Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 28 czerwca 2016

SENS ŻYCIA

Kto ma uszy do słuchania niechaj słucha. Kto ma oczy do patrzenia niech podziwia piękne widoki. Kto ma mózg do myślenia niech myśli więc jest. A kto jest niech będzie. Abyśmy istnieli musi płynąć czas, więc musi przemijać abyśmy mogli być. Każda myśl jest zmianą stanu wszechświata – zmarszczką fali na gładkiej tafli nicości. Ten subtelny fakt sprawia, że dzieje się „coś”. I dlatego istnieje raczej coś niż nic. Sama bowiem myśl jest faktem empirycznym. Obrazy, dźwięki i zapachy są tylko stanami umysłu. Świat jaki obserwujemy obiektywnie bowiem nie istnieje w takiej formie. Stworzenia ziemskie na różne sposoby odbierają i przetwarzają docierające do nich bodźce. Wszystko dzieje się w naszych głowach.


Gdybyś był krokodylem podniecałyby Cię zielone gadziny, tak jak teraz kuszą Cię seksowne dziewczynki. Oczywiście łatwo to wyjaśnić na gruncie biologii. Dlatego seks z krokodylem wydaje się nam tak samo ohydny jak jemu nasze panienki. W ten sposób działa nasza natura. Postrzeganie jest zatem ściśle związane z naszą naturą, która wyznacza nasze potrzeby. Dlatego rzeczywistość wydaje się taka spójna metafizycznie – potrzebujemy sensu, celu i wartości. Dzięki wierze w wyższe dobro (jakkolwiek byśmy je rozumieli), możemy znosić trudności, wyrzeczenia i porażki. Nadawanie sobie celów służy identyfikowaniu i rozwiązywaniu problemów. Skoro zaś sami działamy celowo, jako celowy postrzegamy cały nasz byt. Żyjemy dla „czegoś”.
 

„Coś” musi być. I jest. Dostajemy na starcie pakiet neuronów, który rozwija się w określone struktury w zależności od swojego potencjału i nabywanych doświadczeń. Prawdziwym majstersztykiem natury jest to, że nie ma możliwości by rozwinęły się dwa identyczne systemy neuronalne, wszyscy jesteśmy więc niepowtarzalni. W naturze naszej leży dążenie do celów, co wiąże się z samokontrolą i ograniczaniem impulsywności aż do świadomego odwlekania przyjemności. Dzięki temu możliwe jest na przykład oszczędzanie na wyznaczone dobra, co wiąże się z rezygnacją ze spontanicznej konsumpcji. Serwowanie sobie natychmiastowej gratyfikacji zawsze i wszędzie wiedzie natomiast do obniżania swoich aspiracji, a nawet społecznych patologii. Cele jakie przyjmujemy są jednak przejawami naszej niepowtarzalności. W ten sposób sami udowadniamy sobie, że życie ma sens.    

poniedziałek, 27 czerwca 2016

NABOŻEŃSTWO

Przeznaczeniem jest stać się archetypem
Tylko wtedy można swą misję spełnić
By ideału sycić się zachwytem
Kiedy objawi się w najwyższej pełni

Więc ludzie sami karmią zmysły bajką
Co każe wracać do światów mitycznych
I rzeczywistość czynić pragnień kalką
Poplątanych w łańcuchu genetycznym

Jest bowiem opowieść przodków chwalebna
Wyryta we krwi i kamieniach dawnych
Która nam pewność w chaosie zapewnia 
Że wyłaniamy się w nim z jakiejś Prawdy

piątek, 24 czerwca 2016

NATURALNA TEORIA KULTURY

Kultura jest emanacją natury, niekiedy jednak widzi się między nimi dychotomię.  Ale kultura nie jest tworem sztucznym, zaszczepionym nam przez kosmitów. Jest owocem naszych mózgów, a więc naszej natury. Co prawda natura ludzka jest jedna, a kultur jest wiele. Lecz niejednorodność jest właśnie immanentną cechą ludzkiej kultury. To cały zespół zachowań, narracji i symboli, przypisany do danej społeczności – jej wspólny mianownik. Pomimo różnic poszczególne kultury pełnią podobną funkcję – regulują życie społeczne. Natura zaś przypisując nas do określonego gatunku i tak indywidualnie specyfikuje nas genetycznie, w związku z czym mamy choćby różne temperamenty (to jedna z cech których nie umiemy zmieniać). Na płaszczyźnie kultury tworzymy reguły porozumienia.

Konsensus jest konieczny z powodu instynktu społecznego. Potrzeby społeczne wynikają z natury, więc siłą rzeczy ludzie muszą dostosowywać się do społeczeństwa czyli socjalizować się. Wiąże się to z nauką form, procedur i symboli, tak aby jednostka mogła dbać o swoje sprawy i wyrażać siebie. Pod wieloma względami, takimi jak umiejętność abstrakcyjnego myślenia czy zaawansowanej komunikacji, jesteśmy przyrodniczymi unikatami. Jesteśmy też obdarzeni niezwykłą wyobraźnią co pozwala na takie rozkosze estetyczne jak obcowanie ze sztuką. Tyle że przejawów protokultury należy doszukiwać się poza jej aspektem cywilizacyjnym – pojawienie się cywilizacji było wszak możliwe dopiero na gruncie kultury. Na każdym zakątku Ziemi kultury tworzą się samoistnie, potrzeba taka leży więc w naszej naturze. Służąc scalaniu wspólnoty uwieńcza potencjał ewolucyjny.


Kultura różnicować może się już na poziomie języka, nie mówiąc o dalszym pogłębianiu grupowej tożsamości. Podobne przykłady zaobserwować można w świecie przyrody – na przykład śpiew waleni geograficznie przekłada się na zróżnicowane „dialekty”. System komunikacji niektórych z nich, zwłaszcza delfinów, prawdopodobnie spełnia nawet kryteria definicji języka. Problem z jego odkodowaniem wynika z różnic w ludzkich i zwierzęcych doświadczeniach egzystencjalnych. Niemniej potrafimy wyróżnić na danych obszarach specyficzne formy takiej komunikacji ssaków morskich, a więc różne kultury językowe. Lokalne różnice obyczajowe obserwujemy też u najbliżej z nami spokrewnionych ssaków naczelnych. Kultura, choć brzmi dumnie, to przecież tylko zachowanie którego się uczymy się od innych członków naszej populacji. Różnorodność kulturalna jest tylko przejawem elastyczności ludzkiej natury. Jeśli kultura wchodzi w konflikt z naturą, to tylko dlatego, że ewolucja nie jest procesem celowym – modyfikacje genetyczne dokonują się na ślepo, bez przewidywania ich konsekwencji przez „siłę wyższą”. Dlatego jesteśmy podatni na tak szkodliwe czynniki jak niezdrowe jedzenie, używki czy radykalizm religijny lub polityczny. Ale to już temat rzeka.         

wtorek, 21 czerwca 2016

WIZJA

Rzeczą ludzką jest do czegoś dążyć. Trzeba zawsze wiedzieć gdzie się zmierza, żeby koordynować działania. Plan nadaje życiu ład i strukturę. Porządkuje bałagan. Myślimy więc o przyszłości. Takim sposobem „dochodzimy do czegoś”. Chcemy bowiem czegoś namacalnego, jakiegoś dowodu naszej wartości. Jeśli zdobywamy wiedzę musi to potwierdzić jakiś dyplom albo certyfikat. O naszym doświadczeniu ma świadczyć nasze stanowisko. Za pracę oczekujemy odpowiedniej zapłaty. Innymi słowy nasze działania powinny przynosić określone skutki – na tym polega planowanie. To rodzaj intelektualnej symulacji możliwych wariantów. Podporządkowując swoje życie planowi spodziewamy się określonych korzyści.

Rzeczywistość nie jest w pełni przewidywalna, bywa więc że niweczy nawet najbardziej racjonalny plan. To oczywiście frustrujące. Z powodu nieprzewidzianych okoliczności plany należy często modyfikować. Brak elastyczności nie jest przecież przejawem wytrwałości tylko ślepego uporu. Ale i tak może się zdarzyć, że zostaniemy z niczym. Wielu ludziom ich trud wydaje się wtedy daremny. A niekiedy nawet realizując swoje zamierzenia czują niedosyt – coś miało być inaczej i bardziej idealnie. Nagroda nie zawsze budzi w człowieku spodziewane emocje. Nie brakuje rozczarowanych i wypalonych „ludzi sukcesu”. Mówi się też, że nie o to chodzi żeby złapać króliczka, tylko żeby gonić go. Dlatego cel nie może nigdy uświęcać środków.

Pieniądze są środkiem płatniczym. Służą nam do zaspokajania potrzeb i sprawiania sobie przyjemności. Za pieniądze można zapewnić sobie różne przyjemności, ale nie zawsze wynika z tego szczęście. Wielu ludzi zakłada, że pieniądze mają większą moc. Wierzą, że zdobycie kasy załatwi wszystkie ich osobiste i psychologiczne problemy. Dla takich ludzi najważniejsze są w życiu „osiągnięcia”. Dla mnie największym osiągnięciem jest być szczęśliwym i uczciwym człowiekiem. Jeśli to się człowiekowi przynajmniej od czasu do czasu udaje, to przynajmniej trochę może sobie odpuścić. Nie można zadręczać się tym, co jest po to żeby dawać nam kopa i motywację. To stawianie sprawy na głowie. Planuję jeszcze wiele fajnych chwil. 

niedziela, 19 czerwca 2016

BARWY SZCZĘŚCIA

W życiu trzeba być poszukiwaczem skarbów. Tak mówią wszyscy. Poszukaj sobie dobrej pracy. Poszukaj dobrej żony. Poszukaj przyjaciół. Znajdź swoje miejsce na tej planecie. Przecież cały świat tylko na Ciebie czeka. Jeśli nie możesz mieć tego co powinieneś, to znaczy że za słabo się starasz. Za słabo szukasz, węszysz, tropisz... I tak w kółko. - Czemu nie szukasz? - już pytają, jakbyś musiał mieć jakieś klucze do szczęścia. Nie mogą bowiem uwierzyć w to, że możesz być szczęśliwy bez tego całego zaplecza. Ale człowiek jest przeznaczony do tego żeby być szczęśliwym. Jeśli więc potrafi być szczęśliwym to takim jest. Wskazywanie komuś drogi na ogół jest irytujące - pouczanie to zachowanie protekcjonalne. A rady na ogół są banalne.


- Szukajcie, a znajdziecie - mówił Jezus. I jest w tym jakaś racja, bo realizowanie celów wymaga wytrwałości i działania. Nie zawsze jednak udaje się je osiągnąć. Ze wszystkich stron wzywany jesteś do ambicji i determinacji, tyle że często gdy naprawdę czegoś chcesz słyszysz tylko: To nie dla Ciebie. Wtedy chociaż dwoiłbyś się i troił to i tak nic nie wskórasz. Bo to czego masz szukać nie ma być wcale takie dobre, tylko odpowiednie dla takiego dupka. Za mało kreatywny jak na twórcę i za głupi na intelektualistę, powinieneś się zatem zająć się czymś pożytecznym dla gospodarki i wystarczająco dochodowym. Konieczna w tym wypadku byłaby także jakaś partnerka życiowa, byle nie napalona seksbomba. Ciężko takie utrzymać i zaspokoić, a poza tym nie kompromituj się. Najlepiej by było gdybyś miał po prostu to samo co wszyscy.


Te same problemy, psujące się graty, skarby odnalezione. Paru kumpli i znajomych, żeby pogadać z nimi czasem o tym co cieknie lub rdzewieje. Porządek wszechświata tego wymaga. Masz budować swoje małe królestwo, skupować sprzęt, sprzedawać nieużytki. Masz przerabiać swój dom na przytulne gniazdko dla starzejącego się mężczyzny i jego towarzystwa. Masz pić piwo wieczorem przy telewizorze i cieszyć się meczem narodowym. Masz szukać, ale kierując się mapą, a nie gwiazdami. Nie ma tylu rzeczy dobrych żeby starczyło ich dla każdego. Inaczej nie byłyby najlepsze.

środa, 15 czerwca 2016

SEX PISTOL

Islamski faszysta zrobił porządek z pedałami i wysłał blisko pięćdziesięciu z nich do Allacha. Niestety najwidoczniej z wielkiej Ameryki nie dostrzegł tego, że w Europie mamy akurat mistrzostwa w piłce nożnej, co znacznie osłabiło wydźwięk propagandowy jego zamachu. Bądź co bądź, choć informacja o jego wyczynie przebiła się do szerokiej świadomości, nie rozpętała histerii która zwykle towarzyszy takim jatkom. Innymi słowy nie jest to informacja numer jeden na zgniłym Zachodzie, którego Europa stanowi drugi filar. Z taktycznego punktu widzenia pedalski rzeźnik okazał się więc małpą z pistoletem. Po drugie atak na kościół wywołałby większe wrażenie na konserwatywnych białasach niż pogrom grzesznych sodomitów. Ale i tak echa wystrzałów pobrzmiewają w publicznych debatach, gdyż nie tak łatwo zignorować terror w sercu wolnego świata.

- Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, sami tę śmierć na siebie ściągnęli – powiada Biblia. Pedalstwo nie było więc w chrześcijańskiej Europie zbyt dobrze widziane, mimo że w antycznej Grecji było w dobrym tonie. Starożytni Grecy za moralną uznawali jednak tylko homoseksualną pedofilię, w której małoletni tyłek był biernym celem seksualnej aktywności leciwego lubieżnika. Za zboczenie uznawano natomiast kontakty analne między dwoma dorosłymi samcami. Z tego powodu kanon piękna wymagał posiadania małego penisa – co widać choćby na świetnie umięśnionych antycznych rzeźbach. Kultura chrześcijańska na szczęście nie przyswoiła sobie tak rozumianej miłości greckiej, dzięki czemu europejskich chłopców nie bolały siedzenia. Co prawda homoseksualizm zdarzał się nawet pośród papieży, ale oficjalnie potępiano nie tylko pederastię lecz też prawie każdy rodzaj seksu z wyjątkiem małżeńskiej prokreacji.


Na przestrzeni wieków stosunek do prywatnej seksualności ulegał liberalizacji. Ostatnim wielkim eksterminatorem gejów był pan Adolf Hitler. Później już żaden polityk w Europie nie był w tej kwestii tak radykalny. W ludycznej obyczajowości pedał jawił się natomiast nadal jako zniewieściały zboczeniec, którego jeżeli nie należy bić, to przynajmniej traktować z szyderczym pobłażaniem. Kultura gejowska podlegała restrykcjom zwłaszcza w krajach bloku komunistycznego, gdzie z orientacją taką nie można było się specjalnie afiszować. Na zachodzie Europy wolność słowa, dostęp do pornografii i prawa człowieka zrobiły swoje. Co niektórzy twierdzą nawet, że w rezultacie obowiązującej „politycznej poprawności” prawa mniejszości są lepiej zabezpieczone niż prawa większości. To temat do dyskusji, choć rzeczywiście niekiedy instrumentalnie wykorzystuje się homoseksualny „immunitet”. Można chronić się przed krytyką roztaczając wokół siebie aurę homoseksualisty, podobnie jak aurę księdza i tak dalej. To jednak osobny kwestia.

Smutne jest to, że tragedie takie jak ostatnia zbiorowa egzekucja w gejowskim klubie, przyczyniają się do rozgrzewania starych sporów ideologicznych. Nie sposób przecież oddzielić tego barbarzyństwa od religijnie motywowanej homofobii. A to z kolei nie pozwala na tradycyjne wykorzystanie go w retoryce narodowo-chrześcijańskiej, a w naszym wypadku polsko-katolickiej. Islamiści przyzwyczaili bowiem strażników tożsamości do bardziej czarno-białych obrazków, takich jak stado dzikusów gwałcących białe dziewice w sylwestrową noc. Tym razem działania terrorysty łatwiej jest natomiast zaszufladkować jako przejaw szeroko rozumianej nietolerancji seksualnej, a zatem obarczyć nim przeciwników pedałowania. Każdy kto myśli wie zresztą, że obie te narracje są siebie warte. Nie umieszczając zatem krwawej gejowskiej łaźni w jakimś łańcuchu przyczynowo-skutkowym widzę w niej samo zło i pogardę dla życia ludzkiego. Za obrzydliwe uważam też próby relatywizowania tej zbrodni. – Straszliwa masakra w Orlando, z bardzo wysoką liczbą niewinnych ofiar wzbudziła w papieżu Franciszku i w nas wszystkich najgłębsze uczucia odrazy i potępienia, bólu i wstrząsu w obliczu tego nowego przejawu zabójczego szaleństwa i bezsensownej nienawiści – powiedział rzecznik Watykanu Federico Lombardi.    

