Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 listopada 2018

INNY UMYSŁ


Szukamy w kosmosie obcej inteligencji, gdy tymczasem spotkać możemy ją na ziemi. Oczywiście nie pochodzi z obcej planety, ale z innej ścieżki ewolucyjnej niż my. Wszystkie kręgowce dysponują mózgiem zbudowanym na podstawie tego samego schematu – co wynika ze wspólnego pochodzenia. Różne jego warstwy były dodawane i przekształcane, ale dochodziło do tego na jednej ścieżce ewolucyjnej. Systemy nerwowe ośmiornic i innych głowonogów wykształciły się zupełnie niezależnie od naszych. Nasz ostatni wspólny przodek był robakiem żyjącym jeszcze w ediakarze, a zatem należał do najstarszych wielokomórkowych organizmów na ziemi. W tamtym czasie układy nerwowe pełniły raczej rolę koordynującą ruch w celu przemieszczania się i pobierania pokarmu. Podwodna fauna ediakarska pasła się na ogromnych matach mikrobiotycznych czyli osadach organicznego osadu stabilizowanego przez mikroby.

Ponieważ zwierzęta nie wchodziły wtedy ze sobą w interakcję złożony system reagowania na zmiany w środowisku nie był im specjalnie potrzeby, ale sytuację zmienił nowy sposób żerowania – drapieżnictwo, które potem rozwinęło się najprawdopodobniej z padlinożerstwa. Odtąd zaczął się ewolucyjny wyścig zbrojeń, który zaowocował między innymi wykształceniem się aktywnie reagujących na informacje systemów nerwowych. Ewolucja często nagradzała tego kto więcej „wiedział” i efektywniej to wykorzystywał, więc systemy nerwowe stawały się coraz bardziej złożone. W końcu ryby wyszły z wody i dały początek formom życia wiodącym do człowieka, w którym lubimy widzieć cel ewolucji. Tylko że proces ten donikąd nie zmierzał – pojawiliśmy się na ziemi, co nie oznacza, że go zakończyliśmy.

Właściwie to każdy gatunek jest swoistym eksperymentem natury, który może przetrwać lub zginąć, a jednocześnie się zmieniać. Gdyby więc istniała inteligencja w kosmosie mogłaby zasadniczo różnić się od naszej. Wykrywanie związków przyczynowo-skutkowych zawsze jest intencjonalne i odzwierciedla emocje – pole percepcji obejmuje tylko pewien zakres informacji potencjalnie ważnych. Metaforycznie można powiedzieć, że ścieżki naszego myślenia wyznaczają tropy które węszymy, choć sprawa jest bardziej złożona – na popędy nakładają się wtórnie (kulturowo) wiązane z nimi potrzeby i dopiero to czyni nas tak skomplikowanymi. Na przykład pieniądze budzą w mózgu skojarzenia ze spełnianiem wielu pierwotnych potrzeb takich jak odżywanie, bezpieczeństwo, status w grupie czy seks, co czyni nas tak zaabsorbowanymi ich zarabianiem i wydawaniem.

Kształt ewentualnej pozaziemskiej cywilizacji tyleż zależałby więc od przypadkowych uwarunkowań, co biologicznych potrzeb różniących się od naszych. A możliwe, że obca świadomość niekoniecznie musiałaby ją konstruować. W powieści Stanisława Lema „Solaris” ludzie stykają się na innej planecie z obcą formą życia – pokrywającym ją cytoplazmatycznym oceanem. Wszelkie próby nawiązania kontaktu z amorficzną inteligencją wydają się jednak nieudane, choć ona również wydaje się posyłać ludziom komunikaty. Mimo aktywności tej żywej substancji badacze nie byli w stanie zrozumieć kierowanego do nich przekazu, osobliwy organizm pozostał więc „obcym”. Żyjące w głębinach ziemskich oceanów głowonogi też wydają się komunikować nieznane nikomu treści zmieniając swoje ubarwienie jak w psychodelicznej ekstazie, czy przyjmując wyszukane pozy swojego jakże plastycznego ciała.

Zrozumienie „obcego” z powodzeniem można by więc zacząć od poznania umysłów tych bezkręgowych stworzeń, gdyby tylko było to możliwe. Bo nawet jeśli swoimi umysłowymi zdolnościami odbiegają od ludzkich, to jest to całkowicie inny umysł. Ich skomplikowany układ nerwowy wyewoluował na całkiem innej gałęzi życia – rozwijał się niezależnie od tych wykazujących wspólne cechy układów kręgowców. Ba, nawet „ centralne” skupisko neuronów które nazywać możemy mózgiem nie jest do końca jego odpowiednikiem, bo 2/3 z nich znajduje się w mackach, które wydają się posiadać sporą percepcyjną i reakcyjną autonomię od samej „istoty”. Układ nerwowy ośmiornicy wielkością zbliżony do psiego czy kociego jest jednak bardziej rozproszony co rodzi niepojęte konsekwencje dla jej subiektywnych doznań i procesu decyzyjnego. Utrzymanie takiej kosztownej aparatury musi się jednak ewolucyjnie opłacać – każde z ramion może jednocześnie robić coś innego. Kosmitów najczęściej wyobrażamy sobie jako dwunożnych, czasami nieco „gadzich” humanoidów, ale odmienna droga do inteligencji skutkować mogłaby całkiem innym zorganizowaniem ciała, a co za tym idzie także motoryki i układu nerwowego. Obcy umysł może zupełnie inaczej integrować „rzeczywistość”.

poniedziałek, 26 listopada 2018

SŁOWOTWÓRSTWO


Teoria relatywizmu językowego zakłada, że język determinuje myślenie, postrzeganie i klasyfikowanie. Z jednej strony każdy język jest wytworem specyficznych warunków w jakich rozwijała się dana kultura, a przez to zapisem jej unikalnego doświadczenia. Z drugiej zawarte w nim kategorie określają w jakiejś mierze ramy interpretacji świata. I dlatego tłumaczenie jest zawsze pewnym uproszczeniem, gdyż używając innych etykiet nie uruchamia tej samej sieci skojarzeń. Być może w czasach globalizacji różnice między kulturami zacierają się, ale wciąż jeszcze w różnych językach istnieją sformułowania których zrozumienie wymaga głębszego poznania kontekstu kulturowego.

Badania wykazują, że przyjęcie określonej perspektywy językowej wpływa na postrzeganie czasu, kolorów czy cech rzeczowników, a zatem całkiem namacalnych aspektów rzeczywistości. Czy zatem tego chcemy czy nie, jednym z czynników kształtujących naszą świadomość jest język. A więc choćbym uważał się za obywatela wszechświata, na poziomie komunikacji, a więc wymiany informacji widzianych przez pryzmat doświadczeń, pozostaję Polakiem. Co jeszcze bardziej komplikuje sprawę, w ramach języka narodowego, funkcjonują języki różnych grup społecznych, a język każdej wynikając z grupowej percepcji tym samym ją tworzy.

Poszczególne grupy zawodowe, plemiona polityczne, sekty, subkultury i pasjonaci, wytwarzają własne kody komunikacyjne, a posługując się nimi wzmacniają i internalizują grupową świadomość. Relacje społeczne znajdują swoje odbicie w języku który je utrwala. To w nim wyrażają się nasze wartości i normy, syntezując się w rzeczywistość zwaną narracją. Znaczenie poszczególnych elementów językowej układanki staje się jasne dopiero kiedy rozumiemy jak się ze sobą wiążą, a przyjmowanie takiej perspektywy czyni ją domyślną i „jedynie słuszną”. Na przykład bolszewicy posługując się zasadniczo językiem rosyjskim zmienili go całkowicie przystosowując do wyrażania obowiązującej ideologii.

Zestaw pojęć specyficznych dla danej grupy określa jej stosunek do rzeczywistości. W języku coachingu nie wychodzimy rano do pracy tylko opuszczamy strefę komfortu żeby realizować cele główne i to pokazuje jak skonstruowana jest motywacja jego wyznawców. Języki specjalistyczne, choć hermetyczne ze względu na opisywaną przez siebie wiedzę, podporządkowane są ścisłemu precyzowaniu myśli, ale już budowane na ich podstawie żargony wymagają zanurzenia się w doświadczeniu grupowym – swoistego wtajemniczenia. Z kolei różne niszowe czy kontestujące subkultury, posługując się tak zwanymi slangami, eliminują ze swojego grona tych którzy nie kumają gadki, jako nadających na innych falach.


Językowy obraz świata integruje poglądy we wspólną wizję rzeczywistości, której doświadczanie symbolizują pojęcia używane w komunikacji. Wspólnota komunikacji jest więc wspólnotą myśli. Język jest nie tylko narzędziem poznania, ale też jego subiektywnym, interpretującym i wartościującym filtrem. Uwidacznia się to już w wyborze fragmentów rzeczywistego chaosu, które staramy się nazwać i zwerbalizować, a także nadawaniu im pejoratywnych lub melioratywnych konotacji . Sama wypowiedź jest jednak niczym bez właściwego jej odczytania, jakie wymaga – jeśli nie osobistego „zanurzenia” w danym doświadczeniu grupowym – przynajmniej głębokich socjologicznych i kulturowych poszukiwań.

Pewnie nieraz czuliście, że chcielibyście coś komuś powiedzieć, ale doszliście do wniosku, że rozmówca i tak nie zrozumie, więc zmieniliście komunikat na bardziej czytelny, wskutek czego stracił on wiele ze swojej treści... Intuicyjnie wyczuwamy płaszczyzny porozumienia i staramy się dostosowywać przekaz do świadomości odbiorców, stylu komunikacji, kontekstu sytuacyjnego czy kulturowego. To tym dobitniej pokazuje, że znaczenie nie jest czymś twardo przypisanym do swojej zawartości. Rodzi to oczywiście pytanie jak cokolwiek jesteśmy w stanie zrozumieć. Neuronaukowcy wskazują na ucieleśnione przetwarzanie języka, angażujące nie tylko ośrodki „językowe”, lecz też symulujące znaczenia w mózgu. Dla przykładu pojęcia związane z ruchem aktywizują częściowo korę ruchową – a zatem mózg symulując ruch uzmysławia sobie o czym mowa. Właśnie w związku z tym osobiste doświadczenia (w tym jako członka grupy) kategoryzują się w określone pojęcia, nadając im treść.

Teoria ucieleśnionej symulacji mówi o symulowaniu w mózgu doświadczeń, które przekładają się na znaczenie. Symulacje takie mogą w różny sposób odzwierciedlać rzeczywistość, więc różnimy się w postrzeganiu „prawdy”, rozumiejąc się jedynie w stopniu elementarnym, co jednak wystarcza do przekazywania sobie najbardziej złożonych komunikatów w świecie przyrody. Pewne przesłanki wskazują, że komunikacja delfinów również spełnia kryteria języka, nie jesteśmy jednak w stanie wiele z niej zrozumieć, choć jest to system zapewne mniej skomplikowany niż język ludzki. Odmienność doświadczenia pozbawia nas wglądu w znaczenie opisywanych przez podwodne ssaki przeżyć i przekazywanych informacji. Gdybyśmy spotkali kosmitów być może nie mielibyśmy sobie nic do powiedzenia – im większe różnice tym gorsza komunikacja.

Granica naszego porozumienia wyznacza wyobraźnia, a symulacja języka jest pewnym jej rodzajem – automatycznie przetwarza pojęcia w mózgowe „obrazy” z których świadomość je odczytuje. Pozwala więc nie tylko odczuwać język, ale też stany mentalne innych ludzi, czy też przewidywać ich zamierzenia – jest więc jednym z fundamentalnych mechanizmów poznawczych. Choć struktury mózgowe z biegiem ewolucji opanowywały coraz bardziej wyrafinowane funkcje, to nadal wszystkie zakorzenione są w „zwierzęcych” mechanizmach rozumienia świata. W pewnym momencie po prostu się „skumulowały” i zaczęliśmy mówić, a dzięki temu tworzyć idee jednoczące nas we wielkie społeczeństwa.   

czwartek, 22 listopada 2018

PRZESŁANKI RACJONALNE


Myślenie jest wyczuwaniem powiązań skutkowo-przyczynowych między zjawiskami. Niestety często doszukujemy się takich związków tam gdzie ich nie ma. Dzieje się tak dlatego, że ewolucyjnie lepiej było rozpoznać wyimaginowany wzorzec, niż wcale go nie rozpoznać. Bo w pradawnym świecie, który rozumieliśmy tylko przez własne odczucia, każdy błąd był na tyle ryzykowny, że lepiej było zabezpieczyć się wiarą w każde z nich niż je weryfikować. I tak właśnie narodziły się przesądy i zabobony, oraz inne fałszywe twierdzenia.  Ponieważ doskonalimy swoją intuicję poznawczą dzisiaj często przyjmują one postać różnych pseudonaukowych teorii. Oprócz własnych obserwacji mamy dziś do dyspozycji „obiektywną” wiedzę, która jednak może być stekiem bzdur.


Przykładem jak łatwo przeniknąć absurdom ubranym w racjonalny kostium do naszych głów jest choćby przybierający ostatnio na sile ruch antyszczepionkowy, którego typowych wyznawców portretuje się jako młode, wykształcone i inteligentne osoby, poszukujące „alternatywnej” wiedzy, a przez to błądzące po gruncie szalbierskiego teoretyzowania. W dzisiejszych czasach najlepszym sposobem na robienie ludziom wody z mózgu wydaje się udzielanie odpowiedzi na ich marzenia lub lęki, pomieszanych ze statystykami i naukową terminologią. Ponieważ generalnie nie znamy się na medycynie, fizyce czy klimatologii, wobec takiej elokwencji pozostajemy bezsilni, choć jeśli chodzi o kwestie tak nam obce, że aż ezoteryczne, lepiej wierzyć uznanym niż domorosłym autorytetom. No chyba, że potrafimy samodzielnie zważyć argumenty...


Niestety, aby cokolwiek samemu zrozumieć trzeba poświęcić dużo czasu, a przede wszystkim wykazywać się niekłamaną pasją. My zaś wolimy gotowe odpowiedzi od babrania się w wieloznacznych niuansach. W rezultacie musimy przyjmować rzeczy na wiarę, a ta bywa ślepa. I nie chodzi tu już o teorie bazujące na religii czy ideologii, ale właśnie te pozorujące swoją naukowość. Bądź co bądź poznawanie prawdy wymaga odkrywania nowych faktów, a nie tylko interpretowania tych znanych. Osoby lepiej sytuowane i wykształcone mają często tendencję do ulegania różnym „postępowym” teoriom, lecz to właśnie tak rozumiany etos „nowoczesności” doprowadził do eugenicznych czy marksistowskich eksperymentów. W czasach słusznie już minionych kult Stalina czy Mao szerzył się raczej wśród zachodniej „inteligencji” niż mas, tak jak dziś wiara w zatrute szczepionki czy coaching...

Aby zmanipulować wykształciuchów często wystarczy przedstawiać pewne trendy jako uosabiające ducha czasu. Dla niektórych homo sapiensów nie ma nic gorszego niż pozostawać w tyle, wiecznie więc podążają za intelektualnymi modami, te zaś dyktowane są przez egzaltowanych celebrytów i tym podobne kreatury. Bo inteligencja nie tylko rości sobie prawa do wyrażania prawdy – często aspirując do niej z bliską sraczce gorliwością przyjmujemy „oświeconą” narrację, żeby tylko zamaskować własną ignorancję i niepewność. Także i dziś gotowi więc jesteśmy wierzyć w różne absurdalne zależności, i to paradoksalnie w niektóre z nich tym bardziej im wyższym statusem się legitymujemy.

Nie ma takiego wykształcenia, które uchroniłoby nas przed wątpliwymi prawdami, bo nasze połączenia neuronalne specjalizują się w przetwarzaniu ściśle określonych bodźców, a pomiędzy nimi nie dochodzi już do transferu wiedzy (chyba że można w niej odnaleźć podobne wzorce). Niestety często ludzie odnoszący sukcesy w takiej czy innej dziedzinie zaczynają wierzyć, że wynika to z ich „mądrości” i wyrażać kategoryczne sądy o wszystkich aspektach rzeczywistości, choć znają je tylko powierzchownie. Miejsce zabobonów magicznych czy religijnych zajmują więc dzisiaj te „oświecone” – nadal widzimy rzeczywistość jedynie w uproszczony, a często zniekształcony sposób. W końcu każdy z nas jest ignorantem w prawie wszystkich dziedzinach. Także i dziś prawda ma jedną niezbędną funkcję – nawet jeśli jej nie rozumiemy musimy się na niej opierać.   

niedziela, 18 listopada 2018

STAN SKUPIENIA


Świadomość jest stanem w którym podmiot zdaje sobie sprawę z własnego istnienia oraz zjawisk zewnętrznych. Próbowano już wyjaśniać ją na różne sposoby – od psychoanalitycznych po czysto behawioralne, ale każde z tych ujęć ma swoje ograniczenia. Dziś wydaje się, że wiele koncepcji psychologicznych nie ma swojego odpowiednika w procesach mózgowych które poznajemy coraz lepiej. Ani doszukiwanie się w strukturze psychiki jakichś głęboko ukrytych znaczeń, ani sprowadzanie jej do tworzywa uwarunkowań nie wyjaśnia w pełni fenomenu świadomości. Coraz jaśniejszym staje się natomiast, że świadomość jest skorelowana z pracą mózgu.

