Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 30 sierpnia 2015

CELEBRACJA

Pytacie czemu Was wkurwiam. Otóż muszę. Przynajmniej czasami. Bo nie zawsze mogę Was nie wkurwiać – nie zawsze mogę chować się, unikać kłótni, nie istnieć dla nikogo. Czasami czegoś chcę – dlatego Was wkurwiam. Chcielibyście żebym nie chciał za dużo, bo na to nie zasłużyłem. Wy zaś myślicie, że zasługujecie na więcej. Ale w życiu nikt nie dostaje tyle na ile zasłużył, tylko tyle ile zdołał wywalczyć. Dlatego nie można się poddawać. A rezygnowanie z czegoś tylko dlatego żeby kogoś nie wkurwić oznacza kapitulację. Dlatego nie mogę zrezygnować z tego co najlepsze. Nie chcę pieniędzy, chcę tego co najlepsze. Podajcie cenę. Ile mam Wam zapłacić, żebyście się odpierdolili? Chcę jasnego celu – chcę spłacić dług, zapłacić tyle żeby już mieć to najlepsze dla siebie, a Was głęboko w dupie. Bo jak już będę miał to co najlepsze to będziecie mi zazdrościć i tylko przeszkadzać.

Gdy chcę czegoś, wtedy Was wkurwiam. Ale gdybym nie chciał niczego to bym Was nie wkurwiał, i to by było jeszcze gorsze. Bo gdybym Was nie wkurwiał Wy i tak wkurwialibyście mnie. Bo najłatwiej jest atakować tego co nie walczy. Więc walczę – nie chowam się w butelce, za czyimiś szerokimi plecami ani pod płaszczykiem wzniosłego pierdolenia. Nie jestem prostakiem, wiem to i owo, ale muszę przyznać, że co do marzeń jestem taki jak każdy. Ja też marzę o tym co najlepsze. Tyle że ja już nie wierzę, że można to kupić. Bo jak bardzo chcesz coś kupić to cena rośnie, podobnie jak apetyt. A na końcu dostajesz rachunek i masz kaca. Niektórzy chcą zapewnić godny byt swoim dzieciom – ale to już inna historia. Bo to co im kupią, to i tak nie będzie tym co najlepsze. Bo tego nie można kupić. Można co najwyżej to dać. Ja też jeśli chcę mogę komuś dać to co jest najlepsze – gdy ktoś tego chce.


Powiedzieć komuś kocham to tak, jakby przystawić mu pistolet do głowy. Tak przeczytałem w jakiejś książce. Ale i tak czasami komuś to mówię. Zwłaszcza kiedy tak mi się wydaje. Niestety na ogół oczekuję czegoś w zamian. Dlatego nie będę o tym tutaj pisał. Bo miłość jest zbyt skomplikowana. Rodzice, przyjaciele, związki partnerskie – to temat rzeka. Pooglądajcie sobie „Trudne sprawy” albo „Rozmowy w toku”. Poza tym mądrość można czerpać z telewizji śniadaniowej, życiowych seriali, facebooka i horoskopów. Teoretycznie to można nawet z kazań niedzielnych, bo księża mówią dużo o miłości, tyle że mało kto tego słucha. W sumie to nawet nie wiem po co ludzie tam przychodzą, skoro nie słuchają, a Biblii nie czytają nigdy. Ale możliwości są szerokie – możesz sobie wybrać duchowego przewodnika, idola, autorytet. On Ci wskaże drogę. On Cię poprowadzi. Ostatecznie to ja mogę być twoim autorytetem, ale muszę się jeszcze wylansować. Zrobić sobie reklamę. Wystąpić w jakimś pierdolonym „Tańcu z gwiazdami” i wdać się w medialny romans z jakąś urodziwą lalunią. Życz mi powodzenia.       

sobota, 29 sierpnia 2015

MIEĆ ALBO NIE MIEĆ

Nie wiem czemu, ale nie umiem się powstrzymać. Muszę żyć, a to czasami jest strasznie męczące. Z drugiej strony można się czasami nieźle uśmiać. Świat pełen jest debili. Wkurwiają człowieka, jednocześnie robiąc z siebie idiotów.  Dopóki ktoś nie dotknie moich słabych punktów jest nawet zabawnie. Poza tym są jeszcze porządni ludzie na tym świecie. Byli i będą – w czasach największego zezwierzęcenia, wojen, rzezi, oni zawsze pokazywali, że człowieczeństwo ma sens. Nie byli jednak postaciami z brązu, tylko zwykłymi ludźmi. Dopóki okoliczności ich do tego nie zmusiły, zazwyczaj nie przejawiali ponadprzeciętnej szlachetności. Codzienność nie wymaga od nas heroizmu, tylko zwykłej przyzwoitości. A to nie jest arystokratyczna umiejętność – takim po prostu trzeba chcieć być. Pomimo wszystkich małych grzeszków, jakie są nieuniknioną konsekwencją naszej niedoskonałości, musimy dążyć do tego by być dobrymi ludźmi. Nie dlatego że tak powiedział Jezus, Budda czy Mahomet, tylko dlatego że drugi człowiek jest kimś takim samym jak my. Kochaj bliźniego swego trochę mniej od siebie samego, ale nie bądź świnią tylko człowiekiem.


W każdym z nas są dwie strony – jasna i ciemna. Dwóch ludzi – dobry i zły. Gdyby ktoś był tylko dobry nigdy nie dokonywałby wyboru, czyli w zasadzie nie byłby dobry. Byłby automatem, maszyną, nie byłoby go wcale. No bo trochę musimy być źli, żeby przetrwać w tym świecie gdzie nie wszyscy są dobrzy. Czyli musimy bez przerwy wybierać czy chcemy pomóc komuś, czy raczej zrealizować własny interes. Na przykład kiedy widzę żebraka muszę zdecydować czy poświęcić złotówkę, którą być może przeznaczy na bułkę, czy potraktować go jako potencjalnego oszusta, który chce wyłudzić moje ciężko zarobione pieniądze na alkohol. Jeśli odmówię istnieje ryzyko, że ktoś będzie głodny. Jeśli ulegnę, możliwe że ktoś będzie najebany i w dodatku agresywny. Nie są to łatwe dylematy – oczywiście nikt w Polsce z głodu nie umiera, ale jednostki najsłabsze skazane są na biedę. Nie brak jednak zawodowych pasożytów, którzy żerują na ludzkich emocjach.


Takie problemy moralne coraz wyraźniej nabrzmiewają, kiedy Europę zalewa coraz większa fala emigrantów z Afryki czy Azji. Czy powinniśmy im pomagać, często w bardzo dramatycznych sytuacjach, czy też kierować się przede wszystkim własnym dobrem ekonomicznym? Na takie pytania nie ma łatwych odpowiedzi. Tamtejsze społeczeństwa muszą dojrzeć do tego żeby prowadzić racjonalną politykę, ale na się nie zanosi. Póki co dzieci wojny uciekać więc będą ze swoich patologicznych ojczyzn, niejednokrotnie przynosząc ze sobą jad jakim tam nasiąkły. W dwudziestym pierwszym wieku świat nadal zmaga się więc z absurdalnym terrorem zabobonów religijnych, choć jak mówi Koran „kiedy zabijesz jednego człowieka, to tak jakbyś zabił cały świat”. Kiedy pomożesz człowiekowi to tak jakbyś pomógł całej ludzkości. Ale jak sam sobie nie pomożesz, to nawet Bóg Ci nie pomoże.    

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

GWAŁT LIRYCZNY

Nienawidzisz mnie zimna suko, tak wiem.
Śmiem pożądać Cię wbrew Twojej woli.
I swój obrzydliwy na jawie śnić sen.
Dotykać Cię wzrokiem który boli.

Chodzić za Tobą jak wygłodniały pies
co się łasi chociaż nim pogardzasz.
Lecz nie trzeba mi litości ani łez
choć dobrze wiem jak drwisz ze mnie w żartach.

Tylko daj mi co najlepszego masz
i o nic więcej nie będę skomlał już.
Nie myśl co mi na pocieszenie dasz.

Od tego wszystkiego ja wolę Twój biust.
Opluwaj mnie, tylko daj mi coś jeszcze
- dupę i usta. Życie i powietrze. 

piątek, 21 sierpnia 2015

PLANETA MAŁP

Mówią, że gdyby nie było Boga, nie byłoby dobra i zła. Dlatego Bóg musi być. Ale takiego Boga nie ma – są siły natury potężne jak Bóg. Jeśli cokolwiek możemy nazwać Bogiem to właśnie te zagadkowe moce. Tajemniczą energię która zapoczątkowała płynięcie czasu. Osobliwość początkową. Ponieważ nie wiemy czym ona była, kwestie ostateczne są nam obce. Nasze mózgi ledwo potrafią przełamywać schematy na tyle, żeby akceptować bezcelowość wszechświata, a co dopiero mają zrozumieć tryb w jakim nieznane wydarzenia wykreowały źródło znanej nam rzeczywistości poza czasem. A zatem darujmy sobie te spekulacje. Skoro nawet czas jest względny, czemu nigdy dla nas nie może taki być? Setki razy chciałem cofnąć się w czasie, przeżyć coś jeszcze raz, wykorzystać zmarnowaną szansę, uniknąć błędu. Ponieważ dla natury nie ma to żadnego znaczenia, czas płynie bezlitośnie. To co zapisuje w naszych mózgach zostanie skasowane. Dlatego muszę to zapisywać cyfrowo zanim kopnę w kalendarz. Może ktoś kiedyś w odległej galaktyce zrozumie o co mi chodziło. Co chciałem udowodnić.

Więc witaj kosmitko. Żyłem kiedyś na planecie zwanej po naszemu Ziemią. Musisz mi wierzyć, że tak ją nazywaliśmy, ponieważ nie masz żadnych innych źródeł niż te archeologiczne wypociny znalezione w czarnej dziurze. A więc byłem Ziemianinem. A dokładniej człowiekiem, bo oprócz nas Ziemię zamieszkiwały miliony innych gatunków. Tylko nam udało się jednak stworzyć cywilizację. Z tego powodu inne gatunki są nieistotne. No może z wyjątkiem psów, kotów i innych takich słodziaków. Nawet Hitler lubił się bawić ze swoim pieskiem, więc czasami to nawet piesek bywa więcej wart od człowieka. Ale to zbyt skomplikowane, żeby to tłumaczyć komuś z odległej planety. Otóż pan Hitler, wegetarianin i przyjaciel zwierząt, nie lubił pewnych rodzajów ludzi, pomimo że genetycznie przynależeli do tego samego gatunku. Ale nie w jego mniemaniu. Dlatego robił z nich mydło, nawozy, abażury do lamp. I miał to w dupie. Dzisiaj uważa się, że to było bardzo nie w porządku z jego strony, dlatego straszy się nim małe dzieci. Ale większym zbrodniarzem był Stalin, a jeszcze większym Mao Zedong. Obaj nadal uchodzą w swoich krajach za bohaterów narodowych.


Kraj to takie terytorium gdzie mieszkają ludzie, którzy podlegają określonej władzy administracyjnej. Ja mieszkam w Polsce. Dlatego nazywają mnie Polakiem. Nie pytaj mnie co to znaczy być Polakiem bo nie wiem, ale nie zamieniłbym tego miejsca na żadne inne, chociaż nie lubię piłki nożnej, Jana Pawła II, flaków ani wódki. Dlatego nigdy nie wybieram się w podróże kosmiczne, chyba że kiedyś pod wpływem substancji halucynogennych. Dzieliło nas jednak zbyt wiele lat świetlnych. Ale muszę w Ciebie wierzyć. Tak jak niektórzy wierzą w Boga, ja muszę wierzyć że żyjesz gdzieś po drugiej stronie lustra. Idealna i gotowa na wyzwanie pożądania, mieszaninę mojego podziwu i wulgarnych marzeń. 

Objawiaj mi się więc jak najczęściej w postaci pięknych Polek, najlepszych kuprów w galaktyce, słowiańskich cycków i słodkich ust. Niech latające talerze dostarczają mi pieniędzy, żeby mi starczało na rozrywki wszelakie. I niech kosmiczna surowica uczyni ze mnie Supermana. O tym marzyłem, zanim umarłem. 

Dlatego cofnij czas i nie osądzaj mnie. Jestem tylko człowiekiem.          

czwartek, 20 sierpnia 2015

GDYBYM BYŁ BOGATY

Zmęczony po ciężkim dniu nie masz już siły na refleksję. A rano nie masz już na to czasu. A nawet jak masz czas, to nie masz na to ochoty. Bo nad czym się tu zastanawiać? Przecież wszystko jest jasne – kasa jest potrzebna więc trzeba kombinować. Mężczyzna jest robotem zaprogramowanym na zdobywanie pieniędzy. Genetycznie i kulturowo. I dobrze wie co chce za te pieniądze mieć. Musi główkować. Bo jak ma mało kasy to znaczy, że jest do dupy i nie dla psa kiełbasa, czyli mięso najlepsze. I nie dla niego władza, bo nikomu nie może nic dać. Sam musi wysłuchiwać poleceń. Jakiś dupek, którego nie cierpi, codziennie mówi mu co ma robić. A najgorsze, to nie móc powiedzieć dupkowi, że jest dupkiem.

Dlatego wielu z nas wiedzie życie na które wcale nie ma ochoty. Ale potrzeba posiadania gotówki uzasadnia to wszystko. Więc mówimy sobie że tak musi być i staramy się niektórych rzeczy „nie brać do głowy”. Innymi słowy znieczulamy się na to co nas wkurwia. Życie nie byłoby efektywne gdyby nie było możliwe trzymanie emocji na wodzy. W tym celu posługujemy się kłamstwem i manipulacją, ukrywamy swoje prawdziwe uczucia, udajemy że jesteśmy zadowoleni. A refleksje mogłyby tylko popsuć nam nastrój. Bo jesteśmy tylko trybikami w wielkiej maszynie która produkuje gotówkę. I ktoś tą gotówkę przepuszcza na luksusowe panienki, kosztowne zabawki i ekstrawaganckie fanaberie.

Nie są to wypaczenia systemowe, tylko przejawy natury ludzkiej. Gdyby na bezludnej wyspie osiedlić najmniejszą nawet grupę, dosłownie kilka osób, to w jej obrębie błyskawicznie ukształtuje się nieformalna choćby hierarchia i przywództwo. Władza najczęściej sprowadza się do kontroli nad zasobami, a ponieważ nie żyjemy już w gospodarce opartej na handlu wymiennym, dzisiaj oznacza ona posiadanie forsy. Żeby ją posiadać nie trzeba mieć jednak zdolności przywódczych, można ją na przykład odziedziczyć. I tym się różnimy od zwierząt, gdzie każde pokolenie uzbrajane jest przez przodków jedynie w geny i musi od nowa staczać walkę o dominację. U ludzi pozycja społeczna jest w pewnym sensie dziedziczna.


Gdybym był synem milionera moje życie z pewnością wyglądałoby zupełnie inaczej. A już na pewno nie zastanawiałbym się nad tym. Mnie bowiem niedostatki skłaniają raczej do refleksji niż intensywnego kombinowania. Czasem żałuję, że nie mam milionów na koncie, ale gdybym kasa spadała mi z nieba zapewne szajba odbijałaby mi totalnie. Kupowałbym sobie przyjaciół, poklask, wypielęgnowane lalki. I myślałbym że jestem wielki. Przypuszczam że tak by było, bo nawet bez tego wszystkiego teraz czasami tak myślę. Z drugiej strony, gdybym teraz jako człowiek w pewnym już stopniu ukształtowany, wszedł w posiadanie milionów dolarów, może i darowałbym sobie tych kupionych przyjaciół. Ale całej reszty z pewnością bym sobie nie odmówił.

niedziela, 16 sierpnia 2015

EFEKT OBSERWATORA

Życie jest proste jak drut, ale ludzie muszą je sobie komplikować. Muszą, bo taka jest ich natura. Mówią, że uroda jest tylko powierzchowna, a pieniądze szczęścia nie dają, ale i tak robią swoje. Wydawanie pieniędzy jest przyjemne, ale zdobywanie ich już nie za bardzo. Żeby wydawać forsę trzeba ją jednak mieć. Dlatego trzeba uganiać się za forsą. I tak ludzie wpadają w pułapkę – stres, zmęczenie, brak czasu dla bliskich. Wszystko po to, żeby kupić sobie rzeczy, które podkreślą na co ich stać. W ten sposób określają swoją wartość.

Czasami słyszę, że nie o to chodzi żeby złapać króliczka, ale żeby gonić go. Lecz ja bym wolał złapać króliczka, a potem gonić następnego, jeśli ten okazałby się niezbyt zajmujący. Psychologia mówi, że im więcej trudu kosztuje nas osiągnięcie danego celu, tym bardziej staje się on dla nas istotny. Im trudniej coś zdobyć, tym bardziej potem coś doceniamy. To co przychodzi łatwo uważamy za mało warte. Tylko wysoka cena nadaje rzeczom wartość. W ten sposób nasza psychika chroni nas przed rozczarowaniem z życia. Niestety, bywa że stajemy się wtedy więźniami własnego zaangażowania.


Im bardziej się w coś zaangażujesz, tym ta sprawa stanie się dla Ciebie ważniejsza. Dlatego kiedy zaczniesz gonić króliczka, stanie się on wkrótce dla Ciebie ważniejszy od innych króliczków. I będzie się takim stawał coraz bardziej, im dłużej będziesz go ścigał. Dlatego musisz uważać, żeby nie polować na zbyt płochliwe króliczki. Bo będziesz głównie biegał, a potem jeszcze myślał, że tak być powinno. Jak go w końcu dorwiesz to będziesz musiał być zadowolony, a jak nie będziesz, to będziesz to sobie musiał wmówić. W przeciwnym wypadku wyjdziesz na durnia, który ścigał pojebanego króliczka.

Kiedy chodziłem do liceum pojebane króliczki zaczytywały się w „Alchemiku” Paulo Coelho. Literatura to niezbyt ambitna i pełna naiwnych recept na życie. Przesłaniem książki jest to, że kiedy czegoś naprawdę chcemy musi się to ziścić. Możliwe jednak, że dobrze jest w to wierzyć. Tak czy owak nawet z tej grafomanii dla nastolatek wyłuskać można coś autentycznego. Otóż jest tam historia pewnego kupca, który wybierał się ciągle do Mekki i wybrać się nie mógł. W końcu wyznał: - Ja pragnę o Mekce jedynie marzyć. Wyobrażałem sobie już tysiące razy jak przeprawiam się przez pustynię, jak dochodzę do placu, na którym stoi Czarny Kamień, jak siedem razy okrążam go, zanim dotknę. Widzę już, kto będzie stał u mego boku, kto stoi przede mną, słyszę słowa, które ze sobą zamieniamy, i modlitwy, jakie zmówimy wspólnie. Lękam się jednak utraty złudzeń, więc wolę pozostać w świecie marzeń.


Chyba coś w tym jest, że marzenia są czasem piękniejsze od rzeczywistości. Czasem tylko trud, jaki kosztowała nas ich realizacja, pozwala nam cieszyć się z nich. Bo niespełnione marzenia są złudzeniami, że wystarczy je spełnić aby być szczęśliwym. Wszystko będzie wydawać nam się przereklamowane, jeśli tacy nie będziemy. Bo świat nie jest po to, żeby nas rozbawić. Forsa może być jedynie narzędziem, dom miejscem zamieszkania, samochód środkiem transportu. Luksus może być źródłem komfortu, ale także uznania. Tego naprawdę chcemy – żeby inni dostrzegali naszą wartość. Dlatego się bogacimy, dbamy o wizerunek, robimy całe to zamieszanie. Musimy pokazać coś światu, udowodnić swój format, podkreślić znaczenie. A ponieważ nie jest to takie łatwe, życie staje się skomplikowane. Grzęźniemy w zaangażowaniu, które zamyka naszą percepcję.       

sobota, 8 sierpnia 2015

EROTYK

Mógłbym napisać wiersz, ale będę bardziej poetycki. Będę liryczny i psychodeliczny. Twoją twarz uczynię metaforą miłości – kto dumnie nie nosi głowy, nie ma tego wdzięku. Bo miłość jest harmonią, więc twarz musi być słodka, niewinna i taka, żeby się miało ochotę w nią wkomponować język. Oto miłość – śliczna buźka, do której chcesz zbliżyć swoje usta. A kiedy nasze wargi się spotkają, wyzwoli się energia wielkiej miłości. I wtedy dopiero zobaczysz czym jest miłość mężczyzny. Wymasuję Ci tyłek – zanurzę w nim palce jak w plastelinie, ulepię moją miłość z twoich pośladków, wycisnę z nich twoje westchnienie. I wtedy szepniesz mi do ucha: - Kocham Cię. A ja już będę wiedział co z tym dalej robić.

Będę ssał twoje nabrzmiałe sutki, lizał Ci cipę – taką będziesz boginią. A potem Cię zerżnę tak, że będziesz krzyczeć. Wtedy zjednoczymy zmysły. Będziemy jedną duszą, jednym ciałem, jedną miłością. Odlecimy w kosmos razem z łóżkiem. I ja już też będę bogiem – Ty też będziesz robić mi dobrze. Bo będziesz chciała dla mnie jak najlepiej – tak jak ja dla Ciebie. To będzie walka kto komu lepiej dogodzi. Dzika fantazja w wymyślaniu pieszczot, przekraczanie każdego pornograficznego tabu, wysysanie się z siebie sił i pojenie się swoim podnieceniem. Potem opadniemy gdzieś lekko jak na spadochronie. Pewnie zapalisz papierosa i będziemy gadać o tej miłości – że to huragan, potop, wielki wybuch.

Ofiaruję Ci te słowa – tak mówię o tym czego chcę i czego pragnę. I nie kłamię kiedy mówię że kocham. Bo tak się kocha, a reszta jest tylko przyjaźnią. Widzę Cię gdzieś na szczycie na który się wspinam – nigdy nie mogę zaspokoić tej żądzy. Ona jest warunkiem mojego istnienia. Tak jakby instynkt mi mówił: - Zginiesz, jeśli jej nie dotkniesz. I tak właśnie kocham Cię, pragnę, pożądam. Flaki z siebie wypruwam, wyciągam na wierzch wnętrzności, maluję krwią symbole – serduszka, czerwone tak jak twoje usta. Nawet zmęczony, sflaczały i oklapły, nie mogę się powstrzymać i muszę Cię całować. To jest moja poezja.          

wtorek, 4 sierpnia 2015

DESPERADOS NOCTURNO

Wrzące słońce wylewa się z rozpalonego nieba. Zalewa nas doznaniami, gotuje rosół z mózgów, doprowadza do szału. Tylko upierdliwy rozsądek trzyma jeszcze nasze zmysły na wodzy. Ślina cieknie, a my wciąż pozostajemy przyzwoici. Nawet po piwie nikomu nie chce się sikać – tak parują z nas wszelkie płyny. Sperma się nie klei i cipki wysychają. Na szczęście wieczór nas schłodzi. Mrok skropli smołę w czarną, gęstą krew. Przyniesie powietrze. Będziemy oddychać. Wsłuchiwać się w symfonię świerszczy, żabie serenady, milczenie owiec. Odpoczywać na brzegu wielkiej wody naszego znużenia.

Wszyscy kumple w końcu stają się nudni, kiedy nie masz już osiemnastu lat. Bo wtedy jeszcze byłeś tak naiwny, że wierzyłeś w ich brednie. A potem czas płynął, a oni nadal snuli wizje, tyle że stawały się one coraz mniej realne. I w końcu zrozumiałeś, że ciekawie jest tylko eksperymentować, poszukiwać, marzyć. Tylko nie wiadomo już jaki środek zażyć, jakie bluźnierstwo powiedzieć, jaką głupotę popełnić. Bo skutki tego są wiadome, a stan obecny – przyzwyczajenie do rutyny przerywanej od czasu do czasu natchnionym bełkotem, nie ma już nic z szaleństwa. A od normalności można zwariować.

Nie masz innego przyjaciela niż przyjaciel z czasów młodości, bo nie zna on Ciebie, tylko kogoś kogo już nie ma. Tak jak Ty, tylko Ty wiesz kim byli twoi kumple i koleżanki, i tylko to wspomnienie jest coś warte. Bo co jest w życiu piękniejszego od wielkiej, dzikiej przygody? Wszystko zdycha – taki nasz los. Nic nie przetrwa próby czasu. Bo czas nas zmienia, a każdego w inną stronę. Nic już nigdy tak nie podnieca i fascynuje jak bunt, destrukcja i chaos. Wyzwanie rzucone losowi. Potem już wiesz, że spełniłeś swój młodzieńczy obowiązek. Nie musisz wymyślać głupich historyjek. Chyba że musisz, bo ktoś Ci takie opowiada.

Mogę się nachlać, zerzygać, osrać – tylko po co? Opowiedz mi coś ciekawego to może na to pójdę. Daj zajarać, ale coś dobrego i nie wydzielaj mi tego po trochu – przecież jesteś gangsterem. Dawaj grzyby, piguły, kwasy. Przyprowadź cizie, dupiaste, cycate mulatki. Zawieź mnie gdzieś gdzie jest fajnie. Bądź twardym fiutem, jak kompan który stawiał mi frytki, zapiekanki i pepsi na wagarach. Gdzie twój pierdolony, mafijny splendor? Gdzie twój gest? W tym drinku za dziesięć złotych? Znowu chcesz mi coś opowiedzieć? Nie obchodzi mnie ile zarabiasz. I tak dzisiaj nie wymyślisz już nic. Poza tym co moglibyśmy zrobić, gdybyśmy mieli jaja. Nuda pijaństwa jest nieskończona tak jak uroda kobiet. Prawda jest nudna, niestety już ją znam – cokolwiek byś mówił wiem, że zgnijemy w tej knajpie.

sobota, 1 sierpnia 2015

W POSZUKIWANIU STRACONEGO CZASU

Ludzie nigdy nie przestaną dodawać mi pozytywnej energii. I mnie wkurwiać. To pewne jak w banku. Ja sam też nie przestanę wydobywać się z wszelkich dołów i zadręczać się banałami. Wielka siła do walki z przeciwnościami i głupota poszukująca dziury w całym, to dwie cechy rodzaju ludzkiego, sprawiające że żadne zadowolenie nie może trwać zbyt długo, ale w razie niepowodzenia znajdzie się jakieś wyjście. I niech tak będzie. To jest życie – wiercenie się, przebieranie nóżkami, komiczna walka. Lecz też obserwacja – refleksja, medytacja, zaduma, analiza.
 
Widzę przeszłość w szklanej kuli. Nie taką jaka była, tylko taką jaką ja chcę zapamiętać. Wszyscy pielęgnujemy mity. Życie musi mieć sens, nawet gdy się odtwarza je wstecz – a może zwłaszcza wtedy. Więc to wszystko było potrzebne – szczenięce lęki, nastoletnie miłości, stracony czas. Mimo upływu lat uczę się tylko prawideł tego świata, jednak wciąż chciałbym tego samego. Szczęścia, piękna, spełnienia marzeń. Odnalezienia się w kosmicznej harmonii. Zaspokojenia biologicznej żądzy. I poczucia że się jest zajebistym kolesiem.

Nasze dusze ulatują ku niebu – ze śmierdzącym papierosowym dymem, ze spalinami silników wiozących nas do rajów, z komiksowymi obłokami parującymi z naszych rozgrzanych mózgów. Szczęście to nic więcej prócz tego co umiemy sobie wyobrazić i przeżyć. Najdziksze fantazje dzielone przez rachunek prawdopodobieństwa. Przepis na życie. Niebo i piekło jest tutaj. To inni ludzie. Gdziekolwiek byś poszedł będą tam i oni. Twoje przekleństwo i jedyna nadzieja na spełnienie snu, który ciągle śnisz.