niedziela, 12 czerwca 2016

ŻYCIE UMYSŁU

Inteligencja niejedno ma imię. Czym innym są zdolności społeczne, a czym innym analityczne czy literackie. W zależności od stojącego przed nami zadania możemy okazywać różne jej wymiary – na przykład zawodowemu kierowcy przydaje się wyobraźnia przestrzenna, która zdaniem psychologów jest jednym z rodzajów inteligencji. Nie znaczy to (choć jest taka możliwość), że dobry kierowca będzie dobrym matematykiem czy muzykiem, czynności te wymagają bowiem innego „myślenia”. Inteligencja jest wielopłaszczyznowa, a zatem określenie jej stopnia wymagałoby rozpatrywania jej w określonym aspekcie. Niby oczywiste, ale w życiu mamy skłonność do oceniania innych przez pryzmat własnych możliwości. Dlatego łatwo widzieć nam w ludziach głupków – daje nam to poczucie wyższości. Większość ludzi uważa się za inteligentniejszych od ogółu.


Koncentrowanie się na swoich mocnych stronach przynosi nam korzyści psychologiczne. Z tego powodu szczególnie rozwijamy się w tych właśnie kierunkach. Kiedy otrzymujemy informacje zwrotne w postaci wzmacniających samopoczucie komunikatów zachęcają nas one do pogłębiania aktywności. Kiedy z kolei coś nam uporczywie nie wychodzi – zniechęcamy się. Powstaje w ten sposób sprzężenie zwrotne wzmacniające nasze wrodzone predyspozycje. Rozwijanie swojej pasji jest poszukiwaniem ukrytych w niej nagród behawioralnych – satysfakcji związanej z przekraczaniem kolejnych poziomów. Gdy uwolnić pasję od jej funkcji utylitarnej (to znaczy jej służby innym celom, takim jak zdobywanie zasobów materialnych czy prestiżu społecznego), staje się ona wieżą ze słoniowej kości. Wybitne jednostki często przekraczały tę granicę, poświęcając się całkowicie wybranej dziedzinie. Stąd te wszystkie barwne anegdoty o geniuszu graniczącym z szaleństwem.

Roztargnieni naukowcy, tytani twórczej pracy, artyści i myśliciele, ignorowali inną rzeczywistość w imię „wyższych celów”. Wieczne poszukiwania i eksperymenty doskonaliły ich wizje. Ich światem stawała się pasja intensywna jak ekstaza. To odgradzanie się powiększało zaś tylko barierę. Wielkość geniuszy sprawiała bowiem, że ciężko im było znaleźć kogoś kto myślałby podobnie do nich. Z tego też powodu ciężko im niekiedy było w pełni wykorzystać swój potencjał. Dzisiaj wiele się mówi o inteligencji społecznej jako tej najbardziej w życiu przydatnej, ale prawda jak zwykle jest bardziej złożona. Okazuje się bowiem, że im ludzie inteligentniejsi tym lepiej radzą sobie samotnie. Potrafią realizować się na różne inne sposoby, które niepożądane kontakty społeczne mogłyby wręcz utrudniać. Poza tym, wbrew magnetycznej sile przyciągania wielkich aglomeracji, szczęśliwsi są mieszkańcy miasteczek i wsi, co wiąże się z mniejszym zagęszczeniem ludności. Bardziej niż ilość kontaktów społecznych liczy się ich jakość, zwłaszcza w przypadku osób inteligentniejszych, które są bardziej „wybredne”.

Biorąc pod uwagę wielopłaszczyznowość ludzkiej inteligencji znalezienie interesującego towarzystwa jest więc pewnym wyzwaniem. Ale to tylko dodaje smaku udanym kontaktom towarzyskim. Kiedy odkrywasz, że ktoś jest nudny, nie ma specjalnego znaczenia czy jest bogaty, silny lub ustosunkowany. Masz ochotę spierdalać i mniej lub bardziej dyskretnie spoglądasz na zegarek. Oczywiście takie przymioty nie są bez znaczenia, ale w pewnych granicach. W zależności od preferencji można nie wytrzymać opowieści o przepisach podatkowych, panelach podłogowych czy porodzie maciory. Zwłaszcza kiedy nie masz w tych sprawach nic do powiedzenia i narracja towarzysza zamienia Cię w potakująca kukłę. A jeszcze gorzej znaleźć się w grupie która wyłączy Cię z rozmowy – nie dość, że będziesz się nudził, to jeszcze zostaniesz uznany za nudziarza. Zaspokajanie potrzeb społecznych nie jest więc tak proste jak picie piwa w bramie, chyba że to jedyne czego do szczęścia Ci trzeba. Twoje wybory towarzyskie może determinować popęd seksualny czy chęć uzyskania protekcji, co jeszcze bardziej komplikuje sprawę. Spodziewane korzyści mogą okazać się przereklamowane lub obciążone nadmiernymi kosztami. – Moja noga nigdy nie postanie tam, gdzie nie ma tego o co chodzi – zarzekał się Witkacy. Ciekawe czy kiedyś wdepnął w gówno.     

czwartek, 9 czerwca 2016

KULTURKA

Pamiętniki zawsze noszą znamiona konfabulacji – deformacji ulega to co chcemy zaznaczyć, podkreślić, uwypuklić. Pomijamy to co chcemy zbagatelizować. Umniejszamy to czego nie można przemilczeć. Każdy ciągnie prawdę w swoją stronę. Każdy ma swoją opowieść. To jak pozowanie do zdjęcia które nie ma być odwzorowaniem rzeczywistości, ale wywoływać zamierzone wrażenie. W dzisiejszych czasach nawet wynajmuje się specjalistów do pisania pamiętników – osobistości zdradzają im „tajemnice”, a pisarze przetwarzają te wynurzenia na epopeje. Dlatego chociaż coraz mniej ludzi czyta, to coraz więcej pisze.

Etatowi animatorzy oficjalnej kultury mają w zwyczaju psioczyć, że czytelnictwo zamiera. To zresztą uzasadnia ich byt zawodowy – „muszą” działać bo naród schamieje do reszty. Na zachodzie Europy czyta się więcej, lecz zazwyczaj właśnie zwierzeń celebrytów, kryminałów czy romansów. Oczywiście można znaleźć czas na czytanie tak jak na cokolwiek innego, tylko gorzej z ochotą. Ale prawdziwy intelektualista musiałby być zawodowym leniem, żeby nadążać za wszystkimi teoriami, niuansami i możliwymi interpretacjami. Tyle że w końcu by zrozumiał o co chodzi wszystkim tym krytykom literackim i światkowi artystycznemu. A chodzi o kasę.


Kiedy produkt jest potrzebny można go sprzedać. Kiedy nie jest potrzebny trzeba go dotować. Kultura bardziej potrzebuje narodu niż naród kultury, bo naród nie chce płacić za bilety i książki, a nawet za abonament radiowo-telewizyjny. Musi jednak płacić podatki, więc kultura działa dla jego dobra, w razie gdyby była mu potrzebna. Nie chcę przez to powiedzieć, że film, muzyka czy literatura, nie są potrzebne. Przeżycia estetyczne przynoszą więcej satysfakcji niż nabywanie przedmiotów. W społeczeństwie informacyjnym kultura staje się bardziej spontaniczna – każdy może publikować. Lecz kasę dostanie tylko ten, komu przyzna ją jakiś „kulturalny” urzędnik.   

poniedziałek, 6 czerwca 2016

HALLO, TU ZIEMIA

Cieszę się że żyję, bo gdybym nie żył nie miałbym się z czego cieszyć. Nie miałbym się też co prawda z czego martwić, ale gdybym nie żył nie byłoby to zbyt pocieszające. Nie można by nawet powiedzieć, że byłoby mi to obojętne, bo nie byłoby mnie. Aby więc cieszyć się muszę żyć, czyli pokonywać trudności. Przyjemności czerpie się z przełamywania dyskomfortu, czyli zaspokajania potrzeb. Potrzeby ciągle rosną, ale naczelną z nich jest zawsze potrzeba sensu. Nigdy bowiem nie zapewnisz sobie tyle przyjemności żeby się nimi nasycić. A kiedy nadasz swojemu życiu sens, będziesz mógł czerpać z niego satysfakcję nawet pomimo tego nienasycenia.

Pragnienie wyzwala się automatycznie, więc w głowie pobrzmiewają niskie instynkty – pożądanie obrzydliwej gotówki czy ponętnej żony bliźniego swego. Dla większości ludzi nie jest to jednak powód do frustracji. Jeśli życie ma jakieś zasady jedną z nich jest właśnie ta, że nigdy nie można mieć wszystkiego. A czasami nawet warto z czegoś zrezygnować, bo nie jest warte swojej ceny. Nawet pieniądze mają swoją cenę. Najwięcej o pieniądzach myślę wtedy, kiedy ich nie mam. Najbardziej mnie wkurwia kiedy muszę myśleć o pieniądzach. Mam ciekawsze rzeczy do roboty niż uganianie się za pieniędzmi. Oczywiście gdy je mam.
 

Największy pożytek z pieniędzy jest taki, że ten kto płaci może się wymądrzać. A pies który czeka na resztki musi merdać ogonem. Dlatego nagły zastrzyk gotówki może namieszać człowiekowi w głowie jakby pozjadał wszystkie rozumy. Nie znaczy to, że nie brakuje chamów bez grosza przy dupie. Nadrabiają szukając zaczepki i tak dalej. Najtrudniej jest natomiast się wymądrzać kiedy nie wynika to z żadnych zależności. Kiedy nic ludziom nie grozi i nic nie mogą zyskać. Co prawda jest jeszcze coś takiego jak prestiż – na przykład wszystkie nauki Wojtyły odbierano w Polsce jako głębokie, a dowcipy jako śmieszne. Lecz nikt tak naprawdę nie chce słuchać, a tym bardziej zastanawiać się nad tym co drugi szary człowiek ma do powiedzenia.

Kiedy nikt nie słucha jak chcesz się wymądrzać, zaczynasz myśleć, że jesteś głupi. Jednocześnie uznajesz wtedy za głupców innych ludzi, ponieważ nie są oni w stanie zrozumieć Twojej „mądrości”. Możesz się wtedy próbować do nich przystosować, albo im zaimponować. Ponieważ „mądrość” im nie imponuje, starasz się zaimponować im posiadaną kasą, wpływami, znajomościami i tym podobnymi. Jednym słowem popisujesz się. W głębi serca chcesz być podziwiany, nawet przez ludzi których uważasz za idiotów. Wszędzie wokół walają się pęknięte skorupy masek – wizerunki strzaskane ciśnieniem rzeczywistości. Ludzie są praktyczniejsi i bardziej pragmatyczni niż postacie filmowe. Ale nie byłoby wizji idealnego świata, marzeń i archetypów, gdybyś nie zmagał się z jego materią. 

piątek, 3 czerwca 2016

HISTORIE ŚWIATA

Nowomowa to w kultowej powieści George’a Orwella „Rok 1984” narracja jaką posługiwała się władza kreując rzeczywistość w ramach swojego systemu wartości. Z czasem pojęcie nowomowy przekroczyło swoje książkowe znaczenie, gdyż zaczęto zauważać jej wzorzec choćby w języku używanym przez systemy totalitarne. Nowomowę można jednak rozumieć jeszcze szerzej, jako każdą apodyktyczną i dogmatyczną opowieść o świecie, zaklinającą prawdę przy pomocy rytualnych związków frazeologicznych. Jeśli tak na to spojrzymy, zobaczymy że wcale nie była wynalazkiem nowoczesnych totalitaryzmów – stosowaną ją od wieków. Tyle że rozwój mediów i społeczeństwa informacyjnego zapoczątkował nowy rozdział inżynierii społecznej.

