Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 20 kwietnia 2020

KORONA PRACOWNIKÓW

Nowy wspaniały świat właśnie przeraził się koronawirusa. Planowaliśmy loty na Marsa i nieśmiertelność, a przestraszyliśmy się zmutowanej grypy. Według oficjalnych – aczkolwiek niejednoznacznych danych, na świecie infekcja zakończyła się śmiercią około 6% zakażonych. Cynicznie rzecz ujmując nie jest to zwykle choroba śmiertelna. Najbardziej powinni się jej obawiać najsłabsi. Sęk w tym, że rozprzestrzenia się wyjątkowo łatwo. Wirus błyskawicznie opanował wszystkie kontynenty, pomimo zastosowania drakońskich środków prewencyjnych. Nawet jeśli najlepszym sposobem walki z nim jest osobista izolacja, to już przekonaliśmy się, że prowadzi nas do gospodarczej katastrofy. Widoki na przyszłość są raczej nieciekawe – czekają nas wyrzeczenia i ograniczenia których skali jeszcze nie znamy. W dodatku rabunkowa gospodarka doprowadziła do zmian klimatycznych skutkujących suszą, co pogorszy sytuację żywnościową. W naszych realiach skutkować to będzie tylko ubożeniem społeczeństwa, a w krajach zacofanych głodem i przemocą.

Wszystko to ukazuje naszą marność w obliczu sił wszechświata. Oczywiście człowiek w swojej historii zmierzył się już z wieloma poważniejszymi kryzysami. Pomimo złowieszczych scenariuszy jesteśmy dzisiaj zdrowsi, lepiej odżywieni i bogatsi niż kiedykolwiek w historii. Po prostu kryzys skoryguje nasze rozbuchane oczekiwania. Będziemy jeździli tańszymi samochodami, dzwonili tańszymi telefonami, mieli mniej fanaberii. Przynajmniej przez jakiś czas bo teraz nadrzędnym celem będzie powrócenie do konsumpcyjnego raju utraconego. Szok złagodzi nam przejadanie własnej nadprodukcji – a tak się szczęśliwie składa, że mamy dosyć wszystkiego by przetrwać chude lata i to z całą masą „niezbędnych” gadżetów. Choć stracimy miliardy dolarów, euro czy złotych, zachowamy konsumpcyjno-techniczny świat jaki znamy. Przyzwyczajeni do bezustannego wzrostu z trudem będziemy odmawiać sobie zbytków w imię przyszłego rozwoju. O ile jednak nie spadną na nas kolejne nieprzewidywalne plagi wrócimy na ścieżkę materialnego dobrobytu, od którego uzależniliśmy swoje życiowe ambicje.
 

Niemniej propaganda sukcesu roztaczająca przed nami wizje świetlanej przyszłości niezagrożonej niczym okazuje się życzeniowym zaklęciem. Polscy politycy – nie tylko rządzący, ale także z nimi się licytujący – obiecywali nam coraz więcej, zupełnie ignorując przewrotność koniunktury i historię ekonomii. Ale przecież mówili nam tylko to co chcieliśmy usłyszeć – że już niedługo wszyscy będziemy żyli sobie jak w amerykańskich serialach, pozbawieni materialnych trosk oddając się tylko coraz wymyślniejszym rozrywkom. Pomimo ekonomicznego wstrząsu jaki czeka nas wszystkich – najpoważniejszego od około trzydziestu lat – straty psychologiczne będą tak naprawdę większe niż materialne. Sklepy pełne piwa, czekolady i wędlin, to i tak więcej niż moglibyśmy oczekiwać w kraju zrujnowanym komunizmem. Tyle że już nam się przejadły. Ale znowu trzeba będzie cieszyć się z małych rzeczy, bo ciężej będzie na nie zapracować.