Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

PIEPRZ I WANILIA

Edward Stachura twierdził, że w podróżowaniu najważniejsze jest rozwijanie swojej ciekawości. Według niego podróż do Grudziądza może być ciekawsza niż na Majorkę.- Gdziekolwiek by się nie pojechało, spotyka się tam, gdzie się dotarło, przede wszystkim to, co się ze sobą, to znaczy sobą, przywiozło. Jeśli przywiozło się niewiele – tako niewiele się w drugim końcu świata spotyka – mówił. Bo istotą poszukiwań nie jest pokonywanie odległości geograficznych, tylko własnych ograniczeń. Niektórzy sądzą, że tam gdzie są nic się nie dzieje – a wszędzie jest tak samo. Interesujące stać się może tylko to czym się zainteresujesz. Czyli wszystko.

Moje życie może Cię nie interesować (i to z wzajemnością), ale to chyba dobrze. Bo ludzie którzy interesują się cudzym życiem bardziej niż własnym chyba się w nim nudzą. Szukają wtedy kogoś w ich kategoriach gorszego żeby na jego tle zabłysnąć. Zwykle jednak sączące się z nich chamstwo jest objawem własnego niespełnienia. W moim wieku doszedłem już do wniosku, że nie muszę nikomu niczego udowadniać. I tej wersji będę się trzymał – jeśli trzeba na coś „zasługiwać” zwykle okazuje się to przereklamowane, lecz zniewala nas poniesionymi już kosztami. Tylko będąc sobą można czuć się dobrze. 

Rzeczywistość i tak zawsze powszednieje, więc należy ją jeść po kawałeczku, bo im więcej zjesz tym bardziej będziesz później głodny. Raz podniesiona poprzeczka na ogół staje się punktem odniesienia i potem już trudno cieszyć się z małych rzeczy. Uważam, że prawdziwa ciekawość przejawia się w przetrawieniu wszystkiego aż do trzewi jestestwa, a nie w bezustannym gonieniu za nowością. W pośpiechu widzimy sprawy tylko pobieżnie. 

czwartek, 26 kwietnia 2018

STRUKTURA WOLNOŚCI

- Znasz wartość każdego produktu oferowanego przez handlarza, ale jeśli nie znasz wartości własnej duszy to wszystko głupstwa – pisał suficki mistyk. Gdybyśmy potrafili patrzeć w swoje wnętrze dostrzegalibyśmy swoje najpiękniejsze oblicze. Ale ponieważ zajmujemy się tym co wtórne – własnymi wytworami – widzimy własne ambicje i kompleksy. Klucz do szczęścia nie leży w jakkolwiek pojmowanym fetyszu, ale w wyzwoleniu się od wszelkich form. Jeśli dążenie do formy (tak zwanego „idełu”) zaburza szczęście, to nie bądźmy formalistami. Forma jest tylko właściwością rzeczy, a treścią jest nasze życie.

Receptą na wszystkie życiowe niepowodzenia mogłoby być wypisanie uśmierzającego wszystkie potrzeby narkotyku – lecz przecież nie o to chodzi. Na tym poziomie wyraźnie dostrzegamy rozdźwięk pomiędzy iluzją, a rzeczywistością. Kiedy jednak próbujemy karmić mózg „nagrodami” sprzeczności takiej nie widzimy. Raz ukształtowany układ nagrody (czyli wewnętrznej motywacji) ma jednak to do siebie, że wymusza późniejsze funkcjonowanie w określonym behawioralnie wzorcu. Czyli aplikowanie sobie kolejnych „dawek” przyjemności. Żeby usprawniać funkcjonowanie tego mechanizmu nadajemy mu formę kulturowego „sensu”.
 

Ciężko nam uwierzyć, że kultura jest w zasadzie formą okłamywania samego siebie. Z jednej strony szukamy porządku uniwersalnego, a z drugiej chcemy wierzyć, iż nasz byt jest czymś niematerialnym – że znaczenie tego wszystkiego co przeżywamy można wyekstrahować z biologicznej, chemicznej, fizycznej substancji. Racjonaliści widzący w mózgu rodzaj komputera twierdzą, że procesy zachodzące w naszym jestestwie można by sprowadzić do czystej matematyki. Tak zwana obliczeniowa teoria świadomości zakłada, że wynika ona nie z „materialnej” natury, ale wyłaniającej się z nich matematyki – teoretycznie możliwe byłoby więc wykreowanie sztucznej świadomości – bo świadomość jest w gruncie rzeczy symulacją.

Jeśli zaś jest symulacją to powracają filozoficzne pytania o naturę rzeczywistości i percepcji. Pytania o to kim jesteśmy i co to wszystko oznacza. Niektórzy w świadomości widzą jedynie portal łączący nas z inną rzeczywistością. I choć potęga naszego rozumu obnażyła mizerię naszych „bogów”, nadal pozostajemy niewolnikami tworzonych przez nas kategorii. Matematyczne symulacje tworzone przez fizyków splatać się muszą jakoś z naszym językiem – tymczasem w jakimś punkcie czysta matematyka staje się poznawczym bełkotem. Im bardziej „naukowa” staje się analiza rzeczywistości tym mniej z niej rozumiemy. Pozwala to funkcjonować w dyskursie akademickim skrajnie przeciwstawnym interpretacjom „natury”.

Nasz mózg potrafi wychwytywać różne wzorce – „formy” – i nawet jakoś je interpretować. Sęk w tym, że choć ujmujemy te wzorce w różne „fizyczne prawa”, nadal pozostajemy częścią rzeczywistości – formą, która usiłuje tak sformalizować rzeczywistość, by przełożyć wszystko na kod percepcji. Niestety rzeczywistość jest najprawdopodobniej bardziej złożona niż nasz aparat poznawczy, więc widzimy tylko własne matryce. Możemy w nieskończoność obliczać, mierzyć, porównywać – ale i tak na końcu pozostaje pytanie – co to wszystko oznacza. I czemu w ogóle ktoś pyta.

wtorek, 24 kwietnia 2018

SUMIENIE NARODU

Zamieszanie wokół organizacji wymiaru sprawiedliwości w naszym kraju sprowadza się do wzajemnych oskarżeń o sprzyjanie określonym grupom interesów. Obie strony są przekonane o obiektywizmie jaki mają rzekomo zapewniać ich wizje „niezawisłości”. Tymczasem już sama idea uniwersalnej sprawiedliwości wydaje się mocno wątpliwa. Z dużym prawdopodobieństwem można dochodzić faktów obiektywnych, lecz już ich ocena uzależniona jest nie tylko od osobistych poglądów, ale też nastroju sędziego, a nawet jego wrażeń estetycznych.


Po przeanalizowaniu przeszło tysiąca wyroków sądowych okazało się, że głodni sędziowie wydawali surowsze wyroki. Łagodnieli natomiast po przerwie obiadowej. W innym badaniu wykazano natomiast, że sprawcy atrakcyjniejsi fizycznie są przez sądy traktowani z większym pobłażaniem. W dodatku sędzią targają wszystkie inne ludzkie słabości – od stereotypów i uprzedzeń, przez urażoną dumę, po podatność na presję społeczną. Temida nie jest więc ślepa, chyba że orzekać kiedyś będą algorytmy. Wtedy jednak uważalibyśmy to za „nieludzkie”.


Życie nigdy nie płaci nam sprawiedliwie ani za dobro, ani za zło. O tym co się „opłaca” decydują nasze priorytety. Nagroda moralna z natury swej jest niewymierna. Motywacja instrumentalna (czyli zewnętrzna) obniża zresztą jej wartość. Dopiero im więcej czemuś poświęcamy, tym staje się to dla nas cenniejsze. W przeciwnym wypadku kierunkują nas konsekwencje. Tak rozumiana sprawiedliwość jest więc oczekiwaniem zapłaty. W każdym systemie będą równi i równiejsi, bo zawsze da się to jakoś uzasadnić. Nie wierzę w żaden „obiektywny” system, bo zawsze tworzą go ludzie podlegający własnej psychologii.  

niedziela, 22 kwietnia 2018

MISTYKA PRAGMATYCZNA

Rzeczywistością zwykliśmy nazywać to co widzimy, słyszymy, czujemy. Tymczasem są to tylko elektryczne impulsy w naszym mózgu. Świat zewnętrzny przetwarzany jest na jego „język”. My zaś doświadczenie rzeczywistości uważamy za bezpośrednie w niej zanurzenie. Obcujemy tymczasem z jej częściową rekonstrukcją. Na przykład nasze receptory wzrokowe wychwytują jedynie część spektrum fal elektromagnetycznych (mniej niż jedną dziesięciobilionową z nich), czyli światło widzialne. Na pozostałą część tego aspektu rzeczywistości pozostajemy „ślepi”. Niektóre zwierzęta obrazują świat przy pomocy zmysłów kompletnie nam nieznanych, wyczuwając pole elektryczne czy ciepło innych istot, lub orientując się w przestrzeni dzięki kierunkom pola magnetycznego czy echolokacji. W dodatku to co mówią nam różne zmysły jest integrowane w jedną opowieść, a to wymaga synchronizacji strumieni informacyjnych.