Trwająca w nim gra sił pomiędzy siecią podstawową i uwagową pokazuje, że choć świadomość jest komplementarna w swoich stanach, w różnym natężeniu kreuje „ja” i odbiera bodźce zewnętrzne. Im większa świadomość wewnętrzna tym mniejsza zewnętrzna i na odwrót, choć zawsze balansujemy pomiędzy tymi stanami. W mózgu poszukuje się więc struktur integrujących bodźce w jeden strumień informacyjny. Wiadomo też, że wpływając na procesy informacyjne w mózgu można zmieniać świadomą percepcję. Pytanie tylko, jak to wszystko zamienia się w subiektywne doznanie.

Wydaje się przecież, że świadomość jest zjawiskiem stopniowalnym, bo nie sposób odmówić jej choćby odczuwającym emocje zwierzętom. A zatem nawet ograniczeni się do „zwierzęcych” instynktów pozostajemy świadomi, choć może mniej racjonalni. Myślenie jest  swego rodzaju popędem poznawczym i dlatego można zakładać, że jest czymś w rodzaju emocji, choć zazwyczaj uznajemy je za coś im przeciwnego. Namiętność rozumowania jest jednak z nimi nierozdzielna, dlatego nie tylko każe nam myśleć o pożądanych celach i nagrodach, ale też odkrywać powiązania w ramach pewnych potrzeb poznawczych. Te zaś w jakimś stopniu wykształciły się już u zwierząt.


Choć nasi przodkowie działali bardziej odruchowo niż my, funkcją świadomości wydaje się wewnętrzny system gromadzenia i przetwarzania danych w celu jak najlepszego reagowania. Nawet mucha wykorzystuje swoje komórki nerwowe do działań umożliwiających przeżycie, a więc na swój sposób „myśli”, chociaż może nie o rozwoju osobistym. Nie wiedząc czym jest świadomość niektórzy przypisują ją nawet organizmom nie posiadającym układu nerwowego czyli roślinom. Podobno one również posiadają coś w rodzaju pamięci, która pozwala im gromadzić informacje na przykład o pogodzie czy zbliżających się gąsienicach, a także mogą się ze sobą komunikować, co pozwala im reagować na zmiany.

Na przykład nasi zieloni przyjaciele gromadzą światło w sposób systemowy „zapamiętując” jaką dawkę światła otrzymały poszczególne liście, żeby jak najefektywniej je wykorzystać. Niezbędne do fotosyntezy światło w nadmiarze może im szkodzić, więc rośliny czymś w rodzaju komputera kwantowego zliczają zaabsorbowane fotony i przekazują te informacje w obrębie organizmu za pomocą sygnałów elektrofizjologicznych. Niekiedy też komunikują innym „sprzymierzeńcom” ostrzeżenia drogą chemiczną – na przykład akacja objadana przez żyrafę wydziela etylen, który jest sygnałem ostrzegawczym dla innych roślin, aby mogły się „przygotować” wytwarzając garbniki czyniące liście gorzkimi i niesmacznymi.

Czy zatem rośliny myślą, albo chociaż odczuwają? Czy postrzegają rzeczywistość przez subiektywne doznania? Nam świadomość wydaje się intencjonalna i aktywna, ale czyż jej istotą nie jest przesyłanie sygnałów elektrycznych i substancji chemicznych? A zatem czy w systemach informacyjnych roślin dopatrywać się już można procesów psychicznych? Idący jeszcze dalej fizyk Max Tegmark uznaje świadomość za stan materii w którym atomy przystosowują się do przetwarzania informacji. Swoją hipotezę oparł na sformułowanej już wcześniej przez neurobiologa Giulio Tononi’ego teorii świadomości jako zintegrowanej informacji, w myśl której świadomy jest każdy system przechowywania i odtwarzania danych, który integruje je w jedną nierozerwalną całość.

Wydawać to się może trochę absurdalne, ale pytanie czym jest świadomość jest równie trudne jak czym jest życie organiczne – bo bez względu na to jaką jego biologiczną teorię przyjmiemy, wygląda na to, że powstało z materii nieożywionej czyli nie spełniającej jego kryteriów metabolicznych ani replikacyjnych. Już samo to, że wyewoluowaliśmy z jednej komórki jest zdumiewające, a w dodatku jako jednostki również się z niej rozwinęliśmy, wyposażeni tylko w informacje genetyczne gromadzone od pokoleń przez naszych przodków. Co prawda nawet przystając na teorię zintegrowanej informacji można by wiązać poziom świadomości z jej wielkością, ale nie znaczyłoby to, że świadomość jest przypisana tylko formom biologicznym, a taka ewentualność wydaje się tyleż intrygująca, co niepokojąca.  

niedziela, 11 listopada 2018

POLITYKA NEURONALNA


Skoro nasze myśli są „produktem” naszych mózgów, różnice w ich budowie przekładają się na różnice w myśleniu. I jakkolwiek pachnie to biologicznym determinizmem, wynika też ze zdarzeń środowiskowych które kształtują mózgową anatomię. Czy tego chcemy czy nie jesteśmy wytworem jej aktywności. Budowa mózgu odzwierciedla cechy osobowości, a także nasze pragnienia. W dużym stopniu chcemy tego co robimy, a nie na odwrót.

U osób posiadających duże umiejętności w jakiejś dziedzinie obserwuje się określone zmiany w mózgu, co z jednej strony wynikać może z ich doświadczenia (treningu), ale też czegoś wrodzonego co nazywamy talentem. To w naszych mózgach upatrywać możemy źródeł preferencji seksualnych, ale też skłonności przestępczych. Mózg lidera różni się od mózgu autsajdera i tak dalej.

Selekcjonując organy myślące pod kątem określonej cechy możemy wyszukiwać w ich strukturze prawidłowości z nią skorelowane. Otwiera to nowe możliwości dla głębszego zrozumienia określonych postaw, poglądów czy wyborów. Choć liberałowie i konserwatyści lubią patrzeć na siebie jak na głupców zaczadzonych ideologią, to wzajemny dialog utrudniają właśnie różnice w konstrukcji i sposobie działania ich mózgownic.


Otóż okazuje się, że poglądy polityczne wiążą się z odczuwaniem strachu i niepokoju. Konserwatyści mają większe ciało migdałowate, generujące negatywne emocje, agresję i postawy obronne, a także charakterystyczne struktury w obszarze kory śródwęchowej i wyspy związane z silnym odczuwaniem obrzydzenia. Na pierwszy rzut oka liberałowie z mocno rozwiniętym przednim zakrętem obręczy wydają się lepiej dostosowani, gdyż skutkować to ma łatwiejszą motywacją do poszukiwania nowych informacji i godzenia tych potencjalnie sprzecznych.

Ale choć to liberałowie łatwiej przełamują schematy myślowe genetyczny konserwatyzm nie ostał się dlatego, że był tylko ograniczający. Z ewolucyjnej punktu widzenia preferowanie tego co społecznie znane i ostrożność w zetknięciu z „nowinkami” również sprzyjało naszemu przetrwaniu. Choć nasze poglądy polityczne mogą się zmieniać to tendencje do odczuwania określonych emocji nas ku nim skłaniają, a co więcej formułują się na podstawie naszych doświadczeń strachu i niepewności. Być może dlatego zamożne ośrodki miejskie są zawsze bardziej liberalne od uboższej konserwatywnej prowincji.

Cały problem w tym, że różne odczuwanie skutkuje dążeniem do różnej organizacji świata. Nie jest to jednak kwestia „czarno-biała”, gdyż potrzebny jest nie tylko rozwój ale też jego fundamenty. I w dodatku – jak pokazują ostatnie odkrycia – pojmowanie jej jedynie w kategoriach politologicznych jest humanistycznym uproszczeniem.

piątek, 9 listopada 2018

EUROPA BRATNICH NARODÓW


- Nauczę tych biednych Irokezów cywilizacji europejskiej – mówił o Polakach król Prus Fryderyk Wielki. Czy powinniśmy się obrażać za to porównanie, to już kwestia tego czy i my czujemy się moralnie wyżsi od czerwonoskórych. Ani bowiem kultura europejska nie ma żadnych przyrodzonych przywilejów, ani kolonialne metody jej krzewienia nie należały do szczególnie cywilizowanych i dżentelmeńskich. W imperialnej mentalności niezależnie od szerokości geograficznej leżało jednak zawsze postrzeganie obcych jako barbarzyńców, gdy tymczasem to unikalne doświadczenie każdej zbiorowości kształtowało jej tożsamość kulturową. Imperia miały to do siebie, że zmuszając innych do przyjmowania własnego punktu widzenia utwierdzały się w przekonaniu o własnej kulturowej misji, bo nic tak nie poświadcza mądrości jak władza. Czy więc byliśmy Irokezami Europy czy nie, w tureckich sukmanach i kozackich fryzurach jawiliśmy się Europie raczej osobliwie.

W czasach naszej historycznej świetności to my byliśmy bramą do Azji – ziemią Litwinów, Rusinów, Tatarów, Żydów i Ormian, na której praktykować można było różne tradycje, co nadawało tej „sarmackiej” szczególnie egzotycznego kolorytu. Dziś gdy staliśmy się „Polską dla Polaków” etnicznie jesteśmy bardziej europejscy od Europy. W napływie „dzikich ludów” widzimy zagrożenie dla tożsamości europejskiej, a wobec fali islamu postulujemy wielki powrót do chrześcijańskich korzeni. Ale to laicki liberalizm wydaje się najlepszą tamą dla wszelkiego rodzaju ekstremizmów, tyle że boi się powiedzieć głośno, że nie ma żadnego Boga ani narodu, tylko tajemnica istnienia i ludzkość. Po latach komunistycznego zniewolenia chcielibyśmy widzieć w sobie demokratycznych Europejczyków, lecz nadal króluje w niej hodowana kiedyś na użytek wojenny „murzyńskość”, to znaczy plemienna mitologia. W związku z tym nie tylko otrzymujemy wybrakowane zachodnie produkty, ale też hodujemy własnych nacjonalistów.

Rocznica odzyskania niepodległości to dla nich zawsze okazja żeby podrażnić rodzimych  kosmopolitów jakąś niepoprawną politycznie manifestacją z podejrzaną symboliką, pod którą co prawda nie budowano obozów śmierci, lecz nie głoszono też miłości bliźniego. Bo w „niepodległej” Polsce nie można być kim się chce, a tylko „prawdziwym Polakiem”. Czyli że część Polaków w zasadzie nie jest Polakami nawet jeśli się za takich uważa. To oczywisty nonsens, i w dodatku wykorzystywany do budowania politycznej kontry wobec takiej narracji. Nie zapowiada się więc byśmy stulecie nowoczesnej państwowości (z sanacją, niemieckim potopem i radzieckim „doradztwem” po drodze) mieli świętować wspólnie. Rodzi się zatem pytanie co nas właściwie łączy w naszej polskości, poza językiem, piłką nożną i bigosem. Moim zdaniem Polska jest stylem życia, a nie tymi wszystkimi bzdurami na sztandarach. Wszędzie jest dobrze, ale najlepiej w domu.

wtorek, 6 listopada 2018

GŁOS WEWNĘTRZNY


Pamięć jest syntezą, a nie zbiorem danych. Przyswajanie wiedzy wymaga więc obróbki informacji, tak żeby wyłowić z nich istotne powiązania i wprowadzić je do systemu.  Odpowiada za to w dużym stopniu tak zwana mózgowa sieć wzbudzeń podstawowych (DMN), która uruchamia się, gdy mózg nie jest szczególnie zaabsorbowany docierającymi bodźcami – to znaczy gdy nie wykonuje trudnych zadań, ani nie jest stymulowany. Stan takiej bezczynności utożsamiamy z nudą, więc staramy się zagłuszyć aktywność bazową. Ale to właśnie w jej trakcie przygotowujemy się do niespodziewanych zdarzeń łącząc błądzące myśli we wciąż nowe kombinacje, oceny i prognozy.

Kiedy więc odcinamy się od zewnętrznych bodźców i zadań do głosu dochodzą myśli niezależne od bieżących informacji zmysłowych czyli nasze „ja”. Co ciekawe najprawdopodobniej podobny proces zachodzi w trakcie śnienia, kiedy na skutek hamowania wejść sensorycznych generują się nowe obrazy i wrażenia. Tak na marginesie sen również odgrywa istotną rolę w konsolidowaniu się naszej pamięci. Niejako więc śnimy samych siebie i to w dodatku na jawie, o ile tylko udaje nam się oderwać od rzeczywistości – od pośpiechu, stresu i trudnych wyzwań. Poddani deprywacji sensorycznej nie pogrążymy się w zewnętrznej nicości tylko wewnętrznych marzeniach i wizjach.

Odpoczynek jest więc niezmiernie ważny dla przetworzenia odbieranych danych we własne myśli. Zarówno sen, jak i chwilowe „wyłączenie się” przyczynia się do utrwalenia śladu pamięciowego pod postacią określonego wzorca. Przeszłe doświadczenia wykorzystywane są z kolei do prognozowania przyszłych wydarzeń – na przykład człowiek ślepy nie jest w stanie wyobrazić sobie poszczególnych kolorów o ile ich wcześniej nie widział. Nasza pamięć określa percepcję i wyobraźnię gdyż do konstruowania symulacji możliwych stanów potrzebny jest materiał pamięciowy. Dlatego też w „wolnych chwilach” syntezowany jest przez reaktywację wzorców neuronalnych związanych z doświadczeniami.

Sieć spoczynkowa włącza się kiedy tylko zajmujemy się czymś prostym i niezbyt emocjonującym, to znaczy gdy działamy automatycznie, a tak się składa, że działamy tak często. Jeśli natomiast musimy skupić na czymś uwagę do głosu dochodzi sieć uwagowa negatywnie z nią skorelowana – im bardziej aktywna jest jedna z nich, tym druga mniej. Choć spontaniczne kreowanie luźnych skojarzeń przeszłości z teraźniejszością i przyszłością jest procesem funkcjonalnym nadaktywność sieci DMN może objawiać się negatywnymi ruminacjami o charakterze autobiograficznym. Bezczynność z reguły wiedzie do depresji, bo zbytnio koncentrujemy się wtedy na sobie. Niemniej kompulsywna aktywność wieść może do przeładowania i wypalenia umysłu. 

piątek, 2 listopada 2018

NIEBO DO WYNAJĘCIA


- Wiedza to nie poznanie. Ptak zna powietrze, nie wiedząc o nim – pisał William Wharton w „Ptaśku”. Chłopak z jego powieści zwariował, bo chciał „dowiedzieć” się jak to jest być ptakiem. A raczej chciał to poczuć. Powód żeby zwariować dobry jak każdy inny. Kiedy Ptasiek przeżył upadek z dużej wysokości niespodziewanie doznał iluminacji – bo choć niebezpiecznie się poturbował, odkrył, że tylko w locie człowiek jest wolny. I odtąd dążył do tego, żeby takim być. Czyli żeby latać. To trochę tak jak z dragami – ludzie chcą poczuć się wolni, ale często kończy się to czołowym zderzeniem z kostką brukową. Fizyka nazywa to grawitacją. Inni próbują pokonywać ograniczenia poprzez gromadzenie pieniędzy i ich pochodnych, ale wielu z nich staje się niewolnikami swojej własności. Do wolnej miłości trudno znaleźć chętnych, a wyzwalać się przez sztukę to szukać aplauzu.

Wolność nie występuje w stanie wolnym – zawsze wiąże nas z kimś lub czymś. I jak górnolotnie byśmy jej nie wzywali, to ona nas wzywa. Można siedzieć w więzieniu i być wolnym, a szczerze mówiąc wielu zniewalano właśnie za to, że tacy byli. Wolność jest stanem ducha, a nie uwarunkowań zewnętrznych. Kiedy szukamy wolności poza nami zniewalamy się jej iluzją. Wolność to nasze prawo do tego, żeby być sobą. W społeczeństwach liberalnych każdej jednostce przysługuje prawo do wyboru swojej drogi, a gospodarka rynkowa stara się zaspokajać nasze najbardziej nawet osobliwe potrzeby, które sonduje nowymi narzędziami informatycznymi. Przez to cywilizacja staje się coraz bardziej indywidualistyczna – nie wiadomo tylko czy taka niezależność oznacza wolność. W „opiekuńczym” państwie jakim jest Szwecja aż jeden na czterech ludzi umiera samotnie, bo ludzie uciekają od trudności jakie wiążą się z relacjami.

Im bardziej pogrążamy się w „niezależności” tym bardziej stajemy się samotni. To choroba naszych czasów, która objawia się właśnie przesytem pozornych możliwości. Wydaje się nam, że możemy mieć wszystko, a w końcu na nic nie możemy się zdecydować – jak facet który siedzi na kanapie z pilotem w ręce i skacząc po kanałach narzeka, że nie nadają nic ciekawego, niczym nie próbując się zresztą zainteresować. Ulegając wierze, że wszystko jest kwestią wyboru, że każdego można zastąpić, wymienić, przełączyć, dochodzimy często do ponurych wniosków, że nie opłaca nam się wiązać z innymi ludźmi, bo są nudni jak serial obyczajowy, a do tego trzeba im wiecznie w czymś pomagać. Niestety działa to też w drugą stronę – świat, dla którego jesteśmy tylko kroplą w oceanie, nie przywiązuje do nas większej wagi, a to co z tym zrobimy to przecież nasze „prywatne sprawy”. Prawo do wolności nie jest jeszcze wolnością.