Łączna liczba wyświetleń

sobota, 25 czerwca 2022

PARADOKS STRESU


 Historia człowieka to historia jego cywilizacji - tak przynajmniej to widzimy. To co było wcześniej bardziej niż ludzkie wydaje się nam zwierzęce. A już z pewnością dzikie i prymitywne. Sęk w tym, że człowiek prehistoryczny - o ile mówimy o tym identycznym nam w sensie anatomicznym - był potencjalnie taką samą istotą jak my. Różnica między nami a przysłowiowymi jaskiniowcami wynikała z wpływu środowiska na to kim jesteśmy. Jeśli więc jesteśmy mądrzejsi od dzikusów to tylko dlatego, że dane nam było doświadczać innego rodzaju stymulacji,  zwłaszcza w tak zwanych okresach krytycznych, kiedy to byliśmy najbardziej plastyczni czyli podatni na wpływy. Ale na najbardziej emocjonalnym poziomie odczuwamy świat w podobny sposób co nasi pierwsi gatunkowi przodkowie. Kierują nami te same namiętności, skłaniające do poszukiwania miłości i bezpieczeństwa, a także walki o zasoby i pozycję społeczną.

Te ostatnie aspekty łączą się z rywalizacją czyli w pewnym sensie z agresją, lecz budowanie cywilizacji wymagało jej poskromienia - oczywiście mówiąc metaforycznie, bo cywilizacja nie była celem tylko skutkiem ubocznym znakomitej współpracy jaką zawiązywaliśmy początkowo dla wspólnych przedsięwzięć łowieckich i ochrony przed drapieżnikami (a potem też wrogimi plemionami). Tak specyficznie ludzkie emocje jak poczucie winy czy wstydu, a także lęku przed stresorami społecznymi, są po prostu ewolucyjną odpowiedzią na wyjątkowe połączenie współpracy i agresji, które umożliwiło nam tworzenie nadzwyczaj złożonych wspólnot i globalną dominację. Nadmierna skłonność do przemocy czyniłaby wielkoskalową współpracę niemożliwą - funkcjonowanie w złożonym środowisku społecznym wymagało więc dodatkowych emocjonalnych zabezpieczeń przed agresją i łamaniem norm. Niestety poczucie winy i wstyd oraz lęk stają się w dzisiejszym pełnym zależności świecie czymś chronicznym, wynikającym z rosnących wymagań społecznych którym wciąż usiłujemy sprostać.



Stres fizjologiczny ukształtował się początkowo jako neuronalny i hormonalny mechanizm mobilizujący organizm do wzmożonego działania w obliczu zagrożenia (walki lub ucieczki). Sęk w tym, że zagrożenia w czasach prehistorycznych miały charakter wręcz egzystencjalny. Bez stresu nie byłoby życia. W obliczu zmagań z bezwzględnymi siłami przyrody i widmem głodu funkcjonowanie w obrębie grupy miało szczególne znaczenie, więc stres społeczny zabezpieczający nas przed wykluczeniem był czymś jak najbardziej adaptacyjnym. W dzisiejszym zmienionym przez nasz gatunek środowisku emocjonalne reagowanie na sytuacje społeczne bywa jednak często zbyt radykalne. Trudna rozmowa z szefem czy towarzyska gafa mogą co prawda mieć chwilowe konsekwencje, ale wdrukowane w nas biologiczne mechanizmy mogą nie odróżniać ich od śmiertelnego zagrożenia i nadmiernie nas pobudzać. Ponieważ cywilizacja zmienia nasze środowisko szybciej niż jesteśmy się w stanie do niego dostosować - nie tylko w sensie ewolucyjnym, lecz też społecznym - jesteśmy ciągle narażeni na stres, a niekiedy ciągle zestresowani. Taka ciągła mobilizacja organizmu zaburza natomiast równowagę energetyczną. 

Każdy organizm aby trwać jako zorganizowany system, a nie chaotyczna mieszanina białek, musi podtrzymywać swoją organizację w procesie homeostazy - chodzi tu o samoregulację procesów biologicznych wobec zmiennych warunków zewnętrznych. Istotnym aspektem homeostazy jest podtrzymywanie funkcjonowania organizmu przy wydatkowaniu możliwie najmniejszej ilości energii. Stąd bierze się choćby lenistwo. Oczywiście śmiertelne zagrożenie dla organizmu wymaga zapobiegania potencjalnym szkodom, więc stres służy właśnie podtrzymywaniu homeostazy. Uwolnienie hormonów stresu jest w tym kontekście inwestycją naszego mózgu w przetrwanie. Gdyby nasz mózg był racjonalny (a jest nim w mniejszym stopniu niż zwykliśmy przypuszczać), inwestowałby zasoby ciała stosownie do danej sytuacji. Głęboko zakorzeniony w naszej ewolucyjnej historii "instynkt stresu", przy współczesnych warunkach (ustawicznym pośpiechu, presji osiągnięć i wykonywaniu zadań wymagających sporych kompetencji, a także konieczności utrzymywania złożonych relacji) zbyt często jednak "bije na alarm". To czy się stresujemy czy nie, nie wynika ze świadomych decyzji, tylko pracy hormonów w naszym wnętrzu.


