Łączna liczba wyświetleń

sobota, 5 grudnia 2020

EXODUS

Afryka – dziki ląd podobno bez historii. Kolebka ludzkości. Ziemia Egipcjan, lecz też czarnych faraonów z Nubii. To stąd Hannibal prowadził na Rzym swoje słonie bojowe. To tu przetrwała do dzisiaj jedna z najstarszych na świecie struktur państwowych czyli Etiopia. Tu pławił się w luksusie najbogatszy człowiek wszechczasów – czternastowieczny władca Mali, Mansa Musa. Dzięki portom suahilijskim kwitła wymiana handlowa z Arabami i Persami, a nawet z Indiami i Chinami. Średniowieczne Wielkie Zimbabwe było swego czasu jednym z najludniejszych miast świata. Mimo że z Afryki wywędrował homo sapiens dziś zdaje się ona peryferią współczesnej geografii. Zacofana, uboga i chaotyczna staje się jednak źródłem coraz to nowych problemów, przede wszystkim dla Europy – piractwa, masowej imigracji czy terroryzmu.

 

Nasi pierwsi przodkowie – ludzie w dzisiejszym rozumieniu tego słowa – pojawili się w Afryce Południowej około 250 tysięcy lat temu. Ponieważ był to obszar bogaty we florę i faunę początkowo nic nie skłaniało ich do migracji – te zaczęły się dopiero około 130-110 tysięcy lat temu. Być może wędrówki w nieznane wynikały w jakiejś mierze ze zmian klimatycznych, choć swoją rolę odegrać też musiała niespokojna natura ludzka. Zasadniczo człowiek wyszedł z Afryki dopiero 60 tysięcy lat temu, przy tej okazji krzyżując się nieco z lokalnymi przedstawicielami rodzaju Homo – neandertalczykami w Europie czy denisowianami w Malezji, co umożliwiło wchłonięcie korzystnych lokalnych adaptacji. Nie dość, że pochodzimy od Buszmenów, to jeszcze jesteśmy genetycznymi kundlami – to smutna wiadomość dla wszystkich Aryjczyków, teksańskich ranczerów i prawdziwych Polaków, ale rodziny się nie wybiera.

 


Zbyt poprawnym politycznie byłoby wszakże twierdzenie, że nie ma żadnych różnic antropologicznych, bo te widać nawet gołym okiem. Lecz to właśnie genetyczne zróżnicowanie gatunku umożliwia badania, które pozwalają rozjaśnić tajemniczą przeszłość homo sapiens. Weźmy choćby pigmentację skóry – jej natężenie słabnie im dalej od równoleżnika, co jest skorelowane z natężeniem promieniowania ultrafioletowego. Nadmierna ekspozycja na takie promieniowanie jest szkodliwa, lecz bez niej nie jest możliwa biosynteza witaminy D. Wraz z przybyciem do Europy presja ewolucyjna wyłączyła stopniowo znajdujące się w naszej skórze filtry tego promieniowania, co zapobiegając skutkom niedoboru witaminowego uczyniło nas białymi ludźmi.

 

Patrząc wstecz własnej historii widzimy drogę rozwoju, co sprawia, że ciężko nam dostrzec inne możliwe jej scenariusze. Jeśli nie dostrzegamy ukierunkowanego progresu, rozgrywające się w czasie zmiany nie mają dla nas żadnego znaczenia i sensu. Mianowaliśmy się misjonarzami cywilizacji, bo uważamy, że tylko życie w jej obrębie jest „ludzkie”. W imię postępu gospodarczego, technologicznego i naukowego, dotarliśmy już wszędzie z kagankiem oświaty i konsumpcji. Czy jednak nasz pęd ku nowym cywilizacyjnym zdobyczom wynika tylko z odmienności kulturowej, czy też biały człowiek jest w jakimś stopniu zaprogramowany do podbojów, eksploracji i innowacji? Teza dosyć kontrowersyjna... Szukając odpowiedzi w naszym genomie znajdujemy jednak przesłanki wskazujące na geograficzne zróżnicowanie naszych życiowych motywacji już na poziomie biologicznym.

 


Otóż dłuższy allel (wariacja) genu kontrolującego przekaźnictwo dopaminy (czyli regulatora tak zwanego układu nagrody), DRD4, wydaje się zwiększać u swoich nosicieli głód doznań, poszukiwań i zmian. Porównując genetykę populacji z trasami dawnych migracji badacze doszli do wniosku, że wydłużenie tych szlaków skutkowało też wydłużeniem alleli. Najprawdopobniej to właśnie osobnicy z długimi alllelami byli skłonniejsi do wypraw w nieznane i to oni docierali najdalej od macierzy. Obliczono, że proporcja długich alleli DRD4 zwiększa się średnio 4,35% na każdy tysiąc mil (1610 km) migracji. Osobowości bardziej „dopaminowe” (wrażliwsze na nagrody) wykazują się potrzebą większej aktywności fizycznej, intelektualnej i społecznej, więc po zadomowieniu się w nowej niszy wyznaczały sobie więcej celów i były bardziej zmotywowane. Nadmierne ilości dopaminy mogą jednak skutkować brawurą, manią, uzależnieniami, zaburzeniami koncentracji i percepcji, czy nawet schizofrenią. Cała nasza cywilizacja kręci się siłą naszego nienasycenia.