Łączna liczba wyświetleń

środa, 28 września 2016

KRZYŻ I SWASTYKA

- Moje uczucia jako chrześcijanina wiodą mnie do mojego Pana i zbawcy, w którym dostrzegam wielkiego wojownika. Wiodą mnie ku człowiekowi, który — choć samotny i otoczony kilkoma zaledwie uczniami — rozpoznał, czym są Żydzi i wezwał ludzi do walki z nimi. Człowieka, który — na Boga — wielkość swą okazał, nie cierpiąc, ale walcząc. Z bezgraniczną miłością jako człowiek i chrześcijanin czytam te słowa Pisma, które ukazują Pana w całej jego potędze, gdy wreszcie powstał i biczem wygnał ze świątyni całe to plemię żmijowe. Jakże wspaniała była jego walka o świat wolny od żydowskiej trucizny. Dziś, po dwóch tysiącach lat, w najgłębszych porywach mego serca z niezgłębioną pewnością wiem, iż właśnie po to on przelał swą krew na krzyżu. Jako chrześcijanin nie mogę pozwolić się oszukiwać. Jako chrześcijanin mam obowiązek walczyć o prawdę i sprawiedliwość – przyrzekał Adolf Hitler. Potem wywołał drugą wojnę światową.

Z Hitlerem jest ten problem, że nikt nie chce się za bardzo do niego przyznawać. Kręgi konserwatywne widzą w nim więc rewolucjonistę, zwalczającego tradycję i kościół. Ugodową postawę Watykanu wobec jego reżimu określają zatem jako taktyczną. Ci sami ludzie często uważają równocześnie, że „prawdziwa” demokratyczna opozycja nigdy nie powinna zasiąść z komunistami przy okrągłym stole. Niestety czasami trzeba wybrać mniejsze zło. Patrząc globalnie komunizm z pewnością był skrajnie zbrodniczym systemem, śmiem jednak sądzić (co w dzisiejszych czasach „renesansu” narodowego nie brzmi zbyt dobrze), że PRL był przyjaźniejszy Polakom niż Generalne Gubernatorstwo. A więc, nie kwestionując niechlubnej tego strony, dobrze się stało, że czerwony okupant wyparł brunatnego, nawet jeśli ucierpieli na tym żołnierze wyklęci. Nie mogę też słuchać bredni, jakobyśmy zostali sprzedani przez aliantów ruskiemu Gruzinowi. Owszem, polityka aliantów była cyniczna, tyle że Stalin zgarnął tylko tyle, ile udało się zwojować jego sołdatom.

Jedyną grupą religijną oficjalnie prześladowaną w Trzeciej Rzeszy byli Świadkowie Jehowy. Żydzi natomiast byli tępieni niezależnie od tego czy wyznawali judaizm, czy też przyjęli chrzest, a nawet porzucili swoją kulturę. Wierzono bowiem, że skurwysyństwo mają we krwi. W roli swojego głównego przeciwnika ideologicznego Hitler nie stawiał wcale kościoła, ale komunizm. Dlatego po wojnie uciekający gdzie pieprz rośnie naziści mogli liczyć na miłosierdzie Watykanu, zwłaszcza w osobie austriackiego biskupa Aloisa Hudala, uhonorowanego swego czasu złotą odznaką partyjną NSDAP.  Katolickie wychowanie otrzymał nie tylko sam Hitler, lecz też inni prominenci jego reżimu, jak np. Heinrich Himmler, Reinhard Heydrich czy Joseph Goebbels. W katolickim domu dorastał również Rudolf Hoess, komendant obozu zagłady w Oświęcimiu. W konstytucji Trzeciej Rzeszy znajdowało się też bezpośrednie odwołanie od Boga.

Grzechy Hitlera nie obciążają katolicyzmu jako takiego, podobnie jak wybryki dżihadystów nie obciążają całego islamu. Co więcej, Hitlera ostatni raz widziano w kościele w 1935 roku, na mszy za duszę marszałka Józefa Piłsudskiego. Choć formalnie pozostawał katolikiem, nie był więc praktykującym członkiem kościoła. W samych Niemczech największym poparciem cieszył się wśród ludności protestanckiej. Katolicki kler, zwłaszcza w Polsce (gdzie uchodził za strażnika narodowej tradycji), dotknęły różne, niekiedy wręcz zbrodnicze represje. Ale już na Słowacji marionetkowym faszystowskim reżimem kierował ksiądz Tiso. Stosunek Hitlera do spraw religijnych nie był jednoznacznie wrogi, lecz skomplikowany. Ciężko stwierdzić dziś w co tak naprawdę wierzył Hitler, ale analizując jego filozofię widzimy, że uparcie odwołuje się do jakiejś bliżej nieokreślonej siły wyższej. W nazistowskich kręgach szerzył się też okultyzm i neopogaństwo, czyli światopogląd jak najbardziej magiczny, a nie materialistyczny. Z całą pewnością Hitlera nie można postrzegać jako wojującego ateistę.         

niedziela, 25 września 2016

JESTEM KTÓRY JESTEM

Życie zaczyna się i kończy, czyli zmierza do punktu wyjścia. A zatem życie jest jedyną doświadczaną przez nas zmianą. Ale początek życia uważamy za wspaniały, a jego koniec za tragiczny. Wiem, że śmierć może być poprzedzona cierpieniem. Nawet zazwyczaj. Fakt, że czeka nas cierpienie, nie jest zbyt krzepiący. Jednak konieczność przemijania i cierpienia nadaje tym kilku chwilom istnienia wielkość. Śmierć nie jest niesprawiedliwa. Po prostu koło się zamyka. Otacza nas nicość. My jesteśmy błyskiem świadomości. Bogiem. Okiem spoglądającym w otchłań. To co w niej widzimy świadczy o tym, że istniejemy. Nasze istnienie przybrało taką, a nie inną formę. Cokolwiek istnieje nie może być przecież bezkształtne. Kształt wyznaczony jest przez granice. Granicą naszego bytu jest śmierć. Ale tylko jedną z granic.

W kultowej powieści Kurta Vonneguta „Rzeźnia numer pięć, czyli Krucjata dziecięca, czyli Obowiązkowy taniec ze śmiercią”, weteran wojenny Billy Pilgrim zostaje porwany przez kosmitów i na obcej planecie prezentowany jest w zoo jako okaz nieznanego zwierzęcia. W klatce wraz z nim umieszczona zostaje samica, ponętna gwiazda porno. Lecz Billy Pilgrim od czasów wojny zmagać się musi z nagłymi skokami w czasie. Często powraca do bombardowanego przez aliantów Drezna, gdzie Niemcy przetrzymywali go z innymi jeńcami  w budynku nieczynnej rzeźni. Zaburza to jego percepcję tej sytuacji. Billy Pilgrim to swoiste alter ego autora, który dostał się do niemieckiej niewoli podczas ofensywy w Ardenach i na własne oczy widział bombardowanie Drezna. Wielu krytyków uznało absurdalno-satyryczny klimat powieści za niestosowny w kontekście tej rzezi, niemniej osiągnęła ona wielki komercyjny sukces i sprowokowała dyskusję na temat alianckiej „zemsty”.


Przesłanie „Rzeźni numer pięć” głosi, że wszystkie zdarzenia rozgrywają się jednocześnie, a czas nadaje im tylko formę czyli strukturę. Ponieważ żadna z chwil nie może zostać zmieniona powinniśmy skupiać się na tych dobrych, a ignorować złe. Łatwo powiedzieć. Ale przecież nie widzieliśmy dzieci płonących w Dreźnie, więc może nie tak łatwo. Nie widzieliśmy też płonącej Warszawy, Hiroszimy czy Nankinu. Być może to tylko literacka wizja, lecz niektórzy fizycy rzeczywiście uważają, iż czas obiektywnie nie istnieje. Jeśli to prawda, nie ma co przejmować się tym, że nie będziemy żyli wiecznie. A nawet jeśli czas jest wieczny, to w końcu będzie musiał się powtarzać. 

sobota, 24 września 2016

POLITYCZNA KOSA

Narzekali, że mają w sejmie cioty i babochłopów, to teraz wybrali sobie byłego gangsta-rapera. Kiedyś chełpił się tym, że pierdoli policję, dzisiaj uczestniczy w stanowieniu prawa. Ale stary scyzoryk nie zapomniał o młodzieży z ponurych blokowisk. A zwłaszcza o chorych dzieciach. Chce im dać medyczną marihuanę. Ale to może być za mało, żeby zwalczyć w tym kraju alkoholizm. Do tego potrzebne by było LSD. W latach pięćdziesiątych skuteczność takiej terapii szacowano na pięciokrotnie większą niż w wypadku technik stosowanych przez grupy wsparcia, takie jak Anonimowi Alkoholicy (z całym szacunkiem dla nich). Jeśli wierzyć wynikom tamtych eksperymentów tak zwany kwas powstrzymywał przed piciem co drugiego alkoholika. Wyobraźcie sobie, że w Polsce nie ma połowy pijaków. Przecież to byłaby prawdziwa rewolucja. Tylko że hipisowska czyli lewacka. A nie prawilno-medyczna.

Osobiście wolałbym, żeby ludzie palili trawkę niż pili alkohol, i nie chodzi mi tu nawet o ich wątroby. Po alkoholu Polacy często stają się agresywni. Sęk w tym, że kultura melanżu często łączy te dwie używki i stąd to całe gangsterskie pierdolenie. Czarna muzyka, tureckie kebaby i brytyjska piłka, to już niemal elementy naszej tożsamości. Wódka mogłaby więc wzmacniać ducha narodowego. Bądź co bądź, to prawdopodobnie polski wynalazek. A już z całą pewnością polskie słowo przyswojone przez szereg języków. Pierwszy znany zapis tego wyrazu znajduje się w zapiskach sądowych województwa sandomierskiego z 1405 roku. Tak więc Pablo Picasso twierdząc, że obok kubizmu i bluesa polska gorzała należy do największych odkryć dwudziestego wieku, pomylił się o przeszło sześć stuleci. To wciąż nasz flagowy produkt eksportowy. Ale Polacy ostatnio od wódki wolą piwo.
 

Podobno piją też więcej wina niż kiedyś. Znaczy się nie jaboli, tylko takiego prawdziwego. Mówią że wszystkie kobiety są piękne, tylko wina czasem brak. A skoro Polki są ponoć najpiękniejsze, jak się jeden z drugim nawali, to podobają mu się nawet Murzynki czy Azjatki. Dlatego niektóre Polki wyglądają jak mulatki, a inne mają azjatyckie oczy. Chociaż solarium powoduje raka skóry, w Polsce mogą korzystać z niego osoby, którym nie wolno jeszcze kupić paczki papierosów. Zresztą nadmiar słońca też może zaszkodzić. Na przykład zaburzyć pracę mózgu. Umówiłem się kiedyś z jedną głupią cipą. Potem nie przyszła, bo podobno za mocno się opaliła. Pewnie chciała zobaczyć jak to jest być gorącą dziewczyną. Nie wiem. We Włoszech w parlamencie zasiadała kiedyś gwiazda porno. Nie ma więc co wstydzić się gangsta-rapera. Tym bardziej, że nie wstydzę się tego, iż byłem kiedyś posiadaczem jego kasety. W podstawówce.  

piątek, 16 września 2016

ŻYCIE JAK PUDEŁKO CZEKOLADEK

Moja głowa to fabryka pomysłów. Muszę kiedyś zlecić ich realizację komuś kto nie wie co ze sobą zrobić. Ja mam za dużo rzeczy na głowie, żeby jeszcze zajmować się praktyką. Poza tym, nie nadążam nawet z ich zapisywaniem. Musiałbym mieć jeszcze sekretarkę żeby robiła mi notatki. Musiałbym mieć też kierowcę, żeby wszędzie dojechać, nawet kiedy akurat będę dyktował coś sekretarce, albo ciężko myślał. No i w ogóle musiałbym mieć kupę kasy i końskie zdrowie. Więc raczej sobie daruję. Ale moja głowa to mój potencjał. Kiedy mi się coś nie uda, zawsze mogę wymyślić co innego. Głowa wymyśla więc ciągle coś nowego. Tyle już jest tego, że mieszają się wszystkie wątki. Przez to wyobraźnia jest surrealistyczna. Wynika z tego realny chaos.


Dziś wiadomo, że mózg nie jest monolitem, lecz składa się z autonomicznych modułów. Każdy moduł „otrzymał” od ewolucji określone zadanie – po prostu sprawdził się w swojej roli i dlatego zajmuje swoje miejsce w systemie. Poszczególne moduły realizują własne cele, a te mogą być sprzeczne. Pociąga to za sobą emocjonalną ambiwalencję. Postępujemy zgodnie z „wolą” modułu, któremu udaje się przejąć kontrolę na skutek skomplikowanych algorytmów mózgowych. Przez cały czas toczymy więc niejako wewnętrzną walkę. A w zasadzie jesteśmy tą walką. Nasze postępowanie realizuje wytyczne przeważających modułów. Tak więc jesteśmy wypadkową tworzących nas elementów. Wyjaśnia to naszą hipokryzję, wewnętrzne konflikty czy doznania rozpadania się jaźni pod wpływem medytacji lub narkotyków halucynogennych.


Chcielibyśmy mieć ciastko i zjeść ciastko, bo chcemy mieć zapasy ciastek i rozkoszować się ich smakiem. A najlepiej jakby można było jeść ciastka i jeszcze zachować smukłą sylwetkę.  Podobnie jest ze wszystkim. Chcielibyśmy zachowywać szanse i jednocześnie je wykorzystywać. Albo robić co chcemy i nie ponosić tego konsekwencji. Chcielibyśmy też przestrzegać jakkolwiek pojmowanych standardów moralnych i jednocześnie sobie folgować. Nawet kiedy zostaniesz papieżem będzie Ci się chciało bzykać to co natura stworzyła do bzykania. Napijesz się, chociaż nie lubisz mieć kaca. Nieraz nawet już kiedy coś robisz wiesz, że będziesz tego żałował. No cóż, skazany jesteś na szamotanie się pomiędzy swoimi pragnieniami. Ty jesteś tymi pragnieniami. Chcieć znaczy być. Cieszę się, że jestem.        

środa, 14 września 2016

WOLNOŚĆ

Podobno lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć. Bo z głupim w ogóle lepiej nie mieć nic wspólnego. Głupiec może być tak głupi, że będzie komplikował życie innym, nawet jeśli zaszkodzi to jemu samemu. To siła głupców. W swojej głupocie potrafią być nieobliczalni. Z czystej głupoty mogą spierdolić każdy dobry układ. Nie próbuj ich nigdy do niczego przekonywać. Prędzej Cię wyśmieją, niż się nad czymś zastanowią. Patol najlepiej dogada się z patolem, dlatego patologia trzyma się razem. Z doświadczenia wiem, że próby ucywilizowania patoli na ogół kończą się chamieniem tych którzy je podejmują. Głupcy są pewniejsi siebie, bo nie mają wątpliwości. Widzą tylko to, co mają przed oczami.

