Łączna liczba wyświetleń

sobota, 23 marca 2024

FATAMORGANA


 Wszyscy składamy się z cząstek, którymi zachowaniami  rządzą obliczalne równania. Obliczeniowa teoria świadomości wynikać ma z samej uniwersalności procesów obliczeniowych w przyrodzie. Są tacy którzy wierzą, że gdyby odwzorować matematycznie procesy zachodzące w ludzkim mózgu, można by zamknąć świadomość w maszynie. Lecz być może konieczny jest tu jednak komponent biologiczny. Świadomość jaką znamy wiąże się przecież z aktywnością mózgu.

To nie tylko swoista neuroelektronika. Ważna jest tu także chemia - znaczą rolę w aktywności neuronów odgrywa neuroprzekaźnictwo, zmieniające choćby wzorce synchronizacji elektrycznej czy wzmacniające lub hamujące komunikację. A różnych związków chemicznych regulujących pracę mózgu jest multum. Teoretycznie można by to wszystko obliczyć, tyle że ludzki mózg jest najbardziej skomplikowaną strukturą we Wszechświecie. A więc powodzenia.

Pytanie tylko, czy znaczy to, że nasze zachowanie jest zdeterminowane stanem układu i pakietem informacji wejściowych. Bo jeśli tak to spoko, tylko że nie mamy żadnej wolnej woli. Po prostu nasz mózg podejmuje decyzję na podstawie otrzymywanych z ciała i środowiska sygnałów realizując genetyczne instrukcje, a my jedynie to "czujemy". I właśnie z powodu tej subiektywnej percepcji tak trudno nam zaakceptować iluzoryczność własnego JA. No bo przecież myślimy więc jesteśmy.

Skoro wolna wola nie istnieje skąd to graniczące z pewnością odczucie, że to właśnie my podejmujemy decyzje? Otóż nie znamy wyniku naszych przemyśleń zanim nie dobiegną one do końca. Mózg zestawia ze sobą różne dane i tworzy symulacje potencjalnych rozwiązań zanim biologiczny algorytm wskaże wynik. Cały ten proces służy ochronie wyimaginowanej jaźni czyli organizmu, a w zasadzie genetycznej linii życia. Jakbyśmy nie byli racjonalni, ciągle mamy wrażenie, że siedzi w nas jakiś esencjonalny twór zawiadujący tym wszystkim.


W systemach religijnych odwieczna była idea duszy i także dzisiaj niektórzy wierzą, że na materię naszych ciał wpływać musi jakiś komponent niefizyczny. Tyle że nie sposób udowodnić jego istnienia, a zatem nie wiadomo w jaki sposób miałby on oddziaływać. Oczywiście udowodnić nie można też tezy przeciwnej, lecz nie świadczy to o jego istnieniu. Rzekomy duch mógłby niby sobie istnieć, tyle że nie wiadomo w jakiej roli. A to jak fizyczne stany mózgu są skorelowane z psychologią i homeostazą jest dzisiaj faktem z którym się nie dyskutuje.

Występujący w mechanice kwantowej proces redukcji funkcji falowej wskazywać by mógł, że w systemie generowania świadomości występuje jakaś nieobliczalna luka, tyle że jest to jedynie temat spekulacji fizyków z dużą rezerwą traktowany przez neurobiologów. Z wielkim entuzjazmem hipotezy o kwantowych podstawach świadomości podchwytywane są natomiast przez znawców prawd objawionych, którzy mieszają pojęcia naukowe ze swoimi "mądrościami". Póki co pomysły takie nie znalazły żadnej weryfikacji.

Pomimo subiektywnych złudzeń najprawdopodobniej to nieuchronność procesów i zdarzeń prowadzi nas ku zakodowanemu w dynamicznej strukturze przeznaczeniu. Gdybyśmy ciągle myśleli w ten sposób pewnie byśmy oszaleli i dlatego tak nie myślimy - myślenie, że to nie my podejmujemy decyzje uniemożliwiałoby ich podejmowanie. Na najniższym poziomie kwantowa probabilistyka musi być określana przez jakiś wzorzec czyli być zdeterminowana jako mechanizm. COŚ musi być CZYMŚ, czyli musi być tożsame w swej istocie, w przeciwnym razie prawda zmieni się w metafizykę.

Nie sądzę żeby wszystko było wyjaśnialne, lecz wynika to tylko z naszych ograniczeń umysłowych. Zawsze istnieje przyczyna i skutek. Najwięcej nieporozumień bierze się ze stosowania kwiecistych metafor, dzięki którym widzimy we wielkich zbiorach danych wszystko co tylko chcemy zobaczyć - Boga, Wszechświaty alternatywne czy inne niezweryfikowane byty. Jak naprawdę powstaje świadomość do końca nie wiemy - koreluje się jednak z pracą mózgu. Przekazując sygnały elektryczne innym komórkom neurony generują też pole elektromagnetyczne i to może być jakiś następny trop...


W naturze istnieje coś co prowadzi do tworzenia się systemów chaotycznych, a rzeczywistość wynikająca ze skutków i przyczyn uzależniona jest od niedostrzegalnych przez nas zmian na najniższym (czyli kwantowym) poziomie. Mózg - i tak unikalny genetycznie - jest w zależności od kultury i osobistych doświadczeń różnie skonfigurowany, a własne decyzje wynikają przecież z tej konfiguracji. Umysł jest ucieleśniony więc szereg naszych decyzji zależy od tak zwanego afektu rdzennego czyli potrzeb organizmu, choć niekiedy zapętlają się one w  stymulowaniu destrukcyjnych przyjemności.

Mózg bez przerwy prognozuje konsekwencje swoich decyzji i uczy się w celu ich optymalizacji dzięki ostrożnie kontrolowanym halucynacjom - zdekodowane sygnały jawią mu się jako prawdy obiektywne choć są tylko "mapami" rzeczywistości. W nie do końca wyjaśniony sposób wytwarzają własne qualia czyli nasze świadome doznania, tyle że są one definiowane przez strukturę danych. Możemy widzieć w tym jakąś "magię" tyle że nie jest to pogląd naukowy. Kształtujące nas wzorce i oddziaływania przewidywać możemy jednak tylko częściowo, a wynikającą z tego losowość naszych decyzji nazywamy wolną wolą.

sobota, 9 marca 2024

ALFA I OMEGA

    
    Człowiek od zawsze zastanawiał się jak to wszystko się zaczęło i jak się skończy. Odpowiedzi podsuwały mu różne mity kosmogeniczne, ale w świetle wiedzy naukowej pradawne opowieści wydawały się coraz bardziej symboliczne czy wręcz infantylne. W końcu homo sapiens uwierzył, że wszystko można zbadać empirycznie, pomierzyć i obliczyć. Dziś powszechnie przyjmuje się, że kosmos powstał na skutek Wielkiego Wybuchu. Można by zapytać co było wcześniej, lecz nie wiadomo nawet czym Wszechświat jest.

A jaki będzie ostateczny krach tego galaktycznego oceanu to zależy w jaki matematyczny mit uwierzymy. W zależności od przyjętych warunków początkowych i matematycznych założeń ewolucja układu będzie przebiegać zupełnie różnie - jedni wierzą, że otchłań będzie się bez końca rozszerzać, a inni że zacznie się kurczyć. I ponoć to wszystko wynika z twardych obliczeń. Niektórzy rzekomo potrafią nawet obliczyć konieczność istnienia alternatywnych wszechświatów, rozwidlających się ścieżek czasoprzestrzennych, a nawet kwantowych źródeł świadomości.

Choć tego typu rewelacje są na dzień dzisiejszy czystą spekulacją, najbardziej ekstrawaganckie akademickie teorie nieodmiennie  przyciągają uwagę mediów. A upowszechnienie tych dyskusyjnych teorii to pożywka dla różnej maści hochsztaplerki i szarlatanerii mieszającej naukową terminologię z magią i parapsychologią. Energia, wibracje, częstotliwość, rezonans i tym podobne bełkotliwe argumenty zapewniają zbyt różnego rodzaju bubli, amuletów, podejrzanych medykamentów, pseudoterapii i kursów samorozwoju dla tych którzy mają za dużo pieniędzy.

Tyle że to jak kosmiczna epopeja się zakończy z perspektywy ludzkości i innych żyjątek nie będzie już miało żadnego znaczenia. Nikt już nie będzie tego obserwować. Zanim dojdzie do hipotetycznej anihilacji znanej nam przyrody życie już dawno będzie niemożliwe. Gdy zgasną wszystkie gwiazdy i wyparują wszystkie czarne dziury znany nam Wszechświat będzie zawierał tylko bardzo rozproszone promieniowanie i cząstki - stanie się kosmiczną pustynią. Oznacza to wymarcie wszelkich form życia, gdyż organizmy - nawet jacyś kosmici - potrzebują tak zwanej energii swobodnej wytwarzanej z paliwa jądrowego gwiazd.

Funkcjonowanie organizmów żywych wymaga eksportowania rosnącej w czasie (zgodnie z drugą zasadą termodynamiki) entropii na zewnątrz układu, w celu utrzymania uporządkowanej struktury. Bo tym właśnie jesteśmy - strukturą. Istotą naszego bytu - tak zaciekle schowanego za chroniącą go jaźnią - jest emergencja odpowiednio skonfigurowanych cząstek. Przez całe życie wymieniamy swój budulec, więc ostatecznie jesteśmy zbudowani z zupełnie innych komórek i atomów, a mimo tego pozostajemy sobą. Starożytni Grecy nazywali to paradoksem statku Tezeusza - jeśli będziesz wymieniał w okręcie zbutwiałe deski to w końcu nie pozostanie w nim ani jedna oryginalna część.

Co zatem sprawia, że nawet po wymianie desek okręt pozostaje dalej tym samym okrętem? Struktura! No i tak samo jest z nami. Czemu więc ciągle odnawiany materiał biologiczny nosi ślady rzekomego zużycia? No cóż, starzenie się organizmu nie wynika ze zużycia jego komponentów tylko z akumulacji błędów w jego strukturze. Innymi słowy w uporządkowanej strukturze robi się coraz większy bałagan nazywany przez fizyków entropią. Właśnie po to, żeby ten bałagan nie narastał żywy organizm musi wymieniać energię i masę z otoczeniem. Bo tak się niestety składa, że wszystko w przyrodzie zmierza do nieuporządkowania.

Życie jest procesem redukcji entropii, lecz prawa fizyki są nieubłagane. Nie da się ciągnąć życia w nieskończoność - w końcu błędy komórkowe uniemożliwiają koordynację systemu i struktura ulega organicznemu rozkładowi. Rozwiązaniem - jeśli struktura miała trwać w jakiejś podobnej formie - było stworzenie genetycznej kopii czyli rozmnażanie. Stąd też nasza seksualność i wszystkie związane z nią perypetie... Tyle że wyczerpaniu ulegną wszystkie źródła energii - nie tylko węgiel, ropa naftowa i uran, ale też gwiazdy i grawitacja.

Totalna zagłada wszelkich biologicznych struktur wynika z samego kierunku czasu wskazywanego przez termodynamiczną strzałkę - czyli jest nieuchronna. I dopiero w takim martwym Wszechświecie fizyka zajmie się ostatecznym zmieleniem rzeczywistości z której wytworzy po prostu nową rzeczywistość o nieprzewidywalnych cechach. Wszystko zaczęło się od osobliwości i na niej się skończy - wszystko co znamy, bo z jakichś powodów istnieje raczej coś niż nic - jakiś odwieczny wzór którego nie potrafimy obliczyć, bo każdy formalny model w końcu się zapętla we własnych założeniach, urojeniach i wizjach.

piątek, 1 marca 2024

WIECZNE TYKANIE


Ojciec mechaniki klasycznej Isaak Newton wierzył w czas absolutny, niepodatny na żadne wpływy i jednakowy we wszystkich układach - czym miał w zasadzie być dokładnie nie wiadomo, ale to w ramach czasu maszyneria Wszechświata mogła istnieć i doświadczać przemian. Cokolwiek się działo zachodziło w określonym miejscu przestrzeni i w określonym przedziale czasu. Ponieważ pasuje to do naszych potocznych intuicji, sądzimy że czas po prostu "płynie".

