Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 14 maja 2015

KRÓTKA HISTORIA BLONDYNEK

Egzotyka jest bardziej pociągająca od tego co swojskie. Jeśli postawić naprzeciw siebie ludzi dwóch różnych ras, to statystycznie wydawać się oni sobie będą bardziej pociągający niż przedstawiciele tej samej rasy – wynika to z naturalnej potrzeby zróżnicowania genetycznego. Stąd Azjatki czy Murzynki wydają się facetom tak pociągające. Dlatego Arabowie czy inni Włosi wydają się Polkom tacy przystojni. Na tej samej zasadzie podobieństwa genetyczne odpychają się – brak pociągu skuteczniej zapobiega kazirodztwu niż związane z tym tabu. Dlatego też jedni mężczyźni wolą blondynki, a inni nie. Pojawiły się one w Europie dopiero dwadzieścia pięć tysięcy lat temu podczas ostatniego zlodowacenia. Przyczyną sukcesu reprodukcyjnego tej kombinacji genetycznej był deficyt samców. Nieprzyjazne warunki pogodowe uniemożliwiały wegetację roślin, więc kobiety zdane były na łaskę myśliwych czyli mężczyzn, a tych było mało. W sytuacji tak ostrej konkurencji, jeśli wszystkie inne czynniki były takie same, wygrywały dziewczyny wyróżniające się blond-genami. Dzięki temu blond włosy rozpowszechniły się w puli genetycznej, zwłaszcza na północy Europy. W Skandynawii blondyni i blondynki stanowią 40% populacji, a na całym świecie prawie 2%. Z tego powodu blondynki są uważane za szczególnie pociągające – za ikonę seksu już zawsze uchodzić będzie Marylin Monroe, a małe dziewczynki bawią się lalką Barbie. Na okładkach „Playboya” proporcja blondynek jest większa niż ich rzeczywisty odsetek wśród rasy białej. Zainteresowanie blondynkami spada jednak proporcjonalnie do wielkości tego odsetka – niskie jest choćby w krajach skandynawskich. W Polsce modę na farbowany blond zahamowała fala zawistnych dowcipów o blondynkach.

Prawda jest niestety taka, że nawet naturalne blondynki nie wykazują się wcale mniejszą inteligencją od brunetek czy rudzielców. Dziwi zatem stereotyp przedstawiający blondyny jako plastikowe i puste blachary – choć oczywiście takich również i w tej grupie nie brakuje, ale taki już jest przekrój społeczeństwa. Część kobiet, jak i mężczyzn, ma niski iloraz inteligencji i upodobanie do patologii, ale nie wynika to ani z koloru ich włosów, ani skóry. Można by wręcz uznać, że takie podejście do sprawy jest równie szowinistyczne jak rasizm, choć oczywiście wszystko to odbywa się z pewnym przymrużeniem oka. Stereotyp taki może mimo wszystko oddziaływać na naszą podświadomość i wpływać na nasze decyzje. Różni naukowcy badali te sprawy i zaobserwowali że mit o bezmózgiej blondi funkcjonuje w społecznej świadomości całkiem na poważnie. Mężczyźni na przykład „głupieją” przy blondynkach, czyli zachowują się mniej inteligentnie, żeby dostosować się do ich domniemanego poziomu. Sprawdzono też, że stosunkowo niewielu blondynkom udaje się zasiąść na stanowisku kierowniczym. Kelnerki o jasnych włosach otrzymują za to wyższe napiwki (oczywiście w Stanach Zjednoczonych, bo u nas nie daje się w ogóle napiwków). Co również pocieszające mężowie blondynek mają na ogół trochę lepsze zarobki. Wszystkie opisane efekty są oczywiście bardzo subtelne – nie wystarczy zmiana koloru włosów żeby zmienić swoje życie. Na ocenę urody wpływa wiele czynników, a kolor włosów wydaje się w tym kontekście nie aż tak bardzo istotny. Decydujące znaczenie może mieć tylko gdy zachowane są inne kryteria urody – poza tym gusta mimo wszystko pozostają zróżnicowane.

Jasne podejście do tej sprawy miał na pewno świętej pamięci Adolf Hitler. Dlatego swoją sukę (owczarka niemieckiego, a nie Ewę Braun) nazwał Blondi. Psina spała w pokoju wielkiego wodza, który bardzo lubił spędzać z nią wolny czas. Pan Adolf zawsze szczycił się, że Trzecia Rzesza miała najbardziej humanitarną ustawę o ochronie zwierząt w Europie. Dlatego w obliczu klęski kazał otruć pupilkę cyjanowodorem, żeby sowieci jej nie zgwałcili. Hitlerek miał totalny odjazd – od kilku lat nałogowo zażywał dożylnie amfetaminę, a przyszłość widział właśnie w kolorze blond. Kolor ten świadczyć miał bowiem o aryjskim pochodzeniu, a dokładniej o przynależności od szczepu nordyckiego – najszlachetniejszej, zdaniem nazistów, odmianie homo sapiens. Tylko nordycy mieli być „prawdziwymi” Europejczykami, natomiast ludy południa i wschodu nosiły w żyłach domieszkę mauretańskiej krwi. Nie przeszkadzało to Niemcom bratać się z Włochami, czy wspierać swego czasu generała Franco. Tak czy owak czystość rasowa charakteryzować się miała blond włosami, niebieskimi oczami i wysokim wzrostem. Oczywiście nie moglibyśmy w ten sposób scharakteryzować samego Hitlera, ale to tylko przykład jak bezmyślną istotą jest człowiek. Naziści postanowili wyczyścić Europę z błędów genetycznych – pierwszymi ich ofiarami byli ludzie chorzy psychicznie. Następnie zabrali się za pedałów i Świadków Jehowy, a w końcu za Żydów, Słowian i Cyganów. Oczywiście ich teorie historyczne nie miały żadnego poparcia w dowodach naukowych – genetycznie ludzie faktycznie się różnią, lecz wszyscy przynależymy do tego samego gatunku. Żyd może być zdrowszy i inteligentniejszy od Niemca – to wszystko indywidualne kwestie osobnicze. Hodowla rasy doskonałej skończyłaby się co najwyżej zmniejszeniem tak potrzebnego ludzkości zróżnicowania genetycznego. Nauka na służbie ideologii utwierdzała jednak niemieckich decydentów w ich dziejowej misji. W celu odsiewania genetycznie „zdrowego” materiału stworzono nawet specjalną instytucję, Lebensborn, zajmującą się między innymi opieką nad odebranymi Polakom „biologicznie wartościowymi” dziećmi – małymi niebieskookimi blondynkami i blondynami. Niekiedy zatem ubarwienie włosów bywało sprawą życia i śmierci. Jakkolwiek było to głupio nie zabrzmiało, blond pozostaje więc znaczącym spadkiem, który pozostał nam po neandertalczykach – stamtąd bowiem przedostał się do naszego DNA. To prawdopodobnie domieszka tej krwi pozwoliła nam dostosować się do klimatu chłodniejszego niż afrykański.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz