Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 31 marca 2016

FAHRENHEIT 451

Zwracam się z uprzejmą prośbą o zatrudnienie mnie w charakterze bibliotekarza. Chęć podjęcia takiej pracy wynika z mojej miłości do literatury, która od wielu lat jest moją pasją. Ponieważ kocham czytać wiem, że jestem odpowiednią osobą na to stanowisko. Połączenie osobistych zainteresowań z wykonywanym zawodem skutkuje przecież zwiększonym zaangażowaniem i motywacją, a poza tym umożliwia czerpanie prawdziwej satysfakcji z wykonywanej pracy. Bardziej od spraw technicznych pociąga mnie kultura, zatrudnienie w bibliotece dałoby mi więc możliwość konstruktywnego rozwoju, w przeciwieństwie do zajęć podejmowanych tylko z pobudek finansowych.

Czytanie uważam za formę aktywnej medytacji nad rzeczywistością, rozszerzającej świadomość, wyobraźnię i horyzonty intelektualne. Umożliwia ono własne, kreatywne poszukiwania, zaznajamia nas z różnorodnością kultury i wszelkiego rodzaju wiedzą. Oprócz tego bywa też świetną rozrywką. Kto nie czyta ten traci – wyklucza się sam z ekskluzywnego klubu, stawia poza dyskusją, ogląda świat jedynie powierzchownie. Rewolucja informacyjna otwiera przed nami niesamowite możliwości, ale też nowe zagrożenia. Nadal konieczna jest czynna popularyzacja czytelnictwa, czemu mam nadzieję się przysłużyć.

Legitymuję się odpowiednim wykształceniem, więc jestem przygotowany do interpretowania przepisów prawnych i realizowania strony formalnej związanej z pracą bibliotekarza. Po niezbędnym przeszkoleniu i wdrożeniu mnie w arkana zawodu będę świetnym pracownikiem. Ponadto zapewniam o swojej uczciwości, dyspozycyjności i pozytywnym stosunku do otoczenia.

Z poważaniem
Kajetan Poznański    

środa, 30 marca 2016

GROTESKA POŻĄDANIA

Mogłaś być muzą poety
Ale maciorą się stałaś
W rynsztoku giną kobiety
Ich dusze i słodkie ciała

Rzeka porywa cię picia
Do morza rzygowin kwaśnych
Nie masz już nic do ukrycia
I buzi nie masz wyraźnej

Więc żegnaj moje marzenie
Królowo chleba i masła
Grabarza smutne wspomnienie
Gwiazdo miłości zagasła

Żegnaj i zostaw pamięci
Mój zachwyt który przemija
W powolnej drwij ze mnie śmierci
I piękno swoje zabijaj

sobota, 26 marca 2016

BOŻE JAJA

Największa masakra powojennej Europy nie miała miejsca w Brukseli. Nie miała też miejsca w Londynie, Paryżu, ani nawet w Madrycie, gdzie dochodziło do największych zamachów terrorystycznych. Do najkrwawszej zbrodni doszło w Srebrenicy, gdzie prawosławne bojówki zlikwidowały co najmniej 8373 muzułmańskich mężczyzn i gówniarzy. Nie byli to muzułmanie arabscy, ale nasi – słowiańscy. Nie przyjechali z Afryki ani Azji. Mieszkali tu od lat. Zginęli bo wyznawali niewłaściwego Boga. To ponure memento dla wszystkich „prawdziwych Europejczyków”, znajdujących w ostatnich rzeziach potwierdzenie swojej ideologii. Nienawiść religijna nie została przywleczona na ten kontynent przez „dzikusów”. Każdy wyczyn ekstremistów z pewnością ją jednak pogłębia.

Trudno jest wybaczyć, zwłaszcza jeśli przemoc dotyka nas czy naszych bliskich. Lecz większość krzykaczy nie została w żaden sposób poszkodowana. To okazja żeby przyłożyć tak zwanemu lewactwu – spiskowi wyznawców utopijnej tolerancji, pacyfizmu i miłosierdzia, nie zważając na to, że sam Jezus i papież Franciszek znajdują się po stronie biednych i pokrzywdzonych. Na tym zresztą polega humanizm chrześcijaństwa, które pozbawione miłości i empatii staje się tylko rytualnym bałwochwalstwem. Nie wierzę w Boga bo świat jest za bardzo pojebany, ale chrześcijaństwo jest jakąś formą drugiego życia Jezusa. Baśń o zmartwychwstaniu przypomina, że człowieka nie do końca można zabić. Bo nie można zabić jego człowieczeństwa.

Wysadzajcie się w powietrze, zajadajcie się jajkami, wznoście modły. Tożsamość zawsze wynikała nie tyle z samej siebie, co ze struktury świata, który przypisywał nam określone miejsce. Przypadkowo jestem Europejczykiem, Polakiem i prowincjonalnym dziadem, ale nie pijakiem i złodziejem. Mogę aktywnie wpływać na rzeczywistość, lecz moje decyzje podejmowane są przez mój mózg, a ten ukształtowany jest przez potencjał genetyczny i doświadczenia, a więc przypadkowo mógłbym być np. psychopatą. Nie zamierzam dokonać zamachu terrorystycznego, gwałtu ani oszustwa finansowego. Pragnę przeżyć życie pogodnie, bez cudzej krzywdy i w świętym spokoju. Tego Wam życzę. Alleluja!!! 

niedziela, 20 marca 2016

QUO VADIS?

Nigdy nie wiemy co jest naszym przeznaczeniem. Dlatego pytamy o to religię, sztukę czy filozofię. Pytamy też naukę. Ufamy bowiem, że istnieje odpowiedź. Poszukiwania metafizyczne prowadzą zawsze do podważalnych wniosków. A naukowa metodologia pozwala chwytać pewne prawidłowości. Pozostaje jednak kwestia interpretacji. Otóż poszerzanie zakresu wiedzy nie nadaje życiu większej sensowności, a wręcz odwrotnie. Obnaża demiurgiczną rolę ślepego przypadku i kosmicznego chaosu. Jesteśmy tylko przekaźnikami genów – w przeciwnym wypadku nie byłoby nas. Gdyby ryby nie wyszły z wody, dinozaury nie wyginęły, a jaskiniowcy nie wojowali o ogień, nie mielibyśmy szansy się nad tym zastanawiać.

W każdym z nas tkwi genetyczna przeszłość – zwierzątko nie przejmujące się marnością swojego życia, walczące o przetrwanie, wiedzące że musi żyć za wszelką cenę. Ptak któremu los zniszczy gniazdo nie podda się. Zbuduje drugie gniazdo. A jeśli zniszczysz mu drugie zbuduje trzecie. A kiedy będzie trzeba piąte i dziesiąte. Podobnie postąpi pająk, pozbawiony swojej pajęczyny. Będzie tkał sieć tyle razy ile będzie trzeba. W okrutnym świecie przyrody na życie zasługuje tylko ten kto o nie walczy, nawet kiedy cały świat obraca się przeciwko niemu. Życie jest układem dynamicznym, zmieniającym się, generującym kupę kłopotów. Choćbyś był największym optymistą, przyznać musisz że bywasz w różnym nastroju. A przecież cywilizacja zapewnia środowisko bezpieczniejsze niż natura.


Stres służy mobilizowaniu organizmu do walki lub ucieczki. Ale wokół nie ma już tylu zagrożeń co kiedyś. Ataki drapieżników były częstsze niż wypadki samochodowe, pożywienie trudniejsze od zdobycia, a fizyczna agresja częściej stosowana. Nie mówiąc już o braku technologicznych udogodnień, pomocy medycznej i innych dobrodziejstw. Wobec niezaprzeczalnego postępu powinien zatem zwiększać się nasz dobrostan psychiczny. Często pewnie tak jest, lecz mówi się też o depresji cywilizacyjnej. Mechanizm który każe nam walczyć generuje sztuczny stres. Rywalizacja, wyśrubowane cele i kultura marchewki której nie można nigdy dogonić – wszystko to zmienia nasze postrzeganie. Zadręczamy się sprawami które tylko odbieramy jako śmiertelnie zagrażające.

Ludzki mózg, pomimo niespotykanej w żaden innej strukturze wszechświata złożoności, cechuje się pewnym schematyzmem działania, a więc nasz system operacyjny niekiedy się zapętla i sami tworzymy sobie problemy. Ludzie harują po dwanaście godzin, byle tylko zbudować dom, kupić drogi samochód, zdobyć dobre stanowisko. Skutek często okazuje się odwrotny do zamierzonego i zamiast satysfakcji w życiu zaczyna dominować napięcie. Jak śpiewał Dezeter „musisz udawać, że dobrze Ci się wiedzie”. Jak już nie możesz nawet udawać to widzą w Tobie nieudacznika. Najważniejsze żeby inni się nie dowiedzieli, że jesteś niespełniony, znudzony i robisz to wszystko tylko po to, żeby im zaimponować. Nie możesz przestać, wstrzymać czasu, zawisnąć w próżni. Musisz o coś walczyć. Tylko o co?   

wtorek, 15 marca 2016

FILOZOFIA PRAWA

Jesteśmy Europejczykami, uważamy więc, że Grecy wymyślili filozofię. Nawet samo to określenie wywodzi się przecież ze starożytnej greki. Ale swoją filozofię mieli też Egipcjanie, Mezopotamczycy, Hindusi czy Chińczycy. A więc wszystkie najstarsze cywilizacje. Tyle że nie nazywali tego filozofią. Literatura z zakresu teologii i etyki, a więc pytająca o cel i sposób egzystencji, siłą rzeczy pytać też musiała o jej istotę. Każdy lud, który zaczynał się organizować, wymagał jakiegoś kodeksu. A ten swoją prawomocność legitymizował określoną ideologią. Tylko spójny system wartości czynił prawo prawem. Nawet zasady w stylu „oko za oko” nie wyrażały potrzeby okrucieństwa, a jedynie przywrócenia sprawiedliwości, czyli ładu i harmonii. W przeciwnym wypadku za oko płacono by np. głową.

Oczywiście prawo obowiązuje jedynie jeśli jest respektowane. Dlatego często obowiązywało tylko teoretycznie. Zwłaszcza ludzie z wyżyn społecznych pozwalać sobie mogli na łamanie praw motłochu. Poza tym sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie. Ludzie od zawsze oszukiwali, zastraszali i wykorzystywali bliźnich, a wymiar sprawiedliwości w zamierzchłych czasach funkcjonował nie tak sprawnie jak dzisiaj. Jednostki obarczone niskim poziomem intelektualnym i siłą charakteru radzą sobie gorzej w każdym systemie prawnym, a co dopiero w takim przyjmującym zeznania za najmocniejszy składnik materiału dowodowego. W dodatku przepisy prawa bywały niekiedy absurdalne, co prowadziło do takich patologii jak niewolnictwo czy polowania na czarownice. Niemniej prawo zawsze było emanacją filozoficznego porządku, jaki wynikał z tożsamości wyznającej go wspólnoty.


Pewnie można by to jakoś odnieść do sytuacji w naszym pięknym kraju. Ale wystarczy już tych
rozwlekłych analiz telewizyjno-radiowo-gazetowych. Wydaje mi się oczywiste, że Trybunał mógł rozpatrzyć przepis nie stosując się do niego – w przeciwnym wypadku można by uchwalać dowolne rzeczy. A to znaczy, że władza dostała się w ręce cyników i tępaków. Dzisiaj obowiązuje filozofia, że cel uświęca środki. A celem jest „oświecona” – w mniemaniu władzy – demokratura. A więc mówcie sobie co chcecie, demonstrujcie, krytykujcie, lecz i tak mamy was w dupie. Wiemy bowiem co jest dla was dobre.

Prawicowy ekstremista Anders Breivik skarży się teraz na „nieludzkie traktowanie”. Zgodnie z norweskim prawem może się żalić na co tylko zechce, co nie oznacza że jest wolny. Aktualnie wkurwia go brak dostępu do internetu i niedobór masła. Równie dobrze mógłbym domagać się od rzecznika praw obywatelskich przydziału marihuany i luksusowych prostytutek. W jego wypadku trzeba by było mocą ustawy zastosować karę śmierci. Nie ulega jednak wątpliwości, iż obecny bajzel prawny służy różnym środowiskom za pretekst do aktywności politycznej. Gdyby Breivik miał dostęp do sieci wypisywałby jak to nas ostrzegał przed obecnym kryzysem imigracyjnym. I pewnie nie kłamałby, że nas przed tym ostrzegał. Nie znaczy to, że miał rację.      

sobota, 12 marca 2016

LOS

Wszyscy mówią źle o karierowiczach, ale najbardziej to wkurwia ludzi zazdrość którą sami czują. Bo wiedzą, że sami o sobie myślą, iż to im się właśnie należy. Ale w życiu nic się nikomu nie należy. To jest tragikomedia życia. Jego groteskowe piękno. Już na starcie nie jesteśmy równi. Jedni dostają w puli genetycznej lepsze parametry, inni gorsze. Złe rozdanie utrudnia rozgrywkę. I rozrywkę także. Chyba że jesteś wesołym idiotą. Tak zwanym błaznem. Najgorzej jak jesteś nadętym dupkiem. Czyli ważniakiem.

Ludzie mają skłonność do stawania się ważniakami kiedy poczują się ważni. W pierwszej chwili to zrozumiałe. Nagły sukces daje możliwość ostentacyjnego rewanżu na wszystkich możliwych frontach. Z czasem ludzie zaczynają się tym upajać i szajba im odpierdala. Bo sukces jest większym wyzwaniem psychologicznym od porażki. Podobno. Z drugiej strony możliwe, że ważniacy stają się ważniakami dlatego, iż są takimi dupkami. Zgodnie z tą teorią to determinacja granicząca z bezwzględnością wiedzie na sam szczyt. Tylko co to znaczy?

Czy lepiej być prezydentem, czy aktorem porno? Czy lepiej potentatem finansowym, czy autorytetem moralnym? Czy lepiej śmiać się do rozpuku, czy współczuć innym? Czy lepiej dawać, czy dostawać? Czy akceptować świat, czy go zmieniać? Wszystko zależy od kontekstu. Mali chłopcy chcą być kosmonautami, nastolatki gwiazdami rocka. Dorośli natomiast chcą się bogacić. Przez całe życie człowiek chce błyszczeć. Gdybym był bogaty, to wiem co bym zrobił. Ale Wam nie powiem. 

piątek, 11 marca 2016

TU JEST POLSKA

- Tu, w Polsce, to właśnie my jesteśmy ludźmi pierwszej kategorii – powiedział niedawno prezydent kondominium. Istnieją bowiem niższe kategorie, zwane też sortami. W związku z tym nie ma narodu polskiego. Są tylko zwalczające się plemiona. Nie ma też humanizmu i europejskości. Pozwolę sobie tylko zauważyć, że wspólnotą jest to co wspólne. Jeśli nie mamy ze sobą nic wspólnego to po cholerę uprawiać jakąś fikcję? Możliwe jest co prawda jakieś faszystowskie rozwiązanie – pozbawienie liberałów praw, zakaz pedałowania (jazdy na rowerze) czy walenia konia. Wszystko to jednak wymierzone byłoby przeciwko Polakom, tyle że innym. Nie można być patriotą nie kochając swojego narodu.

Polskość to nie tylko nienormalność i murzyńskość. To nie tylko bitwa pod Grunwaldem, żołnierze wyklęci i Solidarność. Polskość to bigos, ułańska fantazja i słowiańska dusza. To ci ludzie którzy stąd nie wyjechali, dla których nie ma innego świata niż ten. Polska w okresie swojej największej historycznej świetności była litewska, ukraińska, białoruska, żydowska i muzułmańska. Ale dzisiaj nie ma już tej Polski. Nie znaczy to, że wszyscy jesteśmy gorliwymi katolikami, kibicami piłkarskimi i miłośnikami martyrologii. Polakami pozostaniemy nawet jeśli wyrzekniemy się polskości. Nawet Polak-zdrajca pozostanie Polakiem. Polskość jest bowiem naszą cechą, kształtującą nas kulturą i układem unikalnych odniesień.

Nie mogę więc zaprzeczyć, że jestem i będę Polakiem. I może nawet jestem z tego dumny, bo jestem dumny z siebie. Tu, w Polsce, to właśnie tacy ludzie jak ja są Polakami. Albo jeszcze gorsi.        

sobota, 5 marca 2016

DROGA POLITYCZNA

Prezydentowi pękła wczoraj guma. Nie prezerwatywa tylko opona. Gdyby pękła na parkingu albo postoju nie byłoby problemu. Ale pękła w trakcie jazdy z punktu A do punktu B. Czyli mogło być niebezpiecznie. Na szczęście Andrzej Duda nie musiał się jeszcze katapultować. Albo nie mógł, bo nie miał zapiętych pasów. Wylądował w przydrożnym rowie jak wiejski pijak. Z tą różnicą, że pijacy raczej nie śpią w rowach otaczających autostrady, tylko błotniste trakty. I raczej w lato niż o tej porze roku, chociaż nie oznacza to że teraz nie piją. Odwiedzając moją rodzinną wieś widziałem ostatnio rzygi na drodze. Bardzo kolorowe, lecz nie świadczy to o wykwintnej diecie. Nawet jak najesz się chleba to wino zmieni zawartość żołądka w bordową mozaikę. Dlatego Jezus zalecał ten trunek do pieczywa.

Polscy prezydenci i premierzy mają skłonności do takich przygód. Albo spada im śmigłowiec, albo samolot. Albo auto do rowu. Tylko nie śmiej się dziadku z cudzego wypadku, bo samemu możesz wylądować w rowie. Nie w sensie głęboko erotycznym a katastroficznym. Może nawet tragicznym. Wypadki się zdarzają i to nawet bardziej ponure w swoich skutkach. Czy więc gęstniejąca atmosfera wokół tajemniczego incydentu wynika ze swoistego „celebryctwa” prezydentury? Czy interesujemy się wypadkiem bo przydarzył się komuś znanemu, a nie z pobudek patriotycznych? Częściowo zapewne tak. To idealna pożywka dla mediów, które zajmują się pisaniem i mówieniem o niczym. Co prawda wypadek księżnej Diany był bardziej dramatyczny, ale jaki kraj taki wypadek.

W internecie pojawiły się życzenia śmierci dla szanownej Głowy Państwowej. Pewnie napisał je ktoś, kto jej bardzo nie lubi. Panie prezydencie, proszę się nie przejmować. W zeszłym roku padłem ofiarą stalkingu. Jakaś znudzona lampucera wypisywała mi rozpaczliwe historie o tym jak jest bita, nękana i niszczona przez byłego chłopaka psychopatę, a potem żeby mi dokuczyć zakomunikowała zamiar samobójczy. Ponieważ sama nie kiwnęłaby palcem gdyby ktoś zdychał, nie wpadła na to, ze zaalarmuję w takiej sytuacji policję. A potem się okazało, że to był rodzaj chorej zabawy. Różnica jest taka, że Pana nie można opluwać, a mnie owszem. Moja wrażliwość wyszydzona została już nie jeden raz, tyle że zwykle nie zgłaszam tego żadnym organom, bo przecież nie są one od tego, żeby się tym zajmować. Hejt, nie tylko internetowy, lecz przede wszystkim szeptany, to nasz chleb powszedni. 

piątek, 4 marca 2016

ŚMIERĆ W WENECJI

Boże, chroń mnie od przyjaciół, a z wrogami sam sobie poradzę. Sam jestem swoim najlepszym przyjacielem, bo wiem czego chcę i co jest mi potrzebne. A inni ludzie chcą innych rzeczy. Poza tym każdy mówi w kółko o tym samym. Jeden o samochodzie, drugi o pracy, a trzeci powtarza jakieś plotki. Istnieje też ryzyko spotkania rozpolitykowanego staruszka, sportowego grubasa czy pijanego filozofa. Dużo osób zajmuje się biznesem, podbojami erotycznymi i zorganizowaną działalnością przestępczą. Nawet na wioskach. Każdy człowiek uprawia jakąś farsę. Ubiera jakąś maskę. Chce być kimś. Po to by czynić pozory, a nie żeby bawić się swoim błazeństwem. Lepiej więc uważać. No i samego siebie nie można zdradzić. A jeśli to się zdarzy to można mieć pretensje tylko do siebie.

Problemem jest tu niestety instynkt społeczny. Otrzymałem go w kodzie genetycznym. Czyli nawet nie musiałem go wyssać z mlekiem matki. Ileż by znikło komplikacji z naszego życia, gdybyśmy nie odgrywali przed swoimi bliźnimi ciągłego przedstawienia. Gdybyśmy nie stroili min w przybieranych z premedytacją pozach. Ta relacja pomiędzy tym co wewnątrz, a tym co na zewnątrz, to nasz kanał komunikacji z odrębnymi jestestwami. Mogą one znajdować się w innym stanie emocjonalnym, intelektualnym, finansowym i zdrowotnym od nas samych. A co najważniejsze mogą mieć inne poglądy i spojrzenie na rzeczywistość. Niekiedy mogą należeć do innego kręgu kulturowego i to nie tylko w sensie narodowym czy religijnym. Rewolucja informatyczna sprzyja różnorodności postaw. Tworzeniu się internacjonalnych plemion, np. fanów rocka, masonerii czy ekologów, o cyklistach i wegetarianach nie wspominając.

Pan Waszczykowski to bardzo spokojny człowiek. Radek Sikorski mówił, że problem Polski jest płytka duma czyli murzyńskość. Natomiast zdaniem Witolda najgorsze jest międzynarodowe i krajowe lewactwo. Jeden i drugi myśli, że Polska tak naprawdę nie ma przyjaciół. A przysłowie mówi, że w ogóle ma nie przyjaźni w polityce. – Dajcie Polakom rządzić, to sami się wykończą – mawiał z kolei Otto von Bismarck. Pewien szef dyplomacji chciał budować sojusze przymilając się, a inny zgrywając twardziela. Jeśli mogę wyrazić własne skromne zdanie, sekret dyplomatycznej gry pozorów tkwi pewnie w odpowiednim zbilansowaniu obydwu tych taktyk. Zresztą tak jak w życiu. Podobnie jak Polska też nie mam za sobą siły gospodarczej. Sęk w tym, że blefować trzeba tak, żeby ktoś w to uwierzył. W przeciwnym razie człowiek robi z siebie idiotę. Dlatego tylu jest wokół durniów.

wtorek, 1 marca 2016

CZAS PATRIOTÓW

Urodziłem się w wolnym, demokratycznym kraju. Z tego powodu nie miałem szansy wykazać się patriotyzmem. Ale kto wie jakbym się zachowywał w minionej rzeczywistości. Choć we własnej sprawie nie mogę być obiektywny, sądzę że nie posuwałbym się do donosicielstwa i lizusostwa. Z jednego prostego powodu – bo dzisiaj tego nie robię, a natura ludzka niewiele się w tych kwestiach zmieniła. Kapitalizm nie różni się pod tym względem zbytnio od socjalizmu. Zresztą przykłady takich zachowań widać już w szkole podstawowej. Z drugiej strony nie widzę się też w roli bohatera. Raczej nie nadstawiałbym karku bez potrzeby. A więc pewnie żyłbym sobie tak jak żyło wielu. Starałbym się zachować przyzwoitość, ale nie wychylałbym się zbytnio.

Najgorzej gdybym żył w czasie wojny. Moje zachowania rozpatrywano by później jako bohaterstwo albo tchórzostwo. Bo mogłoby dojść do sytuacji w jakiej opowiedzieć musiałbym się po jakiejś stronie, a to mogłoby wiązać się z ryzykiem. A gdyby przyplątał się do mojego domu jakiś zabłąkany Żyd, musiałbym zdecydować czy udzielić mu pomocy, czy zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. A gdyby o pomoc poprosiła mnie piękna Żydówka to mogłoby mnie kusić żeby nie traktować jej jak dżentelmen. Bo przecież dokoła szalałby terror, grabieże i gwałty. Więc mógłbym czuć się rozgrzeszony gdybym ją wykorzystał. Mógłbym nawet czuć się z tym bardzo szlachetny, bo przecież inni postępowaliby gorzej, a ja bym chciał od niej tylko odrobiny wdzięczności.


Myślicie, że to byłoby obrzydliwe? Ale przecież działy się takie rzeczy. Dzisiaj każdy z nas sądzi, że w razie czego zachowałby się tak jak należy. Wojny zawieszają jednak standardy moralne. I to jest groza wojny. Nie ma wojen dobrych, bo wojny polegają zawsze na zabijaniu i zastraszaniu. Żeby kogoś zabić trzeba go odczłowieczyć. Przemocy towarzyszy więc często poniżanie, bo we wrogach widzi się krnąbrną hołotę, jaką trzeba oduczyć poczucia godności. Przy okazji mogą się pojawiać różne możliwości – wzbogacenia czy zabawienia się cudzym kosztem, lecz także różne niebezpieczeństwa. Ryzykowanie życia dla obcych ludzi wcale nie jest takie łatwe jakie może się wydawać na wojennych melodramatach. Strach przed śmiercią i torturami może paraliżować ludzkie odruchy w jednostkach dotąd silnych moralnie.

Człowieczeństwo słabnie w sytuacjach ekstremalnych. Tym bardziej wzniosłe staje się jego ocalenie w obliczu koszmaru. Kiedyś ludzie chowali Żydów na strychach, dziś nie chcą w swoim sąsiedztwie ośrodków dla imigrantów. Nie wiem czy pomógłbym zbiegłemu Żydowi, ale nie jest tak, że nikomu w życiu w niczym nie pomogłem. Niekiedy kiepsko na tym wychodziłem, co nie znaczy, że nie warto pomagać. Skoro wahamy się niewiele mając do stracenia, darujmy sobie te wszystkie wielkie słowa i bogów. Cieszmy się, że historia nie kazała nam sprawdzać swoich wartości. Moglibyśmy okazać się strasznymi dupkami.