Kiedy byłem grabarzem śmierć przestała mnie ruszać. Tak jak
przyzwyczajasz się w razie konieczności do nowych niedogodności, a nawet
ludzkiej niegodziwości, tak przyzwyczajasz się do śmierci. Zabawne jest to, że
szybko przestajesz dźwigać ten ciężar – coś co kiedyś Cię przerażało staje się
dla Ciebie czymś tak zwykłym że aż nudnym. Nie wiem czy podobnie czuli się
żołnierze lub więźniowie obozów koncentracyjnych, ale myślę że śmierć w jakimś
momencie stawała się dla nich czymś jeszcze bardziej banalnym. Podobno nawet w
Auschwitz na porządku dziennym były dowcipy o gazie czy krematoriach – był to
jeden ze sposobów na oswojenie grozy. Choć ludzie lękali się o siebie, widok
śmierci, tortur, głodu spowszedniał im do tego stopnia, że umieli w jego
obliczu funkcjonować. Przetrwać mogli tylko Ci, którzy byli w stanie
zaadaptować się do koszmaru – walczyć o dodatkową porcję jedzenia, unikać
konfrontacji z niebezpiecznymi typami, schować się za czyimiś plecami kiedy
trzeba. Przejmowanie się śmiercią nie służyło zbytnio temu celowi.
Podobnie dzisiaj – kiedy lądujesz w puszce musisz zmienić
swoje zasady (jeśli je miałeś). Musisz gnoić słabszych, żeby samemu nie zostać
zgnojonym – okazywanie słabości, współczucia, wątpliwości moralnych to
zaproszenie dla agresora. Uzasadnienie wszelkich nieprawości jakich się
dopuścisz jest proste – ktoś kto pozwala się wykorzystywać jest frajerem, więc
sam sobie na to zasłużył. Jeśli uda Ci się kogoś okraść, oszukać, wydymać to
znaczy że frajer i basta. A zatem należało mu się. To taka odmiana darwinizmu
społecznego.
Żołnierz żeby posłać komuś kulkę w łeb, nie może myśleć że
po drugiej stronie okopu jest człowiek. Myśli więc, że to jakaś parszywa gnida.
Nie zawsze taki tok rozumowania musi być zły – lekarz nie może myśleć, że na
stole operacyjnym leży człowiek, bo zabieg przeprowadzony musi być z zimną
precyzją. Bez wątpienia jednak dochodzi tu do znieczulicy i dehumanizacji. W
dzisiejszych czasach nabiera ona coraz to nowych wymiarów. Pracodawca musi
racjonalizować wydatki, więc nie może przejmować się losem zwalnianych
pracowników. Przedstawiciel handlowy uśmiecha się do wszystkich, ale prawie
nikt nie uważa tego za przejaw sympatii. Codziennie jesteśmy zasypywani
stertami ofert, e-mailami zaadresowanymi imiennie do nas, ale generowanymi przez
maszynę. Kandydaci na prezydenta piszą do nas listy.
Jesteśmy potencjalnymi klientami, wyborcami, ciemnymi
masami. Mało kto zdaje sobie sprawę z naszego istnienia, lecz na pewno wielu
potrafi zlokalizować naszą skrzynkę pocztową. My już nie reagujemy na ten
marketingowy szał – wyrzucamy te papiery bez zastanowienia. Tak już jesteśmy
przesyceni tym wszystkim, że my już też po drugiej stronie nie widzimy ludzi,
tylko natrętne muchy. Osaczeni w końcu i tak kupujemy jakieś nowe gówno, żeby
cieszyć się nim przez pięć minut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz