Łączna liczba wyświetleń

sobota, 23 maja 2015

MUSISZ BYĆ KIMŚ

Według powtarzających się od lat badań najmniejszym prestiżem cieszy się w Polsce zawód robotnika budowlanego, a największym wykładowcy akademickiego. Panie i panowie profesorowie mają bowiem papiery na to, że są tęgimi głowami. A jak ktoś ma papiery to znaczy, że musi tak być. To nic, że takie papiery mają choćby różne kontrowersyjne osoby znane nam z życia publicznego i uważające się wzajemnie za idiotów. Musi być przecież jakiś obiektywny miernik ich wiedzy, bo inaczej nie dawaliby im tych papierów! Tak się składa, że tajemniczy „oni”, którzy przyznają im te tytuły, to również ludzie, a dokładniej kadra akademicka. Upraszczając można powiedzieć, że kryterium stanowi tutaj na tyle dogłębna znajomość jakiejś dziedziny, iż pozwala ona na pracę badawczą. Czyli że nie tylko umiesz przyswajać wiedzę, ale jeszcze ją rozwijać. Na ogół wiedza ta jest dosyć wycinkowa, ale dzięki temu jeśli np. znajdziemy mumię na wakacjach, to egiptolog będzie wiedział co to za dynastia itd.  Oczywiście egiptolog może być zupełnie niekompetentny w kwestii choćby naprawy samochodu, fizyki kwantowej czy biologii molekularnej, ale i tak posiadany tytuł roztacza wokół niego aurę osoby wszechwiedzącej. Co jeszcze zabawniejsze, profesurę można uzyskać w takich dziedzinach jak dajmy na to teologia, w jakiej to nigdy nie prowadziło się żadnych badań poza spekulacjami. Istnieje tam jednak „naukowe” lobby, które pilnuje żeby zachować swój prestiż.


O „akademickiej dyskusji” mówimy wtedy, gdy grzęźniemy w rozważaniu kwestii formalnych, nieistotnych z pragmatycznego punktu widzenia. Termin ten może drażnić co bardziej przeczulonych profesorów, więc mój promotor kazał mi go wykreślić z mojej pracy magisterskiej o konstrukcji przekształcania przedsiębiorstwa państwowego w jednoosobową spółkę skarbu państwa w zakresie sukcesji uprawnień i obowiązków oraz przejęcia mienia. Ale uzyskany w ten sposób dyplom nie otworzył mi drzwi do zabetonowanego gmachu administracji. Co więcej, nikt by nawet nie zauważył gdybym tej pracy nie napisał. Czarny rynek pisania takich prac kwitnie w najlepsze, ponieważ ludzie nie studiują po to żeby się czegoś dowiedzieć, tylko żeby mieć papier. To jest dzisiaj najważniejsze – papier, pieczątka, podpis. Jak masz papier to zawsze możesz coś komuś udowodnić, przynajmniej że go masz. Kiedy chodziłem do liceum polonistka zawsze pytała się czy samodzielnie pisałem wypracowanie, bo nigdy nie mogła w to uwierzyć. Więc w końcu zawsze wstawiała mi tróję, bo uważała że na pewno ściągałem. Powodem tego były moje mierne wyniki z innych przedmiotów – olewałem naukę bo miałem wtedy ciekawsze zajęcia. Dlatego polonistka uważała, że jestem głąbem. A w sumie to aż taki głupi nie byłem. W wypracowaniach umiałem czasami zabłysnąć, bo polonistyka nie jest twardą nauką tylko „laniem wody”.

Jak Cię widzą, tak Cię piszą i nic tego nie może zmienić. Jak wykładasz na uczelni to widzą Cię jako mędrca, a jak pracujesz fizycznie to jako prymitywa. Ludzie oceniają Cię przez pryzmat tego kim społecznie jesteś. Gdyby było inaczej, ludzie nie czuliby presji żeby „być kimś”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz