Nowy wspaniały świat właśnie przeraził się koronawirusa.
Planowaliśmy loty na Marsa i nieśmiertelność, a przestraszyliśmy się zmutowanej
grypy. Według oficjalnych – aczkolwiek niejednoznacznych danych, na świecie
infekcja zakończyła się śmiercią około 6% zakażonych. Cynicznie rzecz ujmując
nie jest to zwykle choroba śmiertelna. Najbardziej powinni się jej obawiać
najsłabsi. Sęk w tym, że rozprzestrzenia się wyjątkowo łatwo. Wirus
błyskawicznie opanował wszystkie kontynenty, pomimo zastosowania drakońskich środków
prewencyjnych. Nawet jeśli najlepszym sposobem walki z nim jest osobista
izolacja, to już przekonaliśmy się, że prowadzi nas do gospodarczej katastrofy.
Widoki na przyszłość są raczej nieciekawe – czekają nas wyrzeczenia i
ograniczenia których skali jeszcze nie znamy. W dodatku rabunkowa gospodarka
doprowadziła do zmian klimatycznych skutkujących suszą, co pogorszy sytuację
żywnościową. W naszych realiach skutkować to będzie tylko ubożeniem
społeczeństwa, a w krajach zacofanych głodem i przemocą.
Wszystko to ukazuje naszą marność w obliczu sił
wszechświata. Oczywiście człowiek w swojej historii zmierzył się już z wieloma
poważniejszymi kryzysami. Pomimo złowieszczych scenariuszy jesteśmy dzisiaj
zdrowsi, lepiej odżywieni i bogatsi niż kiedykolwiek w historii. Po prostu
kryzys skoryguje nasze rozbuchane oczekiwania. Będziemy jeździli tańszymi
samochodami, dzwonili tańszymi telefonami, mieli mniej fanaberii. Przynajmniej
przez jakiś czas bo teraz nadrzędnym celem będzie powrócenie do konsumpcyjnego
raju utraconego. Szok złagodzi nam przejadanie własnej nadprodukcji – a tak się
szczęśliwie składa, że mamy dosyć wszystkiego by przetrwać chude lata i to z
całą masą „niezbędnych” gadżetów. Choć stracimy miliardy dolarów, euro czy
złotych, zachowamy konsumpcyjno-techniczny świat jaki znamy. Przyzwyczajeni do
bezustannego wzrostu z trudem będziemy odmawiać sobie zbytków w imię przyszłego
rozwoju. O ile jednak nie spadną na nas kolejne nieprzewidywalne plagi wrócimy
na ścieżkę materialnego dobrobytu, od którego uzależniliśmy swoje życiowe
ambicje.
Niemniej propaganda sukcesu roztaczająca przed nami wizje świetlanej
przyszłości niezagrożonej niczym okazuje się życzeniowym zaklęciem. Polscy
politycy – nie tylko rządzący, ale także z nimi się licytujący – obiecywali nam
coraz więcej, zupełnie ignorując przewrotność koniunktury i historię ekonomii.
Ale przecież mówili nam tylko to co chcieliśmy usłyszeć – że już niedługo
wszyscy będziemy żyli sobie jak w amerykańskich serialach, pozbawieni
materialnych trosk oddając się tylko coraz wymyślniejszym rozrywkom. Pomimo
ekonomicznego wstrząsu jaki czeka nas wszystkich – najpoważniejszego od około
trzydziestu lat – straty psychologiczne będą tak naprawdę większe niż
materialne. Sklepy pełne piwa, czekolady i wędlin, to i tak więcej niż
moglibyśmy oczekiwać w kraju zrujnowanym komunizmem. Tyle że już nam się
przejadły. Ale znowu trzeba będzie cieszyć się z małych rzeczy, bo ciężej
będzie na nie zapracować.