Kto zadaje się z głupcem jest jeszcze większym głupcem od niego. Kiedy zadawałem się z palantami byłem palantem. Kiedy zadawałem się z idiotkami byłem idiotą. Kiedy zadawałem się ze złymi ludźmi postępowałem źle. Kiedy zadajesz się z nieodpowiednimi osobami i tak pozostajesz samotny, bo nic Ci nie mogą dać. A czasem nawet mogą coś zabrać. Sam przyznasz, że głupio jest tak dawać się nabierać. Niekiedy jednak głupcy wydają się w swojej głupocie bardziej autentyczni od tych którzy pozują na mędrców. Porządni obywatele zbytnio koncentrują się na formach. Dręczy ich obsesja „układania” sobie życia. Ciągle muszą coś udowadniać. Przez to czasami wydaje mi się, że nigdzie nie pasuję.

Zastanawiałem się czy każdy człowiek samotny jest winien swojej samotności. Nieraz wydawało misię, że jeśli ktoś ma rzeczywiście wiele do zaoferowania, to przecież kogoś powinno to zainteresować. Bo przecież musi mieć komuś coś do zaoferowania, a nie tylko sobie. Oferta która nikogo nie interesuje, to żadna oferta. Niemniej analizując historię widzimy, że alienacji ulegały często jednostki wybitne otoczone przez ciemne masy. Często nie dane im było spotykać równych sobie. W kontekście psychologii mówimy o „przekleństwie wiedzy”, rozumianym jako trudności w komunikowaniu się, wynikającym z założenia, że pewne fakty są dla wszystkich oczywiste, choć wcale tak nie jest. Gdybym na przykład miał obcować z wybitnymi specjalistami od wulkanologii, medycyny tropikalnej czy rozwoju dorożkarstwa w osiemnastym wieku, zapewne uznałbym ich za jakichś nawiedzonych dziwaków.

Silny indywidualizm pociąga za sobą swego rodzaju ekscentryzm, i to niekoniecznie zbyt ekscytujący. Wszyscy jesteśmy w jakimś stopniu indywidualistami, dlatego najbardziej lubimy ludzi podobnych do nas. Gdy chcemy się komuś przypodobać, staramy się wykazać, że pasujemy do jego modelu. Na przykład, że jesteśmy bardziej niegrzeczni czy ułożeni niż jest w rzeczywistości. Jeśli czujemy się przy kimś dobrze, nie musimy o nic zabiegać i możemy być sobą. Taka harmonia wytwarza wielką energię. Ta energia to najlepsze co od kogoś możesz dostać. 

wtorek, 13 września 2016

PERŁY I WIEPRZE

Lepiej być krnąbrnym niż przesadnie układnym. Kiedy chcesz wszystkim dogodzić, ludzie na ogół traktują Cię jak wycieraczkę. Lepiej już być wrzodem na dupie niż wąchać podeszwy. Chociaż szczerze mówiąc, najlepiej nie mieć nic wspólnego z takimi wrzodami. Nie obchodzi mnie kto wdepnął w jakie gówno. Kto ma najważniejsze sprawy na świecie. Ja mam jeszcze ważniejsze. Każdy jest najważniejszy i wszyscy mają rację. Dlatego tak trudno czasem się dogadać. Jeśli nie będziesz najważniejszy to stracisz to co najważniejsze. W związku z tym zawsze chcę tego co najlepsze. Uważam, że na to zasługuję. Niestety inni ludzie często sądzą, że będę się cieszył z byle czego. A jak się nie cieszę, to mówią, że w głowie mi się poprzewracało.
 
Są rzeczy których pragną wszyscy, lecz nie są dla wszystkich. Nie dla psa kiełbasa. Ale są też rzeczy najlepsze, których wykwintnością nie każdy potrafi się delektować. Perły rzucone przed wieprze nie wzbudzą w nich zachwytu. Sęk w tym, że nawet kiedy będziesz miał perły, na widok kiełbasy zacznie ci cieknąć ślinka. Wyrafinowanie to skutek uboczny myślenia. Albowiem przez wieki tylko organizmy najbardziej syte mogły sobie na nie pozwalać. Chamstwem zaś zwano pospólstwo, widząc w prostactwie jego cechę przyrodzoną. Wzniosłe fanaberie roić się mogły tylko gdy nie trzeba było myśleć o mięsie. Gdy lud dostał parówki zrozumiał, że nie samym chlebem człowiek żyje. Okazało się, że wszyscy jesteśmy ludźmi.


Mimo szacunku na jaki zasługuje każdy z nas bez względu na zajmowaną przez siebie pozycję, nie brak prawdy w stwierdzeniu, że najgorzej z dziada zrobić pana. Jest to jednak zależność psychologiczna nie wynikająca z dziadostwa dziadów, ale z szoku związanego z nagłym przyrostem poczucia własnej wartości. Wszelkie badania wskazują, że sprawowanie jakiejkolwiek władzy wpływa raczej negatywnie na moralność jednostki, obniżając jej poziom empatii i windując ego. Lecz osoby nieprzyzwyczajone do poczucia mocy mogą całkiem się w tym pogubić. Choć woda sodowa może uderzać ludziom do głowy, z drugiej strony dopiero nagły przypływ bogactwa czy popularności sprawia, że zaczynają mówić to co myślą. A myślą, że są najważniejsi.

poniedziałek, 12 września 2016

MAGIA

Niektórzy ludzie wierzą w różne głupoty. W horoskopy, prorocze sny i wróżby. Podobno religia katolicka formalnie potępia wszelkie grzeszne gusła, lecz z obserwacji wiem, że to osoby religijne są najbardziej zabobonne. Mają wszak skłonności do relacji z siłami nadprzyrodzonymi. Osoby o poglądach materialistycznych z założenia wykluczają, że światem kierują inne prawa niż naturalne. W ludycznej świadomości przetrwało wiele absurdalnych obyczajów. Na przykład zwłoki powinny zostać pochowane przed niedzielą, bo jeżeli tak się nie stanie, to nieboszczyk w najbliższym czasie kogoś jeszcze „zabierze” w zaświaty. Nie można kłaść butów na stole, torebki na podłodze, witać się przez próg czy dawać noży w prezencie. Nie są to zachowania racjonalne.
 

Psychologia określa to zjawisko mianem zależności magicznej. Jest to rodzaj warunkowania, w którym zależność pomiędzy zachowaniem i nagrodą jest iluzoryczna, ale występuje w przekonaniu organizmu. Twórca tego terminu, Borrhus Skinner, umieścił gołębie w klatkach i karmił je w równych odstępach czasu. Po pewnym czasie zaczęły się dziwnie zachowywać – kucały, podnosiły skrzydełko, kręciły łebkiem lub obracały się wokół własnej osi. W przekonaniu każdego gołębia pojawianie się pokarmu wiązało się z wykonywaniem przez niego określonej czynności. Przypadkowe zachowania wzmacniane nagrodami mają więc tendencję do utrwalania się. Jeśli zaś w naszym subiektywnym odczuciu zostaniemy za coś ukarani, będziemy się tego wystrzegać. Komuś przebiegł kiedyś drogę czarny kot, a potem facet miał pecha i obwinił o to futrzaka.


Wszelka magia zmierzała zawsze do kontrolowania rzeczywistości, poprzez wykonywanie odpowiednich rytuałów. Rzeczywistość ma bowiem to do siebie, że nie idzie w pełni jej kontrolować, a czasem nasze możliwości są mocno ograniczone. Ostatecznie każdy z nas chciałby nadać jej własny kształt. Jeśli ktoś jest jasnowidzem niech poda mi numery totolotka. Dziękuję wszechświatu za to, że mogę patrzeć w lustro czy puszczać bąki. Dziękuję nawet za to, że muszę umrzeć. Gdybyśmy żyli wiecznie życie nie miałoby żadnego sensu. W końcu do czego można dążyć mając nieskończoną ilość czasu i szans? Dziękuję za mój mózg, za ręce, nogi i penisa. Ja też czasami chciałbym wszystko zaczarować. Poznać sztuczki które sprawią, że będzie się działo to co chcę. Abrakadabra.            

niedziela, 11 września 2016

ŁYK ŚMIERCI

Od tego co Cię spotyka ważniejsze jest to co czujesz. A to co czujesz wynika z Twojej postawy wobec życia. Większość osób których życie dramatycznie się zmieniło, na przykład z powodu trwałego kalectwa, w niedługim czasie potrafi powrócić do wcześniejszej kondycji psychicznej. Dzieje się tak, ponieważ nasz system psychiczny jest tak skonstruowany, żeby dostosowywać się do rzeczywistości. To wspaniała ludzka cecha. Niestety działa to też w drugą stronę. Nawet jeśli odziedziczymy fortunę, niebawem euforia opadnie i poziom naszych emocji się wyrówna. Uczucia muszą być stabilne, żebyśmy nie zatrzymywali się na skutek nadmiernego przygnębienia czy nie grzęźli w samozadowoleniu. Psychiczna homeostaza zmierza do przywrócenia zachwianej równowagi. I dlatego idziemy do przodu.

Ludzie dzielą się na pesymistów i optymistów. Pesymiści widzą szklanki puste do połowy, a optymiści pełne. Dlatego pesymiści są nieszczęśliwi, a optymiści wręcz przeciwnie. To oczywiście uproszczenie, bo są to tylko bieguny stopniowalnego realizmu. Poza tym można być optymistą w jednej sprawie, a w drugiej już nie. Generalnie jednak ważna jest interpretacja zdarzeń, a ta często bywa nawykowa. Jedni są więc szczęśliwi mimo wszystko, a drudzy nie cieszą się niczym. Zapewne przyczyny takich postaw bywają niekiedy głębsze. Mogą na przykład wiązać się z poziomem neuroprzekaźników w czerepie. Lecz to sprawa złożona, gdyż pomiędzy zachowaniem a stanem chemicznym mózgownicy występuje sprzężenie zwrotne. Chemia określa nasz nastrój, ale to co robimy stymuluje określone jej poziomy. Na przykład kiedy staniemy w ringu bokserskim automatycznie wzrośnie nam poziom testosteronu.


Kiedy miałem osiemnaście lat chwilowo mi odbiło i wylądowałem w szpitalu z pociętymi przegubami i żołądkiem wypełnionym psychotropami. Nie ma się czym chwalić, ale nie ma też czego się wstydzić. Każdy może mieć gorszy dzień. Snuto wtedy różne stereotypowe teorie na mój temat, na przykład, że skłoniła mnie do tego nieszczęśliwa miłość. Co prawda brak seksu może być frustrujący, lecz bez przesady. To co czułem to było wielkie wkurwienie, że świat jest popierdolony. Piekło to inni ludzie. Kiedy mnie nie wkurwiają czuję się na tej planecie całkiem dobrze. Więc mnie nie wkurwiajcie. Najlepsze co człowiek może robić w życiu, to żyć po swojemu. A najgorsze to przejmować się dupkami. 

sobota, 10 września 2016

HISTERIA

Mówią, że nieważne czy dobrze czy źle, ale ważne żeby o Tobie mówili. Stąd też wielu celebrytów, artystów i polityków tak chętnie ucieka się do skandalów i prowokacji. Lepiej budzić odrazę niż obojętność. Niezauważony nie istniejesz. Jesteś powietrzem. Twórcy promując swoje dzieła sami chętnie podkreślają ich kontrowersyjność. Reklamując swoje działa jako „kontrowersyjne”, pozbawiają jednak tego przymiotnika mocy. Gdy słyszę o kontrowersyjnej książce czy filmie, myślę na ogół, że znowu ktoś chce zostać skrytykowany. Rzekome kontrowersje oznaczałyby, że temat jest gorący, budzi szeroką dyskusję i wielkie emocje. Oczywiście niekiedy prowokacja może zmuszać do myślenia. Lecz w postmodernistycznej rzeczywistości bunt staje się często groteskowy, a niepoprawność bywa w dobrym tonie. Skomercjonalizowane skrajności mogą więc otwarcie opluwać się jadem, gromadząc wokół siebie przygłupów widzących w tym walkę dobra ze złem.


Pozytywne jest w tym przynajmniej to, że ludzie krytykują się wzajemnie, zamiast do siebie strzelać, czy napierdalać się bejsbolami. Ateiści mogą więc naśmiewać się z wiary, prawica z lewicą wyzywać się od faszystów i bolszewików, dresy rapować o policyjnych represjach, a ekshibicjoniści trzepać kapucyna przed kamerkami. Nie znaczy to, że przemoc nie istnieje. Mimo tego w tym miejscu i czasie żyjemy w najbezpieczniejszych dotychczasowych okolicznościach, tyle że jednocześnie jesteśmy najlepiej poinformowani. Wydaje się więc, że „kiedyś tego nie było”. Statystyki przestępczości choćby za czasów PRL były wręcz zatrważające, tyle że je tuszowano i ludzie czuli się bezpieczniej. Nie słuchajcie farmazonów podstarzałych moralistów, którzy nawet nie potrafili zaznajomić się z tymi faktami. Nie potrzeba było brutalnych gier komputerowych, pornografii czy narkotyków, żeby wyhodować morderców i dewiantów.

Co prawda społeczeństwo informacyjne wrze od hejtu, ale oddanie motłochowi tak szerokiej palety środków wyrazu musiało się tak skończyć. Na szczęście, pomijając jakichś ekstremistów, hejterzy taplają się we własnych szambach, niezbyt zwracając na siebie uwagę. Mało kto próbuje ogarniać prawdę kompilując różnorodne źródła. Koniec końców jednym zależy przede wszystkim żeby powiedzieć swoje, a drugim żeby się w tym utwierdzić. Ponieważ antagoniści tak naprawdę nie zwracają na siebie wzajemnie większej uwagi, żyjemy w świecie, gdzie możemy nawzajem się oczerniać zamiast napierdalać. Niekiedy nawet jesteśmy jeszcze w stanie mówić sobie „dzień dobry” czy podawać ręce. Doświadczone gwiazdy nie czytają komentarzy na swój temat, wiedzą bowiem, że w ten sposób można sobie tylko pogorszyć samopoczucie. Wolność wypowiedzi ujawnia tylko banalną prawdę, że nie każdy nas lubi, a zatem im bardziej jesteśmy znani, tym bardziej nielubiani. W ten czy inny sposób wszyscy staramy się zwracać na siebie uwagę. Dlatego robimy całe to zamieszanie.

czwartek, 8 września 2016

SYN CZŁOWIECZY

Kiedy byłem mały wierzyłem w Boga, który siedzi na chmurze i patrzy czy jestem porządnym katolikiem. Wierzyłem, bo mi to powtarzano przy każdej okazji. Kiedy jednak zacząłem się nad tym zastanawiać, zrozumiałem, że argumenty przemawiające za taką teorią są bardzo śmieszne. Najśmieszniejsze jest zaś to, że nie da się ich obalić. Powątpiewanie, czyli sceptycyzm jakim zazwyczaj przejawia się krytyczne myślenie, jest w tym wypadku „grzechem”. Błogosławieni są bowiem ci, którzy nie widzieli a uwierzyli. Jeśli zaś wątpisz w baśnie o duchowym zapłodnieniu, chodzeniu po wodzie i aniołach-stróżach, to znak, że ulegasz podszeptom szatana. Musisz więc jak najprędzej się wychłostać, zmówić różaniec i błagać o przebaczenie.

Zaprzeczanie tej logice traktowane jest jak wypieranie się freudowskich bredni. Im bardziej się wypierasz, tym (w myśl doktryny) masz mniej racji. To oczywiście nonsens. Równie dobrze można by przyjąć założenie, że każdy kto mnie nie lubi jest popierdolony. Każda religia opiera się na dogmatach, a te z założenia nie podlegają dyskusji. To psychologiczna pułapka, która każe szarym masom przez całe życie mechanicznie odtwarzać pozbawione znaczenia rytuały, bez żadnej głębszej refleksji nad istotą egzystencji. Zdaniem niektórych osobowy stwórca musi istnieć, gdyż coś nie mogło powstać z niczego. Wszechświat nie wyskoczył jednak jak królik z kapelusza. Wielki Wybuch był tylko przekształceniem jego formy.
 

Nie jestem ideałem, ale nie jestem też grzesznikiem. Grzeszników nie ma, gdyż nie ma też grzechów. Jakimkolwiek ocenom moralnym podlegamy, nigdy nie grzeszymy. Nie obrażamy bowiem niczyjego majestatu. Sami jesteśmy częścią wszechświata, a on rządzi się swoimi prawami. Nie ukaże nas nawet za najpodlejsze występki, o ile nie uczyni tego społeczeństwo. Nawet najsympatyczniejszym z nas może natomiast przydarzyć się wszelkie nieszczęście. Los jest głuchy, więc daremnie go wzywać. Każdy z nas, jako cząstka rozgrywającej się rzeczywistości ostatecznej, jest emanacją Boga. Sokrates mówił, że bogów nie ma i dlatego skazano go na śmierć. A kiedy Jezus powiedział, że jest synem bożym, również uznano to za bluźnierstwo. Ja jestem Bogiem. Bogowie muszą być szaleni. Życie jest święte.

wtorek, 6 września 2016

CENTRUM INFORMACYJNE

Nie wiem dlaczego tylu ludzi uznaje czytanie czegokolwiek za zajęcie nudne. Owszem, czytanie może takie być. Może jednak być pasjonujące. Dla mnie nudne są seriale obyczajowe, trudne sprawy, piekielne kuchnie i inne pieprzenie o niczym. Oczywiście każdy ma swoje upodobania. Ale nie obchodzi mnie czy Jaś zdradził Małgosię, czy przypalił naleśnik. Ludzi natomiast nie obchodzą teoretyczne abstrakcje. Świadomie ignorują więc kulturę pisma.

Ludzkość wytwarza dziś niespotykaną w historii ilość informacji. Większość z nich to jednak informacje które interesują głównie samych autorów i ich znajomych, na przykład zdjęcia czy fakty z ich życia prywatnego. Kiedyś pokpiwano z wrażliwych marzycieli piszących wiersze do szuflady, dziś co drugi nastolatek sam się fotografuje, publikuje strzępki myśli i komentuje błazeństwa kumpli z którymi rozmawia codziennie. Pozwólcie mi zatem wytwarzać te grafomańskie wypociny, bo wolę już pozować na myśliciela, jeśli człowiek koniecznie musi robić z siebie idiotę.

 
Możecie mnie ignorować, ale i tak będę wykładał swoje mądrości, bo jak wspomniałem nudzi mnie telewizja, a co więcej walenie konia i picie piwa. Nie będę pakował na siłowni, grał na pianinie, uprawiał ogródka czy wyprowadzał pieska na spacer. Niestety wolę umysłowe igraszki, górnolotne pierdoły i bezwstydne wytryski świadomości. Jestem alfą i omegą, początkiem i końcem swojego świata. Zapraszam do poznawania mojej nieskromnej osobowości. Do poszerzania wiedzy o tym trudnym przypadku. Do mojego cyrku. 

niedziela, 4 września 2016

W POSZUKIWANIU STRACONEGO CZASU

Młodość spędzona na poznawaniu właściwości LSD i amfetaminy to chyba nie był zbyt dobry pomysł. Przynajmniej teoretycznie. W zasadzie to człowiek powinien w tym czasie myśleć o przyszłości. No i przy okazji budować więzi oparte na zdrowym rozsądku. Wszyscy mi zawsze powtarzają, że powinienem sobie znaleźć jakąś rozsądną dziewczynę. Szkoda tylko, że miłość jest nierozsądna. Lecz jak mawiał Sokrates czy się ożenisz czy nie, i tak będziesz żałował. Więc nawet jeśli jest czego żałować to w zasadzie nie ma. Jeśli czegoś żałuję, to nie tego, że nie umiałem się wznieść ponad prymitywne żądze. Raczej tego, że nie zrealizowałem wszystkich swoich fantazji. Wybaczcie mi – jeszcze nie czuję się na tyle przesycony, żeby ględzić jak mędrzec, że są rzeczy ważniejsze. Poza tym, nie widzę nic zdrożnego w szczerości.
 

Ostatnio w modzie jest palenie marihuany. Jest więc dużo gadania o tym, że to mniej szkodliwe od palenia papierosów. Nie wiem ile w tym prawdy, ale wiem że po papierosach mam tylko kapcia w ryju. Do końca życia pozostanie dla mnie zagadką dlaczego sprzedają to w sklepach spożywczych, skoro to w zasadzie produkt nie do spożycia przez ludzi. Nie wiem czemu trułem się tym gównem, lecz jedno jest pewne – nie zapewniło mi to żadnych ekscytujących wrażeń. Teraz dużo się mówi o medycznej marihuanie. Nie wiem czym się różni marihuana medyczna od niemedycznej – podejrzewam, że tylko zastosowaniem. Oczywiście, gdybym miał się czymś znieczulać, to pewnie zdrowiej byłoby posługiwać się tym zielem niż morfiną czy innym dziadostwem. Sęk w tym, że kiedy okaże się, iż ziele nie szkodzi chorym, ludzie mogą pomyśleć, iż nie szkodzi też zdrowym. A wtedy to już młodzież zacznie jarać na potęgę.

Obecnie rozpowszechniane są tezy o leczniczych właściwościach alkoholu. Zwłaszcza przez pijaków. Okazuje się, że alkohol poprawia im krążenie, czy też leczy przeziębienie. Jak ziele będzie legalne, to palacze trawki będą gadać tak samo. Lecz każda używka to w końcu używka. Czy pijesz, palisz, wciągasz czy łykasz, zasada jest ta sama. Zmieniasz stan naturalny w nienaturalny, po to żeby poczuć się nienaturalnie dobrze. Przez to potem możesz się niestety czuć nienaturalnie źle. Ale to już inna historia. Pytanie, czy chujowa prawda jest lepsza od sztucznej euforii, to pytanie filozoficzne. Sądzę jednak, podobnie jak Einstein, że wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy. A dużo mogę sobie wyobrazić.      

piątek, 2 września 2016

ZNAK POKOJU

Podczas mszy w jednym z gdańskich kościołów prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, pan Andrzej Duda, podał dłoń największemu polskiemu komuniście lub antykomuniście Lechowi Wałęsie. Stało się to gdy kapłan wzywał do przekazania sobie znaku pokoju. Czy rytualny gest będzie miał jeszcze inne znaczenie niż symboliczne – tego nie wiem. Wiem, że Lech Wałęsa nie chciał podać kiedyś graby Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, tłumacząc się, że może mu podać co najwyżej nogę. A zatem chyba nie jest tak źle. Tyle że Andrzej Duda to dobra twarz PiSu, nie wróży więc to przełomu.

Sam Wielki Jarosław obiecywał kiedyś, że nie będzie nazywał już lewicy postkomuną i nie za bardzo mu to wyszło. W ogóle to politycy mają skłonność do rzucania słów na wiatr. Tym bardziej dziwi, że tylu analityków roztrząsa każde ich słowo, skoro to co mówią nie ma prawie żadnego znaczenia. Można z tego wyciągać jedynie krótkoterminowe wnioski, ale sytuacja rozwija się dziwnymi torami. Istotą makiawelizmu jest w końcu nieprzewidywalność. Być może dlatego polityka jest taka ciekawa. Zależy zresztą dla kogo. To trochę taki sport intelektualny. Co rusz trzeba wykonać jakieś moralne salto.

Mógłbym, jak to jest dzisiaj w modzie, być cyniczny i powiedzieć, że to pusty gest. Ale ten gest pokazuje, że pokój sprzedaje się lepiej od wojny. Dlatego przywódcy chcą uchodzić za ludzi pokoju. Nawet Hitler starał się przedstawiać Niemcy jako ofiarę polskiej agresji. Niestety pokój nie jest możliwy, kiedy obie strony walczą. A walka jest nieunikniona, obie strony są bowiem w sporze, który rozstrzygnąć ma historia. Chodzi o to, kto był tchórzem, a kto bohaterem. I o to kto odpowiada za smoleńskie kuriozum. Poglądy są zaś silnie spolaryzowane. Kto chce pokoju niech szykuje się do wojny.