albo całkiem z nich rezygnują. Cyniczni gracze i ich psy, uległe suki, chłopcy na posyłki. Brak równowagi w tym bilansie. Jedni nie umieją dawać, a drudzy boją się brać. Mam w dupie ludzi myślących że są lepsi ode mnie – nigdy nie będę ich szanował. Bo tylko ktoś kto mi może wszystko dać jest ode mnie lepszy. Tylko ktoś kto mi dużo daje, na dużo zasługuje. Tylko ktoś kto mnie kocha, zasługuje na moją miłość.

sobota, 26 września 2015

WITAJCIE W EUROPIE

Specjaliści od śledczej roboty wiedzą, że wystarczy obserwować człowieka przez kilka dni, żeby ustalić jego przybliżony tryb życia. Tak naprawdę większość naszych dni jest do siebie podobna. W zasadzie ciągle robimy to samo, powtarzamy to w czym czujemy się dobrze. Nawet to co ma urozmaicać nam czas podlega zaskakująco regularnym schematom – weekendowe rozrywki, imprezy, odskocznie. Jeśli więc inni ludzie wydają nam się nudni, to nie dlatego że się powtarzają – sami robimy dokładnie to samo. Z tym że każdy z nas powtarza się na swój sposób, jest inną zaciętą płytą. Każdy ma swój świat. Nie każdy czuje się dobrze w naszym świecie. My też nie w każdym chętnie gościmy. Czasem wydarza się coś co nas zmienia, ale na ogół są to długotrwałe procesy. To jacy byliśmy w przeszłości, to najlepszy prognostyk naszego przyszłego życia. Powieściopisarze czynią swoje postacie charakterystycznymi, bo wszyscy jesteśmy charakterystyczni. Mamy swoje powiedzonka, upodobania, nawyki. W znacznym stopniu jesteśmy przewidywalni. Dlatego nikt nie pożycza kasy pijakowi, ani nie wpuszcza do mieszkania złodzieja. Zapewniam Was jednak, że na mnie można w zupełności polegać. Nie będzie lipy, najwyżej będę się wymądrzał.

Już na pierwszy rzut oka ktoś „wydaje się” jakiś. Klasyfikujesz go – wrzucasz do jakiejś szufladki. Słuchasz tego co Ci mówi intuicja. Zawierzasz swoim odczuciom. Wszak natura kiedyś wymagała od nas podejmowania szybkich decyzji. Nie jest to zresztą mechanizm pozbawiony pożytku. Lepiej wziąć nogi za pas, widząc grupę dresów z bejsbolami zmierzającą w naszą stronę. Możliwe że mają pokojowe zamiary, ale raczej wolałbym tego nie weryfikować. Niekiedy jednak pozory mogą mylić. Do większości gwałtów nie dochodzi wcale gdzieś na odludziu w nocy, ale na randkach. Podobnie najskuteczniejszymi oszustami są ci, którzy potrafią wzbudzać największe zaufanie. Kiedy przestajemy być ostrożni narażamy się na niespodziewany cios. Niestety życie w ciągłym strachu oznaczałoby permanentną paranoję. Nadmierna nieufność paraliżowałaby nasze działania, nie mówiąc już o tym, iż blokowałaby budowanie normalnych relacji międzyludzkich. Widzimy to na przykładach osób, które przebyły ciężką traumę – obsesyjna ostrożność nie pozwala rozwijać się bliskości. Więzi z drugim człowiekiem nie potrzebują tylko psychopaci. Dlatego potrafią nami tak świetnie manipulować. My zaś broniąc się przed tym dokonujemy pobieżnej oceny osobników wchodzących z nami w interakcję.

Nie tylko lęk przed nieuczciwymi zamiarami sprawia, że ktoś może się nam wydawać potencjalnie odpychający. Czasami jest wręcz przeciwnie. Ktoś wydaje się nam frajerem, kimś pozbawionym charakteru, jednostką nieistotną. Takich miernot nie szanujemy, a zatem nie liczymy się z nimi zbytnio i nie przywiązujemy do nich wagi. Często też wyżywamy się na nich. Bo taki jest człowiek – sonduje na co może sobie pozwolić. Jak ktoś mu pozwoli wejść sobie na łeb, to może jeszcze zruchać go w dupę. W każdym bądź razie ciągłe dawanie do niczego dobrego nie prowadzi. A proszenie tym bardziej.

Ale wracając do początku naszych rozważań – podstawowy powód dla którego nie lubimy kogoś i to od razu, jest taki że ten ktoś wydaje się nam inny. To czym nasiąkliśmy, do czego nawykliśmy, co wydaje nam się „naturalne”, zderza się wtedy z negacją, ktoś temu zaprzecza i wskazuje że można inaczej. Pewnie można, ale i tak go nie lubimy. Po prostu nie ma wspólnej płaszczyzny, tematu do rozmowy, punktu zaczepienia. To pewne bariery i to dosyć skuteczne. Lecz jest jeszcze drugi mechanizm, sprawiający że ludzie na ogół zyskują przy bliższym poznaniu, jeśli już zechcemy ich poznać. Często pokazują wtedy cechy których nie sposób od razu zauważyć – lojalność, konsekwencję, odblokowaną spontaniczność. Po pewnym czasie możemy ich też lepiej rozumieć – bardziej wniknąć w ich świat.

Dlatego śmieszy mnie rasistowska paranoja, rozpętana przez prawicowe siły, alarmująca ciemny naród przed inwazją imigrantów z kosmosu. Nazywanie tych przybyszów „śmieciem ludzkim”, jak to raczył uczynić jeden z politykujących błaznów, dehumanizuje te istoty, sprowadzając ich wartość do mocy produkcyjnych. Trzeba by zajebać wszystkich inwalidów i starych ludzi, a także obiboków, jeśli niezdolni do produktywnej pracy są tylko odpadami. Podobnie myślał Hitler, z tym że akurat staruchów zostawił w spokoju. Polaków wyemigrowało wielokrotnie więcej niż przyjąć mamy tych tułaczy o agresywnie niebiałych twarzach, a prawdopodobieństwo śmieci z rąk rodaka i tak będzie większe niż zamachu terrorystycznego. Bardziej niż terrorystów boję się kretynów na sterydach. Bardziej niż utraty tożsamości tępych łbów bez żadnej świadomości. Bardziej niż „czarnuchów” boję się chamów i prostaków. Bo ich znam.                

wtorek, 22 września 2015

PRZYCIĄGANIE

Gdybym umiał wyrazić to co czuję, może powiedziałbym Ci, dlaczego wciąż śnię o tym co jest idealne. Nie jest to przecież nic nieludzkiego – wierzyć, że właśnie to mi się należy. Nie chcę ochłapów, resztek, pustych słów. Nie chcę wierzyć, że muszę rezygnować. Chcę sięgać gwiazd, Twych cycków kosmicznych. Spijać z Twoich ust światło. Zanurzyć się w Twojej otchłani. Spenetrować przestrzeń Twojego wnętrza. Uczynić z bogini niewolnicę. Władać Twoim ciałem. Wydawać rozkazy Twojemu sercu. Nie być żebrakiem. Nie pukać. Nie pytać. Wyważać drzwi. Słyszeć westchnienia. Czuć wzrok na plecach gdy wychodzę.


Dlatego nie proszę Cię o nic, bo nic nie jest warte coś o co trzeba prosić. Sam jeden wiem jak ciężko jest hodować w piersi taką rządzę. Spala mnie od środka niewysłowiony ogień. Lecz Ty nie rozumiesz co znaczy płonąć – jeszcze nigdy nie oszalałaś. A ja jestem szalony, bo tylko taki człowiek może pisać wiersze. Nie łatwo jest wydobyć z siebie przecież słowa patetyczne. To znaczy być śmiesznym – można z tego szydzić. Czasami jestem błaznem, i wtedy się śmieję. Ale teraz mówię poważnie. Czyli nie mówię nic. Mijam Cię i myślę, że nie wiesz co tracisz. Ja wiem co tracę – Twoje ciało. To bardzo dużo.


Każdy krok przez mgłę to Wasze urojenia. Piękne stworzenia nie wiedzą gdzie poezja się zaczyna. Ale koniec poezji jest gdzieś w ich cipkach ukrytych przed światem. Zaciekle bronionych przed psami skomlącymi. Oddawanych za bezcen w pijane noce. Tak jak my, Wy też nie możecie mówić prawdy – że tylko demon pożądania może sprawić żebyście oddały to co najcenniejsze. Dlatego nie ma sensu mówić o miłości. Poezja jest tylko po to, żeby widzieć piękno. Żeby widzieć Ciebie potrzebna jesteś Ty. Jednak rozumiem wszystko, bo mi też nie potrzebne są słowa pocieszenia. Dlatego nie mówię Ci jaki mam doskonały plan. Twoja uroda to krzyk matki natury. Nie mógłbym nie wierzyć, że możesz dać mi noc.  

niedziela, 20 września 2015

NATURALNA EKSPRESJA EGZYSTENCJI

- Myślę więc jestem – tak stwierdził Kartezjusz. Niczym w filmowym „Matrixie” poszukiwał on bowiem w rzeczywistości dowodów istnienia. Tylko myślenie było jego zdaniem faktem niepodważalnym, a zatem ostatecznym potwierdzeniem bytu. Człowiek jest specjalistą od myślenia. Jego mózg jest szczytowym osiągnięciem ewolucji – chociaż może ciężko w to uwierzyć obserwując zachowanie niektórych przedstawicieli naszego gatunku. Myślenie bywa męczące dla organizmu, zużywa strasznie dużo energii. Dlatego nasz mózg nie myśli kiedy nie jest do tego zmuszony. 90% decyzji podejmujemy nieświadomie. To skutki działania chemii, rozmaitych skrótów myślowych zwanych w psychologii heurystykami i innych mechanizmów, masowo dziś wykorzystywanych przez reżyserów rynku. Ponieważ wiele podmiotów komercyjnych, politycznych czy też sekciarskich, chce zawładnąć naszymi umysłami, trwa bezustanna wojna informacyjna. Bo ludzie zawsze byli tylko stadem baranów, które ktoś musiał poprowadzić. Wzrastająca świadomość przenosi tę wojnę na inny, wyższy poziom. Rewolucja informatyczna otwiera przed nami percepcję na niespotykaną dotąd w historii skalę. Niestety, nadal musimy wysilać swoje mózgi – internet jest narzędziem interaktywnym, trybuną z której skorzystać może każdy. Człowiek czyta tylko to co sam chce przeczytać. Wybór ciągle należy do Ciebie. Możesz się nawet w tym morzu informacji zagubić jeszcze bardziej. Przestać myśleć. Ogłupieć.


Kartezjusz poruszał się po tak zawiłych labiryntach filozofii, że dla większości z nas tego typu rozumowanie jest kompletną abstrakcją. Większość z nas nie potrzebuje żadnego dowodu na swoje istnienie. Jest on bowiem dla każdej czującej jednostki oczywistością. – Czuję więc jestem – powiedzieć mógłby każdy z nas. A nawet : Czuję że jestem. Choć Matrix mami nasze zmysły, zniekształca prawdy, wykrzywia normy, czujemy że istniejemy. Czujemy nawet bardziej niż myślimy. Miłość, nienawiść, pragnienie, ból – to wszystko sprawia że myślimy to co myślimy, bo racjonalizujemy to co czujemy. Kiedy zakochujemy się jest to proces irracjonalny, ale nadajemy mu sens – wierzymy bardziej w swoje uczucie niż w to co mówią nam wszyscy dookoła. Kiedy cierpimy nie dajemy się przekonać bliskim, żeby podnieść głowę do góry – nie będzie nas cieszyć to co zwykle sprawia nam radość. Tak emocje wpływają na nasz odbiór świata zewnętrznego, często też znajdując w nim swoje ujście i wpływając na jego formę. A zatem nie dość że świat ciągle próbuje nas oszukać, my również jesteśmy w znacznym stopniu tylko wyrazicielami sił natury. Gdy uruchamiają się zakodowane w nas programy, jesteśmy bezsilni. Bo jesteśmy tylko przejawem pracy informatycznego systemu, który zapisany został genetycznie w naszych mózgach. Życie to pragnienie – musimy ciągle czegoś chcieć i nigdy się nie zatrzymywać. Jesteśmy ekspresją tego pragnienia. Tego czego chcemy.       

sobota, 19 września 2015

ANIOŁ ZEMSTY

Nie wiesz kim jestem, ale wszystko o mnie wiesz. Jeśli znasz mnie choćby z widzenia to już masz o mnie zdanie. Musisz coś myśleć, oceniać – to się dzieje automatycznie. Po moim wzroku, kroku, głosie, określasz co to za indywiduum. I tak to już jest – to co powierzchowne musi być najbardziej eksponowane, w przeciwnym wypadku nie zostaniesz dostrzeżony. Jak niegdyś przekupki na targowisku musimy krzyczeć kim jesteśmy – albo kim chcielibyśmy być. Bo jesteśmy tymi których udajemy, tym do czego dążymy.

Ale efekt obserwatora sprawia, że czasami wygląda to komicznie. Bo każdy nas mierzy swoją własną miarą. Ja, jako wybitny filozof, poeta i koneser, mogę uczyć Was życia, bo najmądrzejszy jestem kiedy piszę. A kiedy nie piszę, to jestem głupi. Ale też nie aż tak całkiem głupi, bo tylko człowiek mądry wie, że jest głupi. Nie mogę powiedzieć jednak, że jestem mądry, bo tylko człowiek głupi twierdzi że jest mądry. Dlatego też rzekłbym, że jestem, czasem mądrzejszy a czasem głupszy, przy czym są zarówno mądrzejsi, jak i głupsi ode mnie.

Lecz debil nie wie że jest debilem – wiedzieć o tym może tylko człowiek od niego mądrzejszy. I jeśli jest naprawdę mądry to będzie unikał debila, bo wie że z debilem może tylko stracić. Z tego też powodu nie zadaję się z debilami – dla mnie najważniejsze jest nie to co posiadasz, ale co z tego mogę mieć ja. Jeśli nawet rozmowa potrafi wzbogacać, nie musisz mieć nic. Wystarczy to kim Ty jesteś. Ale nie pokażesz mi tego, jeśli ja nie będę chciał tego zobaczyć. Dlatego pozwól mi też pokazać kim jestem albo zamilcz – nie mów o mnie, skoro nie wiesz jaki jestem zajebisty.

Chciałbym odziedziczyć fortunę – byłbym wtedy beztroskim dandysem, wymuskanym elegantem, pierdolonym Wielkim Gatsby, poszukiwaczem przygód, swoim własnym mecenasem. Miałbym haremy, bajery i wszystko w dupie... Muszę napaść na bank. Plan opracuję wkrótce. Przebiorę się za księdza, albo coś w tym stylu. Sterroryzuję obsługę spluwą. Ucieknę z forsą na Hawaje. Albo na Jamajkę. Będę palił trawkę i posuwał mulatki. Od czasu do czasu napiszę jakiś manifest artystyczny. Będzie cudnie. Będziesz sobie myślał co za gość. Będziesz mi chuju z daleka krzyczał dzień dobry. Ty naprężony baranie w za ciasnej koszulce. Ty ważniaku w drętwym gabinecie. Ty suko w różowych szpilkach. Zobaczycie jaki jestem wspaniały.        

piątek, 18 września 2015

DLACZEGO NIE PIJĘ

- Dlaczego piję? Żeby dogadywać się z dupkami – wyznał kiedyś Jim Morrison. Po chwili dodał jednak roztropnie: - Nie wyłączając samego siebie. Ten sposób dogadywania się ze samym sobą i światem okazał się dla niego destrukcyjny. Legenda rocka, która uparcie powtarzała że czuje się bardziej poetą niż muzykiem, źle znosiła swoją ogromną popularność. Paradoksalnie czuła się nie rozumiana, choć tak wielu ludzi próbowało ją zrozumieć. Nie potrafiła bowiem zrozumieć sama siebie. Płyty rozchodziły się jak świeże bułeczki, a fanki same pukały do jego drzwi, ale pociąg do alkoholu wyzwalał skłonności awanturnicze i niszczył hamulce. Oczywiście pogłębiało to tylko konflikt Jima z otoczeniem, nie służąc na dłuższą metę „dogadywaniu się”. Jim stawał się postacią coraz bardziej zwariowaną, w dodatku o coraz bardziej wysublimowanych artystycznych pretensjach, piszącą z namaszczeniem niezbyt zrozumiałą poezję i piejącą coraz bardziej wyniszczonym głosem. Bożyszcze mogło być jednak dziwadłem. Ostatecznie rzucił grę w zespole, to co przyniosło mu sławę, i udał się do Paryża, gdzie poświęcił się pisaniu wierszy i romansowaniu z mającą na niego fatalny wpływ Pamelą Courson. To z nią pierwszy i ostatni raz zażył heroinę. Nie przeżył tego.


Jego śmierć wzmocniła tylko jego kult. Stał się jednym z symboli hippisowkiej kontrkultury, głównie za sprawą swojej nonkonformistycznej postawy w kwestiach takich jak wolna miłość, psychodeliczne poszukiwania czy odrzucanie kłamstw życia społecznego. Gdyby jednak nie sława którą zdobył zanim wyciągnął przez to wszystko kopyta, można by podawać go za przykład degeneracji, upadku i nieprzystosowania. Poświęcając swoje życie na wyimaginowanym „ołtarzu sztuki” stał się kimś wielkim z encyklopedii, w przeciwnym wypadku byłby zaś jednym z wielu świrów którym chlanie zryło mózg. To jak będziesz oceniany nie zależy wcale od tego czy żyłeś dobrze czy źle, ale od tego jak widzą to inni ludzie. Jeśli tego nie wiesz to myślisz często że świat jest niesprawiedliwy. A jeśli wiesz, a pewnie wiesz, to też tak myślisz, tyle że starasz się bardziej innym ludziom przypodobać. I często resztę masz już w dupie – bo wiesz że oni też pokazują ci to co chcą pokazać, karmią pozorami, są takimi samymi dupkami jak Ty. Ale musisz się z nimi dogadywać. Dlatego możesz pić. Ale wtedy nigdy nie dogadasz się sam ze sobą. Bo czy skończysz w wielkim stylu, czy menelskim, nie spróbujesz nigdy nie być dupkiem.    

sobota, 5 września 2015

KOLEJNOŚĆ UCZUĆ

Wszystko jest poezją gdy jesteś artystą – nawet proza życia brzmi lirycznie. To sztuka znaleźć czasami w tym choć odrobinę piękna, kiedy brzydota sączy się ze zmęczonych twarzy. Jad wylewa się z gardeł, a podłość burzy harmonię. Wtedy myślisz że jesteś bezsilny. Ale potem znowu żyjesz, śmiejesz się i czujesz się natchniony – tak tworzysz epopeję swojego bohaterstwa. Zwyciężasz wszystkie przeciwności losu i wiesz, że tylu jest tych którzy przegrywają. Pozbawieni fascynacji, złudzeń zwanych marzeniami, wyrafinowania, stają się maszynami do zarabiania, więźniami barów czy zakompleksionymi narcyzami. Zatruwają świat i Ty nieraz już też jesteś struty – ktoś pokazał Ci swoją ślepą siłę, brutalną agresję, utopił Cię w gównie. Pierdol to. Pamiętaj, że prawdziwa siła to spokój. Ktoś komu puszczają nerwy ma problem sam ze sobą. Dlatego kiedy jakiś napompowany kark, pyta Cię czy masz jakiś problem, tak naprawdę to jest zupełnie odwrotnie. Bo problem ma ten, co szuka problemów. Kiedy pijak mówi, że nie umiesz się wyluzować, to zastanów dlaczego on musi pić. A kiedy ktoś się chwali tym co ma, zastanów się czy może Ci coś dać, czy raczej czegoś od Ciebie chce. Widzisz jakie to proste.

Tyle razy myślałem, że to już koniec – że nie dam rady. Potem śmiałem się z tego. Odkryłem jedną rzecz – każde cierpienie zawsze mija. I teraz zawsze kiedy cierpię, wiem że to tylko zły czas. Życie ma słodko-gorzki smak. Bez goryczy nie wiedzielibyśmy jak miód jest słodki. Ból może być inspirujący – pobudzać do empatii, zrozumienia, wrażliwości na problemy innych. Może być też mroczną maską masochisty, cynicznym pancerzem, drogą do nihilizmu. W każdym bądź razie jest nieunikniony. Kiedy widzę kogoś kto zadał mi ból nigdy nie wiem czy się do niego odzywać kiedy się ze mną przywita. Czy to wspaniałomyślność czy frajerstwo wybaczać komuś coś co było puste, płytkie i najzwyczajniej złe? Jak się zdobywa się szacunek ludzi? Co to znaczy szanować samego siebie? I czy nie należy pielęgnować urazy, jeśli samemu też jest się moralnie niedoskonałym? Nie umiem szukać odpowiedzi na te pytania – reaguję automatycznie. Kiedy czuję gniew, kiedy żal, kiedy przychylność – nie umiem tego wystudiować. Emocje nie są kwestią analizy, to się po prostu czuje. Czasami mam ochotę rozkwasić komuś mordę, ale to chyba ludzkie. Buziaki.