Ponad dziewiętnaście milionów Polaków nie przeczytało w
ciągu roku ani jednej książki. Nie przeczytało bo nie było to im do niczego
potrzebne. Ponad sześć milionów nie miało nawet kontaktu z gazetą i ma się
dobrze. Wydawać by się mogło, że w takiej sytuacji w narodzie zanika wspólnota
kulturowa. Ale regularnie czytuje cokolwiek tylko co szósty Polak, a to i tak
raczej w stopniu umiarkowanym. Tak więc kulturze narodowej bliżej na stadion
piłkarski niż do księgarni. Jeśli natomiast część narodu żyje w innej rzeczywistości
to jej problem. Pogrążanie się w świecie niezrozumiałej dla ogółu abstrakcji
oznacza często alienację, a wyobcowanemu człowiekowi łatwo przypiąć łatkę
dziwaka. Kogoś kto mówi niezrozumiałe dla nas rzeczy łatwo wręcz uznać za
głupca, zwłaszcza jeśli nie idzie to w parze z osiąganymi przez niego
wymiernymi sukcesami. To jeden z paradoksów, że nawet jeśli nie odnosimy tych
sukcesów, musimy je chociaż pozorować – a ktoś kto się tylko „wymądrza”, jest
mało przekonujący. Poza tym sięganie po książkę, w przeciwieństwie do pakowania
na siłowni uchodzi za zajęcie pedalskie, czyli zniewieściałe. Zawsze staramy
się raczej naśladować większość, niż którąś z mniejszości.
Jak to zwykle bywa mniejszość broni poczucia własnej
wartości. A zatem czytelnicy postrzegają się jako towarzystwo elitarne – to
wyjaśnia im dlaczego są inni. Silą się na intelektualny snobizm, który nie dość
że nikomu nie imponuje, to jeszcze postrzegany jest jako pretensjonalna
bufonada. Druga sprawa jest taka że im większa wiedza, tym więcej wątpliwości,
a człowiek szuka raczej pewności, a w zasadzie potwierdzenia własnych poglądów.
Z tego też powodu postawy ludzkie bardzo powoli (jeśli w ogóle) ewoluują. Na
przykład pomiędzy prawicowymi, a lewicowymi tytułami prasowymi jest taki rozdźwięk
jak gdybyśmy żyli w zupełnie innych światach. Wyłania się z tego raczej
tendencyjny przekaz – rzekoma „elita”, czy jak kto woli „inteligencja”,
aspiruje do tego żeby uświadamiać lud, a sama jest jeszcze bardziej podzielona
od niego. Nic dziwnego, że zwykły obywatel widząc w telewizji posiedzenie
„ekspertów” nie jest w stanie zrozumieć o co w tym chodzi. Natomiast
„inteligenci” z niższych poziomów, podtrzymują w napięciu całą ową burzę
mózgów, żywiąc się medialną papką serwowaną przez dyżurne autorytety.
Z tego powodu, że nie piszę dla żadnej gazety, moje słowa
nie będą miały żadnego znaczenia. Ale i tak swoje powiem. Protestuję przeciwko
szerzeniu bredni w przestrzeni publicznej – przeciwko wróżbitom w telewizji,
kapłanom-seksuologom, psychoanalitykom i homeopatom. Skoro więcej pisze się
dzisiaj o technikach sprzedaży niż etyce w biznesie, nie oczekujcie że rozwijać
się będą inne formy jajogłowych niż te niesławne już „wykształciuchy”. Nikt się
nie pyta się po co, tylko jak – przydatne są zatem poradniki. Bo cele są już
wyznaczone i nic tu nie zmienią sążniste eleboraty. Śpiewała o tym już Maryla
Rodowicz – liczy się tylko kasa i seks. Reszta to tylko hobby.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz