Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 31 lipca 2017

CYWILIZACJA

Powszechnie uważa się, że pierwszą cywilizację stworzyli mezopotamscy Sumerowie. Choć w ostatnim czasie publikowano badania przyznające pierwszeństwo w tym względzie kulturze harappańskiej powstałej w dolinie Indusu, to nie ulega wątpliwości, że cywilizacja sumeryjska należała do najstarszych na świecie. Jakkolwiek by na to nie patrzeć najstarsze cywilizacje powstawały jednak niezależnie od siebie. A zatem niezależnie od siebie ludzie dochodzili do podobnych rozwiązań cywilizacyjnych. Dysponując tak przerośniętymi (jak na przyrodnicze standardy) mózgami, byli zresztą do tego predestynowani.


Posługiwanie się językiem umożliwia precyzyjne przekazywanie wiedzy, co stymuluje rozwój kultury materialnej, a także organizacji społecznej. Język mówiony ma niestety swoje ograniczenia, podobnie jak nasza pamięć. W miarę rozrastania się cywilizacji społeczeństwo musiało mierzyć się z problemem gromadzenia coraz większej ilości danych. W ten sposób narodziło się pismo, czyli graficzny zapis informacji, umożliwiający ich przechowywanie i odtwarzanie. Z naszego punktu widzenia szczególne znaczenie mają właśnie formy zapisu stosowane przez Sumerów, gdyż to w wyniku ich ewolucji na Bliskim Wschodzie stworzono alfabet, czyli kod oddający fonetyczne brzmienie języka na poziomie każdej jego głoski.


Zanim jednak do tego doszło pismo podlegało wielu modyfikacjom. A wszystko zaczęło się od systemu księgowania, który polegał na zamykaniu w kapsułach żetonów symbolizujących określone towary. Z czasem jego użytkownicy doszli do wniosku, że nie ma sensu posługiwać się żetonami, skoro można utrwalić na tabliczce odwzorowanie określonego żetonu. Odtąd droga do stworzenia języka pisanego stała już otworem. Następnym etapem było wprowadzenie do pisma idei i pojęć, a potem elementów sylabicznych. Stworzenie alfabetu znacznie uprościło zapis i odczyt, gdyż wcześniej pismo składało się z tak wielu znaków, że opanowanie sztuki czytania i pisania wymagało długoletnich studiów.


Żeby książki trafiły pod strzechy trzeba było jeszcze niestety wielu wieków, a przede wszystkim wynalezienia prasy drukarskiej umożliwiającej masową ich produkcję. Dzięki temu możemy się dziś rozkoszować pięknymi opowieściami i nadętymi tyradami utrwalonymi na ich kartach. A także wypisywać durne SMS-y i wpatrywać się tępym wzrokiem w różnego rodzaju elektroniczne czytniki. Najstarszym znanym nam dziełem literackim jest sumeryjski Epos o Gilgameszu. Pomimo upływu czasu tematyka przez niego poruszana wydawać się nam może zaskakująco frapująca. Sens życia ludzkiego, wewnętrzne przemiany, wzajemne relacje czy śmierć – oto kwestie które nurtowały tych zmagających się ze światem wielkich ludzi, których dziś z dumą nazywać możemy naszymi przodkami. Wbrew pozorom jesteśmy wciąż tacy sami. 

czwartek, 27 lipca 2017

JESTEM BOGIEM


To że wszyscy jesteśmy równi jest jednym wielkim kłamstwem. Już na starcie wyróżnia nas szereg czynników społecznych i genetycznych. Jednych z nas środowisko będzie stymulować, a innych ograniczać. Dziedziczymy potencjał kulturowy, intelektualny czy majątkowy, nie tylko w postaci określonych dóbr, ale także wzorców które stają się częściami naszej tożsamości. Również biologicznie określa nas pewien pakiet – możemy być brzydcy lub piękni, silni lub słabi, ale też uzdolnieni lub ograniczeni. W przypadku wrodzonych zdolności umysłowych mówimy o inteligencji płynnej. Jest ona uwarunkowanym właściwościami fizjologicznymi naszego mózgu potencjałem, który dzięki uczeniu się (w znaczeniu jak najbardziej szerokim) może się krystalizować w postaci konkretnych umiejętności. W ten sposób kształtuje się nasza inteligencja skrystalizowana, czyli zestaw wyuczonych czynności umysłowych.

