Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 29 października 2018

ŚWIATŁOŚĆ WIEKUISTA


Dusza to w religii pierwiastek życiowy, który opuszcza ciało w chwili śmierci. I to by było na tyle, bo w zależności od systemu wierzeń odgrywa inną rolę i różne są jej dalsze losy. Może być obecna w każdej żywej istocie, lub tylko w człowieku. Po życiu wędruje w zaświaty lub do innego ciała. W niektórych religiach jest jedna i niepodzielna, a w innych mnoga i złożona. Buddyzm neguje nawet samo jej pojęcie, widząc w trwałej i niezależnej jaźni iluzję, oddzielającą się od jedynej kosmicznej świadomości. W każdym razie za duchową uznaje się jakąś ukrytą strukturę wszechświata, zdolną do ponadczasowej egzystencji.


Kiedy nauka stawała się nową religią, duchowe koncepcje wydawały się być w odwrocie, lecz wobec jej ograniczeń i tęsknoty za uniwersalnym sensem mnożą się ostatnio teorie „wyjaśniające” duchowość w sposób racjonalny. Póki co ignorowane są jednak przez główne nurty dyskursu naukowego, jako zbyt spekulatywne i niesprawdzalne. Z reguły w różny sposób wiążą się z pojmowaniem świadomości jako zjawiska kwantowego, na co nie ma póki co żadnych dowodów. Ale skoro nie potrafimy zbytnio zrozumieć świadomości ani mechaniki kwantowej, połączenie tych zjawisk w jedną teorię staje się idealnym polem do snucia hipotez.
 

Nasze rozumienie świadomości ograniczone jest przez tak zwany problem qualiów, to znaczy własności doświadczeń zmysłowych oderwanych od ich przedmiotu. Właśnie do tych aspektów rzeczywistości mamy czysto subiektywny dostęp. Spróbujcie na przykład wytłumaczyć ślepemu czym jest kolor niebieski – podajcie mu jego fizyczne parametry takie jak długość fali czy natężenie oświetlenia, a i tak nic nie będzie z tego rozumiał, bo pewnych rzeczy doświadczać można tylko bezpośrednio czyli świadomie. W gruncie rzeczy jesteśmy więc zamknięci we własnej świadomości, której korelaty bada neurobiologia. Jako subiektywny fenomen sama świadomość nie podlega jednak badaniu.  


Prawidłowości takie jak efekt obserwatora wskazywać mogą na związek między świadomością i stanem obserwowanego układu, lecz równie dobrze jak sam akt obserwacji na układ wpływać mogą choćby narzędzia pomiarowe. Niemniej entuzjaści „kwantowej świadomości” dopatrują się procesów kwantowych w mózgu. Ich generatorem mają być mikrotubule – włókniste struktury cytoszkieletu komórek, które podobno występują w superpozycjach kwantowych, z których każda wiąże określoną ilość informacji (kubit), a ich splątanie odpowiada modelowi kwantowego komputera. Inni schodzą jeszcze głębiej, do poziomu spinów w jądrach atomowych fosforu – pewne reakcje chemiczne zachodzące w mózgu mają jakoby wytwarzać fosforanowe jony w stanie splątania.

 
Z tego typu hipotez wywodzi się w dodatku dosyć metafizycznie brzmiące wnioski, dotyczące nie tylko świadomości, ale wręcz duchowości czy Boga. Propaguje się między innymi panpsychizm, wskazujący na istnienie wielkiego umysłu obecnego w nas wszystkich. Mówi się też o duszy, jako zbiorze kwantowych informacji, które nie mogą zostać zniszczone, więc po śmierci rozpraszają się po całym wszechświecie... W takim ujęciu wszechświat który widzimy, jest tylko tym co postrzega nasza percepcja czyli interpretacją rzeczywistości, a nie absolutem. Szuka się nawet sposób na transfer umysłu do jakiegoś komputerowego nośnika, co umożliwiałoby życie pozagrobowe w wirtualnej symulacji, lub jakąś interakcję z „tym” światem przez sterowanie robotem czy innym biologicznym ciałem. Bo z ziemskiego punktu widzenia nawet ewentualna kwantowa nirwana wydaje się śmiertelnie nudna.       

sobota, 27 października 2018

GRANITOWY PAMIĘTNIK

Nie mamy w głowie twardego dysku na którym możemy gromadzić dane – w sensie biologicznym oczywiście. Bo przyswajamy wiedzę w zupełnie inny sposób. Jedyne co pozostaje w mózgu to wzorzec aktywności, który stanowi swego rodzaju znak jaki informacja w nim odcisnęła. Zapamiętujemy tylko ogólny szkielet informacji, a resztę dopowiadamy sobie sami. Wzorce nakładają się na siebie, przez co w pewnym momencie sieć traci czytelność. Dla sprawności myślenia konieczne jest więc usuwanie tego co zbędne, to znaczy nieużywane. Niestety przez to obraz przeszłości nie jest klarowny, ale widziany przez pryzmat późniejszych doświadczeń.

Wspomnienia to treść naszego życia, a jednocześnie coś w rodzaju marzeń o przeszłości. Nie dość że konstruowane są ze szczątkowych fabuł, to jeszcze większość z nich blaknie i znika w mrokach zapomnienia. Z biegiem czasu pozostaje więc coraz mniej prawdy, a przybywa fantazji. Niemniej to z doświadczeń przeszłości wynika ukształtowanie naszego mózgu – a więc sposób myślenia i postrzegania. Tyle że „ja” konstruowane jest ciągle na nowo, tak żeby jak najlepiej adaptować się do okoliczności. Późniejsze doświadczenia określają postrzeganie wcześniejszych, tak jak wcześniejsze późniejszych – różni się tylko chronologia.


Nowych informacji nie umieszczamy w pustce informacyjnej, a starych w niej nie przechowujemy. Wszystko jest elementem życiowej dynamiki. Nie sposób anulować własnego doświadczenia, ale ono ciągle następuje. Kiedy przestajemy czegokolwiek doświadczać – umieramy. Lecz zanim to nastąpi zwykle kurczymy się do rozmiarów własnych wspomnień, które niestety są naszymi szczątkami. Całe życie jest tylko snem. Dla bezlitosnej natury istnieje tylko „tu i teraz”. Nie można żyć w przeszłości, ani w przyszłości, przez co rozpaczamy i oddajemy się rytuałom.


Najbardziej boimy się utraty tych nakładających się na siebie obrazów, które przechowujemy w swojej głowie, bo przecież wierzymy w ich wielkie metafizyczne znaczenie, które nadaje sens wszystkiemu. Naszym ostatnim marzeniem jest ocalić swoją historię, choć ona ciągle się zmienia, a gdy przestaje się zmieniać – ustaje. I nie ocali jej granit grobowców, ani nawet miłość – bo życie toczy się dalej, tylko bez nas. Naszym duchem są więc cudze wspomnienia, które przywołają nas z krainy zmarłych, kiedy w świetle lampki wypatrzą człekokształtną mgłę zlepioną z kilku naszych obsesji i powiedzonek, albo własnych skojarzeń.    

piątek, 26 października 2018

MECHANIKA DUCHOWA


Od czasów rewolucji przemysłowej przestawaliśmy postrzegać świat w kategoriach magicznych, a zaczynaliśmy w mechanicznych. Nazwaliśmy więc mózg „maszyną myślącą”. Dziś, kiedy budujemy maszyny do przetwarzania informacji, popularne jest porównywanie mózgu do komputera. Ale metafory mają to do siebie, że pozwalając nam pojmować jedną rzecz w kategoriach drugiej, nie oddają ich istoty. Bo choć mózg służy do przyswajania wiedzy, nie odbywa się to na zasadzie jej nieprzerwanego gromadzenia, tylko modyfikowania wzorców swojej pracy.


Chociaż genetycznie nie różnimy się od prehistorycznych myśliwych, nasze mózgi potrafią radzić sobie w zmieniającym się świecie. Tymczasem tradycyjne komputery nie potrafią plastycznie dostosowywać się do nowych informacji, musimy więc je wymieniać na nowsze modele. Z tego powodu awangarda informatyki zmierza raczej do stworzenia komputera, który odwzorowywałby pracę naszego mózgu, czyli tak zwanej głębokiej sieci neuronowej. Temu właśnie trendowi zawdzięczamy większość spektakularnych osiągnięć sztucznej inteligencji, które zadziwiają nas w ostatnich latach.
 

Głębokie sieci neuronowe służyć mogą do analizowania danych bez określania związku między nimi. Podobnie jak mózg sieć ma się doskonalić w przetwarzaniu danych posługując się ogromną ilością pracujących równolegle procesorów. W odróżnieniu od programów komputerowych głębokie sieci nie stosują linearnej logiki, ale reorganizują połączenia pomiędzy węzłami sieciowymi. W mózgu przetwarzanie informacji przebiega równolegle, dzięki czemu informacja nie jest przetwarzana krok po kroku tak jak w komputerze. Dzięki gęstej sieci połączeń w krótkim czasie aktywować można miliony neuronów, a cały system bezustannie się zmienia.


Ponieważ impulsy w naszym mózgu bezustannie są ze sobą zestawiane, każdy nowy impuls rodzi się z kombinacji ich wszystkich – każda myśl jest konsekwencją wcześniejszych myśli, co odczuwamy jako historyczną ciągłość swojego „ja”. Dzięki takiemu sieciowemu przetwarzaniu możemy rozumieć znaczenie odbieranych treści  (czyli sposób w jaki są ze sobą powiązane), a także wpadać na nowe pomysły (to znaczy wynajdywać nowe powiązania). A to wciąż znacznie więcej niż potrafią najnowocześniejsze nawet komputery, którym trzeba dostarczać ogromne ilości danych, żeby „wyszkolić” je do wąsko określonych zadań. 

wtorek, 23 października 2018

ALEJA ZASŁUŻONYCH


- Kariera to piękna rzecz, ale nie można się do niej przytulić w zimną noc – mówiła bogini seksu Marilyn Monroe. Okazuje się, że można być symbolem kobiecości i marzeniem mężczyzn, a mimo to czuć się samotnym. Ale gdy ludzie, podobnie jak ich gwiazdy, budują sobie nieosiągalne marzenia, nie mogą potem się do nich zbliżyć. Tak jak Marilyn była amerykańskim snem, tak jej sny były filmowymi wizjami, a nie prawdą. Ponieważ nie kochała samej siebie, nie odgrywała więc w życiu roli pożeraczki serc, a raczej zabawki do wiadomych celów.


Gdy dla wielbiących ją tłumów była nierealna jak księżniczka z kreskówki, po drugiej stronie ekranu walczyła ze swoimi kompleksami. A miała je nawet na punkcie swojego... wyglądu, choć zapisał się w historii jako uosobienie ideału. Lecz na jej powab nie składały się tylko fizyczne wdzięki – jej niedościgła kobiecość była wielką kreacją rozchylonych ust, półprzymkniętych powiek, rozkołysanych bioder i mruczenia kotki... Postrzegana jako „słodka idiotka” pochłaniała sterty książek, jakby wierząc że w ten sposób wyzwoli się ze swojej fizyczności.
 

Cóż z tego, gdy nie to co chcemy pokazać jest tym co inni chcą zobaczyć, a tym bardziej dotknąć... Kiedy umierają nieśmiertelni zwykle nie jest to dobra śmierć, i tak było też tym razem. Anioł z Hollywood zjadł za dużo proszków nasennych i zasnął już na wieki. Tak jak my go wymyśliliśmy, tak on wymyślił sobie idealne życie, którego w kręgu wielkich pieniędzy, celebrytów i polityków szukał na próżno. Kolejna gorzka lekcja o marności tego świata pozostawiła po sobie tylko legendę o kimś kto w zasadzie nie był sobą, a tylko własnym wizerunkiem.

 

Chcielibyśmy widzieć w życiu więcej piękna, beztroski i słodyczy, niż można z niego wydobyć, dlatego oglądamy filmy, słuchamy piosenek i wzdychamy do mitów – Elvisów, królów popu i ofiar kariery. I choć do marzeń nie można się przytulić, to zawsze mówią nam o tym czego chcemy. Jeśli bożyszcze tłumów czuli się samotnie, to zbiorowa pamięć w której się zapisali świadczy o tym jak bardzo się mylili. Bo choć to wbrew wszystkim naszym instynktom mity są ważniejsze niż prawda.


