Łączna liczba wyświetleń

środa, 13 maja 2015

KULTURA JAKO ŹRÓDŁO CIERPIEŃ

Ponad dziewiętnaście milionów Polaków nie przeczytało w ciągu roku ani jednej książki. Nie przeczytało bo nie było to im do niczego potrzebne. Ponad sześć milionów nie miało nawet kontaktu z gazetą i ma się dobrze. Wydawać by się mogło, że w takiej sytuacji w narodzie zanika wspólnota kulturowa. Ale regularnie czytuje cokolwiek tylko co szósty Polak, a to i tak raczej w stopniu umiarkowanym. Tak więc kulturze narodowej bliżej na stadion piłkarski niż do księgarni. Jeśli natomiast część narodu żyje w innej rzeczywistości to jej problem. Pogrążanie się w świecie niezrozumiałej dla ogółu abstrakcji oznacza często alienację, a wyobcowanemu człowiekowi łatwo przypiąć łatkę dziwaka. Kogoś kto mówi niezrozumiałe dla nas rzeczy łatwo wręcz uznać za głupca, zwłaszcza jeśli nie idzie to w parze z osiąganymi przez niego wymiernymi sukcesami. To jeden z paradoksów, że nawet jeśli nie odnosimy tych sukcesów, musimy je chociaż pozorować – a ktoś kto się tylko „wymądrza”, jest mało przekonujący. Poza tym sięganie po książkę, w przeciwieństwie do pakowania na siłowni uchodzi za zajęcie pedalskie, czyli zniewieściałe. Zawsze staramy się raczej naśladować większość, niż którąś z mniejszości.

Jak to zwykle bywa mniejszość broni poczucia własnej wartości. A zatem czytelnicy postrzegają się jako towarzystwo elitarne – to wyjaśnia im dlaczego są inni. Silą się na intelektualny snobizm, który nie dość że nikomu nie imponuje, to jeszcze postrzegany jest jako pretensjonalna bufonada. Druga sprawa jest taka że im większa wiedza, tym więcej wątpliwości, a człowiek szuka raczej pewności, a w zasadzie potwierdzenia własnych poglądów. Z tego też powodu postawy ludzkie bardzo powoli (jeśli w ogóle) ewoluują. Na przykład pomiędzy prawicowymi, a lewicowymi tytułami prasowymi jest taki rozdźwięk jak gdybyśmy żyli w zupełnie innych światach. Wyłania się z tego raczej tendencyjny przekaz – rzekoma „elita”, czy jak kto woli „inteligencja”, aspiruje do tego żeby uświadamiać lud, a sama jest jeszcze bardziej podzielona od niego. Nic dziwnego, że zwykły obywatel widząc w telewizji posiedzenie „ekspertów” nie jest w stanie zrozumieć o co w tym chodzi. Natomiast „inteligenci” z niższych poziomów, podtrzymują w napięciu całą ową burzę mózgów, żywiąc się medialną papką serwowaną przez dyżurne autorytety.


Z tego powodu, że nie piszę dla żadnej gazety, moje słowa nie będą miały żadnego znaczenia. Ale i tak swoje powiem. Protestuję przeciwko szerzeniu bredni w przestrzeni publicznej – przeciwko wróżbitom w telewizji, kapłanom-seksuologom, psychoanalitykom i homeopatom. Skoro więcej pisze się dzisiaj o technikach sprzedaży niż etyce w biznesie, nie oczekujcie że rozwijać się będą inne formy jajogłowych niż te niesławne już „wykształciuchy”. Nikt się nie pyta się po co, tylko jak – przydatne są zatem poradniki. Bo cele są już wyznaczone i nic tu nie zmienią sążniste eleboraty. Śpiewała o tym już Maryla Rodowicz – liczy się tylko kasa i seks. Reszta to tylko hobby. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz