Łączna liczba wyświetleń

środa, 27 kwietnia 2016

ZBRODNIA EMOCJONALNA

Ostatnimi czasy media podniecają się „skandalem” z podeptaniem hostii przez gówniarzerię. Obiektywnie rzecz ujmując nie doszło jednak do zbrodni większej niż znęcanie się nad ciastkiem, takie bowiem właściwości chemiczno-fizyczne wykazuje ta rytualna strawa. Żadne laboratorium nie znajdzie w tym pieczywie śladu Boga, ani nawet polewy czekoladowej. Ponadto nie produkuje się jeszcze hostii smakowych, paprykowych czy serowo-cebulowych. Wartości kalorycznych też w tym niewiele. Nie jest więc wybryk szatańskiej młodzieży marnowaniem żywności, ale obrazą uczuć religijnych. Oczywiście nie pochwalam tego. To tak jakby pójść na zebranie kółka filatelistycznego i demonstracyjnie zniszczyć znaczek.

Dziwnym jest dla mnie natomiast, że media zajmują się tak szeroko zwykłym złamaniem norm kultury osobistej. Gdyby jakiś polityk czy artysta wykazał się takim chamstwem byłoby to jeszcze zrozumiałe – stanowić to mogłoby rodzaj manifestu światopoglądowego, a poza tym było wydarzeniem publicznym. Lecz podniecanie się tym, że jakiś małolat gdzieś kogoś obraził swoim zachowaniem, jest dosyć groteskowe. Nie jest to w moim mniemaniu informacja na tyle istotna, żeby zaśmiecać ramy gazet czy serwisów informacyjnych. Najbardziej przerażające jest w tym wszystkim to, że zachowanie zbuntowanych nastolatków postrzegane jest jako „szokujące”, kiedy codziennie młodociani dopuszczają się wielu czynów znacznie bardziej niemoralnych.


Dzieciństwo nie ma nic wspólnego z niewinnością, a co najwyżej z naiwnością. Już w szkole podstawowej dzieciaki potrafią skazywać rówieśników na wykluczenie i poniżenie, a nawet stosować przemoc. Szacuje się, że ofiarą szkolnej agresji pada w Polsce co dwudzieste dziecko, a co dziesiąte jest jej sprawcą. Burza hormonów szczególnie motywuje do społecznego „popisywania się”, często cudzym kosztem. A na obrażanie naszych uczuć narażeni jesteśmy przez całe życie. Nie rozumiem dlaczego uczucia religijne mają być szczególną kategorią emocji. Jeśli deptanie jakichś uczuć kończy się dramatycznie, to zazwyczaj chodzi tu o miłość erotyczną. Oburzenie religijne wynika z subiektywnego stosunku emocjonalnego do wyznawanego kultu, a stosunek ten może być niekiedy luźny, obojętny, a nawet wrogi. Właśnie to zobaczyliśmy w Jaśle.

PALENIE GŁUPA

Małe gnojki z wytrwałością godną lepszej sprawy uczą się palić papierosy. A jest to nauka trudna. Pierwszy papieros zawsze dusi, a organizm buntuje się przeciwko serwowaniu mu rakotwórczego świństwa. Niestety oznacza to, że szczyl nie umie palić, a to obciach. Więc gówniarz trenuje wdechy i wydechy, aż przestanie kaszleć. Udaje że delektuje się śmierdzącą mgiełką, aż jego organizm uzależni się od nikotyny. Wtedy aplikacja trucizny koić będzie głód nikotynowy i niwelować wynikające z niego napięcie fizjologiczne, a więc rzeczywiście poprawiać samopoczucie. I odtąd smarkacz będzie ćmił pety, co może spowodować nowotwór, zawał albo inną cholerę. Przez ponad dekadę oddawałem się temu absurdalnemu zniewoleniu, co wynikało po części z młodzieńczej dekadencji. Powinienem się za to przeprosić.

I za wiele innych rzeczy zresztą również. Za sam fakt, że widziałem życie w czarnych barwach. Nie mogę się jednak wyzwolić z wrażenia, że moje złe samopoczucie było uzasadnione – że brakowało mi wolności, dlatego musiałem ją pozorować. Ciekawa sprawa z tą wolnością... Kiedy nie możemy czegoś mieć chcemy tego najbardziej. A kiedy musimy coś robić, mamy ochotę postąpić odwrotnie. Każdy człowiek potrzebuje swobody i możliwości wyboru, a gdy mu się ją ogranicza usiłuje odzyskać kontrolę nad rzeczywistością. Mówimy wtedy o oporze psychicznym, czyli reaktancji. Przejawiać się może ona niekiedy w zupełnie bezsensownych formach, takich jak przysłowiowe odmrożenie sobie uszu na złość mamie. W takim wypadku jedynym celem buntu jest zademonstrowanie własnej niezależności.
 

Wobec powyższego widzimy słabość opresyjnego systemu wychowawczego, choć niektórzy z rozrzewnieniem wspominają czasy pruskiej dyscypliny, kiedy liniałów i pasków używano do zadawania bólu. Mały gnojek często sięga po papierosa, alkohol czy amfetaminę właśnie dlatego, że jest bezsilny i jest to jedyny sposób wyrażenia siebie. Osobiście wolałbym żeby moje dziecko nie chodziło do kościoła, miało kolczyk w nosie i zielone włosy niż udowadniało jak bardzo ma w dupie zakazy i nakazy. Krytyczna percepcja jest przecież oznaką myślenia, a koniecznym etapem rozwoju tożsamości jest poszukiwanie granic własnego indywidualizmu. Kształtowanie się osobowości nie może jednak zaburzać socjalizacji, która dąży do pewnej niezbędnej standaryzacji zachowań. To trudny orzech do zgryzienia.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

CZWARTY WYMIAR

Z biegiem czasu doszedłem do wniosku, że literatura daje większy odlot od narkotyków, bo bardziej pobudza wyobraźnię. Ale dla młodych lepsze są psychodeliki, bo nie znają się oni jeszcze na literaturze. Gdyby zaprezentować kosmicie największe osiągnięcia kulturowe ludzkości to też nie zrobiłyby one na nim wrażenia, bo nie wiedziałby o co w tym chodzi. Jak nie wiesz nic o życiu to się najpierw musisz dowiedzieć. A jak będziesz tylko chlał, to dowiesz się tylko jak to jest kiedy człowiekowi puszczają hamulce, mordo Ty moja.

Do wyboru masz jeszcze telewizję, tyle że Twój mózg jest aktywniejszy kiedy patrzysz na ścianę niż w telewizor. Obrazowanie aktywności mózgowej dowodzi, że telewizja zabija wyobraźnię, a zatem kreatywność i twórcze myślenie. W dodatku unieszczęśliwia, czego dowodzą badania. Im więcej ludzie spędzają czasu przed telewizorem tym czują się gorzej. Podobnie jest z portalami społecznościowymi. Poziom życiowej satysfakcji jest odwrotnie proporcjonalny do ilości czasu jaki na nich spędzamy. Facebook odbiera poczucie szczęścia.

Szczęście to nie jest aplikacja którą można pobrać na telefon komórkowy, jak słusznie zauważył papież Franciszek. Internet, nowe LSD Timothy’ego Leary’ego, nie przedłuży naszej świadomości, jeśli nie uruchomimy potencjału naszej psychiki. Dostrzega się już poważne zagrożenia cywilizacyjne związane z uzależnieniami od tabletów czy smartfonów. Tak zwane tabletowe dzieci czeka niedorozwój obszarów mózgu odpowiedzialnych za kontrolę emocji czy wyższe czynności umysłowe. Skutkować to będzie chociażby niższym poziomem empatii.


Wbrew stereotypowi przedstawiającemu moli książkowych jako wyobcowanych popaprańców to nowe gadżety szczególnie zmniejszają zawartość życia w życiu. Tyle że to te gadżety wyznaczają status, a nie domowa biblioteczka. Paradoksem jest jednak, iż wirtualne społeczności bardziej niż kontaktowaniu się ze „znajomymi” służą autopromocji i intensyfikacji wizerunku. Najbardziej bowiem użytkowników mediów społecznościowych angażuje to jak będą postrzegani. W tym sensie egzystencja online jest przeciwieństwem intelektualnych poszukiwań, których motorem jest ciekawość poznawcza.

piątek, 22 kwietnia 2016

NEURONALNE KORELATY ŚWIADOMOŚCI

Jak stwierdził starożytny filozof nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Wbrew tym dla których nawet takie sentencje są zbyt literackie, nie oznacza to, że nie należy drugi raz brać się za to samo. Heraklit z Efezu chciał powiedzieć w ten sposób, że wszystko płynie, więc za każdym razem gdy wejdziemy do rzeki, nie będzie już ona tą samą rzeką. Choć rzeka pozostanie nominalnie ta sama, płynąć już w niej będzie inna woda. To metafora naszej egzystencji jako ciągłego przepływu czasu i rozgrywających się w nim zmian. Nic do  czego powrócimy nie będzie już tym czym było kiedyś. Dlatego nie można drugi raz przeżyć tego co człowiek uważa za najważniejsze, chyba że będzie to coś nowego. Niestety mamy skłonność do odtwarzania raz przyjętych modelów funkcjonowania. W terminologii psychologicznej takie wzorce postępowania nazywa się życiowymi scenariuszami lub skryptami.

Czasu jednak nie można zatrzymać. Nigdy nie obejrzymy drugi raz tego samego filmu, ani nie przeczytamy tej samej książki. Za każdym razem będziemy inni, więc inna będzie nasza percepcja. Będziemy widzieć i rozumieć inaczej. Gdybyśmy naprawdę cofnęli się w czasie większości z nas ta nasza mityczna młodość zapewne wydawałaby się śmieszna. Tyle że nie widzimy jej taką jaka naprawdę była. Widzimy ją coraz inaczej. Ludzkie drogi się rozchodzą, a to co było niegdyś wspólne po latach może dzielić, jak wyrywana sobie z rąk prawda o Solidarności czy wojnie światowej. Tym bardziej nasza mała osobista prawda, o tym kto kim był, z kim co robił i co się działo. Mamy swoje światy zapisane w swoich głowach. Indywidualność bytu nie tylko rozdziela nasze pragnienia, lecz również rozumienie świata, a w tym własnego jednostkowego w nim miejsca. 

Umysł nie jest nieskażonym duchem, tylko wynikiem pracy okablowanej maszyny do odbioru rzeczywistości. To z czym się stykamy ulega przetworzeniu na emocjonalno-kulturową papkę jaką żywimy naszą jaźń. Standardowe szlaki komunikacji zmysłowo-mózgowej mogą być chwilowo modyfikowane przez działanie LSD czy grzybów halucynogennych, co na ich użytkownikach wywiera niekiedy wrażenie głębokiego wglądu w siebie i zewnętrzne otoczenie, a jest tylko podróżowaniem niewykorzystywanymi wewnętrznymi szlakami. Cokolwiek będziemy przeżywać dziać się to będzie w naszych głowach – nawet do orgazmu tak naprawdę dochodzi w mózgu. To maszyna miłości i nienawiści, tego wszystkiego co w nas wzniosłe i plugawe. Połączona z naszym ciałem skrzynka w której ciągle przetwarzane są wszystkie nasze wspomnienia, wzruszenia i doznania. Plastyczna, przelewająca się w czaszce, buzująca chemia organiczna. Programująca nasze myśli elektryczna aktywność neuronów.

wtorek, 19 kwietnia 2016

NIENASYCENIE

Życie jest wiecznym nienasyceniem, dlatego je pożeramy. Nasze pasje i aktywności to zaspokajanie głodu życia. Żyć znaczy chcieć, a pragnąć znaczy mieć czegoś za mało. Im więcej chcesz tym żyjesz bardziej, a im bardziej jesteś zainteresowany tym życie ciekawsze. Mechanizm ten pozwala zachować równowagę pomiędzy pragnieniem a przyjemnością. Pragnienie każe nam dążyć do satysfakcji, ale jest ona ulotna, dzięki czemu nie pogrążamy się w samozadowoleniu i idziemy dalej. Przekraczanie kolejnych granic oznacza rozwój emocjonalny, intelektualny i społeczny. Stajemy się bogatsi o nowe doświadczenia, wiedzę i umiejętności.

Natura zainstalowała w naszych mózgach coś co nazywamy ośrodkiem nagrody. Modeluje on naszą percepcję tak żebyśmy dążyli do zachowań potencjalnie korzystnych z ewolucyjnego punktu widzenia, czyli mówiąc wprost, żebyśmy zaspokajali biologiczne potrzeby. Ponieważ nasi przodkowie (jak i my sami) przyszli na świat w konsekwencji popędu seksualnego, nazywać go możemy popędem życia. Dlatego seks jest taki przyjemny. Żeby przekazywać swoje geny musimy jednak zapewnić sobie przetrwanie, a zatem jeść i pić. Z drugiej strony musimy rywalizować, gdyż to zwiększa szanse nie tylko nasze, ale również naszego potomstwa. Zarówno konsumpcja jak i „życiowe” osiągnięcia są zatem postrzegane przez nas jako nagrody, co skłania nas do podejmowania ukierunkowanego wysiłku.

Niestety człowiek jest istotą dużo bardziej złożoną niż pozostałe gatunki. Niespotykane dotąd zdolności umysłowe pozwoliły nam stworzyć kulturę, która narzuciła naszej naturze nowe ramy. Ponieważ natura, co wynika z samej jej istoty, jest niezmienna, możemy ją co najwyżej „oszukiwać”. I w tym tkwi właśnie paradoks toksycznych przyjemności. Udało nam się je ujarzmić czyli wyzwolić ze swej pierwotnej funkcji, aby służyły swoistemu neurologicznemu onanizmowi. Nadmiar żywności sprawia że jemy więcej niż potrzebujemy, bo przecież to przyjemne. Materialnie też rozwijamy się wysoko ponad egzystencjalne minimum, po to tylko by z rozkoszą „zwyciężać”. Świadomie unikamy prokreacji ciesząc się kopulacją. Wprowadzamy też do organizmu różne substancje pobudzające układ nagrody.

Nadwaga, wyścigi szczurów, niż demograficzny czy alkoholizm – to wszystko skutki bezrefleksyjnej pogoni za przyjemnościami. Wyrzeczenie się ich prowadziłoby natomiast do ascezy, a przecież to przyjemności nadają życiu smak. Dzisiejsze czasy wymagają szczególnie świadomego życia, gdyż przyjemności oferuje się nam niemal na tacy. Często korzystanie z nich jest jak kupowanie niepotrzebnych rzeczy, bądź też zatracanie się w hazardowej rozgrywce. Bez wewnętrznej dyscypliny i umiarkowania, a także nadającego sens celu, nienasycenie może pożreć nas samych.     

czwartek, 14 kwietnia 2016

TOTALIZATOR

Nasłuchałem się już w życiu mądrości, bo każdy człowiek myśli że jest najmądrzejszy. To złudzenie jest powszechne. Czasami słuchasz durniów żeby sprawić im przyjemność, a oni wtedy się rozkręcają. Opowiadają o swoim „niezwykłym” życiu, święcie przekonani że ich słowotok robi na Tobie odpowiednie wrażenie. Jeśli nie okażesz im że jest inaczej, a tym bardziej udasz łatwowiernego głupka, bufonada może nawet przekroczyć granice śmieszności i stać się żałosna. Chociaż gdybym nagrywał wszystkie monologi jakich się stałem odbiorcą, odsłuchując je na zimno zobaczylibyśmy cwaniaka i naiwniaka. Ten pierwszy potrzebuje drugiego żeby poprawić sobie samopoczucie. Ten drugi nie ma kumpli, jest w jakiś sposób zależny od mędrca albo ma jakiś ukryty interes który realizuje. Obaj się dopełniają.

Życie budujemy wzajemnie się uzupełniając. Jeśli w relacji nie ma wzajemnych interakcji nie ma też o niej mowy. To paradoksalne, lecz nawet w stosunku kat-ofiara mamy do czynienia z wymianą „korzyści” psychologicznych. Choćby dlatego niektóre męczennice wiążą się kilkukrotnie z damskimi bokserami. Nie wynika to raczej z pecha, tylko z automatycznie odtwarzanego wzorca osobowościowego. Podobna symbioza występuje pomiędzy alkoholikiem i osobą współuzależnioną, czy też wiecznie znajdującą się w tarapatach i spieszącą na ratunek. Choć nie można czynić z tego reguły, niekiedy nawet gwałt może być rzeczywiście sprowokowany zachowaniem kobiety. Amerykański psychiatra Eric Berne wini za niektóre przestępstwa seksualne kobiecą grę w „Spadaj frajerze”, gdzie pożądanie mężczyzny jest celowo pobudzane po to, aby podniecić go i ostatecznie wyszydzić. Innym przykładem kobiecej gry seksualnej może być „Walczcie ze sobą”, gdzie obiekt pożądania antagonizuje dwóch adoratorów.
 

Stworzona przez Erica Berne’a koncepcja nosi nazwę analizy transakcyjnej. Według niej relacje międzyludzkie przybierają postać transakcji psychologicznych, czyli gier mających „nagrodzić” nas określonym zachowaniem drugiego człowieka, choć często może to prowadzić do skutków wręcz masochistycznych. Niemniej brak oczekiwanej reakcji, a więc podjęcia gry i postępowania wedle jej niepisanych reguł, zabija relację. Psychiatra wymienia cały katalog takich gier. Rozgrywają się one we wszystkich aspektach egzystencji. Dajmy na to pracownik opieki społecznej może grać w „Ja tylko próbuję pomóc”, gdzie udaje że stymuluje klienta do aktywności, ten zaś pozoruje np. poszukiwanie pracy. Kryminaliści grać mają natomiast często w „Policjantów i złodziei”, gdzie kluczową rolę odgrywa nie tyle chęć zysku ile emocje, a działania przestępcze podejmowane są „dla sportu”. Można też grać w „Głupka”, co sprawi że otoczenie będzie mniej od nas wymagać. I tak dalej.

Choć teorię analizy transakcyjnej należy traktować z pewnym dystansem (w swojej oryginalnej formie skażona jest psychoanalitycznymi kalkami), zyskała ona spore uznanie i traktowana jest raczej poważnie. Wskazuje ona na automatyzmy jakie wyzwalać w nas mogą określone sytuacje, wymuszające uczestnictwo w czyjejś grze, przy czym w różnych relacjach wcielać się możemy w różne role. Katalog gier stworzony przez Berne’a z pewnością jest niekompletny i nadal otwarty. Poza tym warianty gier mogą być w różny sposób modyfikowane w zależności od czynników kulturowych. Analiza transakcyjna jest jednak inspirującym spojrzeniem na złożoność stosunków międzyludzkich. 

wtorek, 12 kwietnia 2016

SENS HISTORII

Zdaniem Ewy Stankiewicz, dziennikarki TV Republika, przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk zasługuje na najwyższy wymiar kary. Socjalprawica jest co prawda za ochroną życia, ale ludzi a nie karaluchów. Powiedzcie tylko, że należy postawić Kaczkę-Sraczkę przed plutonem egzekucyjnym, to zobaczycie jacy z nich obrońcy życia za 500 zł. Problemem polskiej debaty publicznej od lat jest jej niesymetryczność. Można mówić o zamachu, ale nie o tym kto wysłał własnego brata na śmierć. PiS ma immunitet na naruszanie dóbr osobistych przeciwników politycznych.

Nie wiadomo czy konkurencja powinna zniżać się do tego poziomu, czy też podjąć jakieś kroki prawne, bo może polać się krew, a prawo obowiązuje teraz tylko teoretycznie. Tyle że obecna sytuacja jest wynikiem wieloletnich zaniedbań – tolerowania mowy nienawiści, szowinizmu i wichrzycielstwa. Brak stanowczości okazał się w tym wypadku słabością sił umiarkowanych. Obecnie PiS jest na fali, a co za tym idzie jest szczególnie niebezpieczny, nie można mu bowiem odmówić mandatu demokratycznego, a że traktuje instrumentalnie standardy demokratyczne to już inna sprawa.

Nie życzmy jednak nikomu egzekucji. A tym bardziej nie nadstawiajmy karku w cudzych rozgrywkach politycznych. Niech tym zajmują się płatni hejterzy. Nie widzę dzisiaj idei która by mnie porwała. Co prawda Jarosław Kaczyński jest ponurym średniowiecznym chujem, ale nikt mi w niczym nie pomoże. Sam muszę sobie pomagać. Pierdolę ten kraj wymiennych klik, zabetonowanych szans i sufitów z pancernego szkła. Nie potrzebuję medialnych ustawek, ani mistycznych uniesień. Realizuję najważniejszą misję – swoje życie. 

niedziela, 10 kwietnia 2016

POZNAJ SAMEGO SIEBIE

Podobno Polska znana jest na świecie tylko z Jana Pawła II i Lecha Wałęsy. No i z koni arabskich. Ale tak naprawdę najbardziej znanym Polakiem jest Mikołaj Kopernik, a o polskich arabach wiedzą tylko ludzie zainteresowani branżą czyli prawie nikt.

Przy całej swojej poczciwości, czy jak niektórzy chcą świątobliwości, Karol Wojtyła nie stał się jednak światowym autorytetem moralnym kalibru pastora Martina Luthera Kinga, Nelsona Mandeli czy Mahatmy Gandhiego. I to nie tylko dlatego, że opowiadał kiepskie dowcipy i w młodości zamiast marihuany stosował kremówki. Nie jest też specjalnie ważne z wizerunkowego punktu widzenia to, że nie był sprawnym administratorem. Nie przypisuje mu się osobistej odpowiedzialności za skandale pedofilskie czy finansowe. Nikt też specjalnie nie ekscytuje się jego zdjęciami z chilijskimi czy argentyńskimi faszystami, bo nie pił z nimi wódki przy okrągłym stole. Nie docenia się natomiast jego spuścizny „intelektualnej”, a jego pontyfikat postrzegany jest jako zachowawczy, a nie przełomowy. Reformatora widzi się raczej we Franciszku, choć przed nim jeszcze długa droga.
 

Lech Wałęsa zapisał się w światowej historii, bo zapisać się musiał. Kimkolwiek by nie był, z pewnością był twarzą ruchu „Solidarności” i z tego właśnie jest znany. Tak już niestety jest i będzie, że znamy tylko ludzi znanych. Nie mamy natomiast pojęcia o mrówczej pracy tych nieznanych. Oczywiście popularność nie jest kryterium wielkości, a wielu opozycjonistów z pewnością złożyło większą ofiarę – własne życie. Z kolei wielkość nie musi oznaczać kryształowości, jak było choćby w przypadku pewnego wielkiego polskiego reżysera molestującego analnie trzynastoletnią prostytutkę. Jest zatem Lech Wałęsa postrzegany przez pryzmat swojej historycznej roli, choć nie jako człowiek który obalił komunizm. Światowi intelektualiści zdają sobie bowiem sprawę, że kluczowe znaczenie miała w tym procesie sytuacja w Związku Radzieckim. Demokratyzacja Europy Środkowo-Wschodniej możliwa była dzięki rozkładowi imperium, a nie odwrotnie.

Polska znana jest na świecie z różnych rzeczy. Z muzyki Chopina czy z odkryć Skłodowskiej-Curie. Światowym uznaniem cieszy się nasza wódka czy amfetamina. Nazistowski terrorysta Anders Behring Breivik podziwia natomiast Jana III Sobieskiego, zalicza nas do rasy nordyckiej i jest sympatykiem Prawa i Sprawiedliwości – pisał o tym w manifeście. Obecnie nasza ojczyzna, prekursor światowego konstytucjonalizmu, kojarzy się za granicą głównie z rozgrywającym się kryzysem konstytucyjnym. Dlatego spadają nam ratingi i słabnie waluta. Zaradzić ma temu plan dwudziestopięcioletni (!!!), eksplozja demograficzna, katolickie wartości i smoleńskie duchy. Po owocach ich poznacie.  

piątek, 8 kwietnia 2016

MOCNA GŁOWA

Friedrich Nietzsche należy do najbardziej kontrowersyjnych filozofów w historii. Z całą pewnością pozostawił po sobie kilka zgrabnych cytatów. Co do całokształtu jego dorobku zdania są jednak podzielone. Choć niektórzy widzą w tych „naukach” elementy protonazistowkie, inni uważają taką interpretację jego spuścizny za mylną i wynikającą z ignorancji. Nadczłowiek miał bowiem być genialnym indywidualistą, a nie rasistą. Samorodnym arystokratą ducha. Dzieli też stosunek myśliciela do chrześcijaństwa, uzależniony od przyjętego światopoglądu.

Nie ma wątpliwości, że religia chrystusowa budziła w Nietzschem całkowitą odrazę. Jej egalitaryzm kłócił się z jego przekonaniem o kulturowej i intelektualnej wyższości światłych jednostek nad bydlęcym motłochem. Słabość uważał za niegodną litości, siłę zaś za wartość samą w sobie. Nie wgłębiając się już w to jak to się miało do jego prywatnego życia, z pewnością kolidowało z przesłaniem Jezusa. Nietzsche był wielkim piewcą buddyzmu – religii widzącej w ludzkich pragnieniach przyczynę wszelkich nieszczęść. Na drodze pogmatwanego teoretyzowania pogodzić ją zdołał ze swoją „wolą mocy”.

Chaotyczne przemyślenia Nietzschego najlepiej pokazują, że dostrzegamy w przejawach rzeczywistości to co chcemy w nich dostrzec. Dobro wywodzić możemy zarówno z chrześcijaństwa, judaizmu, buddyzmu, jak i marksizmu. Tak czynił choćby Erich Fromm, namiętny analityk wszystkich tych doktryn. Podobnie jest ze złem. Szukamy potwierdzenia, a nie zaprzeczenia naszej percepcji. A na ogół życie jest bardziej prozaiczne niż wzniosłe idee. Nie przywiązywałbym się więc do nich zbytnio. Każdy sam najlepiej wie co daje mu siłę. Niech moc będzie z Wami. 

czwartek, 7 kwietnia 2016

UKRYTA PRAWDA

Wszystko jest w pewnym sensie grą i trudno się z tym nie zgodzić. Intencje często pozostają ukryte, a działania mają charakter taktyczny. Bezkompromisowa szczerość i spontaniczność mogą nas dużo kosztować. Inteligencja emocjonalna potrzebna jest właśnie po to, żeby mówić ludziom to co chcą usłyszeć. A także żeby umieć analizować własne reakcje i tym lepiej je kontrolować. Podobnie jak my próbujemy manipulować, sami też podlegamy takim próbom. Makiaweliczna teoria inteligencji mówi wręcz, że zdumiewające możliwości naszego mózgu w znacznym stopniu zawdzięczamy właśnie manipulacyjnemu wyścigowi zbrojeń. Staramy się przewidywać posunięcia bliźnich, a oni nasze. Umiejętności społeczne, takie jak nawiązywanie i utrzymywanie „odpowiednich” przyjaźni, rozpoznawanie motywów ludzkich i korzystanie z cudzej wiedzy, przy jednoczesnym maskowaniu swoich zamiarów, są znacznie ważniejsze od inteligencji logicznej czy zasobu wiedzy. Przynajmniej z punktu widzenia społecznej rywalizacji.


Roztacza to dosyć ponurą perspektywę cynicznego świata, gdzie największe możliwości czekają wirtuozów lawirowania, a autentyczność i bezpretensjonalność dobre są dla zbuntowanych nastolatków. Jest to jednak tylko część prawdy. Wartości które przyjmujemy przejawiają się właśnie tym, że jesteśmy w stanie poświęcić pewne atrakcyjne szanse po to, żeby je realizować. W przeciwnym wypadku nie byłyby żadnymi wartościami. Oczywiście w imię prawdy lepiej nie mówić nauczycielowi, że jest debilem, co nie znaczy, że jedyną opcją jest lizusostwo. Lepiej też nie zadzierać z agresywnym i nieobliczalnym kolegą, lecz nie trzeba upodabniać się do niego. Bywa też, że prawda może kogoś zranić i czasem nie warto jej mówić. W rzeczywistości pełnej napastujących nas akwizytorów, bombardujących nas reklam i rozbudzanych w nas ambicji, ciężko czasami nie dać się zwariować. Sądzę jednak, że warto być możliwie prawdziwym. Że warto być sobą. Jeżeli to stracisz, nic Ci tego nie wynagrodzi.         

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

PIEKIELNA KUCHNIA

Witold Waszczykowski w jednym miał rację. Na wegetarian trzeba uważać. Dajmy na to taki Hitler nie jadał martwego bydła, trzody i drobiu, przerabiał natomiast podludzi na mydło i nawozy. Co więcej w III Rzeszy nie wolno było przeprowadzać eksperymentów na zwierzętach, a jedynie na żydopolactwie, cyganopedalstwie i tym podobnym ścierwie. Tak więc stosunek do dzikich i udomowionych stworzeń nie musi wcale być miarą naszego człowieczeństwa. Nie brakuje na tym łez padole wrednych kreatur rozpieszczających jakiegoś futrzanego pupila. A bezmięsna dieta, wbrew propagandzie szerzonej przez wegetariańską brać, indukuje agresję, ponieważ nie dostarcza składników niezbędnych do prawidłowego funkcjonowania systemu nerwowego. Jakby tego było mało wegetarianie mają słabszą spermę od mięsożerców i to aż o 30%.

Co jeszcze bardziej szokujące, najzdrowiej byłoby jeść ludzkie mięso, gdyż dostarczałoby ono konsumentom najcenniejszych substancji odżywczych. Ten makabryczny pomysł wykorzystał zresztą David Mitchell w swojej powieści fantastyczno-naukowej „Atlas chmur”, gdzie klony służące korporacji przeznacza się potem na rzeź i przerabia na odżywkę dla wciąż aktywnych niewolników. Pomijając wyczyny rozmaitych dewiantów i ekscesy towarzyszące katastrofom żywnościowym, kanibalizm wydaje się jednak w historii naszego gatunku raczej zjawiskiem magiczno-religijnym niż sposobem odżywiania. W rozmaitych kulturach zjedzenie swojego wroga miało zapewniać przejęcie jego duchowych mocy. Maorysi czy Aborygeni zajadali się natomiast swoimi zmarłymi przodkami, czym wyrażali im najwyższy szacunek. Rytualne ludożerstwo uprawiali również Celtowie, a we Włoszech aż do końca renesansu zjadano wątrobę pokonanego przeciwnika.

Wydawać by się mogło, że w obecnych czasach takie rzeczy dzieją się już tylko poza granicami cywilizacji, lecz zjadanie się nawzajem nie wszystkim wydaje się takim zdziczeniem jak nam. Do zjadania przeciwników politycznych dochodziło często choćby podczas rewolucji kulturalnej w Chinach, która swoje apogeum osiągnęła w 1968 roku. „Wrogów klasowych” pożerano tam oficjalnie i publicznie, nie tylko na ulicach, ale nawet w szkołach i urzędach państwowych. Jak pisze chiński dysydent Zheng Yi w książce „Szkarłatny memoriał” Wang Wenliu, wiceprzewodnicząca lokalnego komitetu rewolucyjnego upodobała sobie szczególnie konsumowanie kutasów, które obcinała jeszcze żywym ofiarom. Poszukiwanym przysmakiem był też ludzki mózg, który ludożercy wypijali przez wbite w czaszkę metalowe rurki niczym jogurt. Mniam.

Neandertalczyk bez wątpienia był człowiekiem – umiał mówić i dokonywał rytualnych pochówków, a w dodatku miał nieco większy mózg niż homo sapiens. Mimo tego ludzie rozumni zjadali neandertalczyków i vice versa. Różniliśmy się bowiem od nich znacznie, choć ostatecznie przejęliśmy resztki ich genów nim wymarli. Wskutek różnic neurologicznych inaczej postrzegaliśmy rzeczywistość, a to wystarczało żebyśmy uważali się nawzajem za zwierzęta. Wybaczcie mi więc bracia rogaci i skrzydlaci, barany i wieprze. W kuchni jestem konserwatystą.    

sobota, 2 kwietnia 2016

GŁASKANIE MÓZGU

W okresie niemowlęcym możliwości komunikacji są raczej ograniczone. Brak umiejętności werbalnych nie pozwala na przekazywanie i przyswajanie skomplikowanych treści. Niemowlę posiada już jednak potrzeby społeczne. Instynkt każe mu lgnąć do najbliższych i w ten sposób zabezpieczać te popędy. Ponieważ w początkowej fazie rozwoju niewiele rozumie, oczekuje przede wszystkim kontaktu fizycznego. Nie w sensie freudowskim, ale dla poczucia bezpieczeństwa potrzebuje dobrego dotyku. Przytulone nie czuje się samotne. Tak jak pies chce żeby je pogłaskać.

W miarę upływu czasu życie społeczne jednostki staje się jednak bardziej złożone. Małpy przez całe życie umacniają więzi iskając się wzajemnie, natomiast ludzie zamiast się dotykać rozmawiają. Kontakt fizyczny zarezerwowany jest na szczególne okazje czułości, bliskości czy nawet intymności. Z reguły ogranicza się co najwyżej do podania dłoni na powitanie. Język pozwala nie tylko na wymianę myśli, ale też służy umacnianiu przyjaznych kontaktów. A zatem można powiedzieć, że czasami odezwać się do kogoś to tak jakby go pogłaskać.

Stąd też wzięło się w psychologii pojęcie „głasków”. Głaskami są sygnały uznania, dzięki którym czujemy się dostrzeżeni. Dla prawidłowego funkcjonowania każdy z nas potrzebuje systematycznego głaskania. Kiedy tego brak czujemy się sfrustrowani. Nawet osoby bardzo odporne na ból fizyczny mają problemy ze znoszeniem izolacji. Szczególnie dotkliwą karą jest umieszczenie kogoś w jednoosobowej celi. Standardowy człowiek woli bowiem towarzystwo byle jakie niż żadne. Oczywiście są to kwestie indywidualne, lecz nawet największy mizantrop potrzebuje choć trochę społecznych pieszczot.

To ile czasu spędzamy na wzajemnym głaskaniu świadczy o stopniu zażyłości. Jeśli nie znamy i nie chcemy kogoś bliżej poznać wymieniamy z nim po prostu po jednym powitalnym głasku. „Cześć”. Jeśli znamy się lepiej wymienić możemy po kilka głasków, w stylu „co tam słychać”, „ładna dzisiaj pogoda’ i tak dalej. Taka kurtuazyjna gadka nie służy wszak wymianie informacji, tylko głaskaniu. Jeśli znamy się jak łyse konie, możemy się głaskać z pasją. Niestety czasami musimy stosować w tym celu wódkę czy amfetaminę, bo gadka się nie klei. W każdym bądź razie dążymy do tego żeby się głaskać nie tylko dla rozrywki czy w celach praktycznych. Każdy potrzebuje czasami z kimś pogadać. Głaszcząc kogoś oczekujesz, że sam zostaniesz pogłaskany. 

piątek, 1 kwietnia 2016

PLANETA MAŁP

Nic tak nie poprawia człowiekowi humoru jak cudze nieszczęście. Zwłaszcza jeśli dotyka kogoś z kim mamy nie wyrównane rachunki. Na przykład kiedy osobnik który gnębił młodszego kolegę w podstawówce pewnego pięknego dnia powiesił się. Nie mogę powiedzieć, że mnie to zmartwiło bo tkwi we mnie potwór. Jak w każdym zakłamanym człowieku zresztą. Nie odpuszczamy naszym winowajcom, ale oni z reguły za nic nas nie przepraszają. Jeśli coś złego im się stanie uważamy to za sprawiedliwe. Kto ma wielu wrogów temu wielu źle życzy. I czasem nie tylko życzy. Kto mieczem wojuje ten od miecza ginie.

Stare, niegdyś dominujące pawiany, opuszczają swoje stada i przyłączają się do nowych grup. Na pozór wydawać to się może irracjonalne. Wszak obcy musi lizać wszystkim dupę, żeby zostać zaakceptowany. Skazuje się więc na ostatnie miejsce w hierarchii. Z racji wieku nie uda mu się w nowym otoczeniu zbudować żadnej pozycji – będzie popychadłem. Lecz stary, niegdyś wszechwładny pawian wie, że w plemieniu którym zarządzał twardą ręką czeka go zemsta niegdyś poniżanych samców. Tym okrutniejsza im bardziej despotyczne było jego królowanie. Stary tyran nie ma przyjaciół. Natomiast inne stare pawiany starzeją się wśród swoich.

W czasach monarchii prawdopodobieństwo tragicznego zgonu było wprost proporcjonalne do możliwości objęcia tronu, a po założeniu korony nadal pozostawało duże. Nigdy jednak nie brakowało chętnych do władzy. Ostra rywalizacja promowała jednostki najbardziej agresywne, ale oczywiście inteligencja i zdolności perswazyjne miały spore znaczenie, nie mówiąc o czynnikach losowych takich jak pochodzenie i koniunktura. Słabnący monarcha często bywał zdradzany przez zaufanych ludzi, co pokazywało iluzoryczność jego osiągnięć. Pochlebcy uciekają z tonących okrętów, a tłumione dotąd urazy wybuchają z siłą wulkanu.


W demokracji władza zmienia się cyklicznie, a po każdej takiej zmianie nowe elity rozkoszują się upadkiem przeciwników. Ostatecznie triumfatorzy sami kończą podobnie, wyśmiewani a nawet znienawidzeni już po kilku latach. Jedyną rzeczą pewną w dzisiejszej polityce jest kompromitacja. Niestety człowiek sięgający po kokainę nie myśli o skutkach ubocznych. Pogrąża się w wyborczej euforii. Odlotem celebrytów jest sława, a biznesmeni kręcą w cieniu wielkie pieniądze. Władza, uznanie czy zasoby, wszystko to wyraża nasz status. A jaki jest status każdy widzi.

To jeden z powodów przez które tak cieszymy się z cudzych niepowodzeń. Utrata twarzy czy majątku obniża czyjeś miejsce w rankingu, a wtedy my czujemy się lepsi. Jak mówi przysłowie im wyżej wleziesz tym niżej spadniesz, w dodatku ku dzikiej uciesze podnieconej gawiedzi. Nawet gwiazdy filmowe wyglądają chujowo kiedy są chwilowo przemęczone, przygnębione i zaniedbane. Dlatego paparazzi czyhają na to w śmietnikach. Podobno prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie, a nie w biznesie. Jak jesteś wysoko to każdy chce Ci przypierdolić, ale jak jesteś nisko to każdy może.