A zatem inteligencja wymaga zdobywania zasobów wiedzy i doświadczenia – tylko wtedy może się w pełni ujawniać. Lecz jak mawiał filozof – nie wystarczy dużo wiedzieć, żeby być mądrym. Wiedza nigdy nie jest „absolutna” – jest raczej procesem dochodzenia do prawdy. Co więcej zrozumienie różnych jej aspektów wymagałoby ogromnej wszechstronności. A podobno jeśli ktoś jest dobry we wszystkim (jak wielu piszących czy wypowiadających się na każdy możliwy temat dziennikarzy), to tak naprawdę nie jest dobry w niczym. Poznanie jakiejkolwiek dziedziny choćby na poziomie podstawowym wymaga dosyć systematycznego jej zgłębiania, a zatem wysiłku i czasu. Tego ostatniego we współczesnym świecie szczególnie wszystkim brakuje – również odbiorcom wiadomości. Gdy jednak zaczynamy drążyć jakiś temat zazwyczaj jest on bardziej złożony niż schemat ukształtowany przekazem.
 

Bez znajomości matematyki nigdy w pełni nie zrozumiem tak ważnych koncepcji fizyki jak szczególna teoria względności, mechanika kwantowa czy wszelkie budowane wokół nich „teorie wszystkiego”. Mogę co najwyżej chełpić się, że znam ich literackie uproszenia. Bez rozeznania w prawidłach chemii nie pojmę zbyt wiele z piękna neurobiologii, a bez niej z mechanizmów psychologii. Będę mógł jedynie wiedzieć coś o jej przejawach. Nie znając się na metodach datowania znalezisk archeologicznych historię ludzkości będę mógł poznawać tylko w sposób „humanistyczny”, zapoznając się z ustaleniami ludzi mądrzejszych ode mnie. I tak dalej. Jestem jednak głęboko przekonany, że jestem formą istnienia białka, a zarazem Bogiem. Otrzymałem bowiem częściową możliwość wglądu we wiedzę ludzkości – kosmiczną świadomość. Ja, mały robaczek krążący na ziarnku pyłu wokół niewielkiej gwiazdy. I to nawet jeśli są równiejsi.

poniedziałek, 24 lipca 2017

SĄDY POLITYCZNE

W ciągu ostatnich dni nasłuchałem się, że jestem suwerenem. Znaczy się podmiotem, a nie przedmiotem władzy. Cokolwiek więc się dzieje – zawsze dla mojego dobra. A więc dla mojego dobra sądownictwo musi być zreformowane albo niezależne – co kto woli. W przeciwnym wypadku grozi mi postkomuna lub faszyzm. Jestem więc w bardzo niebezpiecznej sytuacji. Jeśli stanę przed wymiarem sprawiedliwości sądzić mnie będą ubecy albo marionetki Kaczyńskiego. Zapowiada się więc kafkowski proces. Na szczęście już od dziecka przywykłem już do tego, że bije się mnie za nic. A szczególnie za problemy neurologiczne i  przemądrzałość. To prawie tak jakbym był małym Murzynem albo Żydem. Ale co cię nie zabije, to tylko wzmocni. Codziennie musimy się zmagać z ludzkimi sądami.


Przez większość czasu (to potwierdzone!!!) zajmujemy się gadaniem o innych ludziach czyli plotkowaniem. Dotyczy to nie tylko plebsu, lecz też ludzi z tak zwanych elit. Nawet na konferencjach naukowych czy szczytach politycznych w kuluarach dyskutuje się głównie o tym kto z kim się puszcza, kto ile zarabia, kto co sobie kupił, a kto ubrał się jak wieśniak. Dzieje się tak ponieważ jesteśmy istotami na wskroś społecznymi. Wbrew pozorom informacje takie mogą być dla nas bardziej przydatne niż znajomość teorii względności, historii sztuki czy biologii molekularnej. Niejeden z nas miał się chyba okazję przekonać o tym jaki wpływ na życie mogą mieć niesławne „znajomości”. Każdy z nas, czy tego chce czy nie, musi prowadzić własną „politykę”, to znaczy zawierać funkcjonalne przymierza i postępować pragmatycznie. – Wszystko jest polityką – jak pisał Tomasz Mann w „Czarodziejskiej Górze”.
 

Mała polityka tym różni się od wielkiej, że nie porywa tłumów. Jednak zawsze chodzi o to, żeby wyjść na swoje i przy okazji wmówić ludziom, że tak będzie dla wszystkich najlepiej. Hitler mówił, że to jak uwodzenie kobiety. I miał trochę racji, bo niektóre kobiety dają sobie wmówić, że będą miały lepiej, a potem mają gorzej, ale i tak nadal w to wierzą. Polityka jest kwestią uczuć. Lecz jej drugą stroną są wewnętrzne makiaweliczne rozgrywki. Wymaga to (oprócz gromadzenia informacji) między innymi rozbudowanej teorii umysłu, czyli naszej zdolności do spekulowania na temat stanów umysłowych innych jednostek. Najzdolniejsi gracze potrafią operować w tym zakresie aż siódmym rzędem intencjonalności. To znaczy kierować myśli (1) na myśli (2) o myślach (3) na temat myśli (4) których przedmiotem są myśli (5) o myślach (6) na temat myśli (7). Na przykład – sądzę (1), że on myśli (2), że ja uważam (3), że on przypuszcza (4), że ja chcę (5)... I tak dalej.


Szczerze mówiąc nigdy nie byłem w tym dobry. Łatwo dawałem się zwodzić deklaracjom, czyli wierzyłem, iż ludzie naprawdę chcą tego o czym mówią, a nie czegoś zupełnie innego. Tymczasem ludzie (świadomie lub nie) lubią ukrywać swoje motywy jako zbyt egoistyczne czy „grzeszne”. W tym celu tworzą różne historyjki nijak mające się do rzeczywistości. Choć do najwspanialszych naszych cech należy altruizm, bez zdrowego egoizmu nie udałoby się nam przetrwać i rozwijać. Rozdźwięk między deklaracjami a rzeczywistością może wieść do gorzkich wniosków o powszechnej hipokryzji, lecz zawsze uważałem, że inteligentny człowiek nie musi okłamywać drugiego inteligentnego człowieka, bo w ten sposób obraża jego inteligencję. Gorsza sprawa jeśli trafisz na kretyna, a tych przecież nie brakuje. 

środa, 19 lipca 2017

KWESTIA SMAKU

Przeciętny człowiek nie jest w stanie rozróżnić taniego wina (ale nie jabola) od wykwintnego trunku. Oczywiście o ile damy mu spróbować obu tych napitków. Bo przeciętnego zjadacza chleba na ogół nie stać na luksus delektowania się „najlepszymi” rocznikami. Choć jest prawdopodobne, że duży przypływ gotówki skłoniłby go do odkrywania tych wysublimowanych rozkoszy. Gdyby miał kasę mógłby rozwodzić się nad smakiem luksusowych alkoholi ze znawstwem światowca. Mógłby wręcz uważać taniochę za napój dla prymitywnych buraków. Bo drogie wino rzeczywiście smakuje lepiej, ale tylko jeśli wiemy ile kosztowało. Kiedy badano wpływ ceny na ocenę smaku spożywanego wina, smakujący wyżej oceniali wina z górnej półki. I to nawet jeśli dla celów badawczych wprowadzano ich w błąd. A zatem gdy znamy cenę wina uważamy, że wino droższe musi być lepsze.


Informacja o wysokiej cenie aktywuje w mózgu część związaną z odczuwaniem przyjemności. W ten sposób percepcja uzupełnia doznania smakowe o snobistyczne doznania tworząc zupełnie nową jakość hedoniczną. Jedna z programujących nas heurystyk mówi, że jeśli coś jest droższe to musi być lepsze. Dlatego mamy tendencję do przeceniania rzeczy za które musimy dużo płacić. A także – o zgrozo – stawiania sobie za cel ich zdobycia. W ciągu dziejów wielu ludzi zostało zgładzonych z powodu takich błyskotek jak kamienie lub metale szlachetne, co najlepiej ilustruje do jakiego absurdu może prowadzić pogoń za dobrami luksusowymi. Im jesteśmy bogatsi tym więcej wydajemy na rzeczy których nie potrzebujemy i to ma być właśnie luksus. W związku z tym pewna australijska firma wyprodukowała już nawet papier toaletowy z 22-karatowego złota oraz kapsułki po których połknięciu będziemy srali prawdziwymi płatkami tego kruszcu.


Jak widać ekscytować można się nawet własnym gównem. Osobiście nie stać mnie na takie zbytki. A w zasadzie na niewiele więcej niż dobre jedzenie i ciekawe książki. Ale cóż jeszcze mógłbym sobie kupić? Chyba tylko święty spokój od tych cyferek – luksus bycia wolnym. W ślepej próbie smaku ludzie nieodmiennie wolą Pepsi od słynnej Coca-coli choć z jakichś powodów uznawana jest ona za imitację tej drugiej. Każdy z nas mógłby być zupełnie inaczej postrzegany gdyby tylko udało mu się zmienić nieco swoją otoczkę, choć z drugiej strony oznaczać by to mogło zmianę nas samych. Ale nigdy nie postrzegamy żadnego elementu w oderwaniu od towarzyszącego mu kontekstu. Taka optyka prowadzić by zresztą musiała do poszatkowania wielowymiarowej rzeczywistości. Myślę jednak, że w miarę możliwości warto wydobywać jej esencję.    

poniedziałek, 17 lipca 2017

DEWIACJA PEDOFILNA

Pedofilia jest dla większości z ludzi (a przynajmniej tak mogłoby się wydawać) synonimem największej obrzydliwości. Niemniej – choć oddawanie się jej grozi srogim losem – wydaje się, że amatorów takich wrażeń nie ubywa. Z jednej strony może to być związane z posługiwaniem się, a także oddziaływaniem na seksualność nowych technologii, z drugiej z przełamaniem zmowy milczenia i tkwiącego w ofiarach poczucia winy. Podłoże psychologiczne pedofilii pozostaje wciąż niejasne, z badań wynurzają się jednak pewne prawidłowości. Rezonans magnetyczny ujawnił zmniejszenie u „miłośników dzieci” istoty szarej w określonych częściach mózgu, a kilka innych badań wskazuje  też na patologię w obrębie płata ciemieniowego, czy słabszy metabolizm glukozy w korze mózgowej. Oczywiście anomalie te same w sobie nie są żadnym usprawiedliwieniem lubieżnych zbrodni. Większość pedofilów jest poczytalna, o czym najlepiej świadczy to jak planują i ukrywają swoje ponure rozrywki. Przestępcy seksualni zazwyczaj zdają sobie doskonale sprawę, że swym postępowaniem ewidentnie łamią obowiązujące normy społeczne.

Wbrew stereotypom większość skazanych za czyny pedofilskie nie jest kapłanami ani nauczycielami, ale bezrobotnymi bez kwalifikacji. Prawdę mówiąc zazwyczaj są to osoby o niższym niż średnia ilorazie inteligencji i poziomie wykształcenia. Generalnie pedofilię łączy się zazwyczaj z zaburzeniami funkcjonowania poznawczego. W tym świetle przypadki świętobliwych i elokwentnych hipokrytów wydają się jeszcze bardziej perfidne. Z uwagi na wykrywanie coraz sprawniejszych siatek zajmujących się tym okrutnym procederem nie sposób jednak kwestionować, że zamieszanych w niego jest wiele osób dużo sprytniejszych od desperatów częstujących dzieci cukierkami. Niekiedy mamy do czynienia ze świetnie zorganizowanymi międzynarodowymi grupami, które w sposób wręcz „profesjonalny” tworzą dla swoich użytkowników pożądane przez nich materiały pornograficzne. Poza tym osobnicy chcący pozostawać w świecie wirtualnym anonimowi mają do dyspozycji coraz więcej możliwości. Jedną z nich jest coraz popularniejsza sieć TOR zapewniająca niemal anonimowe korzystanie z zasobów internetu. Niektórzy nazywają ją już największym czarnym rynkiem, często wykorzystywana jest bowiem do obrotu zakazanymi treściami, bronią, narkotykami czy fałszywymi dokumentami.

Mimo społecznej dezaprobaty dla wykorzystywania małoletnich praktycznie na wszystkich legalnych stronach pornograficznych funkcjonuje kategoria „nastolatek”, pod którą znaleźć można filmy z młodymi, pełnoletnimi dziewczynami stylizowanymi na lolitki. Czy jest to sposób na kanalizowanie pedofilskich skłonności, czy też ich rozbudzanie – trudno ocenić. Znany seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz orzekł co prawda, że reżyser Roman Polański nie jest pedofilem choć obcował z trzynastolatką, bo rozwinęły się u niej cechy dorosłej kobiety. Jego zdaniem w sensie medycznym (choć nie prawnym) pedofila dotyczy zachowań skierowanych na osoby przed okresem pokwitania. Z powodu niedojrzałości emocjonalnej zbałamuconej ciężko jednak nie uznać tego czynu za niemoralny. Biorąc pod uwagę popularność pornografii, której najlepszym potwierdzeniem jest „klikalność”, wydaje się, że część porno-widzów może staczać się w mroczne otchłanie poszukując coraz mocniejszych wrażeń. Wynika to z habituacji (zanikaniu reakcji na powtarzający się bodziec) i sensytyzacji (spadku wrażliwości na bodziec wraz ze wzrostem jego intensywności). W odróżnieniu od pedofilii preferencyjnej, motywowanej seksualnym pociągiem do dzieci,  do omawianej dewiacji może skłaniać niektórych lęk przed kontaktem z dorosłymi kobietami.


Oczywistym wydaje się fakt, że przestępstwa seksualne należy karać. Pozostaje pytanie czy dodatkowo można leczyć pedofilię. Statystyki nie kłamią, a mówią że recydywy dopuszcza się blisko 80% pedofilów. Wydaje się więc, że jakby na to nie patrzeć, nawet jeśli zastosowanie skutecznej terapii wobec sprawców pedofilii mogłoby przynieść pozytywne skutki dla społeczeństwa, to nie opracowano jeszcze skutecznej metody takiego leczenia.    

czwartek, 13 lipca 2017

MOJA I TWOJA NADZIEJA

Często mówimy, że mamy dobrą lub złą passę. Oczywiście może to być prawdą. Z różnych przyczyn możemy być w dobrej lub złej formie, a koniunktura zewnętrzna może być dla nas mniej lub bardziej sprzyjająca. W trakcie dobrej passy nabieramy zaś pewności siebie, a podczas złej lęków, co również może skutkować powodzeniem naszych przedsięwzięć lub jego brakiem. Przekonanie o „passie” wydaje się jednak wykraczać poza rozumienie jej jako uzasadnionej tendencji. Z pozytywnych lub negatywnych ciągów zdarzeń lubimy wyciągać daleko idące wnioski. A zatem doszukiwać się ich przyczyn tam gdzie ich nie ma. Twierdzić, że los (siła wyższa) sprzyja nam lub nas prześladuje. Nazywamy to prawem serii.

W rzeczywistości serie podobnych zdarzeń występują częściej niż wynika to z naszej intuicji. Rachunek prawdopodobieństwa działa powoli. Nawet w klasycznym losowaniu, gdzie stosujemy rzut monetą, a prawdopodobieństwo wyrzucenia każdej opcji wynosi 50%, możemy mieć do czynienia z długimi seriami orłów lub reszek. Wyrzucenie orła pięć, a choćby i dziesięć razy z rzędu, nie czyni bowiem (wbrew naszym odczuciom) mniej prawdopodobnym kolejnego jego wyrzucenia. Nie znaczy to, że matematyczne prawdopodobieństwo nie istnieje. Tyle że zazwyczaj dopiero dłuższe prowadzenie pomiarów potwierdza matematyczną prawidłowość. Zwłaszcza w sytuacjach kiedy rozkład poszczególnych opcji jest w niej bardziej skomplikowany.


Im dłużej badamy zjawisko losowe tym bardziej dopasowuje się ono do modelu matematycznego. Natomiast im krócej będziemy je obserwować, tym bardziej wymykać się będzie naszym przewidywaniom. Najbardziej widocznym tego przejawem są wszelkie „niewiarygodne” zbiegi okoliczności, które przytrafiają się właśnie dlatego, że są możliwe. Przy odpowiednio dużej liczbie konfiguracji każde możliwe zdarzenie musi kiedyś nastąpić, właśnie dlatego, iż matematycznie jego prawdopodobieństwo jest niezerowe. Wskutek tego pewne zjawiska uważane za rzadkie mogą następować po sobie w krótkich odstępach czasu. Można na przykład dwa razy wygrać w totolotka – zdarzały się takie przypadki. Znane jest też złowieszcze przysłowie o nieszczęściach które chodzą parami.


Życie może płatać nam najbardziej niewyobrażalne figle. Nie czyni to nas wobec niego bezsilnymi, lecz pokazuje, że są rzeczy nad którymi nie mamy kontroli. Jeśli coś uzależnione jest od czynników losowych to tak naprawdę wszystko się może w takim temacie wydarzyć. W życiu pewna jest tylko śmierć i podatki, lecz my panicznie boimy się tego, że los może być ślepy. Wolimy wypełniać swoje przeznaczenie lub powierzać się Bogu. A przede wszystkim bagatelizować wszystkie czarne scenariusze. Jakby na to nie patrzeć, tym co pozwala nam żyć jest nadzieja. Dlatego umiera ostatnia.  

sobota, 8 lipca 2017

KULTURA LIBERALNA

Picasso mówił, że proces tworzenia jest jednocześnie procesem niszczenia. W przypadku Picassa z pewnością tak było, gdyż był artystą awangardowym, a to oznaczało niszczenie dotychczasowych kategorii. Rewolucja w sztuce – jak zresztą każda inna – wymaga przecież burzenia. Dopiero wtedy może powstać coś naprawdę nowego. Tyle że dzisiaj ciężko już być oryginalnym. Krytycy sztuki nazywają ten stan rzeczy postmodernizmem. W skrócie znaczy to, że wszystko już było i można tylko to mieszać. Z drugiej strony nacierają grupy postulujące radykalny powrót do korzeni. Ale do nich również nie można już powrócić – nigdy przecież nie wchodzi się do tej samej rzeki. Powstaje wtedy bowiem pytanie do czego tak naprawdę chcemy powracać. Kultura jest z natury żywa czyli dynamiczna.

- Gdyby była tylko jedna prawda, nie można by było namalować tylu obrazów na taki sam temat – twierdził Picasso. To właśnie dlatego powstają wciąż nowe książki i filmy. Rzeczywistość zmienia się z każdym skierowanym na nią spojrzeniem. Niczym w zwariowanym świecie mechaniki kwantowej każdy z obserwatorów odkształca bieg zdarzeń. Kultura jest więc procesem emergentnym, stwarzającym coraz nowe, niedające się wcześniej przewidzieć właściwości. Tak jak pojedynczy neuron nie jest zdolny do samodzielnego myślenia, tak pojedynczy człowiek nie jest zdolny do tworzenia kultury. Artyści wyprzedzający swoje czasy nie byli więc wielcy z powodu alienacji, lecz uporu w tworzeniu wizji dla podobnego im w wyrafinowaniu odbiorcy.


Kultury nie da się określić opisując tylko jej części składowe. Pociąga to ze sobą nieredukowalność każdego z jej przejawów, nawet w przypadku największych artystycznych fenomenów. Każdy z nas jest autonomiczną jednostką myślącą w sposób indywidualny, choć korzystającą ze zinternalizowanych matryc kulturowych. W systemach totalitarnych usiłowano wdrażać idee centralizmu kulturalnego, ale w jego cieniu rozkwitała kultura nieoficjalna. Natomiast na Zachodzie odpowiedzią na kulturowy konserwatyzm była swoista kontrkultura, mutująca i rozwijająca się aż po dzień dzisiejszy. Kiedy wezwania do odzysku tożsamości stają się coraz bardziej histeryczne warto przypomnieć, że tym właśnie różnimy się od fanatyków, iż nie przyjmujemy jednego jej modelu za powszechnie obowiązujący. 

wtorek, 4 lipca 2017

SPRAWSTWO KIEROWNICZE

Psychopaci mają inne mózgi niż my. Przez to są ubożsi emocjonalnie. Bardziej egocentryczni i nieczuli, lecz też mniej narażeni na strach i wstyd. Ten chłód emocjonalny sprawia, że trudniej nimi manipulować. Oni sami zaś potrafią bezwzględnie wykorzystywać uczucia innych ludzi. Ale sam fakt deficytów neuronalnych nie zdejmuje z nich odpowiedzialności moralnej i prawnej. Prawo jest bowiem umową społeczną w jakiej określamy normy naszego współżycia. Do każdego zaś należy decyzja czy umowy takiej chce przestrzegać. W przeciwnym wypadku musi się liczyć się z konsekwencjami. Z odpowiedzialności tej zwolnione są tylko osoby niepoczytalne, czyli nie przyswajające rzeczywistości. Zaburzenia osobowości (a z pewnością cierpią na nie wszelcy dewianci) nie odbierają im zdolności wyboru czy ulegać nieakceptowanym społecznie impulsom, czy też dostosować się do powszechnie przyjętych reguł.

Żaden psychopata nie może więc zrzucać odpowiedzialności za niecne występki na swój wybrakowany system nerwowy. W ostateczności bowiem to my jesteśmy swoimi mózgami. I dlatego to my ponosimy odpowiedzialność. Tak jak ogranicza nas budowa naszego mózgu, tak też ramy naszych zachowań wyznacza system społeczny w którym przyszło nam funkcjonować. Większość psychopatów nie wchodzi na ścieżkę zbrodni, ani nawet przestępczości, lecz wykorzystuje swoje opanowanie emocjonalne do realizacji określonych celów. Z racji niskiej wrażliwości na szereg bodźców społecznych wykazuje w tym żelazną konsekwencję i determinację. Z tego powodu psychopaci często odnoszą sukcesy w dziedzinach takich jak polityka, prawo i biznes. Wszędzie tam gdzie trzeba być twardym, władczym, bezwzględnym i odpornym na presję, psychopaci czują się jak ryba w wodzie.

Wydaje się, że to dlatego odsetek psychopatów na stanowiskach kierowniczych jest wyższy niż na innych odcinkach zawodowych. Niestety jest też druga strona medalu. Otóż sprawowanie takich funkcji zamienia ludzi w psychopatów – a mówiąc bardziej obrazowo uszkadza im mózgi. Skłonności psychopatyczne mogą więc być nie tylko przyczyną sukcesów, lecz też ich konsekwencją. Stymulowanie magnetyczne mózgów szefów ujawnia uszkodzenia neuronów lustrzanych. Zdaniem psychologów sprawując władzę ludzie stają się mniej empatyczni, a poczucie mocy czyni ich impulsywniejszymi. Dotyczy to zwłaszcza zarządzania wielkimi zespołami ludzkimi, gdyż doświadczenie takie jest dla mózgu wręcz traumatyczne. Zachowanie dystansu do siebie i otwartości na krytykę wymaga w takich przypadkach nadprzeciętnej siły charakteru.  

niedziela, 2 lipca 2017

ZŁOTY KRĄŻEK

Ktoś przeprowadził badania z których wyszło, że żonaci mężczyźni zarabiają więcej. Wyjaśniać to można by było na dwa sposoby – albo kobiety wolą mężczyzn przy kasie (co zresztą wynika z ich strategii rozrodczej), albo też mężowie i ojcowie mają większą motywację do rozwoju materialnego (czemu również trudno zaprzeczyć).


Od dawna rozgoryczeni ludzie mówią, że facetom tylko jedno w głowie, a kobietom chodzi tylko o pieniądze. I chociaż, jak każde uproszczenie, jest to przesada, stwierdzenie to opiera się na pewnych przesłankach. Przeprowadzono nawet stosowne badania w różnych kulturach, z których wynika, że są to zjawiska ponadkulturowe. Władza i pieniądze to dla kobiet najlepsze afrodyzjaki, co wynika z ich genetycznej seksualności. Niegdyś zdolność zdobywania zasobów przez samca była kluczowa dla przetrwania i pomyślnego rozwoju potomstwa, choć wymagało to też innych jego cech. Dzisiaj, nawet kiedy seksu nie uprawia się w celach reprodukcyjnych, mechanizm ten nadal wiąże męskość z pozycją zawodową i materialną.
 


Zdobycie partnerki i założenie rodziny jeszcze bardziej pobudza jednak ambicje finansowe. Mężowie nie tylko muszą myśleć o rodzinnych finansach, lecz też mniej czasu spędzają na rozrywkach takich jak picie alkoholu. Dlatego statystyczny amerykański żonkoś spędza rocznie 400 godzin więcej w pracy niż singiel. Żonaci pracują dłużej i ciężej, są stabilniejsi emocjonalnie i planują strategię zawodową. Z wiekiem więc różnice zarobkowe między jednymi a drugimi tylko się pogłębiają. Dotyczy to nawet bliźniąt jednojajowych. Żonaty bliźniak z reguły osiąga więcej niż jego wolny braciszek. A zatem jeśli chcesz więcej zarabiać to się ożeń. Nie wiadomo tylko ile z tych zarobków zostanie w twojej kieszeni.



Opisane prawidłowości świadczą co najmniej o tym, że ślub przyczynia się do zmiany życiowych priorytetów. Jeśli nawet wynika to z miłości, czego przejawem ma być dążenie do zapewnienia jak najwyższego standardu życia swoim bliskim, ożenek czyni zarabianie znacznie ważniejszym. Co istotne związany z tym stres jest mimo wszystko mniej ryzykowny niż kawalerskie szaleństwa. Żonaci mężczyźni rzadziej wpadają w nałogi i jako ostrożniejsi nie ulegają tylu wypadkom, a także częściej uprawiają seks co jest szczególnie korzystne dla ich zdrowia psychicznego. Przez to wszystko żyją średnio o dekadę dłużej niż kawalerowie.


Mimo wynikających z życia rodzinnego dobrodziejstw co czwarta dorosła osoba w Polsce jest singlem, a tendencja wskazuje, że liczba ta będzie jeszcze rosnąć. Nie jest to zresztą tylko polska specyfika. Paradoksalnie często wynika to z obawy przed porażką na polu materialnym. Znakiem naszych czasów jest, że wraz ze wzrostem konsumpcji ciągle rosną też nasze potrzeby. Nikt nie martwi się już o chleb, tylko o żeby za nimi nadążyć.