Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 28 lutego 2017

MASZYNA MEMOWA

W społeczeństwie zwanym informacyjnym szerzy się wtórny analfabetyzm i związana z tym ignorancja. Wydawać to by się mogło paradoksem, lecz informacja zredukowana do tak zwanego „newsa”, bardziej niż informowaniu nas służy zwracaniu na siebie uwagi. Przekazywane nam treści dobierane są pod kątem ich oglądalności i generowanego ruchu internetowego, bo informowanie jest działalnością komercyjną. Skutkuje to nie tylko pogonią za sensacją, ale także usilnemu jej kreowaniu. Wszystkie informacje podawane nam muszą zatem być w odpowiednio atrakcyjnej formie, a my oczekujemy przede wszystkim rzeczy emocjonujących i łatwych. Przeciętny konsument jest w stanie trawić tylko informacyjną papkę, dlatego media muszą mu robić wodę z mózgu.
 


Ostatecznie chodzi tylko o to, by w międzyczasie przemycić jak najwięcej reklam. Co prawda zazwyczaj nie przywiązujemy do nich żadnej wagi, jednak właśnie dlatego wyłączają się wtedy w naszym mózgu ośrodki odpowiedzialne za krytyczne myślenie. Wiąże się to z tak zwanym płytkim przetwarzaniem informacji. Informacje zapisują się w naszej pamięci mimowolnie, a my nie poddając ich żadnym analizom (bo przecież to tylko reklamy) nie uruchamiamy mechanizmu kontrargumentacji. Większość z nas uważa się za odpornych na reklamę, tyle że cały obecny model gospodarczo-kulturowy opiera się na wymyślaniu nowych potrzeb i ich zaspokajaniu. Na kampanie reklamowe wydaję się ciężkie pieniądze właśnie dlatego, że są opłacalne czyli skuteczne.

Drugim potężnym środkiem masowego przekazu stał się w ostatnich latach internet. Wydaje się on bardziej „demokratyczny” – zapewnia każdemu możliwość wypowiedzi i szerzenia najbardziej nawet zwariowanych poglądów, lecz wiąże się z tym problem wiarygodności internetowej twórczości. Jedną z często stosowanych form manipulowania opinią publiczną staje się teraz tak zwany „fake news”. Na portalach społecznościowych czy blogach pojawiają się spreparowane wiadomości, które następnie zaczynają rozprzestrzeniać się w sposób wirusowy. W komentarzach i na forach rozpowszechniane są linki do źródła, a sama informacja zyskuje na znaczeniu, gdyż jest cytowana przez coraz to nowych komentatorów i blogerów, a w końcu nawet dziennikarzy. Współczesna propaganda posługuje się zawodowymi hejterami, którzy potrafią aktywizować pożytecznych idiotów – ideowców albo błaznów usiłujących zabłysnąć.


Żeby zaistnieć w sieci trzeba plasować się jak najwyżej w wynikach wyszukiwania, a to wymaga nie tylko pozycjonujących sztuczek, ale też podążania za zmieniającymi się jak w kalejdoskopie trendami informacyjnymi. Ponadto ze względu na ogromną dynamikę wirtualnej rzeczywistości należy tworzyć teksty z prędkością maszyny do pisania, co często przekracza zdolności kreatywne blogerów, i to nawet tych „profesjonalnych” czyli zarabiających na pisaniu. Internetowi twórcy przeczesują więc sieciowe zasoby w poszukiwaniu „inspiracji”, korzystając z nieweryfikowalnych źródeł, a nawet uciekając się do mniej lub bardziej zamaskowanych plagiatów. Oczywiście jest to idealne podłoże do rozwoju różnych fejkowych sensacji. Sieć roi się od głupców którzy potrafią tylko przetwarzać to co w niej znajdą. 

środa, 22 lutego 2017

WOJNA EMOCJONALNA

Na szczęście nie jestem Żydem. Jeśli już to raczej Polakiem. Co prawda miałem dziadków w Wehrmachcie, ale jeden z nich szybko zdezerterował i zaczął zabijać faszystowskich Szwabów. Poza tym uwielbiam wieprzowinę i znam tylko język polski, a wszyscy znani mi przodkowie byli katolikami. Nie jestem także masonem, ani iluminatem. Żeby knuć spiski trzeba być kimś wpływowym, a poza tym wkurwiają mnie wszelkie maskarady. Co więcej nie jestem cyklistą – dawno temu porzuciłem jazdę na podejrzanym politycznie jednośladzie. W ogóle nie lubię pedałować. Można nawet powiedzieć, że w kwestii upodobań seksualnych jestem szowinistyczną męską świnią. Jednym słowem nie jestem genetycznie obciążonym bolszewikiem z piórkiem w dupie.

Skoro moje uczucia można obrażać, nie rozumiem jednak czemu szczególnej ochronie podlegać mają „uczucia religijne”. Są przecież uczucia znacznie silniejsze, na przykład miłość erotyczna, z której powodu ludzie popełniają najstraszniejsze głupoty. Ale z punktu widzenia prawa najważniejsze jest, że ktoś ma bzika na punkcie Jana Pawła II czy Mahometa. Większość obrazoburczych prowokacji ma na celu wywołanie właśnie takiej patetycznej sraczki, jaka towarzyszy spektaklowi „Klątwa”, wystawianemu w Teatrze Powszechnym. Uderz w krzyż, a świętoszki się odezwą. I narobią potrzebnego szumu czyli reklamy. To jak łatwo jest sprowokować takie zamieszanie utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że jeszcze nie raz dojdzie do podobnych profanacji.


Bluźnierstwami najłatwiej jest zasłużyć sobie na miano skandalisty, dlatego artyści korzystać z nich będą dopóki będzie to skuteczne. W postmodernistycznej estetyce przekraczać można już jednak tylko kolejne granice prowokacji, gdyż w zasadzie wszystko zostało już powiedziane. Pozostaje tylko szukać coraz nowej formy, która pozwoli wyrażać to co uniwersalne. Fakt iż niektórzy widzą w religii źródło wszelkiego zła pozostanie bolesny dla widzących w niej najwyższą prawdę, lecz będzie też wykorzystywany do wywoływania ich emocjonalnych reakcji. Drażnienie emocji jest ulubionym zabiegiem służącym autopromocji „niepokornych” (zarówno z prawej jak i lewej strony). Wzajemne prowokacje podgrzewają emocje, aby spór żył i angażował obydwa plemiona.    

poniedziałek, 20 lutego 2017

PRESJA SZCZĘŚCIA

Ludziom nie dogodzisz. Nie pracuj wcale, a uznają Cię za wałkonia. Podejmij niskoprestiżowe zajęcie, a uznają za nieudacznika. Czytaj książki, a będziesz grzecznym nudziarzem. Ale tylko weź LSD, a zostaniesz degeneratem. Nie przechwalaj się erotycznymi podbojami to powiedzą, że kiepsko z Twoim popędem. Wyznaj swoje potrzeby, a będą gadać, że jesteś zboczony. Człowiek robi co może, lecz najwidoczniej może mało. Bez przerwy oceniany jest pod kątem swojego statusu, eksploatacji własnego bytu i męskości (lub kobiecości). Pozostaje nam więc albo imponować innym, albo być tacy sami jak oni. A więc albo mieć fajne zabawki, albo bawić się w te same gry.


Bo ludzie lubią przebywać między podobnymi sobie. Tak bardzo, że kiedy przebywają między niepodobnymi, starają się do nich upodobnić. Z kolei grupa usiłuje wyeliminować ze swojego kręgu jednostki do niej niedopasowane. Dlatego zazwyczaj wiążemy się towarzysko z osobami podzielającymi nasze wartości, poglądy i pasje. Ewentualnie z takimi którzy nam imponują tak bardzo, że gotowi jesteśmy się do nich dopasować. Niemal automatycznie czerpiemy wtedy poczucie wyższości z wybranej cechy. Z tej perspektywy postrzegać można innych jako hołotę lub snobów, błaznów lub sztywniaków, kryminalistów lub konfidentów.

Jeden z największych tuzów współczesnej fizyki, Stephen Hawking, pytany o swój iloraz inteligencji odpowiada, że ma pojęcia jaki jest, a ludzie którzy przywiązują do tego wagę są zakompleksieni. Myślę, że podobnie jest z innymi wskaźnikami naszej „zajebistości”. Rozmiar portfela, bicepsa czy członka przedłużanego zabawkami na kółkach i sprzętem elektronicznym, istotny jest o tyle, o ile pomaga nam w osiąganiu życiowej satysfakcji. Z powodu zawansowanej niepełnosprawności Hawking porozumiewa się ze światem tylko dzięki nowym technologiom. Gdyby jednak nie jego dorobek naukowy większość z nas postrzegałaby go jedynie jako godnego litości.

Przypadek niepełnosprawnego naukowca jest bardzo krzepiący, lecz choć tak niezwykły, umieszczamy go gdzieś na skrzyżowaniu osi ciała i umysłu, które postrzegamy jako niezależne od siebie, pomimo fizycznej natury mózgu. Poza tym niepełnosprawność Hawkinga nie była wrodzona, ale dopadła go już po skończeniu studiów. Jakkolwiek to oksymoron, i to niezbyt pochlebny, medycyna opisuje także przypadki „genialnych idiotów”, kiedy ludzie dotknięci upośledzeniem intelektualnym wykazywali niezwykłe uzdolnienia, na przykład artystyczne czy matematyczne. Dotychczas zdiagnozowano około stu przypadków tak zwanego zespołu sawanta, w którym osoba niepełnosprawna umysłowo jest jednocześnie wybitnie uzdolniona. 

Zmierzam do tego, że oceniając innych powierzchownie często możemy nie zauważać drzemiących w nich zdolności i wewnętrznego bogactwa. A co więcej śmiem twierdzić, że oprócz „genialnych idiotów” spotykamy też „debilnych inteligentów”, czyli ludzi którzy znając się na czymś bardzo dobrze, potrafią jednocześnie wykazywać się zaskakującą głupotą. Oczywiście nie można od nikogo wymagać żeby wiedział wszystko, a tym bardziej żeby był inteligentniejszy niż może być. „Debilna inteligencja” może jednak tworzyć niebezpieczne kombinacje, choćby kiedy uzdolniony mówca i manipulator tworzy jakąś społeczną iluzję, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji rozpościeranej wizji.

Pomimo niespotykanego nigdy wcześniej dobrobytu cywilizacja euroatlantycka zwraca się ku podejrzanemu populizmowi i pozostaje tylko mieć nadzieję, że więcej w tej krzykliwej retoryce jest cynizmu niż prawdziwej ideologii. Komercyjny rynek bardziej niż „lewacka propaganda” zniszczył tradycyjne, rodzinne wartości, kreując kulturę konsumpcji i sukcesu, w której nie dościgając telewizyjnych wzorców wstydzić się musimy samych siebie. Niestety ten problem już na stałe wpisany jest w ramy cywilizacji informacyjnej. Przekaz kuszący nas wyreżyserowanymi mirażami zmuszać nas będzie do coraz boleśniejszych porównań, wobec czego coraz trudniej będzie nam dogodzić.

piątek, 17 lutego 2017

WIARA

Kiedy byłem dzieckiem kultura mnie okłamała. Nie mogłem poznawać życia samemu, musiałem więc polegać na historiach i opowieściach, a zatem na toposach i zawartych w nich prawdach. Opowieści dla dzieci przedstawiły krzepiący obraz dobrego, a przynajmniej sprawiedliwego świata, w którym dobro jest nagradzane, a zło karane. Opowieści dla dorosłych zresztą podobnie, tyle że dorośli jako bardziej doświadczeni traktują swoje bajki z większym dystansem – no chyba, że chodzi o religię.

Rolą kultury jest okłamywanie nas, tak żeby nasza biologiczna egzystencja zyskiwała metafizyczny sens. Sensowne życie można wieść tylko zakładając jakieś powody i skutki bytu. Dzisiaj nazywa się to pozytywnym myśleniem. Niemniej myśląc pozytywnie często się myliłem.

Bardzo szybko przekonałem się, że nie czuwa nade mną żaden anioł-stróż. A potem, że inne bachory potrafią być wredne. Że dorośli bywają strasznie dziecinni, a starcy jeszcze bardziej. I tak zostałem nastolatkiem. Jako nastolatek wiedziałem już, że często się mnie straszy tylko po to, żeby mnie kontrolować. Wiele lat później zrozumiałem, że hedonizm jest w gruncie rzeczy mroczny, lecz najstraszniejsze jest niczego nie przeżyć.

W sumie więc nie było tak źle. Kiedyś myślałem, że kobiety są romantyczne, a okazało się, że przede wszystkim praktyczne. Myślałem, że chłopcy stają się mężczyznami, a oni przez całe życie bawią się swoimi zabawkami. Wierzyłem, że wystarczy dużo wiedzieć żeby być mądrym, ale dużo łatwiej jest stać się jeszcze głupszym.

Łatwo jest wierzyć w co chce się wierzyć, a trudniej widzieć to czego się nie chce. Zło na ogół posługuje się dobrem, dlatego jest tak skuteczne. Dobro natomiast potrafi być naiwne i nieudolne. Lecz gdyby nie wszystkie wielkie kłamstwa kultury, to nie mielibyśmy w co wierzyć, a w coś musimy. Życie bywa niekiedy bardziej nieprawdopodobne od największego nawet kłamstwa, nie można więc mówić, że życie to nie bajka. Poza tym wiara czyni cuda.  

środa, 15 lutego 2017

HIPERWIZERUNEK

Pokaż mi swój tatuaż, a powiem Ci kim jesteś. Bo przecież jeśli coś sobie tatuujesz, znaczy że chcesz to pokazać. A to co chcesz pokazać najlepiej pokazuje to co chcesz ukryć. Bogactwo najchętniej demonstrują ludzie wewnętrznie ubodzy, siłę – wewnętrznie słabi, wyższość moralną – obłudni, a mądrość – głupi. O tym kim jest podmiot ma świadczyć zewnętrzny w stosunku do niego przedmiot, z którego czyni manifest swojego jestestwa. Nie wiem czy to dobrze, czy źle, ale tak już jest. Ciągle musimy coś pokazywać, udowadniać, prezentować, żeby siebie wyrażać. Z drugiej strony staramy się zasłaniać, ukrywać kompleksy i racjonalizować wady. Kultura zachodnia staje się coraz bardziej indywidualistyczna, a co za tym idzie – ekshibicjonistyczna. Dlatego tak wielki rozkwit przeżywa dziś kultura tatuażu.
 
Swoje przesłanie trzeba dziś wyryć sobie na skórze. Co prawda często jest to tylko chiński smok, orientalny symbol czy trupia czaszka, ale najważniejsze że przyciąga uwagę. Celem wstrzykiwania sobie w skórę barwników jest zwracanie na siebie uwagi, obojętnie jaką dorabiać do tego teorię. Kiedyś tatuaże kojarzyły się z czymś tajemniczym, marynarzami, kryminałem czy gwiazdami rocka, teraz jednak straciły moc wyrazu. Przełamane tabu staje się jedynie kolorową ciekawostką, na którą inni zwracają uwagę ledwie od niechcenia. Czym się tu zresztą ekscytować – wystarczy zapłacić, oddać się w ręce skórzanego plastyka, a potem eksponować swój estetyczny wybór. Z technicznego punktu widzenia tatuaż jest jak przeszczep włosów czy powiększenie biustu, tyle że nie wpływa na naszą biologiczną percepcję, a raczej wyraża nowe kody kulturowe.

Jako liberał oczywiście jestem za wolnością wizerunku, w tym tatuowania się, piercingu czy ekstrawaganckiego fryzjerstwa. Sam jednak znajduję się już na etapie na którym staram się zwracać ludzką uwagę raczej na to co myślę, a ponieważ myślenie jest procesem dynamicznym moje tatuaże podlegać by musiały ciągłym modyfikacjom. Dlatego wolę pisać niż zdobić się sentencjami – nawet łacińskimi. Umożliwia mi to też precyzyjniejsze wyrażanie myśli, gdyż więcej mam do powiedzenia niż do pokazania. Cokolwiek wyżej napisałem, nie miało to na celu podważania niczyjej wolności dysponowania własną skórą. Lecz nie da się zaprzeczyć, że tatuaż stał się już częścią kultury masowej co zbanalizowało jego drapieżność i osłabiło wyrazistość. Kiedyś tatuaże szokowały, dziś stają się coraz powszechniejsze i – co za tym idzie – groteskowe.  

poniedziałek, 13 lutego 2017

WOLNA MIŁOŚĆ

Srogi Allach to nasz starotestamentowy Jahwe. I nie chodzi mi tu o inspiracje Mahometa. Chodzi mi o tożsamość religijną której nie możemy zrozumieć. Widzimy swojego Boga przez pryzmat nauczania Jezusa, ale starotestamentowy Bóg nie był tak tolerancyjny jak ten wielki filozof. Tezy Jezusa wydawały się Żydom wręcz herezjami, a Paweł interpretując je w duchu hellenistycznym oddzielił chrześcijaństwo od tradycyjnego judaizmu. Do szerzenia religii uniwersalnej miała go obligować rewolucyjna idea – miłość. Jej poetycki obraz, wyrażony w pawłowym „Hymnie o miłości”, do dziś uznawany jest za jeden z największych klejnotów literatury.
 

– Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący. Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie tajemnice, i posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą wiarę, tak iż góry bym przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym. I gdybym rozdał na jałmużnę majętność moją całą, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie zyskał – pisał Paweł. Zdaniem Pawła to dopiero miłość nadaje sens wszystkim innym wartościom.


Dla starotestamentowego Boga ważniejsze od miłości było posłuszeństwo. Dlatego wygnał ludzi z raju, kazał Abrahamowi zabić swego ukochanego syna, a Hioba poddał okrutnym testom. Tam gdzie wymaga się bezwzględnej uległości nie ma jednak miłości. Miłość jest afirmacją cudzej osobowości, z wszelkimi przejawami jej indywidualizmu, autonomii i niezależności. Pragnienie kontrolowania innych jest co najwyżej miłością własną, służy bowiem interesom własnym. Zmuszanie ludzi do przyjmowania „właściwych” poglądów i postaw nigdy nie jest przejawem miłości. Miłość jest liberalna.

piątek, 10 lutego 2017

SZTUCZKI WARIATÓW

- Nie biorę narkotyków. Jestem narkotykiem – chwalił się hiszpański surrealista Salvador Dali. Różnica pomiędzy artystami tworzącymi na „dopingu”, a na trzeźwo jest taka, że ci drudzy są z reguły stuknięci nawet bez środków psychoaktywnych. Kiedy zacznie Ci odbijać społeczeństwo odwróci się od Ciebie, ale jeśli przy okazji będziesz tworzył coś co się podoba, uzna jedynie że masz artystyczną duszę. Kreatywność jest z natury swej niestandardowa. Negatywną tego konsekwencją jest nasilony poziom zjawisk psychopatologicznych wśród osób najbardziej kreatywnych. Z drugiej strony sztuka staje się często dla takich ludzi formą autoterapii, pozwalającą skanalizować własne „szaleństwo”.


W obcowaniu ze sztuką najbardziej cenię to, że pozwala mi dostrzegać rzeczy, których samemu nie mógłbym dostrzec. Sztuka wyostrza percepcję, ale piękno zawsze jest w oczach patrzącego. W zasadzie sztuka pozwala nam dostrzegać nasze własne piękno. W tym tkwi cała przyjemność. Niestety można być całkowicie niewrażliwym na piękno sztuki. Niektórzy są skazani, żeby postrzegać rzeczywistość wyłącznie jako ciąg przyczynowo-skutkowych zależności. W takiej rzeczywistości nadmierne wysublimowanie wydaje się czymś wręcz niepraktycznym. W końcu nasz świat nie rozwijałby się tak dynamicznie gdyby wszyscy zamiast technologią interesowali się Szekspirem.