Ponieważ organizmy dążą do homeostazy lubią działać w niezmiennych warunkach. Oczywiście poszukujemy różnego rodzaju stymulacji, lecz nie przepadamy za zbyt gwałtownymi i radykalnymi zmianami. Chociaż stres służy ochronie homeostazy, paradoksalnie wytrąca organizm z rutynowego, wolnego od stresu stanu równowagi. Dlatego jakby na to nie patrzeć, choć może być korzystny, w nadmiarze stres jest szkodliwy. Postrzegając historię ludzkości jako pasmo cywilizacyjnych dokonań, nie dostrzegamy że coraz wyższe wymagania cywilizacyjne od tysięcy lat dostarczają nam coraz nowych stresorów. Odkąd tylko ludzie zaczęli posiadać cokolwiek wartościowego zaczęli też porównywać z innymi własny stan posiadania, a u progu rozwoju technologicznego już pierwsi wytwórcy kamiennych narzędzi porównywali rezultaty swojej pracy z dokonaniami innych. W bezpieczniejszym i sytym świecie nie czujemy się więc bezpieczniejsi i syci. 

sobota, 4 czerwca 2022

KAPRYSY HISTORII


Efekt Krugera-Dunninga wskazuje, że im wiemy mniej tym bardziej jesteśmy pewni siebie - nie znając własnych deficytów nie wiemy, że nic nie wiemy. Przeciwieństwem tego zjawiska jest syndrom uzurpatora, kiedy jednostki świadome własnych ograniczeń czują się w swoich rolach "oszustami", a nie specjalistami. Eksperci mają tendencję do zaniżania swoich kompetencji, a ignoranci do ich przeceniania.

Na jakimś poziomie zadufany w sobie głupiec może więc wyprzedzić pełnego wątpliwości mędrca, bo szybciej podejmuje decyzje i ma bardziej wodzowską minę. Zresztą często - pomimo wszystkich niuansów - nawet przypadkowe działanie okazuje się lepsze od braku działania. Kiedy jednak czujemy, że nasza wiedza jest niepełna pojawia się ciekawość - tylko poczucie niedoskonałości pobudza do rozwoju. Dlatego iluzja wiedzy jest bardziej niebezpieczna od jawnej luki informacyjnej.

Wszyscy dążymy do pozyskiwania informacji, koniecznych do podejmowania decyzji. Ale często podejmujemy decyzje w oparciu o wątpliwą "wiedzę". Podobno wszyscy Polacy znają się na piłce nożnej i polityce. No i na leczeniu - zwłaszcza w czasach covid-19. Wszyscy też są świetnymi kierowcami, kochankami i ekonomistami, a zwłaszcza mistrzami w zwalczaniu inflacji. Ostatnio zaś pochłaniają nas sprawy Ukrainy, lecz szczerze mówiąc już powoli zaczynają nas nudzić, bo obrazki ruin i masowych grobów zdają się tak podobne do siebie, że przestają się od siebie odróżniać.


Niemniej wzrosty cen energii i żywności ciągle przypominają nam o tym, iż zaczyna się nowa zimna wojna Zachodu ze Wschodem, a nasze wypchane kartami płatniczymi portfele będą jej ofiarami. Jednocześnie sytuacja w "zjednoczonej" Europie się komplikuje, ujawniając narodowe i gospodarcze egoizmy, bo nie wszyscy są gotowi mniej konsumować, nawet w obliczu medialnego ludobójstwa. 

Ludzie wydają się zaskoczeni przebiegiem wypadków bo uwierzyli w kłamstwa o silnej gospodarce i walucie, a także wiecznej stabilizacji geopolitycznej naszego wielce ucywilizowanego kontynentu. Niemcy miały dotować nas tak długo aż ich prześcigniemy, socjalne rozdawnictwo miało stymulować popyt wewnętrzny, lockdown miał się się rozejść po kościach dzięki kredytom i kreatywnej księgowości, a zacofana i zazdrosna Rosja miała tylko prężyć muskuły i siać ferment w internecie, pozostając niesfornym zakładnikiem własnych stosunków handlowych. Prawda okazała się zgoła inna, a pesymizm bardziej realistyczny.

Owoce niedawnej "prosperity" zostały przechulane, a rząd rozdaje teraz pożyczone pieniądze i targuje się z europejskimi instytucjami. Zbyt ekspansywna polityka fiskalna przegrzała gospodarkę, a na rynku znalazło się za wiele pieniądza, przez co stajemy się coraz biedniejsi. Intuicyjnie więc domagamy się podwyżek płac, socjalnych dodatków i cenowych interwencji, choć to tylko dolewanie oliwy do ognia. Nikt jednak nie weźmie na siebie społecznego ciężaru bycia drugim Balcerowiczem, dopóki radykalne rozwiązania nie staną się koniecznością. W mediach rozgorzała populistyczna licytacja, a naród domaga się reklamowanych produktów. 


Rosja kieruje się własną imperialistyczną logiką i nie zważając na powiązania gospodarcze z Europą terroryzuje jej peryferia hordami azjatyckich dzieciojebców. Bardzo chcielibyśmy wierzyć, że robi to na własną zgubę, ale nasz ukraiński sąsiad ponosi o wiele dotkliwsze straty ludzkie i gospodarcze, zamieniając się de facto w państwo upadłe, funkcjonujące dzięki zachodniej pomocy, co w przyszłości wróży mu niestabilność polityczną. Europejskim "pragmatykom" z Niemiec, Francji czy Włoch zależy co prawda na powstrzymaniu rosyjskiego rewizjonizmu, lecz tylko w imię obrony dotychczasowego porządku i licząc na normalizację stosunków w kwestiach energetycznych. Węgrzy otwarcie przyznają, że obchodzą ich tylko własne interesy. 

Nad Afryką wisi widmo głodu, a związane z tym niepokoje społeczne mogą mieć reperkusje też na południu Europy. Stany Zjednoczone wspierają Ukrainę tylko na tyle, żeby sprawiała problem Rosji... Nikt tak naprawdę nie wie, co za potwór mógłby zastąpić obecnego - lecz już nam znanego. Przypomnijcie sobie do czego doprowadził upadek caratu czy jak powstało Państwo Islamskie. Chiny osaczają Tajwan patrolami z wody i powietrza, a Turcja wkracza na terytorium Syrii.