Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 27 czerwca 2023

STRUKTURA JĘZYKA



 Negatywne doznanie zmysłowe powstałe w wyniku rzeczywistego lub potencjalnego uszkodzenia tkanki nazywamy bólem. Jest to system ostrzegawczy - dzięki niemu nie robimy ciągle sobie kuku i wiemy kiedy coś nam dolega. Po pobudzeniu receptorów bólowych sygnały płyną do ośrodkowego układu nerwowego i wywołują w mózgu percepcję bólu. Psychika nie tylko go odbiera, ale i przetwarza na negatywne emocje, żebyśmy wiedzieli czego należy unikać.

Ból może być też czysto emocjonalny i wtedy również korzysta z częściowo tych samych obwodów. Taki ból ostrzega nas przed zagrożeniami związanymi z naszym dobrostanem społecznym. Co ciekawe negatywne emocje mogą być "zaraźliwe" - ból odczuwany przez osobnika tego samego gatunku, może aktywować ośrodki bólowe u innego, w czym widzimy zalążki empatii. Chodzi tu zwłaszcza o drugorzędową korę somatosensoryczną oraz grzbietowo-tylną część wyspy.

Podobny "recykling neuronalny" ułatwia nam przetwarzanie wstrętu - zarówno fizjologicznego jak i moralnego. Pierwotnie emocja ta miała nas skłaniać do unikania szkodliwych czy chorobotwórczych czynników, z czasem doprowadziła do wzajemnej pogardy. Behawioralny komponent obrzydzenia przejawia się w dystansowaniu do jakiegoś obiektu, unikaniu go lub wręcz jego eliminacji.

Obrzydliwości moralne zwykliśmy metaforycznie wiązać z nieczystością, zgnilizną, skażeniem, syfem i tak dalej. To nie przypadek. W obu wypadkach dochodzi do silniejszej aktywacji wyspy oraz ciała migdałowatego, zajmujących się przetwarzaniem skrajnie negatywnych bodźców zmysłowych i strachu. Wstręt nie jest wynikiem racjonalnego myślenia choć oczywiście ludzie nabywają różne wzorce kulturowe tego co jest wstrętne.

Politycznie niepoprawne wyniki neuroobrazowania wskazują, że konserwatyści mają mózgi skłonniejsze do moralnej i estetycznej odrazy. Wyjaśniać to może ich postawę w stosunku do obyczajowych i kulturowych nowinek - stawiają bardziej na stabilność i przewidywalność. Większość ludzi nie jest ideologami, lecz w sytuacji zagrożenia szuka "silnej ręki". Wartości liberalne skłaniają się raczej ku poznawczej złożoności i eksplorowaniu rzeczywistości. Różnice emocjonalne wpływają na logikę myślenia nawet u osób o zbliżonej inteligencji.

Nasz umysł wykorzystuje jeszcze szereg innych metafor, łącząc doznania zmysłowe, introceptywne czy nawet motoryczne z wyrażanymi treściami. Nasze rozumienie świata w kulturowych kategoriach korzysta z rozumowania pierwotnej biologicznej jaźni, dzięki której symbole nabierają rzeczywistej mocy. Ewolucja nie stwarzała nas na nowo tylko uciekała się do mechanizmu egzaptacji. Tak jak pióra służące do termoregulacji z czasem umożliwiły ptakom latanie prastare obwody mózgowe wykorzystujemy do coraz bardziej wyrafinowanych celów. 

sobota, 24 czerwca 2023

PSIA DOLA


 Pies Pawłowa uczy się wiązać bodziec neutralny z nagradzającym lub karzącym nabywając adekwatne reakcje fizjologiczne. W ten sposób wiążemy emocje z bodźcami, które przestają nam być obojętne. Same bodźce będą przyjemne lub nie i to jedna z przyczyn dlaczego lubimy to co lubimy. W dalszej kolejności uczymy się też związków przyczynowo skutkowych pomiędzy swoim zachowaniem a jego konsekwencjami, lecz tu sprawa się komplikuje.

Taki sposób uczenia się utrwalać może przypadkowe wzorce czyli przesądy. Jeśli wzmocnienia będą nieregularne możemy uwikłać się w statystycznie absurdalne gry. A gdy nasze działania będą nieefektywne możemy nauczyć się bezradności. Warunkowanie kulturowe może więc determinować nasze upodobania i potrzeby, a także przywiązywać nas do arbitralnych symboli. Czasami w ich imię możemy ginąć lub zabijać.

Pomimo religijnej czci i patetycznej historii układ kolorów na fladze pozostanie czymś arbitralnym, bo to my go wymyśliliśmy. Podziały na swoich i obcych to nieusuwalne atawizmy, z tym że dodaliśmy do nich wyższe poziomy organizacji plemiennych i wzajemnej identyfikacji. Stada naczelnych także mają swoją hierarchię, z tym że osobniki alfa są w nich po prostu najbardziej uprzywilejowane. Aby utrzymać dominację nie mogą jednak ciągle walczyć, ale muszą dążyć do społecznej równowagi. 

Z tego względu samce alfa mają nie tylko najostrzejsze kły i pazury, ale też silniejsze sprzężenie funkcjonalne górnego zakrętu skroniowego z korą przedczołową. Bycie na szczycie wymaga stosownej kontroli nad impulsami, wchodzenia w sojusze, łagodzenia napięć, zacieśniania relacji... Zbyt agresywny i niedyplomatyczny dominator może paść ofiarą "przewrotu pałacowego".

U ludzi przywództwo oznacza nie tyle pierwszeństwo w kopulacji i najlepsze kąski, ale też legitymację do budowania dobra wspólnego. Nasz społeczny gatunek wymyślił zasady gry o władzę, w której trzeba jeszcze bardziej dogadzać swojej grupie poprzez stosowne decyzje. Tego rodzaju przywództwo wynika z moralnego autorytetu i wiary w system.

Nadal istnieją kraje gdzie posłuch wymusza się terrorem, tyle że cechują się raczej niskim kapitałem społecznym co obniża ich gospodarczą i kulturową konkurencyjność. Państwa gangsterskie muszą więc trzymać się razem bez względu na to czy oficjalnie promują nacjonalizm, komunizm czy religijny fundamentalizm. Nikt świadomie nie dąży do tego by stać się niewolnikiem, chyba że jest pożytecznym idiotą otumanionym przez spiskowo-fejkową propagandę lub przekupnym hejterem.

Ludzie udomowili samych siebie modelując pożądane przez siebie cechy. Jako gatunek wyselekcjonowaliśmy się wzajemnie tak jak bydło, trzodę chlewną czy drób, choć lepszym przykładem byłby tu nasz merdający "najlepszy przyjaciel". W każdym bądź razie udomowione zwierzę nie gryzie ręki która ją karmi... Swego czasu psy oddzieliły się od wilków - choć dzielą większość genów różnią się zasadniczo pod względem zachowania i wyglądu.


Co ciekawe tego rodzaju ewolucja może zachodzić błyskawicznie. Pod koniec lat 50-tych XX wieku radziecki naukowiec Dmitrij Bielajew postanowił przerobić lisa na coś w rodzaju potulnego psiaka. Choć większość lisów była agresywna w obecności człowieka udało mu się wyselekcjonować 1% tych nadających się do eksperymentu. Minęło kilkadziesiąt pokoleń i lisy zmieniły nie tylko swoje usposobienie, lecz również wygląd. Zwierzęta stały się bardziej "przyjacielskie", miały też krótsze łapy, zawinięte ogony i oklapnięte uszy. 

Ich ewolucyjnym przeciwieństwem są zdziczałe psy moskiewskie. W tym pełnym kontrastów mieście żyje ich około 35 tysięcy!!! Ich ewolucja trwa nieprzerwanie co najmniej od połowy XIX wieku, co radykalnie zmieniło ich usposobienie. Są średniej wielkości, mają gęstą sierść o szarym umaszczeniu, głowy w kształcie klina, oczy w kształcie migdałów, długie i stojące uszy. Unikają ludzi i nie machają ogonem. Dane wskazują, że udomowienie - lub zdziczenie - szczególnie silnie wpływa na geny regulujące rozwój mózgu. 

środa, 14 czerwca 2023

OFIARY BOCIANÓW


 Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości - w tak zwanym okresie międzywojennym - musieliśmy po swojemu uregulować wszystkie kwestie prawne, w tym te dotyczące aborcji. Ponieważ na usługi takie istniał swego rodzaju popyt, a jednocześnie stanowiły religijne i moralne tabu, szybko stały się przedmiotem politycznego sporu.

Początkowo zwyciężyło stanowisko konserwatywne, zgodne z nauczaniem kościoła katolickiego, postulujące całkowity zakaz aborcji. W 1932 roku dopuszczono jednak możliwość przerywania ciąży z powodu zagrożenia zdrowia lub życia matki, a także gwałtu, kazirodztwa czy niepełnoletniości.

Kiedy znaleźliśmy się pod okupacją hitlerowskich Niemiec, wprowadzono tak zwaną "aborcję na żądanie". Celem było oczywiście zmniejszenie liczebności ludności tubylczej.

W PRL-u prawo formalnie dopuszczało przerywanie ciąży tylko w określonych przypadkach, lecz przepis o "ciężkich warunkach życiowych" otwierał furtkę do arbitralnych interpretacji. W praktyce aborcji dokonywano na życzenie, lecz przyrost naturalny i tak był większy niż w czasach pisowskich w których staje się dosłownie ujemny. 

W okresie transformacji ustrojowej temat znowu stał się gorący ponieważ pozwalał łatwo odróżnić ciemnego katolika od zgniłego liberała. Po serii niesmacznych happeningów, obrzucaniu się błotem i pluciu sobie w twarz uchwalano tak zwany "kompromis aborcyjny" który okazał się dosyć trwałą prowizorką, choć był wciąż kontestowany w zasadzie przez wszystkich.

Temat jest regularnie "odgrzewany" choć oczywiście w odwołaniu do szpitalnych tragedii lub papieskich wypocin. Kultura polityczna wywiera wpływ na wszystko, w tym na praktyki medyczne. Lekarze asekurują się przed konsekwencjami prawnymi podejmując ryzykowne dla pacjentek decyzje. Chęć pozbycia się potencjalnego potomstwa potępiana jest przez takich wielkich "przyjaciół dzieci" jak kler czy Jarosław Kaczyński.

Niestety gówniarze często wydają się przeszkodą w realizowaniu swoich ambicji zawodowych, gromadzeniu majątku, konsumpcji czy wchodzeniu w kolejne związki. Pechowo człowiek jest na tyle inteligentny, że wie jak wyeliminować prawdziwe źródła swoich instynktów.

Współzawodnictwo między dzieckiem a matką jest jednak wpisane nawet w naturę, gdzie na szali muszą się ważyć obecny i przyszły sukces reprodukcyjny. Klasycznym tego przykładem jest konflikt związany z odstawieniem od cyca. Ostatecznie maleństwa wszystkich gatunków ssaków są od niego przepędzane, na co z reguły reagują histerią.

Innym jest cukrzyca ciążowa - płód chce wyssać z matki maksymalnie wiele wartości odżywczych więc rozpoczyna z nią metaboliczne zmagania. Trzustka matki wytwarza insulinę aby glukoza mogła docierać do komórek docelowych, płód natomiast hormony i enzymy osłabiające ten mechanizm. Im więcej glukozy pozostanie we krwi tym więcej może pobrać go nienarodzone dziecko.

Obecnie doszliśmy do ostatecznej formy tej walki - pozbywania się problemu jeszcze "w zarodku". Jak na złość wysoka aktywność metaboliczna prostaty zamiast zwiększać ruchliwość bezużytecznych w tym kontekście plemników może doprowadzić szowinistyczne świnie do nowotworów. Ale przynajmniej nie zginiemy z wyczerpania jak łososie po ostatecznej i jedynej orgii. 

czwartek, 8 czerwca 2023

CWANIAK I FRAJER


 Podstawą wszystkich cywilizacji jest niewątpliwie współpraca - tylko działając razem możemy coś osiągnąć, choć jednocześnie rywalizujemy ze sobą. Nawet wojna jest możliwa tylko dzięki współpracy, bo wysiłek wojenny musi być skoordynowany. Wreszcie samo przetrwanie gatunku ludzkiego zawdzięczamy współpracy.