Wycinek „prawdy” który przetwarzamy, poddawany jest więc jeszcze uproszczeniom i interpretacji, aby przez filtr percepcji przepływał tylko końcowy „raport”. Przy tym styl narracji jaki przyjmuje „obserwator” uzależniony jest nie tylko od jego predyspozycji poznawczych, ale też nawykowych i kulturowych schematów, czyli doświadczenia. Nigdy nie jesteśmy w stanie uwolnić się od swoich wewnętrznych kontekstów, gdyż to w ich świetle rozpatrujemy znaczenie. Dzięki neuroplastyczności dostosowujemy się do różnych kultur, ról społecznych i okoliczności, lecz z czasem to rzeczywistość dopasowujemy do swoich wyobrażeń. Każdy bodziec widzimy w świetle swoich doświadczeń i założeń. Nasz mózg pracuje bezustannie nawet jeśli zostaje pozbawiony stymulacji (o ile żyje). Długotrwałe odcięcie go od bodźców zmysłowych (tak zwana deprywacja sensoryczna) sprawia, że zacznie on je symulować – tworzyć halucynacje.
 

Jak widać ludzki umysł potrafi funkcjonować w sensorycznej próżni, tyle że niezbyt sprawnie. O ile jednak długotrwała deprywacja sensoryczna odrealnia, krótkotrwała wprawia w stan relaksu bliskiego medytacji. Dlatego komory deprywacyjne są dziś sprzedawane pod postacią „zbiorników relaksacyjnych”, reklamowanych jako doskonały sposób na odstresowanie się. Chwilowe odcięcie się od dopływu bodźców pozwala cieszyć się rzeczywistością wewnętrzną. Tak naprawdę to w niej jesteśmy zanurzeni, a wszystko inne to tylko wyselekcjonowane obrazy wychwycone przez nasze receptory. Tylko w czasie jednej sekundy odbierają one gigantyczne ilości danych (około stu miliardów bitów), z których jednak jedynie ułamek (około stu bitów) dociera do świadomości. Nasza percepcja przez cały czas wykonuje gigantyczną pracę żebyśmy mogli cokolwiek postrzegać. W tej sytuacji chwilowe uwolnienie naszego mózgu od przetwarzania informacji może mieć dla niego zbawienne skutki.

NIE JESTEŚ KROPLĄ W OCEANIE.
JESTEŚ OCEANEM W KROPLI.
- Rumi, mistyk islamski
Wyłączenie „ja” wynika w znacznym stopniu z ograniczenia aktywności przednich obszarów kory przedczołowej. Mechanizm przejściowej hipofrontalności przerywa  analizowanie, planowanie i ruminacje, które narastając zaburzają wewnętrzną harmonię. Nie trzeba więc koniecznie zamykać się w komorze, żeby odpocząć od reagowania. Nurt psychologii zajmujący się badaniem tak zwanego optymalnego doświadczenia (flow), sprawdza jak możemy czerpać życie pełnymi garściami. I wydaje się, że resetowanie „ja” jest kluczowe dla pełnego przywracania jego potencjału (przy czym chodzi tu o wewnętrzne spełnienie, a nie wąsko określone „osiągnięcia”). Wchodząc w stan przepływu mózg odcina ośrodki „przeszkadzające” mu w wykonywaniu danej czynności, co skutkuje pełnym w niej zanurzeniem. Receptą na taki odlot jest posiadanie autentycznej pasji, będącej motywacją samą w sobie, a nie służącej „czemuś”. Mistycyzm pasji wiąże się z pochłonięciem przez własną ciekawość, kreatywność czy satysfakcję. W tym punkcie następuje nasze zjednoczenie z rzeczywistością.   

środa, 18 kwietnia 2018

ZMRUŻ OCZY

- Poznaj samego siebie, a otworzy się przed tobą cały świat – radził Sokrates.  Samoświadomość rozjaśnia percepcję, a dopiero ona daje rozeznanie w tym co dobre i złe. Prawdziwe poznanie musi zaś być doświadczeniem wewnętrznym – poszukiwaniem prawdy. Wymaga to odrzucenia ograniczających wyobrażeń, niezdrowych emocji i materialnego balastu. Jezus nauczał o prawdzie która wyzwala z iluzji fałszywej wyższości, przyjemności i bogactwa. Dlatego gnostycy transcendencji upatrywali w poznaniu (czyli gnozie). Średniowieczny chrześcijański mistyk Mistrz Eckhart twierdził wręcz, że „kto chce poznać Boga w jego wielkości, musi najpierw poznać siebie w swojej małości”. Muzułmańscy fakirzy przekonani o jedności wszechświata usiłowali roztopić „ja” w absolucie podróżując w głąb siebie. Izolowanie się od wirtualnych miazmatów było wspólną intuicją wielu tradycji – przeczuciem, że stworzone przez nas kategorie tylko formalizują i rytualizują rzeczywistość.
 

Najpełniejszy wyraz intuicja ta znalazła w duchowości Dalekiego Wschodu, gdzie medytacja podniesiona została do rangi najważniejszej praktyki. Celem medytacji jest szkolenie umysłu przez wprowadzanie go w stan kontemplacji. Ponieważ badania wykazały, że może ona pozytywnie stymulować psychikę, a nawet somatykę, postanowiono wyłuskać z niej to co nie jest religijne czy metafizyczne. Skoro bowiem usprawnia ona pracę mózgu, zwiększa inteligencję emocjonalną i redukuje stres, warto się jej oddawać niezależnie od swoich przekonań na sprawy duchowe. Kluczem jest tu autodystansowanie czyli chłodzenie własnych stanów emocjonalnych i poddawanie ich analizie. Łatwo powiedzieć, ale jak to właściwie zrobić?

Spróbuj o czymś nie myśleć – na przykład o różowym słoniu, a właśnie walcząc z tym obrazem będziesz go nieustannie przywoływał. To co pojawi się w naszym umyśle ciężko stamtąd przegnać, więc pozwólmy myślom i wzbudzanym przez nie emocjom swobodnie przepływać. Stres czy smutek muszą w nas wybrzmieć – dopiero wtedy zamilkną. Próbując wypchnąć złe emocje intensyfikujesz je. Kiedy natomiast próbujesz przyciągnąć stany zadowolenia jedynie wzmagasz swoje pragnienie. Tłumienie negatywnych odczuć czy pogoń za przyjemnością bywają reakcjami automatycznymi, ale trening może zmieniać schematy funkcjonowania umysłu. Chodzi tu o samoregulację uwagi, tak by skupiała się na bezpośrednim doświadczaniu „tu i teraz”. Obserwacja ukazuje ulotność spontanicznych stanów emocjonalnych i pozwala oddzielić ich treść od naczynia świadomości.    

niedziela, 15 kwietnia 2018

PERCEPCJA FORMALNA

Istnieje tylko to co widzisz. To znaczy w swoim myśleniu uwzględniasz tylko te informacje które posiadasz. Niby oczywiste, ale często wynikają z tego błędy poznawcze, bo informacje którymi dysponujesz mogą być błędne. Jeśli przedstawiono ci jednostronny materiał masz tendencję do jego przyswojenia. Dopiero gdy poznajesz sprzeczne punkty widzenia na sprawę zaczynasz mieć wątpliwości. A zatem im spójniejsze posiadamy informacje tym łatwiej wydajemy sądy. A im bardziej sprzeczne tym mniej jesteśmy ich pewni. Ilość i jakość danych nie ma przy tym perswazyjnego znaczenia.

Sęk w tym, że nie szukamy zaprzeczenia, tylko potwierdzenia własnych poglądów, co wpływa na proces selekcji źródeł przekazu. Poza tym internet więzi nas w „bańkach informacyjnych”, czyli przestrzeniach specjalnie dla nas przefiltrowanych wiadomości. Paradoksalnie więc nawet w dobie informacyjnej nasz dostęp do innego oglądu rzeczywistości pozostaje ograniczony. Jesteśmy raczej konsumentami informacji niż poszukiwaczami wiedzy. Sceptycyzm wymaga poszukiwania sprzeczności, a to nie tylko nie leży w naszej naturze poznawczej, ale też dynamice rynku informacyjnego.

Zgodnie z prawami statystyki im więcej zgromadzimy informacji tym więcej wystąpi w nich sprzeczności. Dla erudyty rzeczywistość jest więc mniej spójna, a dla ignoranta bardziej. Im bardziej jesteś ograniczony tym pewniejszy swoich racji. Szczególnym przypadkiem jest zaś dogmatyzm, czyli pewność absolutna. Logiczne ważenie wszystkich racji rozciągać by się jednak mogło w nieskończoność, dlatego o naszych decyzjach rozstrzygają emocje. Po pierwsze bez nich nie wiedzielibyśmy do czego w zasadzie dążymy. A po drugie intuicja informuje nas o wynikach podświadomej analizy zapisanych w pamięci ukrytej wzorców i zależności.


Im większe doświadczenie i wiedza tym więcej możemy wyłowić z nich prawidłowości, lecz wymaga to ich wiązania w schematy przez intuicję i inteligencję. Wykazywać możemy się różnym potencjałem poznawczym i predyspozycjami – zapamiętywanie związane jest z pracą ośrodka przyjemności czyli aktywizacją układu nagrody. A jak wiemy nasze motywacje podlegają indywidualnym ekspresjom. Schematy zaś nie zawsze przystają do złożonych i zmiennych realiów. Znakiem naszych czasów jest też specjalizacja czyli coraz intensywniejsza koncentracja na zawężającym się wycinku świata. Jeśli istnieje tylko to co widzimy, to w ten sposób ślepniemy. Ale jesteśmy coraz pewniejsi obranych kierunków. 

środa, 11 kwietnia 2018

MUSISZ TEGO CHCIEĆ

Człowiek powinien służyć sobie oraz drugiemu człowiekowi. Tymczasem często służy swoim abstrakcjom – zarówno materialnym jak i symbolicznym. Gdy służy pieniądzowi czy własnym wytworom technicznym odwraca się relacja między środkiem a celem. Lecz gdy służy swoim teoriom potrafi językiem kreować nową rzeczywistość. Nawet coś tak wzniosłego jak dobro można oddzielić od rzeczywistości. I wtedy człowiek służy dobru abstrakcyjnemu – dobru kościoła, ojczyzny, rewolucji, gospodarki, nauki i tak dalej. I w imię tego dobra może już popełniać zło, na przykład tuszować pedofilię czy zabijać wrogów.


Taki przerost formy nad treścią nazywamy fanatyzmem. Dobro i zło ma zawsze konkretne skutki, a cała reszta to puste gadanie. Nie ma grzechów wobec bożków, idei i celów, bo rzeczywistość powinna służyć tylko naszemu (nieegoistycznemu) szczęściu, a nie wyimaginowanym tworom. Izolacja naszych rzeczy, wyobrażeń, poglądów, a w końcu i instytucji od nas samych, wiedzie do naszego przez nie zniewolenia. W świecie takich wyalienowanych abstrakcji zniewolonym można być nawet przez wolność. A niekochanym nawet przez miłość.
 

Bombardowani przez wzniosłe słowa łatwo zapominamy co naprawdę oznaczają, bo przestają to wyrażać. Odzyskanie świadomości wymaga ponownego wyłuskania ich z kulturowych ozdobników, gdyż nader często są tylko obietnicą dobra, piękna i prawdy. Obsesja celu wieść może drogą „po trupach”, a przecież smak każdej chwili ważniejszy jest od dowodów determinacji. Nie chce mi się zbytnio „chcieć”, co niektórzy uznają za słabość charakteru. Ale po co mam „chcieć” skoro tego nie potrzebuję? Kiedy inni mówią ci czego chcesz, to znaczy, że coś musisz. A człowiek w życiu niczego nie musi. Wolność jest stanem ducha.

piątek, 6 kwietnia 2018

ŚMIERĆ SOKRATESA

Jezus uczył nas pokory, tyle że rozumiał ją jako świadomość własnej niedoskonałości, a nie mentalną dyspozycyjność. Pokora jednak nie jest zbyt seksowna. Modnie jest być niepokornym, czyli chełpliwym, zuchwałym i władczym. Pokora kojarzy się raczej z samoponiżaniem. Taka pokora jest zbyteczna, ale pewne umiarkowanie w ocenie własnej osoby świadczy raczej o sile niż słabości. Okazywanie wyższości zwykle maskuje wewnętrzną nędzę – jest kompensowaniem swoich kompleksów. To czym się chwalisz, jest zazwyczaj tym czego najbardziej ci brakuje w wymiarze ambicji.

Prawdziwa niezależność wiedzie często do wykluczenia społecznego, dlatego rzadko jest nagradzana. W tym sensie Jezus był niepokorny – przeciwstawiał się konserwatywnym normom, instytucjom religijnym i sztucznym autorytetom. Jak wszystko w życiu pokora nie jest niczym złym ani dobrym. Czasem trzeba być pokornym, a czasem się buntować.
Dla mnie niezależność oznacza przede wszystkim wierność sobie. Pokora natomiast pozwala rozumieć własne błędy. Uzupełniają się nawzajem, chociaż sobie przeczą.

Życie jest niekończącym się ciągiem współzależności, z których dopiero wyłania się znaczenie. Musimy uczyć się każdego dnia. Sokrates wiedział, że niczego nie wie, lecz nie zrezygnował ze swoich racji, choć mógł w ten sposób ocalić własne życie. Cena którą ponosimy za wolność myślenia jest na ogół znacznie mniejsza (lub wręcz symboliczna), a mimo to często popycha nas w objęcia konformizmu czy oportunizmu. W epoce słusznie minionej inteligencja odwoływała się do myśli Lenina gdyż „takie były czasy”. Dziś natomiast czerpie slogany z paradygmatu kapitalistycznego wzrostu dla wzrostu.

Każde czasy mają bowiem swojego ducha z którym ciężko się mierzyć, a najwygodniej mu przyklaskiwać. Ale z obecnej, obfitej perspektywy, najwyraźniej widać marksistowski „fetyszyzm towarowy” przejawiający się sprowadzeniem stosunków międzyludzkich do wymiany towarowej, w jakiej toku stajemy się niewolnikami własnych wytworów. Konsumpcja to opium dla mas służące pomnażaniu abstrakcyjnego bogactwa jego dilerów. Pokorny konsument przez konsumpcję stara się wyrażać samego siebie. Pokaż mi co kupujesz, a powiem ci kim jesteś.          

wtorek, 3 kwietnia 2018

PRZEPŁYW ŚWIADOMOŚCI

Ludzki mózg jest strukturą emergentną. To znaczy nieredukowalnym do tworzących go składników procesem interakcji między nimi. Podobnie jak mrowisko w którym królowa nie wydaje rozkazów, lecz gdzie każda mrówka reaguje na impulsy chemiczne i sama je wytwarza. Pomimo braku zarządzania mrowisko może reagować w sposób złożony i realizować „cele”. Z tego punktu widzenia myślenie jest swego rodzaju świadomym automatyzmem. Już w dziewiętnastym wieku angielski zoolog Thomas Henry Huxley przeczuwał, że „poczucie które zwiemy wolą, nie jest przyczyną dobrowolnego czynu, a tylko pojawiającym się w świadomości symbolem tego etapu czynności mózgowych, który stanowi bezpośrednią przyczynę owego uczynku”. Zarządzające „ja” jest więc tylko pewnym obrazem wizualizującym bardzo skomplikowane współzależności.


Jaźń jest symulacją monitorującą proces pseudo-decyzyjny, w którym czysty automatyzm uzupełniony jest o analizę zebranych danych przez posiadane algorytmy. Kiedy wchodzimy ze sobą w interakcje zmieniamy chemiczno-elektryczną aktywność mózgów, przekładającą się na nasze stany psychiczne. Kiedy czegoś pragniemy, tak naprawdę chcemy narkotyków produkowanych przez nasze mózgi. Gdyby jednak ktoś przestawił nasz mózg na tryb bezwarunkowego szczęścia nazwalibyśmy to iluzją. Bo przestałoby nam zależeć na aplikowaniu sobie „prawdy”. Wielkie tradycje mistyczne – chrześcijańscy gnostycy, muzułmańscy sufi czy hinduscy jogini – postrzegali jednak prawdę zgoła inaczej. Szukali jej w dystansowaniu się od skłonności swojego umysłu. W ten sposób dostrzegali abstrakcję kryjącą się za szeregiem zbytków.



Złoty środek leży gdzieś pomiędzy pogonią za tym czego chcemy a zadowoleniem z tego co mamy, bo zarówno wygórowane ambicje, hedonizm jak i asceza prowadzą do obsesji. Uzależnienie od osiąganych wyników czy szybkiej gratyfikacji podobnie jak wyrzekanie się marzeń i przyjemności czyni je obiektem fiksacji. Im bardziej się do czegoś zmuszamy, tym bardziej staje się to nieznośne. Im więcej mamy rzeczy tym mniej są one dla nas warte. A im bardziej sobie czegoś odmawiamy, tym bardziej tego chcemy. A przecież to wszystko tylko kropelki chemikaliów sączące się przez synapsy. Nie ma więc się czym przejmować – ich produkcji nie da się zbytnio wyśrubować. Ani nie ma sensu tamować ich przepływu.