Nowomowa jest narzędziem propagandy. Propaganda zaś formalnie jest wynalazkiem kościoła katolickiego – przynajmniej terminologicznie. Wyraz ten pochodzi od łacińskiego propagandum, oznaczającego materiał roślinny który ogrodnik zamierza rozkrzewić. Papież Grzegorz XV w odpowiedzi na reformację ustanowił Kongregację Propagandy Wiary. Chodziło o walkę informacyjną z szerzącymi się w Europie „herezjami”. Wynalazek druku pociągnął za sobą bowiem gwałtowny rozwój niebezpiecznych dla kościelnego monopolu idei. Wielka ofensywa propagandowa kościoła zwana kontrreformacją powstrzymała globalny eksport rewolucji religijnych, choć oczywiście nie obyło się również bez przelewu krwi.

Z upływem czasu o propagandzie zaczęło się mówić nie tylko w kontekście krzewienia wiary katolickiej, ale też każdej idei. A zatem propagandę zaczęto rozumieć funkcjonalnie, jako szerzenie określonego przekazu. Swój rozkwit propaganda przeżywała podczas wojen światowych, a za jednego z jej mistrzów uchodzi do dziś niemiecki minister propagandy Joseph Goebbels. Poza tym propaganda kojarzy nam się z okresem „słusznie minionym” kiedy przekraczała granice absurdu niczym w bajce o nagim królu. Zapewne z tych powodów propaganda nabrała więc znaczenia pejoratywnego, a ludzi się nią zajmujących określa się dzisiaj eufemizmami takimi jak rzecznik prasowy czy specjalista od marketingu. Niemniej przekonywanie nadal polega na tych samych mechanizmach, choć wykorzystywać do tego można nowe technologie.

 
Public relations to nowa propaganda polegająca na sprzedawaniu „wiarygodnej” opowieści przy pomocy odpowiedniego zestawienia danych, umieszczenia ich w pożądanym kontekście i innych sztuczek psychologicznych. Działalność reklamowa, polityczna czy edukacyjna polega przecież na „propagowaniu”. Podobnie jak w powieści Orwella propaganda ciągle posługuje się nowomową. Ile więc wersji rzeczywistości tyle rytualnych dialektów. Mamy na przykład do czynienia z nowomową urzędniczą, gdzie arbitralne decyzje uzasadnia się odpowiednimi paragrafami, czy z nowomową korporacyjną gdzie pełne poświęcenie jest „ścieżką rozwoju”. Propagatorzy nadają rzeczywiści określone ramy interpretacyjne, czyli przypisują jej elementom znaczenie w teoretycznym systemie powiązań. Specjalistyczna literatura psychologiczna nazywa to zjawisko framingiem.

Framing to zależność pomiędzy subiektywnym odbiorem komunikatu a jego formą. Przeformułowanie tych samych danych może zmieniać wrażenie jakie będą wywierać na odbiorcy. Dzieje się tak ponieważ percepcja posługuje się heurystykami, czyli pewnymi automatycznymi ścieżkami poznawczymi. Procesy heurystyczne przypisują sytuacje do określonych szablonów – choćby dlatego droższe wino lepiej smakuje, a butelka może być w połowie pełna lub pusta. W dodatku możesz być pijakiem albo miłośnikiem wina. Język umożliwia nam przekazywanie skomplikowanych treści, ale też determinuje ich rozumienie, a nawet nasze działania. Badania przedstawicieli różnych kultur dowiodły choćby, iż w różny sposób modyfikowali oni tą samą opowieść, aby dopasować ją do swojego schematu kulturowego. Gdyby ktoś chciał tego wysłuchiwać, moglibyśmy opowiedzieć mu historię swojego życia. Sęk w tym, że gdyby ktoś inny miał o nas mówić, historia ta nieco by się od naszej różniła. Struktura naszego umysłu wymaga jednak spójnej narracji, stąd od wieków karmimy się kulturą – mitami, bajkami i opowiadaniami. Każda taka historyjka ukazuje realizowanie pewnej intencji na przekór niesprzyjającym czynnikom zewnętrznym. Gdyby świat był inny nie byłoby o czym opowiadać. Ani o co się kłócić.