Najstraszniejszy wybuch wulkanu jaki miał miejsce na Ziemi w ciągu ostatnich dwóch milionów lat to erupcja wulkanu Toba na indonezyjskiej Sumatrze jakieś 75 tysięcy lat temu. Spowodowane nim zmiany środowiskowe wywołały masowe wymieranie gatunków, lecz były też wąskim gardłem ewolucji człowieka.

Gwałtowne zmniejszenie populacji ludzkiej spowodowane zimą wulkaniczną i zniszczeniem źródeł żywności utrwaliło strategię adaptacyjną opartą na współpracy. Niektórzy badacze szacują, że prehistoryczną apokalipsę przetrwało od dwóch do dziesięciu tysięcy afrykańskich homo sapiensów co zmusiło ich do intensywniejszej kooperacji. Ci którzy przetrwali rozpoczęli ponowne zasiedlanie świata, lecz już znacznie lepiej zorganizowani.

Kiedy trudne warunki intensyfikowały współpracę osiągaliśmy wyżyny naszych możliwości. Dajmy na to egipska pustynia wymusiła na skazanym na nią ludzie wdrażanie zaawansowanych projektów hydroinżynieryjnych, czyli wyższy poziom organizacji - administrację opartą na spójnej ideologii.

Z kolei pracochłonna uprawa ryżu na sztucznie nawadnianych poletkach w Chinach czy Japonii kształtowała kolektywistyczną kulturę przekonaną o potrzebie zbiorowego wysiłku. Wzrost obecności kukurydzy w Ameryce następował po trendach wzrastającej suszy, której skutki dzięki uprawie i gromadzeniu zapasów udawało się łagodzić. Natomiast jednym z powodów europejskiego podejścia do planowania mógł być fakt, że co roku nadciągała zima.

XIX-wieczny rosyjski anarchista Piotr Kropotkin wskazując na przyrodzony charakter naszej skłonności do współpracy, postulował istnienie jej także u zwierząt. Od tego czasu szereg badań naukowych potwierdził słuszność tej intuicji. Oczywiście najbardziej wymownym tego przykładem są superorganizmy składające się formalnie z wielu mniejszych organizmów, w których jednak trudno wyznaczyć granice biologicznej tożsamości.  

W koloniach mrówek, termitów, pszczół czy os, ale też mszyc czy pluskwiaków, nie ma osobistych interesów genetycznych - nie wnikając w szczegóły robotnice są tak genetycznie podobnie do swoich młodszych sióstr (córek królowej), że bardziej opłaca się im nimi opiekować niż samemu się rozmnażać! 

Tego typu eusocjalność występuje też u siedmiu gatunków krewetek, a nawet ssaków takich jak golec piaskowy. Już jednokomórkowe śluzowce,  występujące na prawie wszystkich szerokościach geograficznych, które wyewoluowały pół miliarda lat temu w świecie zupełnie innym niż nasz, potrafiły łączyć się w wielokomórkowe masy zdolne do skoordynowanych działań.

Ławice ryb czy klucze ptaków to kolejny przejaw takiej zdolności choć tutaj każdy osobnik działa we własnym interesie. Obserwując grupowe działania naczelnych takie jak polowania trzeba niestety zauważyć, że są to dosyć kruche sojusze, a jedna ze stron pracuje czasami dużo ciężej niż druga. No dobrze, znamy to z życia, lecz bądź co bądź wykształciliśmy wielce wyrafinowane mechanizmy współpracy oparte w większym stopniu na zaufaniu i tolerancji.


Kiedy współpracujemy odnosimy większe korzyści niż w stanie permanentnego konfliktu na noże, więc teoretycznie powinniśmy dążyć do harmonijnej utopii i rozdawać swoje pieniądze ubogim. Tyle że egoizm mamy zapisany w genach - dbając o siebie i swoich bliskich staramy się czerpać maksymalne korzyści ze współpracy jednocześnie ograniczając swój wkład do tolerowanego minimum.

Taki styl współpracy wymaga wzajemnej kontroli i przyjmowania określonej strategii. Rodzi się przecież pytanie jak zaleźć "złoty środek" - wyciągnąć możliwie wiele dla siebie jednocześnie zadowalając drugą stronę, no i nie dać się przy tym oszukać przez podobnego sobie kombinatora. Oczywiście wszystkie zyski i straty (materialne, społeczne, emocjonalne czy seksualne) nie są w pełni policzalne i wymienialne, posłużyć się tu jednak możemy modelami matematycznymi.

Naukę o strategicznym działaniu w warunkach konfliktu i kooperacji nazywamy teorią gier. Opisuje ona formalne sytuacje w których podmioty współpracują lub rywalizują. Do najefektywniejszych strategii współpracy wbrew pozorom należą te najprostsze. Jedną z nich jest "wet za wet" - jeśli obydwie strony zależą od siebie można zainicjować współpracę, a potem odwzorowywać zachowanie drugiej strony - pomoc za pomoc, oszustwo za oszustwo. 

Nawet jeśli zostaniemy w końcu oszukani straty będą stosunkowo niewielkie, a jeśli ukarany cwaniaczek powróci do współpracy to tym lepiej dla nas. Gorzej jeśli sytuacja przerodzi się w stan permanentnej walki. A może do tego dojść przypadkowo - choćby przez błędne odczytanie jakiegoś sygnału. Historia konfliktów jest zresztą zazwyczaj ciężka do rozplątania - wymianie ciosów towarzyszą zazwyczaj spory o to "kto zaczął".

Inny model matematyczny sugeruje więc... przebaczanie. Jeśli ktoś jednorazowo cię wykorzysta lepiej mu odpuścić i kontynuować współpracę z uwagi na długofalowe korzyści. Dopiero po jakiejś serii takich incydentów pewni być możemy, że układają się w niedobry wzorzec, a wtedy konflikt jest nieunikniony. Niestety niesprawiedliwą statystyczną konsekwencją przebaczania jest zysk sporadycznego oszusta. 

Stosuje on tak zwaną "strategię Pawłowa". Strategia współpracy nigdy nie jest stabilna ponieważ gracz wyłamujący się z niej uzyskuje chwilową przewagę. Gdyby mu jednak nigdy nie odpuszczać w końcu wszyscy zrezygnowalibyśmy ze współpracy i walczyli ze wszystkimi. Okazjonalne i losowe wyłamywanie się ze współpracy jest karane rzadko dlatego przynosi najwięcej korzyści. Wszyscy czasem tego próbujemy... 

wtorek, 6 czerwca 2023

FABRYKA WOLNOŚCI


 Ewolucja polega na reprodukcji własnych genów, które podlegają zmianom. Zmienność może skutkować lepszym (ale też gorszym) dostosowaniem, a lepsze dostosowanie może skutkować zwiększoną przeżywalnością i reprodukcją.

W uproszczeniu więc widzimy w biologicznym procesie życia walkę o przetrwanie. Tyle że nie o przetrwanie jednostki tutaj chodzi, ale o rozprzestrzenianie informacji genetycznej. Długowieczny organizm który nie skopiuje swoich instrukcji dalej nie będzie ewoluował - nie zachowa swojej formy po to by ją zmieniać.

Wydawać by się mogło, że wszystko to zmierza do coraz większej złożoności, lecz organizmy jednokomórkowe nadal mają się dobrze. A zatem inteligencja nie okazała się jakimś szczególnym przełomem w grze.

Niektórzy katastroficzni prorocy wieszczą nam wręcz samozagładę na skutek zaburzenia równowagi ekologicznej, wyczerpania zasób planety czy wojny nuklearnej, choć nasz kres może być mniej spektakularny - przydarzy się jakaś epidemia czy katastrofa kosmiczna, zmienią się warunki środowiskowe i nagle okażemy się nie tak dobrze dostosowani.