Umysły ścisłe wykazujące głębokie zdolności humanistyczne, czy wręcz artystyczne, zwykło się nazywać renesansowymi. Najwybitniejsze umysły renesansu zdawały sobie bowiem sprawę z tego, że pełnia człowieczeństwa wymaga zarówno analitycznego spojrzenia wiodącego do technicznych innowacji, jak i wymiaru „duchowego” – filozoficznego i estetycznego. Sztuka odnosi się do znaczenia (a nie funkcji) rzeczy, a dopiero odnajdując znaczenie widzimy sens. Małe dzieci nie są w stanie zrozumieć abstrakcyjnych pojęć, lecz tworząc określoną opowieść możemy im wytłumaczyć czym jest miłość, dobro czy zło. Istotą sztuki jest przenoszenie abstrakcji w sferę konkretu, tak żeby nasze wewnętrzne dziecko lepiej rozumiało tajemnicę egzystencji.

czwartek, 9 lutego 2017

INWAZJA MENTORÓW

Kiedy nie zwracamy na coś uwagi, niemalże dla nas nie istnieje. Ale kiedy już zaczniemy zwracać, to nie dostrzegamy niczego innego. Najbardziej komicznym przykładem tego, dokąd zawieść nas może zwracanie swej uwagi na wybrane zagadnienia jest tak zwany syndrom studenta medycyny. Bo studenci medycyny często rozpoznają u siebie objawy chorób o których się akurat uczą. Po prostu zaczynają szukać u siebie tych objawów i to wystarcza, żeby zaczynali je dostrzegać. Podobnie jest ze syndromem studenta psychologii, której to adepci rozpoznają u siebie szereg zaburzeń psychicznych. Myślenie o jakimś problemie może ten problem stwarzać. Najbardziej przewrotnym sposobem pogrążania kogoś jest przypominanie mu o jego problemach pod pretekstem pomocy w nich.

Nie chcę przez to powiedzieć, że sprawy zamiecione pod dywan nie istnieją. Ani że należy udawać, że się nie ma problemów. Można mieć na przykład problem z alkoholem i udawać, że go nie ma, ale to tylko go pogłębi. Bywa jednak, że określenie czy coś jest problemem dopiero ten problem kreuje. Na przykład ciągłe przypominanie komuś, że jest erotycznie sam, przysparzać mu może tylko dyskomfortu. Nie pomoże też „współczucie” mu w jego biedzie, chorobie i innych nieszczęściach, jeśli odwracać będzie jego uwagę od pasji i radości. Najgorsze co może człowieka spotkać, to stać się obiektem takiej parszywej litości, w której traci się podmiotowość nie zyskując nic w zamian oprócz kilku gównianych rad. Wydaje mi się, że jeśli ktoś zbytnio ingeruje w cudze życie, to tak naprawdę ma problem z własnym.

Myślcie sobie co chcecie, lecz z większością osób która udziela mi swoich chamskich, aroganckich, protekcjonalnych porad, nie zamieniłbym się na życie za Chiny Ludowe. Bo na ogół uważam ich życie za nieciekawe (pewnie tak jak oni moje, tyle że ja głośno tego nie mówię). Jeśli zazdroszczę komuś kobiet, to tylko prawdziwych, a nie oziębłych i jędzowatych. A jeśli zazdroszczę pieniędzy, to na pewno nie potrzebuję harówy i wyścigu szczurów. Jeśli brakuje mi znajomości, to nie z nudnymi palantami bez charakteru, którzy potrafią tylko lawirować. Więc skończcie mi pierdolić wasze mądrości, bo w swoim zadufaniu nie jesteście w stanie dostrzec jakie bogate zgromadziłem doświadczenia. Nie chciałbym pozamieniać się z wami głowami, bo zanudziłbym się na śmierć.

