Łączna liczba wyświetleń

piątek, 16 września 2022

NIEDŹWIEDŹ Z BRZYTWĄ


    Poczynania kacapów na Ukrainie wprawiły świat w konsternację. W zasadzie nikt ze zwykłych czytelników prasy i widzów kanałów informacyjnych nie spodziewał się pełnoskalowej wojny, bo ta rzekomo miała być nieracjonalna... Owszem, nieliczni analitycy wieszczyli nieuchronny konflikt, głosy te traktowano jednak jako teorie spiskowe lub czarnowidztwo. Nadchodzącą agresję zwiastować miała sytuacja geopolityczna, gospodarcza i demograficzna Rosji, lecz w Europie przeważało myślenie życzeniowe. Mieliśmy dalej rozwijać produkcję i konsumpcję przy pomocy surowców z barbarzyńskiego prywatnego kraju, wykańczającego się samemu rękami kleptokratów i oligarchów. Nawet gdyby nie naruszało to interesów wielu obrzydliwie bogatych kutasów, dla Rosji było już i tak za późno żeby się reformować. Czas węglowodorów, będących podstawowym źródłem dochodów Moskwy, nieuchronnie się kończy. Bez stworzenia dogodnej przestrzeni politycznej dla transferu kluczowych technologii i kapitału niebawem temu archaicznemu państwu groziłoby bankructwo.

W dodatku populacja Rosji kurczy się w tempie trzech tysięcy osób miesięcznie, przez co gospodarka traci pracowników, a w kraju wzrasta odsetek ludności muzułmańskiej - już nawet do 15%!!! Zatrzymanie Ukrainy w swojej strefie wpływów pozwoliłoby nie tylko wykorzystać jej siłę roboczą, ale też uratować słowiański charakter rosyjskiej kultury. Ciążenie bytów politycznych ku obszarom większego rozwoju rozwoju gospodarczego musiało pchać Ukrainę w objęcia Europy, gdyż Rosja poza czczym gadaniem o braterstwie i wychodkami na podwórkach nie ma sąsiadowi nic do zaoferowania. Dla mitycznego "ruskiego miru" tak naprawdę giną głównie żołnierze różnych autonomicznych republik wchodzących w skład Federacji Rosyjskiej, czyli Azjaci. Największą liczbę poległych w "specjalnej operacji wojskowej" odnotowano wśród mieszkańców muzułmańskiego Dagestanu czy buddyjskiej Buriacji, a sam minister obrony Sergiej Szojgu jest etnicznym Tuwijczykiem - pochodzi z azjatyckiej części Rosji graniczącej z Mongolią.  

Putin wysłał armię niewolników żeby zniewolić wolne społeczeństwo, co skutkuje mizernym morale takiej gnanej batem hordy. Rosyjski naród popiera wojnę nawet kosztem pewnych wyrzeczeń, ale tylko jako formę nacjonalistycznych igrzysk w telewizji, nikomu bowiem nie pali się żeby oberwać kulkę w łeb albo stracić członki. Wojenna śmiertelność Rosjan z takich "europejskich" miast jak Moskwa czy Petersburg jest prawie niezauważalna. Powszechna mobilizacja byłaby zapewne początkiem końca kremlowskiego reżimu, musi on więc szukać mięsa armatniego gdzie popadnie. Na front wysyłani są więc ludzie z marginesu społecznego, a nawet zwykli kryminaliści, mordercy i pedofile. Do boju wysłano nawet psychola skazanego za kanibalizm!!! Rosji - uchodzącej dotąd za militarnego kolosa - brakuje nie tylko chętnych do bohaterskiej śmierci, ale też sprzętu. Paradoksalnie kraj wydający proporcjonalnie gigantyczną część swoich dochodów na zbrojenia nie potrafi zmiażdżyć potencjalnie słabszego przeciwnika gromadzonymi od lat zapasami, żebrze więc o pomoc u takich światowych pariasów jak Iran czy Korea Północna.

Zasoby technologicznie zaawansowanej broni są w dużej mierze wyczerpane i trudne do odtworzenia, Rosja w gruncie rzeczy walczy więc starym arsenałem sowieckim. W dodatku w tej rosyjskiej broni która jest nowoczesna pełno jest zachodniej elektroniki na jaką nałożono teraz embargo, co wymusi stosowanie mniej wydajnych zamienników. Państwo będące gospodarczym karłem nawet drastycznie zwiększając wydatki na cele wojskowe będzie miało problem żeby dotrzymać kroku Zachodowi, ucieka się więc do coraz mniej zawoalowanych gróźb, byle tylko powstrzymać napływ broni dalekiego zasięgu na Ukrainę. Wie bowiem dobrze, że w takim wypadku w starciu konwencjonalnym nie miałoby żadnych szans. Czemu więc Stany Zjednoczone zwlekają ze zmiażdżeniem Rosji? Nie wiadomo czy zapędzona w kozi róg nie zaczęłaby zadawać ciosów na oślep, sięgając choćby po broń masowej zagłady... Poza tym ewentualny upadek czy rozpad Rosji będzie miał nieprzewidywalne konsekwencje geopolityczne, nie wiadomo bowiem kto wtedy przejąłby kontrolę nad rosyjskim arsenałem nuklearnym i jakie perturbacje wywołałoby to w światowym układzie sił.  

piątek, 2 września 2022

PIENIĄDZE ALBO ŚMIERĆ


 Rząd dramatycznie potrzebuje rozdawanych na prawo i lewo pieniędzy. Stworzył bowiem system w którym dobrobyt miał się opierać na transferach socjalnych, a wszelkie kryzysy leczy się objawowo plastrami finansowymi, zamiast usuwać ich przyczyny. Nasza ukochana Polska jest państwem nadopiekuńczym - światowym liderem w zestawieniu relacji wydatków socjalnych do PKB!!! Oczywiście wydatki socjalne na Zachodzie są jeszcze większe, ale mniejsze proporcjonalnie do Produktu Krajowego Brutto. Skoro chcemy gonić Zachód to powinniśmy oszczędzać i inwestować pieniądze zamiast je przejadać - tym bardziej że w ten sposób tylko uzależniamy ludzi od pomocy państwa. Ale o to przecież chodzi... Kiedy wskutek błędnej polityki pojawia się jakiś problem, premier natychmiast rzuca jakieś pieniądze i jest dobrym wujkiem.

Tyle że już to przerabialiśmy, choćby za Gierka, którego populistyczny mit jest ciągle żywy - doprowadził on do chwilowej poprawy stopy życiowej ludności, choć już pod koniec jego rządów pojawiły się towarowe niedobory i reglamentacja. A wszystko to kosztem olbrzymich długów, które spłacaliśmy przez dziesięciolecia. Podobnie jak w przypadku pisowskiej "dobrej zmiany" początek gierkowskiej dekady wiązał się z wielkim boomem gospodarczym. W latach 1971-73 średnie tempo wzrostu PKB przekraczało 7%, a produkcji przemysłowej 10%. Podobnie też rosły wynagrodzenia, co oczywiście przekładało się na popularność pierwszego sekretarza. Rosnąca konsumpcja i błędne inwestycje doprowadziły do zapaści gospodarczej. Rolowanie długów przez spłacanie ich kolejnymi kredytami tylko pogłębiało nasze zadłużenie. 


Obecnie historia zdaje się powtarzać. Oficjalnie jesteśmy w całkiem zbilansowanej kondycji finansowej - Morawiecki chwali się, że dług publiczny Polski wynosi nieco ponad 50% PKB, czyli tyle co w Holandii. Oczywiście nie można mu wierzyć. Kolejne dziesiątki miliardów złotych zadłużenia publicznego nie są po prostu ujmowane w budżecie państwa, tylko ukrywane w specjalnych funduszach pozostających poza demokratyczną kontrolą parlamentu. Dzięki kreatywnej księgowości 75% deficytu udało się zakamuflować w innych niż budżet podmiotach sektora centralnego finansów publicznych, co czyni z szumnie nazywanej budżetem ustawy kadłubową fikcję. Zdaniem ekspertów do końca roku ten nieoficjalny dług może wzrosnąć aż do 350 mld złotych, a w dodatku oficjalny deficyt sektora finansów publicznych wzrośnie w tym czasie z 49 do 128 mld złotych !!!  Oficjalny budżet obejmuje tylko 25% realnych operacji finansowych i służy tylko propagandowej manipulacji.

W tej sytuacji samobójstwem wydaje się rezygnowanie z Krajowego Planu Odbudowy, czyli unijnego finansowego mechanizmu mającego łagodzić gospodarcze skutki pandemii covid-19. Moglibyśmy dzięki niemu zasilić gospodarkę 160 mld złotych, ale trzeba by odwołać ze stanowisk kilku sprzedajnych dupków, a to w pisowskiej retoryce oznaczałoby utratę suwerenności. Będziemy więc umierać za Izbę Dyscyplinarną , bo przecież to suwerenny prywatny folwark, a nie żadne niemiecko-brukselskie kondominium. Racjonalny pragmatyzm kazałby nam zabiegać usilnie o tak ogromne pieniądze, ale miejsce chłodnej kalkulacji już dawno zajęła emocjonalna ideologia. W odruchu desperacji postanowiliśmy więc domagać się od Szwabów sześciobilionowych reparacji wojennych, choć to otwieranie politycznej puszki Pandory. Brak realizmu jest jednak znakiem firmowym socjalprawicy. Niedługo zapłacimy za sny o potędze.