Pielęgnujemy więc wiarę we własne wspomnienia: ciepły dom, szalone przygody i wielkie miłości... Tak abyśmy wierzyli, że to co przeżyliśmy było wielkim filmowym seansem, który bawi i wzrusza, a potem zostaje zapisany na jakiejś taśmie w niebie, a nie tylko w kamieniu pomnika, który jest zimny i nieczuły na łzy. Każdy z nas ma swój mit i chce go przekazać, pomimo zimna nocy, która go pochłania, tak że ostatecznie nie może przytulić już nikogo. Oby to marzenie, zapisane w uczuciach bardziej niż w kronikach, odtwarzało się w ogniu miłości tych co jeszcze nas pamiętają, kiedy zrozumieją, że mogą nas już tylko sobie wymarzyć.

sobota, 20 października 2018

MOTYWACJA POZYTYWNA


Zazwyczaj to czego chcemy utożsamiamy ze szczęściem, bo to ono jest nadrzędnym celem – tyle że z ludzkiego punktu widzenia. Bo biologicznie szczęście jest stanem który ma nas motywować do poszukiwania go. Dlatego nigdy nie może być zbyt pełne, bo przestalibyśmy go szukać. Wiecznie chcemy coś poprawiać, zdobywać, poznawać, bo zwiększa to prawdopodobieństwo zachowań potencjalnie korzystnych dla organizmu i gatunku. Żebyśmy wiedzieli co jest potencjalnie korzystne w mózgu wykształcił się tak zwany układ nagrody, który nagradza nas uczuciem przyjemności, czyli porcją dopaminy. Stąd też dopaminę nazywa się hormonem szczęścia, ale też hormonem motywacji.


Odżywanie się, zaspokajanie popędów seksualnych i społecznych, a także przyjemności uwarunkowane kulturowo, przez działanie tego neuroprzekaźnika wyznaczają nasze rozumienie dobrostanu i kierunkują nasze działania. Ponieważ chcemy być szczęśliwi, chcemy to wszystko robić. Rolą dopaminy jest uczenie nas co jest dla nas dobre – jeśli wyzwala się w jakiejś nowej sytuacji zapamiętujemy to i chętnie do niej powracamy. Lecz aby ponownie poczuć tą samą przyjemność sytuacja musi się zmienić, bo dla wyzwolenia dopaminy potrzebny jest element zaskoczenia – nie jesteśmy w stanie zbyt długo cieszyć się z tej samej rzeczy.


Dzięki temu możemy przekraczać swoje granice – rozwijać się, ale też degenerować w poszukiwaniu  pozornych korzyści. Niestety układ dopaminowy nie jest zbyt inteligentny więc nagradza nas za objadanie się słodyczami, picie alkoholu, uprawianie hazardu czy oglądanie pornografii. Nie zawsze należy więc go słuchać i podążać za tym co jest przyjemne, bo granica ciągle będzie się przesuwać. Lecz oczywiście w życiu chodzi o to, żeby się kręciło – żeby nagradzało nas motywując do kolejnych kroków. I pewnie tak ujawniają się nasze predyspozycje, bo najbardziej nagradzani jesteśmy za to, co nam dobrze wychodzi. Lubimy więc robić to do czego mamy naturalny talent.


Jeśli nie jesteś w stanie zrozumieć cudzych motywacji, to tylko dlatego, że jesteś inaczej nagradzany. Dlatego niech każdy robi swoje. Nasze szczęście nie zależy tylko od poziomu dopaminy, ale też innych neuroprzekaźników – przede wszystkim serotoniny. Poza tym zbyt wysoki poziom dopaminy może skutkować nadmiernym pobudzeniem, rozdrażnieniem, a nawet paranoją, więc nie tyle należy go podkręcać, co regulować kolejnymi doświadczeniami, informacjami i poziomami, bo najważniejsze jest przekraczanie ich bram. To wtedy czujemy, że życie ma sens.

środa, 17 października 2018

ŁOWCY INFORMACJI


Interfejs mózg-komputer umożliwia komunikację pomiędzy mózgiem a urządzeniami zewnętrznymi, na przykład sterowanie protezami kończyn. Może też pomagać sparaliżowanym zarządzać komputerowym kursorem, telewizorem czy światłami w mieszkaniu, lub generować mowę z sygnałów neurologicznych. Oczywiście człowiek nie byłby sobą gdyby opanowawszy taką technologię nie próbował wykorzystać jej do celów komercyjnych, a zatem mniej lub bardziej poważnych. Próbuje więc choćby wymyślać różne gry komputerowe w które grać by można bez użycia joysticka czy klawiatury. Ambitniejsze projekty zmierzają do „ładowania” mózgu wiedzą bez konieczności nauki, która wymaga czasu i motywacji.

Wizjoner, palacz zioła i ekscentryczny przedsiębiorca Elon Musk zapowiada stworzenie dziesięciokrotnie wydajniejszego od dzisiejszych interfejsu. Niektórym może się to wydawać przerażające, ale Musk twierdzi, że skoro już dziś uzależnieni jesteśmy od smartfonów to nie ma powodu by nie zwiększyć prędkości transferu danych. Komputery mogą przesyłać między sobą do miliona bitów informacji na sekundę, ale posługując się nimi w tradycyjny sposób zdolni jesteśmy w tym czasie odebrać jedynie około dziesięciu bitów. – Przepływ informacji pomiędzy biologiczną a cyfrową jaźnią jest maleńki jak słomka. Musimy ją zmienić w gigantyczną rzekę – uważa milioner. Pytanie tylko czy od nadmiaru informacji człowiek nie stanie się zupełnie obłąkany, gubiąc w ich gąszczu znaczenie. Albo czy nie umożliwi to jednostkom niebezpiecznym realizowania mrocznych celów.


A na koniec zostaje jeszcze filozoficzna kwestia dotycząca tego co to znaczy być prawdziwym człowiekiem. Bo do jakiego momentu bylibyśmy jeszcze ludźmi? Czym jest istota człowieczeństwa? „Ulepszony” kognitywnie człowiek z pewnością rozumowałby w innych kategoriach niż my, więc nie jesteśmy sobie w stanie tego wyobrazić, tak jak szympans ograniczony do swoich kognitywnych środków nie pojmie czym jest ludzki język, kultura i cywilizacja. Więc choć rozważania do czego nas to wszystko doprowadzi wydawać się mogą jałowe, to warto zdawać sobie sprawę choćby z tego, że przekraczając własne ograniczenia zmienimy cele, wartości i motywacje dzisiaj nam przyświecające.

Bo choć ludzki świat w ciągu wieków zmienił się nie do poznania, to nadal posługujemy się mózgami łowców-zbieraczy, dostosowujących się do zmian środowiskowych dzięki swojej plastyczności. Z chwilą gdy sami zaczniemy kształtować własne mózgi, być może będziemy widzieli w biologicznych przodkach prymitywów ograniczonych niskimi instynktami i kulturowymi absurdami. Zwiększona moc mózgowa może pozwoli nam zrozumieć rzeczy których dziś nie rozumiemy, bo percepcja przestanie je upraszczać i deformować. I lepiej żeby zajmowali się tym entuzjaści i niepoprawni optymiści, niż jacyś cynicy w tajnych laboratoriach wojskowych (co zapewne i tak się dzieje). Oby dzięki temu nasze życie stało się lepsze i pełniejsze, cokolwiek by to miało oznaczać. 

niedziela, 14 października 2018

MYŚLI PUBLICZNE


W pewnym sensie możliwa jest już telepatia – dzięki zastosowaniu elektroencefalografii (EEG) i pozaczaszkowej stymulacji magnetycznej (TSM). Przy pomocy  elektroencefalografów wychwytywano i rejestrowano wzorce fal mózgowych dwóch osób, a potem stymulując neurony przekazywano je do  mózgu trzeciej osoby. I tak udało się odbiorcy wiadomości grać w „Tetrisa” nie widząc wcale pola gry, a jedynie tworzone przez magnetyczną stymulację fantomowe błyski (fosfeny).

Naukowcy marzą już o stworzeniu społecznej sieci mózgowej, gdzie w razie potrzeby będzie można wspólnie myśleć. I choć w jednobitowych komunikatach nie zmieścimy zbyt wiele treści to przecież dopiero początek. Jeszcze nie umiemy czytać w myślach, ale wszystko wskazuje na to, że można – przynajmniej w jakimś zakresie – je odczytywać. Osobiście wolałbym, żeby nikt nie wiedział co naprawdę myślę, bo pewnie czasami byłby wstyd. Ale z drugiej strony pewnie mógłbym się w ten sposób dowiedzieć ciekawych rzeczy...
Być może wielu z nas miałoby podobne obawy. A być może nie – w końcu już dziś znajdujemy się w sytuacji gdy paranoicznymi przepisami chronimy swoje dane, tylko po to by je publicznie udostępniać, wraz ze zdjęciami, intymnymi zwierzeniami, wspomnieniami i planami. Podłączmy się do jednej sieci myślowej i zobaczmy ile w niej będzie hejtu, kiczu i pornografii... Nawet jeśli nie będzie to koszmar, to jakiś algorytm mógłby przejąć kontrolę nad taką „burzą mózgów” i odpowiednio kierując strumieniami informacji wpływać na nas tak jak internet, tylko dużo głębiej... To co kiedyś miało wyszukiwać dla nas informacje, dzisiaj wyszukuje odbiorców informacji, czyli tych na których przekaz może najbardziej wpłynąć.

Odkąd wiemy, że to mózg (a nie jakaś niezidentyfikowana dusza) jest substratem umysłu, zasadniczym pytaniem pozostaje kim właściwie jesteśmy. Bo jeśli mózg zajmuje się tylko przetwarzaniem tego co odbiera, to kluczowe znaczenie mają właśnie informacje mu serwowane. To że się różnimy, wynika tylko z tego, że posługujemy się innym oprogramowaniem i przetwarzanymi danymi, a nie z zagadkowego systemu decyzyjnego zwanego wolną wolą. Próbując dosłownie dzielić się doświadczeniami, a także doładowywać umysł w wiedzę i umiejętności, czy intuicyjnie zarządzać maszynami, najprawdopodobniej nieodwołalnie przekształcimy się w inny gatunek. Już dziś „zwykłe” cyfrowe technologie zmieniają nasze myślenie, emocje i komunikację, a przyszłość rysuje się jako wielka osobliwość.
Być może łącząc się w jeden wielki umysł staniemy się kiedyś kimś w rodzaju Boga, choć trudno mi sobie wyobrazić co moglibyśmy wtedy robić. Bo przecież najbardziej lubimy ciągle udowadniać, że jesteśmy lepsi niż inni i rozmawiać o tych kretynach zwanych naszymi bliźnimi. Podłączeni do szeregu inteligentnych urządzeń zbierających informacje i wykonujących nasze polecenia w zasadzie stawalibyśmy się zbędni sobie nawzajem... W każdym bądź razie to jedynie futurystyczne wizje. Już Budda mówił, że wszystko zaczyna i kończy się w umyśle. Jeśli rzeczywistość zacznie myśleć za nas, sami być może przestaniemy myśleć, bo nie będzie już o czym...

czwartek, 11 października 2018

NEUROFITNESS


Mózg adaptuje się do rodzaju przetwarzanych bodźców, tak żeby przetwarzać je jak najbardziej efektywnie i płynnie. Wychwytuje w nich wzorce i organizuje się w sposób do nich przystosowany. Gdy zaś coś nie pasuje do schematu wydaje mu się „nienaturalne”. Tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy, że przez cały czas posługujemy się pewnymi założeniami, które traktujemy jak fakty. Nie przyjmujemy ich świadomie, a jedynie znajdujemy w obserwowanych powiązaniach reguły. Pozwala nam to dostosować się do zmiennego środowiska, ale też nakłada na percepcję różne filtry poznawcze takie jak doświadczenia czy przekonania. Dzięki nim nie tylko łatwiej zauważamy pewne rzeczy, ale też część z nich „odsiewamy” z pola widzenia jako „szum tła”. To czego się uczymy niestety nie tylko wyostrza zmysły, ale też je tłumi.


Poszczególne obwody neuronalne „specjalizują” się w przetwarzaniu określonego rodzaju, tak więc nie dochodzi między nimi do transferu wiedzy, o ile rozwiązanie nie wymaga zastosowania bardzo podobnego schematu. Zapisana w sieci neuronalnej wiedza może być stosowana w dziedzinach pokrewnych, lecz nie przekłada się na całość rzeczywistości. Stworzenie jej symulacji wymaga zawsze zestawienia wielu różnych informacji. Nie można wyszkolić się na zapas, tak żeby zyskać „uniwersalne” umiejętności. Można tylko nauczyć się różnych wzorców, które z reguły znajdują dosyć wąskie zastosowanie. Myślenie jest procesem emergentnym, to znaczy generowanym przez wymianę informacji pomiędzy miliardami neuronów – wymaga koordynacji bardzo szerokich obszarów. Właśnie dlatego, że mózg przekształca się w zależności od wykonywanych zadań, nowe zadania wymuszają jego reorganizację, czyli naukę.


Choć uczymy się przez całe życie wykształcając nowe połączenia neuronalne, poszczególne aktywności nie wpływają na całą naszą inteligencję – rozwijamy jedynie to co ćwiczymy. Znajomość matematyki, języków obcych, technologii czy przepisów podatkowych, nie powoduje, że stajemy się globalnie „mądrzejsi”, bo różnymi dziedzinami rządzą różne reguły. Mózg nie jest mięśniem, którego „siłę” można trenować, żeby potem dowolnie jej używać. Jeśli czegoś go uczymy świadomą ekspozycją na bodźce danego typu, to właśnie rozpoznawania tego typu i procedury jego przetwarzania. Nie da się zwiększyć potencjału naszego mózgu, a jedynie szkolić go do określonych zadań. Te zaś nigdy nie są oderwane od życia, więc to ono przez rzucane nam wyzwania uczy nas najwięcej. Jeśli chcecie mieć sprawny mózg postarajcie się o to w prawdziwym świecie, a nie na kursach, szkoleniach i u trenerów mentalnych. Nie można zwiększyć „mocy” mózgu, a jedynie zmienić jego konfigurację przez aktywowanie tych czy innych obszarów określonymi informacjami.

sobota, 6 października 2018

RZECZYWISTOŚĆ WEWNĘTRZNA


Życie jest przetwarzaniem informacji. Kiedy mózg przestanie je przetwarzać czeka nas śmierć. Myślę więc jestem – mówił Kartezjusz. Bo choć myśleć możemy głęboko i analitycznie, ale też intuicyjnie i emocjonalnie, to bez wątpienia polega to na przetwarzaniu danych przez odpowiednie „programy”. Bez systemu który mógłby integrować rzeczywistość w jedną wiązkę nie byłoby też jej obserwatora. Po śmierci nie zobaczymy nicości, bo nadal wszystko będzie – z wyjątkiem nas, czyli pola w którym informacje się koncentrują.

Egzystencja to sprzężenie zwrotne – my przetwarzamy rzeczywistość w jej obraz, a ona zmienia nasze postrzeganie. Nasze doświadczenia zmieniają architekturę naszego mózgu, którego budowę instrukcje genetyczne projektują tylko ogólnie. Ta plastyczność umożliwia nam przyswajanie wciąż nowej wiedzy i umiejętności. I stąd też wypływa niepowtarzalność każdego z nas, ukształtowana przez unikalne doświadczenia.

Życie nie jest celem ani nawet drogą do niego, tylko podróżą. Wzorce aktywności zapisywane w kształcie nowych obwodów neuronalnych są bardzo niestabilne – powstają i znikają, bo biologicznie ekonomiczne jest utrzymywanie tylko tych potrzebnych, czyli używanych. Im częściej korzystamy z określonych wzorców, tym bardziej się utrwalają, choć ulegają też modyfikacji –  korzystając ze sprawdzonych dróg myślowych, możemy je doskonalić odnajdując w nich różne „skróty”. I na tym z grubsza polega trening intuicji.


Niezależnie więc czy uczymy się całkiem nowych rzeczy, czy jedynie pogłębiamy wiedzę, dokonujemy przebudowy naszej wewnętrznej struktury. To jak podróż w nieznane – nigdy nie wiemy co da nam nowe doświadczenie, bo gdybyśmy wiedzieli nie byłoby ono nam potrzebne. Ale potem jesteśmy już w innym miejscu i inaczej konstruujemy rzeczywistość.