wtorek, 7 lutego 2017

TESTAMENT PAMIĘCI

- Pamięć stanowi nasze życie. Życie bez pamięci jest niczym – pisał w swoich pamiętnikach słynny reżyser Luis Bunuel. Bo jeśli życie jest naszą historią, to tylko pamięć jest jej spoiwem. Śmierć unieważnia nasze życie wymazując wszystkie wspomnienia. Bez tej egzystencjalnej ciągłości nie zmierzamy już z punktu A do punktu B, a przecież nasza droga jest najważniejszą częścią naszej osobowości. Żeby mózg klona był odwzorowaniem naszego, trzeba by przeszczepić mu nasze wspomnienia – wyposażyć go w identyczne połączenia neuronalne. Słusznie czujemy, że to co nas spotyka jest unikalne i niepowtarzalne. Nasza historia – której nigdy nie da się opowiedzieć ze wszystkim niuansami – kończy się jednak wielkim zapomnieniem. Na wieki wieków nie będziemy już wiedzieli kim byliśmy.
 

Ale póki jeszcze ktoś o nas pamięta, szczególnego znaczenia nabiera dla nas to jak będziemy zapamiętani. Opowiadamy jeszcze raz swoją historię – jej ostateczną wersję, po wszystkich przeredagowaniach i zmianach znaczeń. Ale i tak gdzieś zawsze pozostają jakieś papiery, podpisy, zdjęcia, świadkowie i śmierdzące sprawy. Paradoks polega na tym, że pragnąc uniknąć zapomnienia i zbagatelizowania, usiłujemy jednocześnie więzić te wszystkie upiory w tajnych skrytkach, wątpiąc iż należy nam się zrozumienie. Łatwiej samemu siebie rozgrzeszyć niż przyznać się do błędów moralnych. Prawdziwe życie bohaterów zawsze dalekie jest od mitów których stają się zakładnikami. Najtrudniej jest pamiętać o własnej małości kiedy wierzy się we własną wielkość.

Pamięć jest niebezpieczna. Chcemy żeby była żywa, ale ona czasem się obraca przeciwko nam. Sami możemy sobie wytłumaczyć swoje upadki, lecz dla innych pozostaną tylko gołymi faktami, lub co gorzej przejawami naszej prawdziwej osobowości. Czy nasza prawdziwa twarz, to ta którą chcemy pokazać, czy ukryć? I czy inni widzą nas takimi jakimi chcą nas widzieć, czy takimi jacy jesteśmy? – Pamięć podlega nieustannym atakom wyobraźni i marzeń, a ponieważ istnieje pokusa, żeby fikcję brać za rzeczywistość, z naszego kłamstwa czynimy w końcu prawdę – twierdził Bunuel.  

niedziela, 5 lutego 2017

ŚWIAT WEDŁUG CYNIKÓW

Ciężko jest oczekiwać od ludzi miłości – nawet tej chrześcijańskiej. Ciężko jest oczekiwać nawet przyzwoitości – ludzie lubią innych wykorzystywać. A co najgorsze ciężko oczekiwać nawet litości – ludzie uwielbiają innym dokuczać. Może brzmi to dosyć pesymistycznie, ale nauczyłem się niczego od ludzi nie oczekiwać. Dzięki temu mogą mnie co najwyżej pozytywnie zaskoczyć. Bo ludzie czasami są niesamowici. Kiedyś w obcym sobie miejscu zostałem okradziony ze wszystkich pieniędzy. Nieznajomy człowiek dał mi wtedy nocleg i talerz zupy. Chociaż poniosłem straty ludzkość symbolicznie wyrównała ze mną rachunki. Więc pomyślałem, że ludzie mają różne oblicza, chociaż spodziewać się po nich można najgorszego.

Wszyscy mamy tendencję do koncentrowania się bardziej na złych niż na dobrych doświadczeniach. I nie jest to pozbawione sensu. Ewolucja ukształtowała nasze mózgi tak, żebyśmy mogli wyciągać wnioski ze złych doświadczeń. Wychwytywanie zagrożeń pomagało naszym przodkom przetrwać, a nam umożliwia unikanie różnego rodzaju nieprzyjemności. Są miejsca w których ludzie udają, że wszystkich kochają – na przykład w kościele. Wiara w taką miłość może drogo kosztować. Zawsze można znaleźć jakąś wymówkę żeby nie być przyzwoitym, dlatego tylu nieprzyzwoitych ludzi czuje się w porządku. Można to nazwać elastyczną moralnością.
 
Ludzie często przekonują samych siebie, że muszą być świniami, bo wszyscy nimi są. W takiej optyce można być tylko świnią albo frajerem. W rzeczywistości jest odwrotnie. Obrona wartości moralnych wymaga charakteru, a rezygnacja z nich świadczy o konformizmie lub oportunizmie. Zdaniem świń z krwi i kości bycie świnią jest jednak zupełnie naturalne. Co więcej, jeśli ktoś nie jest świnią, to zapewne nie ma dosyć odwagi, siły, ani żadnej możliwości by świnią zostać. Ale gdyby miał władzę, pieniądze czy był bożyszczem, nic by nie stało na przeszkodzie żeby ujawnił swoją świńską naturę. W takiej sytuacji twarda świnia może tylko Tobą gardzić.

środa, 1 lutego 2017

ZABAWA W ŻYCIE

Całe życie obrastamy w przedmioty. Obrastamy tak bardzo, że w końcu zaczynamy je wyrzucać. Miałem kiedyś konsolę Nintendo i trochę cartridge’y. Dzisiaj gry komputerowe wydają mi się niedorzeczne. Miałem kolekcję kaset magnetofonowych. Dzisiaj nie mam już nawet magnetofonu. Nie wiem nawet gdzie jest teraz ta kolekcja. Kiedyś czytałem komiksy – dzisiaj książki. Mam w piwnicy rower na którym nigdzie już nie jeżdżę. Mam na półkach różne bibeloty, które dostawałem od znajomych w czasach kiedy na moich urodzinach piło się wódkę. Dzisiaj piję sporadycznie piwo z sokiem i sam mam w dupie swoje urodziny – a tym bardziej cudze. Starzenie się jest kiepskim powodem do świętowania. Moim kumplom można by dawać niewiadomo jakie dragi, ale i tak nie zrobiliby już nic szalonego. Od degeneratów natomiast lepiej trzymać się z daleka, bo nie mają zasad.

Świat stoi przede mną odczarowany. Wiem, że jakiekolwiek gadżety zgromadzę, staną się kiedyś one bezwartościowym szmelcem. Mógłbym spróbować jeszcze wielu rzeczy – zostać mężem i ojcem, a potem dziadkiem. Jak na razie się jednak na to nie zanosi. Ale jestem już na tyle dorosły żeby wiedzieć, że większość dorosłych jest jak dzieci. Tyle że dzieci bawią się małymi zabawkami, a dorośli dużymi. No i dorośli muszą sami na te zabawki zarabiać (na ogół). Mężczyźni mają swoje zabawki, a kobiety swoje. Niektóre zabawki są uniwersalne – na przykład telewizory. Inne mniej – na przykład wędki czy samochody. Są też żywe zabawki – czworonogi, a nawet konie arabskie. Zabawki bywają też niebezpieczne – zwłaszcza jeśli ktoś bawi się kijami bejsbolowymi czy bronią palną. Skoro ludzie krzywdzą się, żeby tylko zdobywać swoje zabawki, to w pewnym sensie jest to dziecinne.


Gangsterzy to cwele którzy przemocą i podstępem zdobywają zabawki. Ale ile by nie mieli zabawek nigdy nie będzie im dosyć, bo nie umieją się bawić. Zanim zabawią się jedną zabawką, już myślą o drugiej. A najbardziej lubią wszystkim te zabawki pokazywać. To jest dla nich najlepsza zabawa. Pracodawcy potrafią wyciskać siódme poty z pracowników, żeby tylko kupować sobie i swojej rodzinie zabawki – oczywiście tylko ci najbardziej dziecinni. Potem chodzi taki napuszony w okularach albo butach na które wydał całą twoją pensję i cieszy się jak bachor, a tobie potrąca za papier toaletowy. Buduje pierdolone domy, kupuje pierdolone łódki i bryluje w pierdolonej śmietance. Na czele państwa stoją natomiast politycy, którzy bawią się w mężów stanu. Ciekawe co by się stało, gdyby zabrano ludziom wszystkie zabawki. Może by w końcu dorośli. Albo przestali być zabawni.