Nieco inaczej sprawę widział jednak inny wielki umysł tej epoki, filozof i matematyk Gottfried Leibniz - koncentrując się na korelacji między różnymi procesami fizycznymi, uważał czas za swego rodzaju iluzję, która pomaga w doświadczaniu świata. Gdyby nie było jakichkolwiek zdarzeń nie byłoby też upływu czasu, ponieważ jest on wtórny wobec procesów, tak jak przestrzeń określająca względne relacje między obiektami. Tyle że z przyczyn praktycznych czas należało odmierzać, a filozoficzne spekulacje pozostawić intelektualistom.

Wygodną koncepcją pojęć absolutnych nie można było jednak wyjaśnić wszystkiego czego wciąż się dowiadywaliśmy. Mechanika Newtona była sprzeczna choćby z elektrodynamiką Maxwella i Lorentza więc na siłę szukaliśmy absolutnego układu odniesienia - tak powstała nowożytna koncepcja eteru czyli niezidentyfikowanej substancji wypełniającej całą "pustą" przestrzeń, w której rozchodzić się miały fale elektromagnetyczne. Eteru nie udawało się wykryć, ale istniał on jako konstrukt teoretyczny zapewniający fizykom spokój ducha.


W końcu pewien lekceważący autorytety (i dlatego nie mogący znaleźć pracy) teoretyk Albert Einstein zaczął otwarcie mówić, że żadnego eteru, absolutnej przestrzeni i czasu nie ma. Już jako specjalista techniczny w szwajcarskim urzędzie patentowym napisał swoją przełomową pracę w której odrzucił mechanikę klasyczną - zjawiska zachodzące równocześnie w jednym układzie nie muszą być równoczesne w innym. Wartość równolegle mierzonego czasu jest względna w różnych układach, co nazywamy dylatacją czasu. Wynika ona z prędkości lub grawitacji.

Spowolnieniu - względem naszego układu - ulegają wszystkie procesy fizyczne układu będącego w ruchu, lecz jest to efekt symetryczny. Z punktu widzenia tego drugiego układu to u nas czas biegnie wolniej, gdyż ciało może być zarówno w ruchu jak i w spoczynku względem wybranego układu odniesienia. Nie istnieje absolutny ruch ani spoczynek. Poza tym na upływ czasu wpływa grawitacja - elastyczna przestrzeń ugina się pod wpływem masy, dlatego masywne obiekty ciągną nas ku sobie i spowalniają wokół siebie czas - tym razem bez symetrii, bo z tej perspektywy wszystko co dzieje się w dużych odległościach zachodzi szybciej.

Wpływ tych efektów w naszej skali jest na tyle znikomy, że praktycznie go nie zauważamy. Prawdziwe podróże w przyszłość możliwe byłyby dopiero przy wielkich prędkościach  zbliżonych do prędkości światła, więc nawet pędząc przez życie nie zostawimy swej przeszłości zbytnio w tyle... Poza tym wszyscy stąpamy po powierzchni Ziemi podlegając podobnym oddziaływaniom grawitacyjnym, więc subiektywnie posługujemy się optyką newtonowską... W naszej ziemskiej skali czas pozostaje czymś absolutnym bo dylatacja jest znikoma.

Efekty relatywistyczne stają się problemem dopiero gdy zależy nam na bardzo dokładnych pomiarach czasu, jak ma to miejsce na przykład w systemach GPS. Systemy takie potrafią osiągać dokładność rzędu kilku metrów dzięki wprowadzaniu korekt wynikających z ogólnej teorii względności. Co prawda pierwotnie stosowano w tym celu metody statystyczne (filtr Kalmana) nie mające z samą teorią nic wspólnego, lecz to już kwestia techniczna...

Ciekawym rozwinięciem teorii Einsteina jest obecnie hipoteza Wszechświata blokowego, w myśl której względność czasu nie pozwala wyznaczyć absolutnego "teraz", a cały zbiór zdarzeń - przeszłych i przyszłych - istnieje obiektywnie przez wieczność. Być może więc cała chronologia jest jedynie subiektywnym złudzeniem. Jak pisał Kurt Vonnegut - człowiek który wypadł z czasu - "cokolwiek było - będzie już zawsze, a cokolwiek będzie od zawsze było".