Inteligencja jest także o tyle obosieczna, że zapętla się na przyjemnościach i posiadaniu - aby realizować te cele oszukujemy samych siebie konstruując "sztuczne światy". Te kulturowe halucynacje są tak ciekawe, pochłaniające i ekscytujące, że wolimy się w nich zatracać zamiast budować rzeczywistość. 

Dlatego powoli wymieramy, lecz jak muchy w naszych śmietnikach żywią się "ciemne ludy" pchające się przez druty kolczaste i wzburzone morza do przemysłowego raju pełnego cudów i udogodnień. Kiedyś chcieliśmy nieść im cywilizację, dzisiaj boimy się, że ją nam ukradną. 

W koloniach niektórych owadów społecznych zdolności poznawcze jednostek wykorzystywane są dla genetycznego dobra ogółu - to tak zwane superorganizmy. Pojedyncze osobniki mogą poświęcać się dla wielkiego roju tak jak ludzie dla ludzkości. Naszym nowym "kodem genetycznym" jest zachodnia kultura i to ją chcemy zachować, uparcie wierząc, że życie ma sens.  

sobota, 3 czerwca 2023

OBLICZA WOJOWNIKA



 - Nie żartuję - przekonywał  z plakatów wyborczych Wołodymyr Zełenski. Najwyraźniej sama jego kandydatura na prezydenta wydawać się mogła formą happeningu. No bo przecież wcześniej słynął z usług satyrycznych. Choć i Polsce mieliśmy Polską Partię Przyjaciół Piwa, a we włoskiej polityce furorę robił swego czasu populistyczny komik Beppe Grillo, wybór błazna na króla przyjęto na świecie jako polityczne kuriozum, możliwe tylko w bananowej demokracji.

Na dobrą sprawę bieg wypadków nie był tu jednak przypadkowy, ale całkiem logiczny. Wiktor Bobyrenko, szef eksperckiego Biura Analiz Politycznych wieszczył taki scenariusz już w 2015 roku, czyli cztery lata przed elekcją Zełenskiego. - Wołodymyr Zełenski zagra trzy sezony "Sługi Narodu". Stworzy partię i powie, że teraz będzie tak jak w kinie - przewidywał politolog.

Kabaret Zełenskiego już od pewnego czasu był skutecznym narzędziem uderzania ciętym językiem w politycznych przeciwników magnata medialnego Ihora Kołomojskiego, a po szalonym sukcesie ostatniego serialu oligarcha postanowił użyć swej machiny do wypromowania celebryty w polityce. Wbrew przewidywaniom Zełenski nie okazał się jednak pionkiem kierowanym z tylnego siedzenia i uderzył w podejrzane interesy byłego protektora.

***********************************************************************************

Także Moskwa liczyła, że politycznego naturszczyka łatwo będzie zmanipulować i nakłonić do ustępstw. Nie dość, że wydawał się niekompetentny, to wielu widziało w nim człowieka Kremla. Wypominano mu karierę w rosyjskim show-biznesie. Mówiono, że gromadzi wokół siebie ludzi związanych z byłym prorosyjskim prezydentem Janukowyczem. Jego słowa o tym, że w Donbasie "należy przestać strzelać", odczytywano jako słabość. Poza tym wydawał się powtarzać złe wzorce swoich poprzedników, a sama Ukraina wydawała się niereformowalna.

Nie wróżyło to dobrze krajowi zagrożonemu agresją teoretycznego mocarstwa. Pierwszym dużym zaskoczeniem okazał się sam fakt, że Zełenski nie uciekł w obliczu wojny gdzie pieprz rośnie, aby stworzyć jakiś symboliczny ośrodek władzy na uchodźctwie. A drugim, że umiał natchnąć swój naród - rzekomo podzielony kryterium językowym - do bezkompromisowej walki o niepodległość. Jako skuteczny wódz i mąż stanu staje się więc coraz bardziej mitologiczny, przez co zapominamy o całej złożoności tej nietuzinkowej postaci.