Łączna liczba wyświetleń

sobota, 9 listopada 2019

PASJA POSZUKIWANIA


Wszelkie ludzkie osiągnięcia od techniki po sztukę zawdzięczamy pewnemu niezwykłemu organowi zajmującemu się myśleniem. Dzięki niemu możemy nie tylko gromadzić dane, ale też zestawiać je ze sobą żeby dostrzegać między nimi połączenia. A co więcej możemy kreatywnie spekulować o tym jak fakty łączą się ze sobą, dzięki czemu bywamy twórczy i innowacyjni. Wydawać by się mogło, że właśnie po to wykształciła się nasza zdolność myślenia. Ale to tak przy okazji bo ludzka inteligencja jest przede wszystkim makiaweliczna - odpowiada na komplikujące się wciąż relacje społeczne. Nie do końca wiadomo czy żyje nam się coraz lepiej, ale musimy nadążać za rzeczywistością społeczną, którą zresztą sami kreujemy.

W przyrodzie wyróżniamy dwie zasadnicze korelacje pomiędzy wielkością mózgu a stylem życia - po pierwsze inteligentniejsze bywają z reguły zwierzęta społeczne, a po drugie monogamiczne. Zarówno w jednym jak i drugim wypadku trzeba przecież nieustannie symulować teorię umysłu członków stada czy partnera, a to wymaga bycia na tyle bystrym żeby nie dać się wykiwać. Inteligencja jest zatem nie tylko konsekwencją złożonych relacji społecznych, ale też doboru płciowego. Dla naszych przodków ważne były nie tylko zdrowe ciała, ale też bystre umysły, i takie właśnie wybory seksualne ukształtowały naszą naturę. 

Być może tak nieużyteczne dla biologicznego przetrwania zajęcia jak poezja, malarstwo czy muzykowanie, są w istocie czymś w rodzaju intelektualnego "ogonu pawia", czyli wyrafinowanym popisem. W każdym bądź razie biograficzne analizy twórczości poetów, malarzy, a nawet gitarzystów, wskazują że najbardziej płodni bywali w okresach gdy byli samotni - tak jakby ich seksualne pragnienia sublimowały się w pokazy intelektualnej siły. O ile  ze szczególnym upodobaniem wszyscy zajmujemy się pospolitym plotkowaniem (bądź co bądź pozwalającym gromadzić przydatne w stadnej "polityce" informacje), o tyle w obecności samic mężczyźni wydają się zmieniać tematy mówiąc więcej o tym na czym najlepiej się znają - hej, patrzcie jaki jestem mądry.

Także oni jednak cenią inteligencję swoich partnerek, która w ludzkich oczach jest po prostu seksowna. Ponieważ gatunek kształtowały wybory coraz inteligentniejszych partnerów seksualnych genetycznie stawaliśmy się coraz inteligentniejsi. Osobną kwestią jest to, że sprawny umysł  podnosił naszą atrakcyjność na różne sposoby - podnosząc nasz status w stadzie przez zarządzanie relacjami czy jego stricte praktyczne zastosowania. Na przykład ktoś kto posługiwał się bronią zyskiwał z pewnością przewagę nad półgłówkami którzy nie potrafili jej wytwarzać i obsługiwać. Co więcej to atrakcyjni fizycznie partnerzy i partnerki są statystycznie nieco inteligentniejsi, tym bardziej więc trudno im się oprzeć. 


Oczywiście inteligencję - rozumianą jako elastyczność wobec zmieniającego się środowiska i zdolność twórczego reagowania na te zmiany - odziedziczyliśmy po długim łańcuchu naszych przodków. Jej rozwój bez odpowiedniej stymulacji jest jednak niemożliwy. To co mamy w głowach tyleż wynika z tego dziedzictwa co z dostarczanych do niej informacji i doświadczeń czyli naszej intelektualnej aktywności. Inteligencja to przede wszystkim ciekawości i pasja - to poszukiwanie. 

poniedziałek, 14 października 2019

FABRYKA SZCZĘŚCIA


Człowiek myśli że służy sam sobie, a jest tylko nośnikiem informacji genetycznej - podobnie zresztą jak wszystkie inne gatunki. Przewrotność ewolucji polega na tym, że tylko ubocznie wspiera organizmy, będące w istocie narzędziami walki genetycznej. Prawdziwym - aczkolwiek nieintencjonalnym - celem ewolucji jest reprodukcja genów. Bo tylko jeśli modyfikacje służą reprodukcji zostają utrwalone. To co nie zostaje przekazane zanika. 

Być może w nowych, wspaniałych czasach bardziej koncentrujemy się na karierze, wizerunku czy rozrywce niż reprodukcji, ale to tylko pozorna sprzeczność. Ewolucja wyposażyła nas w zdolność przeżywania przyjemności właśnie po to, żebyśmy mogli dążyć do satysfakcji realizując biologiczne cele. Całe nasze złożone życie społeczne jest wpisane w tę logikę, choć zachowanie nie wynika w prosty sposób z pierwotnych instynktów. Nie służymy tylko swojemu DNA, lecz także powielającej się przez nas kulturze. 


W zasadzie jedynym możliwym sensem posiadania tak dużych mózgów jest zapewnienie nam maksymalnej elastyczności zachowania wobec różnorodnych okoliczności, a to pośrednio wskazuje na ogromną rolę doświadczeń i czynników sytuacyjnych. To kim jest człowiek ujawnia się dopiero w zetknięciu ze środowiskiem, które dostarcza mu określonych bodźców. Mózg dostosowuje się do oglądanej rzeczywistości i w jej ramach odnajduje drogi do pierwotnych przyjemności. 

Sęk w tym, że nasze potrzeby kształtowały się w czasach niedostatku, a nie przemysłowej obfitości, będziemy więc wiecznie nienasyceni. Jakkolwiek zmodyfikowane zostanie pragnienie nigdy nie powstaną produkty i usługi trwale nas zadowalające. A odległe echo naszej pradawnej dzikości - przyjemność - wciąż będzie wzywać nas do walki o fetysze i to nawet kiedy zapomnimy po co. 

niedziela, 15 września 2019

PRAWDZIWE KŁAMSTWA


Ponoć w czasach postprawdy nie liczy się prawda, tylko emocje i wiara. Tyle że dla człowieka w ogóle bardziej liczy się to co czuje i co wyznaje, niż brutalna prawda. Z tego powodu nigdy nie żył w prawdzie, która podobno została zastąpiona swoją wirtualną karykaturą. Zawsze wierzył w różne prawdy wymyślane przez przywódców, guru i artystów, a także przez siebie samego. Nawet na poziomie jednostkowym tworzymy iluzje i zaprzeczenia pozwalające nam postrzegać się w jak najlepszym świetle. A co dopiero w grupie której spoiwem jest narracja – tam wygrywa ten kto lepiej przekonuje, co często wiąże się z manipulacją.

Ewolucjoniści wskazują, że społeczny mózg bardziej niż do poznawania prawdy służył do przekonywania i dlatego rozwinął się w to coś co wypełnia ludzką czaszkę. Poznanie było więc niejako skutkiem ubocznym wojny informacyjnej, na której froncie fakty traktowano dosyć instrumentalnie. I tak w zasadzie już zostało – tyle że dzięki nowym technologiom generujemy coraz więcej informacji.

Ludzie zawsze preferują najprostsze rozwiązania, bo są z natury leniwi. Zwłaszcza jeśli chodzi o myślenie, bo to mózg pożera najwięcej naszej energii. Automatycznie więc szukamy dróg na skróty – heurystyk, intuicji i emocji. System analityczny jest tylko ich nadbudową, uruchamianą w stanach wyższej konieczności. Dlatego reklamy nie odwołują się do racjonalnych argumentów tylko pierwotnych emocji. Dlatego politycy mówią ludziom to co chcą usłyszeć, a kaznodzieje głoszą nadzieję i miłość.

Na poziomie emocjonalnym forma przeważa nad treścią, a skojarzenia nad meritum. Kluczem do umysłu jest serce człowieka, co najlepiej widać gdy jest zakochany. Pod wpływem silnych emocji człowiek „ślepnie” i można łatwiej nim manipulować, więc w interesie tych wszystkich którzy chcą nami sterować jest maksymalne podgrzewanie atmosfery. Nie tylko obiecywanie szczęścia, ale też budzenie lęków. A czasami jedno i drugie, żeby podkreślić kontrast pomiędzy TAK a NIE.

Ważniejsze od tego co człowiek wie, jest to w co wierzy. A wierzy w to w co chce wierzyć. A chce tego żeby rzeczywistość była prosta. Woli wierzyć w jakiekolwiek recepty niż być bezsilnym. I potem chce się tego trzymać, bo wiara wyznacza tożsamość – szuka już tylko potwierdzenia, a nie prawdy. Nie da się zaprzeczyć, że nigdy w historii nie byliśmy tak dobrze poinformowani jak dziś. Lecz nigdy nie będziemy znali całej prawdy i tylko prawdy, zwłaszcza gdy w interesie różnych sił leży jej ukrywanie i dezinformacja.  

poniedziałek, 9 września 2019

BLADE RUNNER

Po stuleciach poszukiwań ducha (w którym widzieliśmy jakiś twór kierujący naszym ciałem), doszliśmy do wniosku, że to nasze ciało za pomocą mózgu kreuje umysł. Na to przynajmniej wskazują wszystkie racjonalne przesłanki. Kiedy w dwudziestym wieku zaczęliśmy konstruować maszyny do przetwarzania informacji zwane komputerami jasnym wydawało się, że nasz mózg jest czymś w rodzaju komputera. Gdyby więc w maszynie udało się odwzorować procesy zachodzące w naszych głowach stworzylibyśmy sztuczną inteligencję. Tyle w teorii bo póki co żadnej myślącej maszyny nie udało się stworzyć. Maszyna może bez końca analizować dane nie znając ich znaczenia. Okazuje się, że może grać w szachy lepiej od mistrza, ale niewiele poza tym. Może prowadzić samochód, diagnozować na podstawie zdjęć rentgenowskich trafniej niż lekarz czy podobno nawet komponować w stylu klasyków. Jako broń autonomiczna może decydować o życiu i śmierci, lecz pozostaje wciąż tylko narzędziem które trzeba programować i nadzorować. A więc tak naprawdę żadnej sztucznej inteligencji wciąż nie ma.

Gdyby nasz mózg był tak prosty, żebyśmy mogli go zrozumieć, bylibyśmy zbyt głupi, żeby to zrobić. Pewnie dlatego nie potrafimy go skonstruować. Czy to nie zdumiewające, że z mikroskopijnej informacji genetycznej powstaje człowiek? Może i nawet potrafimy go sklonować, ale stworzyć coś na jego wzór już nie. Lecz zastanówmy się czym w zasadzie jest umysł... Oczywiście ten ludzki postrzegamy jako unikalny, choć zwierzęta też jakimiś dysponują. W naczelnych najłatwiej dopatrujemy się inteligencji, jednak obserwując choćby morskie ssaki dochodzimy do zaskakujących wniosków jakoby posługiwały się językiem i dokonywały kulturowego transferu wiedzy. Stwierdzono na przykład, że osobniki tego samego gatunku mogą mieć różne zwyczaje przekazywane w sposób „plemienny”, to znaczy z pokolenia na pokolenie. Badając życie społeczne delfinów, wielorybów czy morświnów domyślać się możemy złożoności ich wzajemnych relacji, ale nie potrafimy odczytywać wymienianych między nimi komunikatów. Nie wiemy o czym te istoty „rozmawiają”, a więc o czym „myślą”, ponieważ nie wiemy jak to jest być delfinem czy waleniem.

Nie wiemy też jak to jest być nietoperzem, rekinem czy grzechotnikiem korzystającym ze zmysłów nam niedostępnych. Możemy „wiedzieć” na czym polega echolokacja, wykrywanie potencjałów elektrycznych, wewnętrzne magnetyczne kompasy czy oczy postrzegające widma fal elektromagnetycznych. Lecz percepcja tych tajemniczych wrażeń pozostaje poza naszym zasięgiem. Wiele wskazuje na to jakoby szczególny rozwój układu nerwowego wynikał z „uspołecznienia” gatunków, bo te żyjące w większych grupach mają większe mózgi, ale samotne ośmiornice są w zasadzie wielkimi pływającymi mózgami, których neurony zlokalizowane są praktycznie wszędzie – aż dwie trzecie z nich znajduje się w autonomicznych mackach. Czy istnieje więc jeden przepis na „umysł” czy też może on być różnie skonstruowany? Czy gdybyśmy spotkali kosmitę potrafilibyśmy się z nim komunikować, jeśli nie potrafimy przeniknąć umysłów postrzeganych przez nas jako bardziej  prymitywne? 


Ważne antropologiczne pytanie kim jest człowiek póki co przyrównuje go raczej do fauny niż myślących androidów i jak na razie nie zanosi się na to, żeby wyrastała nam jakaś zrobotyzowana konkurencja. Póki co nie wiadomo czym w zasadzie jest umysł i jak można by go skonstruować. Moglibyśmy powiedzieć, że to ogół aktywności mózgu, tylko co z tego właściwie wynika? Do umysłu nie da się zajrzeć, można jedynie tworzyć jego teorię na podstawie reakcji i komunikatów. Domniemywać możemy, że nie jest on wytworem niematerialnych sił tylko procesów elektrycznych i chemicznych, które przetwarzają zebrane informacje w swego rodzaju „hologramy”. Domniemywać tak możemy, ponieważ to od sprawnego funkcjonowania mózgu (w jego interakcjach z ciałem i otoczeniem) zależy funkcjonowanie umysłu. Umysł jest więc zapewne tylko przejawem homeostazy – adaptacyjnej samoregulacji powielającego się życia organicznego, która wciąż się komplikuje wytwarzając kulturę, cywilizację techniczną i marzenia. Pierwsze organizmy jednokomórkowe pojawiły się na Ziemi około 3,6 miliarda lat temu – tyle czasu potrzebowaliśmy, żeby dojść do tego punktu, w którym usiłujemy wyręczać się „sztucznymi inteligencjami”, będącymi tylko przedłużeniem naszej własnej.  

niedziela, 8 września 2019

SŁOWNIK SUBIEKTYWNY


Nie istnieje obiektywna rzeczywistość niepodatna na interpretacje. Tym bardziej gdy mówimy nie przekazujemy czystego komunikatu, ale coś bardziej abstrakcyjnego. Wierzymy, że nasze intencje zostaną zrozumiane, ale nie zawsze tak bywa. Rzeczywistość językowa tylko po części jest intersubiektywna, dzięki czemu możemy się komunikować. Lecz to co artykułujemy w dużej mierze wyraża nasze własne rozumienie rzeczywistości i kultury. Język nigdy nie jest odizolowany od osobistej percepcji, więc rozumienie go wykracza poza ramy posługiwania się zbiorem rządzących nim reguł. Znaczenie rodzi się w umyśle, a nie w samym języku – żeby je odszyfrować potrzeba tak skomplikowanej struktury jak ludzki mózg wraz z zapisanym w nim doświadczeniem. Słowa tylko aktywują procesy potencjalnych symulacji w których pojęcia przekształcają się w swoje relatywne odzwierciedlenia – świat pojęć jest więc związany z naszymi zdolnościami poznawczymi.

Rzeczywistość nie jest nią samą w sobie lecz skutkiem procesów poznawczych przetwarzających informacje zmysłowe w świadomą percepcję, a tym bardziej gdy jest opisywana staje się wytworem naszej wyobraźni. Rozumienie jest symulowaniem znaczenia, angażującym szereg naszych kognitywnych zmysłów i intuicji. A zatem języka nie da się wypreparować z naszej wiedzy o świecie, z którą zawsze pozostaje ściśle powiązany. Przekaz może być różnie rozumiany w zależności od kontekstu w którym został umieszczony lub prowokować określone reakcje. Na tym właśnie polega zjawisko framingu wpisujące informacje w określone ramy skojarzeniowe, czy też primingu uruchamiającego pożądany łańcuch skojarzeń. Oba te mechanizmy wykorzystują ludzkie emocje do modelowania znaczenia, lecz żeby z nich korzystać trzeba dysponować w miarę trafną teorią umysłu naszych adwersarzy, a tę w sensie najbardziej ogólnym umożliwia nam znajomość ich kulturowego środowiska.

Socjolodzy badając rozkład opinii politycznych czy konsumenckich preferencji mogą taką wiedzę dodatkowo uściślać, lecz tak czy siak komunikacja wynika z umiejętności przyjmowania cudzej perspektywy – zarówno po stronie odbiorcy jak i nadawcy komunikatu. Posługując się wybranymi pojęciami automatycznie odwołujemy się do ich percepcyjnych reprezentacji, lecz te bywają niekiedy rozbieżne i wtedy mówimy „innymi” językami. Spece od różnej maści marketingu wiedzą, że komunikat musi być odpowiednio sprofilowany. Sęk w tym, że mówiąc ludziom to co rzekomo chcieliby usłyszeć posługujemy się różnymi schematami, stereotypami i wyobrażeniami, które nie muszą być adekwatne do rzeczywistości. To co jest prawdziwe statystycznie jest tylko prawdopodobne. Niestety świat najbardziej usiłuje Cię zrozumieć kiedy może to jakoś wykorzystać, a najmniej kiedy sam masz coś do powiedzenia.


Jeśli na początku było słowo to Bóg musiał mówić sam do siebie, a że nic się wcześniej nie działo to najpewniej mówił o niczym. Pewnie to bez sensu, ale ten rodzi się dopiero w naszych słowach. Uwierzyliśmy we własne opowieści dopiero gdy zaczęliśmy je snuć. I odtąd już musimy wierzyć w to co mówimy, nawet jeśli nie zawsze to robimy. W opowieściach najważniejsze jest zakończenie, a te w życiu na ogół jest kiepskie. Lecz gdy już wygasa w nas iskra coraz bardziej ją mitologizujemy przydając znaczenia temu co minęło – choć często nikt już nie chce tego słuchać. I odchodzimy z tą pieśnią na ustach, swoją opowieścią. Jeśli język jest najdoskonalszym sposobem porozumiewania się między sobą, to i tak nigdy nie zdołamy wyrazić nim wszystkich swoich uczuć, pragnień i prawd, choć możemy, a nawet musimy próbować. I nasłuchiwać.   

sobota, 31 sierpnia 2019

HOMO SAPIENS


Karol Darwin mówił, że we wszechświecie nie przetrwają ci którzy będą najsilniejsi, najmądrzejsi i najpiękniejsi, ale najbardziej plastyczni. Tak się przypadkowo złożyło, że stworzeniem takim okazał się człowiek – dlatego lubi o sobie myśleć że jest najbystrzejszą małpą, albo nawet dziełem bożym. Tyle że w zasadzie porównuje się ciągle sam ze sobą, bo jest słabszy od zwykłego goryla, mniej pstrokaty od pawia, a jaki głupi potrafi być to sami wiecie. Ale nie bądźmy złośliwi. Przynajmniej człowiek ma najbardziej plastyczny mózg, a to pozwoliło mu przetrwać w każdych warunkach.

Przy okazji mózg ten lubił posługiwać się jakimś zbiorowym algorytmem zwanym kulturą, czemu zawdzięczamy wszystkie te boskie wizje, konieczności dziejowe, walki klas i ras, a ostatnio konsumpcyjny kapitalizm. Bez względu na to jak mocno dziś wierzymy w różne kulturowe matryce, zasadniczo w DNA mamy zapisaną otwartość na każdą możliwą edukację, indoktrynację czy reklamę. W gruncie rzeczy to wszystko jedno i to samo, czyli pranie mózgu.

Każde społeczeństwo kształtuje mózg na swoją modłę, na co oczywiście znajduje jakieś wytłumaczenie – i tak przez całą historię znajdujemy te wytłumaczenia, ale tak naprawdę chyba sami w to nie wierzymy, bo gdybyśmy poznali „prawdę” to byśmy jej ciągle na nowo nie odkrywali. Ostatnio chyba wszyscy wspólnie doszliśmy do wniosku, że możemy kupić wszystko, więc musimy produkować tego jak najwięcej. A jak się znudzimy posiadaniem to pojedziemy sobie na wczasy. I na chuj jakieś inne wyjaśnienia, niech każdy robi sobie co „chce”, bo świat ukształtował w nim takie motywacje.


Człowiek najczęściej chce tego co inni, a nad sensem tego owczego pędu zastanawia się w chwilach słabości – gdy czuje się odtrącony i marginalizowany, albo gdy robi już bilans swojego życia. Bo cóż to ja takiego głębokiego, prawdziwego i moralnego miałem w tej egzystencji do przekazania ludziom? Że jestem lepszy od nich!!! Że moja prawda jest najmojsza, tyle że nie wszyscy się z tym zgadzali bo ludzie to stado baranów... Miałem co prawda kwalifikacje żeby zostać gwiazdą rocka, prezydentem czy dyktatorem mody, ale niestety świat ich nie zauważył. Pocieszeniem pozostaje szeroko rozumiana miłość czy inne wartości, ale to już raczej kwestia emocji. Albo czujesz, że życie ma sens, albo tego nie czujesz, a wyjaśnić się tego nie da.

Gdybym więc miał przekazać swojemu potomkowi receptę na życie, powiedziałbym kochaj ludzi chociaż to banda głupków. Ale przede wszystkim kochaj siebie, bo jeśli tego nie zrobisz to zawsze będziesz się z nimi ścigał. Rób to co musisz, ale myśl to  co chcesz, bądź wolny... Eksperymentuj, poszukuj, błaznuj – nigdy nie wierz nikomu kto mówi Ci, że posiadł prawdę o życiu, obojętnie w jakim przyszedłby do Ciebie przebraniu. Twój mózg jest tak wściekle plastyczny właśnie po to, żebyś zapisał w nim bogactwo doświadczeń, i dopiero z tego doświadczenia wyłonisz się Ty, bo tak naprawdę to nie wiadomo kim jesteś.

piątek, 23 sierpnia 2019

KISZKA SUFLERA

Układ nerwowy naszych przodków którzy nie mieli mózgów, bo byli jeszcze wodnymi robakami zajmującymi się głównie jedzeniem i trawieniem, oplatał układ pokarmowy. Między zwierzętami nie dochodziło wtedy do interakcji, natomiast kwestie przyswajania pokarmu miały dla przetrwania zasadnicze znaczenie. Dopiero z czasem stworzenia te zaczęły się  przemieszczać, aktywnie poszukując pożywienia na ogromnych złożach osadu organicznego. Aby było to możliwe układ nerwowy musiał się rozwinąć na tyle, żeby koordynować ich ruchy. Kiedy z padlinożerstwa wykształciło się drapieżnictwo układy nerwowe musiały już reagować na informacje o wiele bardziej złożone niż skład przekąski. Dało to początek kognitywnemu wyścigowi zbrojeń, w którym wygrywał ten kto dzięki lepszemu systemowi przetwarzania informacji więcej „wiedział”. Właśnie tak wyodrębnił się ośrodkowy układ nerwowy, wyspecjalizowany w relacjach ze światem zewnętrznym, a więc mózg.

Pozostałości pierwotnego układu nerwowego kryją się jednak nadal w naszym brzuchu, a konkretnie w jelitach, które aktywnie komunikują się z mózgiem wpływając poza naszą świadomością na nasz nastrój i zdolności poznawcze. Flaki, kiszki, bebechy czy jak je zwał, prowadzą nieustanny dialog z naszą głową za pomocą sygnałów chemicznych – hormonów, neuroprzekaźników i metabolitów. 90% serotoniny, nazywanej niekiedy hormonem szczęścia, syntezowane jest w komórkach jelit! To połączenie działa jednak w obie strony – na przykład w sytuacjach stresowych mózg dokonuje energetycznej pożyczki w jelitach, hamując procesy trawienne, co na dłuższą metę może je osłabiać. Wiele decyzji podejmować musimy intuicyjnie, to znaczy nie w oparciu o namysł (na który brak czasu) tylko własne odczucia. Intuicja opiera się na bezpośrednim wglądzie w zakodowane wzorce informacyjne, które nie są dostępne naszej świadomości. W tym procesie posługujemy się markerami somatycznymi, czyli sygnałami sczytywanymi z ciała. Jelita „podpowiadają” mózgowi, w którym odczucia trzewne zamieniają się w stany emocjonalne, motywujące go negatywnie lub pozytywnie.

Należy przy tym pamiętać jak ważną rolę w pracy naszych jelit odgrywa flora bakteryjna, czyli komórki symbiotyczne o zupełnie nieludzkim pochodzeniu genetycznym. Od tych bakterii zależy nie tylko nasze trawienie czy odporność – one wręcz warunkują aktywność naszego mózgu. Substancje wydzielane przez przyjazne mikroorganizmy są budulcem mielinowych osłonek włókien nerwowych, a ich udział w barierze jelitowej zapobiega przenikaniu do krwi różnych paskudztw zaburzających pracę mózgu. Wykazano już powiązanie pomiędzy różnymi zaburzeniami psychicznymi czy fizycznymi, a nieprawidłową pracą jelit, których pracę reguluje około 3 kg różnych bakterii. Jeśli potrafią one manipulować naszym mózgiem tak żeby czerpać z tego korzyści, czy nie to pokazuje w jak złożone zależności uwikłane jest nasze „ja”? Ciągle niewiele jeszcze o sobie wiemy. 

wtorek, 20 sierpnia 2019

TEATR KARTEZJAŃSKI


Budda mówił, że wszystko jest umysłem, gdyż dzieje się w umyśle. Za przyczynę niespełnienia uważał więc ignorancję – niezrozumienie natury umysłu. Oczywiście nie tylko on zastanawiał się nad tym fenomenem, dzięki któremu możemy czuć, myśleć i postrzegać. Ale tezy sformułowane pięć wieków przed Chrystusem nadal wydają się intrygujące, nawet w dobie obrazowania pracy mózgu i wielkich zderzaczy hadronów. Wbrew postępowi naukowo-technicznemu zagadka świadomości wciąż pozostaje nierozwikłana, choć możemy już obserwować jej neuronalne korelaty i coraz bardziej elementarne struktury świata fizycznego. Wydaje się, że wystarczyłoby jedno dopasować do drugiego i rozwiązanie gotowe. Tyle że teoretyczne niuanse problemu qualiów czy efektu obserwatora otwierają pole do tylu filozoficznych spekulacji, iż zaczynają się one ocierać o mentalny mistycyzm.

W świetle teorii zintegrowanej informacji świadomość jest integracją strumieni informacji, a więc pojawia się wszędzie tam gdzie informacja. Postuluje to swego rodzaju panpsychizm, w którym nie tylko ludzie, zwierzęta, rośliny, mikroby, ale nawet inne stany materii są w jakiś sposób świadome, bo reagują ze sobą tworząc realny świat. Świadomość miałaby być jego integralną cechą, taką jak czas, przestrzeń, materia czy energia. Oczywiście brzmi to trochę fantastycznie, ale wciąż nie wiemy jak to się dzieje, że z pracy naszych neuronów wyłania się subiektywna symulacja rzeczywistości. Zbudowani z bezmyślnej materii bylibyśmy przecież bezmyślnymi robotami, nawet jeśli presja ewolucyjna wymusiłaby na nich coraz sprawniejszy automatyzm. Tymczasem skutkiem neurosomatycznej emergencji jest „teatr kartezjański” – ciąg obrazów, doznań i narracji, zazębiających się w jaźń. Wyjaśnieniem mogłoby być „komplikowanie” świadomości z jej prymitywnych prekursorów, wraz z komplikowaniem się materii w coraz bardziej złożone struktury – jak wiemy ludzki mózg należy do najbardziej skomplikowanych struktur w naturze.

Intrygująco brzmią też rozważania o kwantowej formie umysłu, choć nie wiadomo co dokładnie w kwantowym świecie oznaczać może „obserwacja”, a to ona wyzwala obraz rzeczywistości z wszystkich możliwych supozycji. Ilekroć we wszechświecie dokonywany jest pomiar określa on stan obiektu kwantowego.  Czy na tym właśnie polega wybór? Niekoniecznie, aczkolwiek teza, że to świadomość redukuje kwantową falę prawdopodobieństwa, choć kontrowersyjna, propagowana jest przez takich tuzów fizyki jak Roger Panrose. Tropów jest wiele, ale żaden z nich i tak nie wyjaśnia czym jest świadomość, w najlepszym  wypadku widząc w niej jakąś tajemniczą siłę.

Ostatnie badania nad językiem zdają się wiązać jego rozumienie bardziej z ucieleśnioną świadomością niż zapisaną jako dane wejściowe symboliką, przetwarzaną przez mózgową maszynę Turinga. Znając różne neurologiczne współzależności nie wiemy jak to znaczenie nam się „wyświetla”. Po prostu mózg konstruuje znaczenie z wzorców percepcyjnych dostępnych świadomości - ucieleśnionych w nim symulacji. Nie wiadomo jednak jak symulacje się uwidaczniają - co sprawia, że je postrzegamy. 

sobota, 17 sierpnia 2019

SZUKAJĄC SIEBIE


Będąc najbardziej uspołecznionym gatunkiem tej planety i żyjąc w wykreowanej dla siebie niszy ekologicznej zdecydowanie więcej czasu poświęcamy zdobywaniu uznania niż pożywienia, choć podświadomie walkę o swoje miejsce w ludzkim świecie postrzegamy w kategoriach własnego przetrwania. Kiedyś przeżycie zależało od aprobaty grupy, a zdobycie wysokiej w niej pozycji tym lepiej zabezpieczało nasze geny, wskutek czego dążenie do sukcesu społecznego zapisało się w naszym DNA. Przy okazji najpewniej to uspołecznienie zwiększało przy okazji naszą inteligencję, gdyż wymagało prowadzenia odpowiedniej „polityki” – zawierania i zrywania sojuszy w zależności od kontekstów grupowej dynamiki, w czym pomagało manipulowanie innymi i własnym wizerunkiem. Społeczeństwo stało się w konsekwencji gabinetem luster w których się przeglądamy, pragnąc ujrzeć swój ideał. Stąd uparte dążenie do zdobywania majątku, sławy, prestiżu czy autorytetu.

 
„Ja” idealne, które usiłujemy zaprezentować, tyleż wynika z naszych aspiracji, co naśladuje kulturowe archetypy. Nawet w naszej kapitalistycznej rzeczywistości są one dosyć zróżnicowane – dlatego podziwiamy artystów, sportowców czy naukowców. Zatracając się w szalonym wyścigu czy grzęznąc w etatowej nudzie często tęsknimy za czymś wyższym, bardziej romantycznym i natchnionym. Próbujemy uparcie uwznioślić swój trud etosem zawodowym, coachingowymi zaklęciami czy jakąś społeczną misją, żeby nie widzieć w nim tylko żmudnego obowiązku którym z dnia na dzień się staje. Lecz przeliczając wszystko na złotówki co rusz porównujemy los górnika, rolnika, pielęgniarki, policjanta czy nauczyciela, którzy czują się niedoceniani, bo robią coś ważnego i trudnego. Nasza motywacja zależy więc też od znaczenia tego co robimy.

Neuroprzekaźnikiem regulującym poziom naszej motywacji jest przede wszystkim dopamina, wywalająca się pod wpływem bodźców oznaczonych w percepcji jako istotne.Dopamina ma to do siebie, że w odpowiedzi na powtarzające się bodźce wydziela się oszczędniej, więc wszystko z biegiem czasu się nudzi, a każda podwyżka i tak przestaje być odczuwalna – no chyba, że ktoś chciałby nam ją zabrać. To motywuje nas z kolei do wytrwałego poszukiwania nowych gratyfikacji. Nic tak nie motywuje jak nuda i niespełnienie. Właściwie cała ludzka cywilizacja – od piramid do drapaczy chmur – powstała z nudy i niespełnienia. Gdybyśmy byli ciągle z siebie zadowoleni pewnie nadal tkwilibyśmy w jaskiniach.

Neuroprzekaźniki relaksujące (serotonina, endorfiny czy endokannabinoidy) mają po części hamować naszą motywację. Ponieważ jednak spokój był dla naszych przodków rzadkim luksusem, także i my obdarzeni jesteśmy raczej niespokojnym duchem, z tym że różnimy się zapotrzebowaniem na stymulację, co także ma podłoże biochemiczne. Osoby o ekstremalnych potrzebach mają mniej reaktywne układy nagrody więc żeby je pobudzić szukają mocnych wrażeń, podczas gdy innym wystarczają subtelniejsze środki. Jednych podniecają tylko sporty walki czy wyścigi samochodowe podczas gdy innym wystarcza łowienie ryb i podlewanie kwiatków. Receptory dopaminowe, jako zaangażowane w poszukiwanie przyjemności i nowości determinują nasz temperament integrujący różne regulujące zachowanie systemy biologiczne. Niemniej nasze szczęście wynika raczej z równowagi pomiędzy pobudzeniem i hamowaniem, niż z kompulsywnego poszukiwania. Niezbędna w motywacji uwaga musi się przecież jakoś regenerować.

Nie da się być ciągle silnie zmotywowanym, ani ciągle zrelaksowanym. To pierwsze staje się w końcu męczące, a to drugie nudne. Wszystko co w życiu robimy to odpowiedź na obrazy oglądane w społecznych lustrach... To one więc motywują nas (lub nie), w zależności od sensów które w nich widzimy. Możemy dopatrywać się w nich odbicia muzyka, astronoma czy wolnego człowieka, choć częściej widzimy płatnika rachunków. Marzenia wyznaczają cele, lecz często zmieniają się w fantazje, bo nie umiemy ich realizować. Ostatecznie i tak zobaczymy w lustrze swoją własną twarz. 

niedziela, 30 czerwca 2019

PERCEPCJA FANTOMOWA


Człowiek jest maszyną która myśli, że ma własne pragnienia. Ale te pragnienia to najczęściej iluzje. Wyobrażamy sobie jak będziemy szczęśliwi gdy „tylko” weźmiemy ślub, kupimy dom czy zdobędziemy władzę, a potem i tak marzymy o czymś nowym. Tak działa nasz mózgowy mechanizm – co rusz karmi nas złudzeniami spełnienia, żebyśmy tylko za nimi gonili. Być może to ciągłe niezadowolenie jest motorem rozwoju, lecz trudniej już powiedzieć co jest jego celem. Nie umiemy być szczęśliwsi niż jesteśmy, a mimo to wmawiamy sobie, że kolejny krok doprowadzi do pełnego szczęścia – tymczasem już po chwili chcemy więcej niż sobie wymarzyliśmy. Rolą chemicznej zupy w której wrzeniu rodzą się wszystkie nasze decyzje jest ciągłe napędzanie tego mechanizmu czyli motywowanie, gdyż od zarania dziejów to jednostki najbardziej zmotywowane najskuteczniej roznosiły informacje genetyczne i kulturowe. Doświadczanie przyjemności służy motywowaniu nas do podejmowania aktywności, i właśnie dlatego jest tak krótkotrwałe – aby ich doznawać musimy być ciągle aktywni.

Rodzące się w nas pragnienia zmieniają naszą percepcję przykuwając naszą uwagę do bodźców nagradzających. Najczęściej wiążą się one z podstawowymi popędami („prokreacja”, gromadzenie zasobów, walka o status) lub celami kulturowymi integrującymi wielkie zbiorowości ludzkie. Istotna w kontekście motywacji jest także nowość bodźca, bo tylko gromadzenie nowych danych pozwala mózgowi się uczyć, co intensywna analiza wtórnych informacji może wręcz utrudniać. Pod wpływem pragnienia mózg zawęża pole percepcji do obiektów pożądania – żeby wyłowić z rzeki danych tylko te poszukiwane „zaznaczamy” je dopaminą. Różnimy się stopniem „znaczności” jaki przypisujemy rożnym rzeczom, ale istota działania mechanizmu jest taka sama – to co najbardziej dla niego wyraziste mózg postrzega też jako najbardziej wartościowe. W pewnym więc sensie nie tylko widzimy to co chcemy widzieć, ale też chcemy tego co widzimy – percepcja jest sprzężona zwrotnie z naszym „ja”. Nie wybieramy swobodnie własnych pragnień, bo to one tworzą nas.
 

To jak postrzegamy rzeczywistość zależy właśnie od tego czego chcemy, choć z drugiej strony to doświadczenie (czyli rzeczywistość) kształtuje nasze aspiracje i oczekiwania. Prawda nie jest nigdy naga, a jej interpretacja zależy od osobistych i kulturowych kontekstów. Choć nie wszystko da się zrelatywizować już znaczenie jakie nadajemy poszczególnym faktom jest mocno dyskusyjne. Skoro nie ma obiektywnej percepcji sens zdarzeń wyłania się z zależności biochemicznych i kulturowych, a te mają własną dynamikę. Zaburzenia przetwarzania informacji w mózgu mogą wieść do chorób umysłowych, a środowisko kulturowe pozostaje punktem odniesienia niezależnie od szerokości geograficznych. Osłabienie mechanizmu utajonego hamowania zwiększające spektrum docierających do świadomości bodźców utrudnia łączenie informacji w schematyczne pakiety co może zarówno pobudzać kreatywność jak i zaburzać równowagę psychiczną.

Zwierzęca skłonność do ignorowania informacji niezwiązanych z przetrwaniem i przedłużeniem gatunku w „cywilizowanym” świecie często prowadzi do zgubnych fiksacji, obsesji i uzależnień, gdyż mamy teraz do dyspozycji cały arsenał materialnych, wirtualnych i farmakologicznych środków, mających nas rzekomo „uszczęśliwiać”, a tak naprawdę przywiązać do siebie. Pomimo różnych związanych z tym patologii zasadniczo mechanizm utajonego hamowania służy wyselekcjonowaniu informacji przydatnych do praktycznego zastosowania. Paradoksalnie jednak przetwarzanie większej ilości informacji pozwala myśleć szerzej, bardziej otwarcie i twórczo. Jeśli więc zwiększony dopływ danych równoważy wysoka inteligencja, dobra pamięć i determinacja w ich porządkowaniu stajemy się bardziej kreatywni. Prawdziwy geniusz wynika po części z „nieprawidłowej” pracy mózgu, dlatego tak często graniczy z szaleństwem.

Oryginalność myśli wymaga patrzenia na świat z innej perspektywy, a uzyskanie jej wymaga zadawania ciągle nowych pytań, nawet jeśli wydają się one trywialne – wiąże się więc ze stałym kwestionowaniem rzeczywistości i poszukiwaniem w niej dialektycznej sprzeczności. Taka spontaniczność myślenia może być niestety zgubna, co widać choćby u osób chorych na schizofrenię i postrzegających świat w sposób całkowicie nieuporządkowany. Zarówno geniusz jak i szaleniec przekraczają ramy schematów, tyle że jeden znajduje tam wolność, a drugi anarchię... Wydaje się oczywistym, że korzystne dla jednostki jest oddzielanie informacji dla niej ważnych od nieważnych i przekazywanie do dalszej obróbki tylko tych pierwszych. Nigdy jednak do końca nie wiadomo co jest ważne, a co nie...  I nie jest to kwestia tylko filozoficzna. Zasadniczo decyzja o tym czy informacja podlegnie dalszemu przetwarzaniu następuje podświadomie czyli mechanicznie, a to może prowadzić do pomijania pozornie nieistotnych wiadomości.


Porzekadło mówi, że kto zna się na wszystkim, ten nie zna się na niczym, więc mózg specjalizuje się w najczęściej przetwarzanych wzorcach, co może ograniczać kontekst informacyjny wyłączając z niego co bardziej „egzotyczne” powiązania... W celach analitycznych rozbieramy rzeczywistość na części, ale dopiero ich ponowna zgrabna synteza daje nam pełniejszy obraz tego kim i gdzie jesteśmy.           

niedziela, 23 czerwca 2019

MOC PIENIĄDZA


Badania wykazały, że im gorsze auto stoi przed sygnalizatorem tym szybciej inne auta zaczynają na nie trąbić gdy światło zmienia się na zielone, tak by jak najprędzej ruszyło. Tymczasem kierowcy lepszych marek mają większą skłonność do łamania przepisów czyli drogowej arogancji. Nawet jeśli psychologia mówi, że bogatsi ludzie nie są szczęśliwsi od mniej zamożnych, to wokół statusu majątkowego budują oni poczucie własnej wartości. Czyli że uważają tych uboższych za mniej zdolnych, inteligentnych, wytrwałych i tak dalej. Widzą w nich bowiem tych którym „nie wyszło”. Z kolei ich duma z własnych osiągnięć bywa odbierana jako przejaw pychy. Tyle że złudzenie ponadprzeciętności jest w społeczeństwie powszechne. Choć to statystycznie niemożliwe większość z nas uważa się za lepszych od ogółu.

Bogaci uważają się za lepszych od biednych, piękni za lepszych od brzydkich, a umięśnieni za lepszych do cherlaków i grubasów... Ludzie oczytani uważają się za najmądrzejszych, a ci religijni za najbardziej moralnych... Jesteśmy mistrzami w uzasadnianiu własnej wartości. Nawet jeśli normy kulturowe zmuszają nas do zachowania pewnej skromności skrycie pielęgnujemy poczucie wyższości. A te najlepiej potwierdzamy porównując się z „gorszymi” od siebie. Ktoś nie odnoszący żadnych sukcesów też znajdzie kogoś takiego – jakiegoś czarnucha, pedała czy dziwoląga. Potrzebujemy różnych atrybutów przede wszystkim po to żeby przykrywać własną niepewność. Analiza losów dziewczynek które w okresie dojrzewania cierpiały na trądzik ujawniła, że w późniejszym życiu odnosiły więcej sukcesów zawodowych, gdyż więcej czasu poświęcały na samotne rozwijanie umiejętności i zainteresowań.

Nie ma większej radości niż radość z bycia w czymś dobrym, dlatego zdobywanie podnieca nas mocniej niż posiadanie. Potrzebujemy jednak dowodów własnego mistrzostwa – zdobyczy, dyplomów, medali i trofeów – po to żeby się nimi legitymować. Od samej użyteczności gromadzonych dóbr ważniejszy jest wizerunek zdobywcy – przez większość część czasu używamy przecież tylko nikłej części posiadanych zasobów(zasada Pareta). Reszta zaś służy głównie prestiżowej ostentacji. W przyszłości skazani będziemy na nadmiar wszystkiego, choćby tylko po to żeby nie stawać się dużo „gorszymi” od lepiej wyposażonych. Czy oznacza to więcej możliwości? No cóż, czasami to mniej znaczy więcej... Racjonalnie na to patrząc rzeczy których używamy są warte więcej od tych leżących na półkach (czyli od większości z nich).


Tyle że z trudem rezygnujemy z czegokolwiek. Nasz mózg jest tak zaprogramowany, że najbardziej ceni to co już ma, nawet jeśli nie jest mu to do niczego potrzebne... Postrzegana użyteczność zależy więc od relatywnej zmiany względem punktu odniesienia. Psychologiczny ból straty jest intensywniejszy niż przyjemność z zysku o takiej samej wartości. Psychologia człowieka kształtowała się kiedy był jeszcze łowcą balansującym na granicy śmierci głodowej, a wtedy każda strata mogła go drogo kosztować – instynktownie i kurczowo trzymamy się więc tego co już posiadamy. Przywiązanie do własnego majątku wydaje się zatem cechą uniwersalną, chociaż eksperymenty Paula Piffa wskazują, że ludzie bogaci są do niego przywiązani bardziej. Jak to zwykle bywa apetyt i potrzeby rosną w miarę jedzenia.

Gdyby jednak obdarować ludzi równą ilością pieniędzy po pewnym czasie i tak jedni by się wzbogacili a drudzy zbiednieli. Ludzie biedni wykazują się najczęściej słabiej rozwiniętą korą czołową, a zatem mniejszą inteligencją, samokontrolą i kreatywnością. Wynika to nie tylko z przyczyn genetycznych – w świetle dzisiejszej wiedzy to sama bieda upośledza nasze zdolności kognitywne, wbrew mitowi o trudnościach zmuszających do myślenia. Owszem, mózg najlepiej gimnastykuje się wychodząc ze swojej „strefy komfortu”, lecz to właśnie w zasobnym środowisku ma największe możliwości odbierania stymulujących informacji – ma czas na edukację, kulturę czy pasję, a nie tylko „walkę o przetrwanie”. 

Mój mózg jako organ niezdolny dotychczas do zarabiania większych kwot jawić się więc może jako niezbyt bystry, choć złudzenie ponadprzeciętności nie pozwala mi wciąż w to uwierzyć. Zrzucam więc winę za swój zawodowy życiorys na umiłowanie rzeczy niepraktycznych, bo przecież tak jak wszyscy jestem najlepszy – tylko nikt mi nie chce za płacić. Choć forsa może być w życiu przydatna pozostaje jedynie narzędziem. 

czwartek, 20 czerwca 2019

BOŻE CIAŁO


Kiedy jesteś w obcym kraju czujesz się bombardowany egzotycznymi bodźcami. Ponieważ sytuacje, zwyczaje i konteksty są dla Ciebie czymś nowym pilnie je rejestrujesz. Gdybyś jednak pozostał w tym kraju na dłużej i trochę w nim pomieszkał twoja uwaga traciłaby natężenie. Innymi słowy spowszedniałaby Ci egzotyka. Człowiek najbardziej lubi poznawać to co nieznane, a kiedy już to pozna nagle informacja zdaje się tracić dla niego na znaczeniu. To skutek mechanizmu selekcji informacji. Nasz mózg nie jest bowiem w stanie przetrawić całej potencjalnie rejestrowanej „rzeczywistości” - odfiltrowuje więc wyróżnione sygnały, a pozostałe postrzega jako tło. Wszystko co niczym się nie wyróżnia i pasuje do poznanych wzorców staje się tłem – tylko w ten sposób można poradzić sobie z zalewem informacji. Niestety prowadzi to nudy... Egzotyka jest dla nas tak pociągająca bo ciągle poszukujemy nowych informacji. Kiedy je znajdujemy jesteśmy nagradzani wyrzutem dopaminy. Nasz mózg lubi być zaskakiwany – to raczej poszukiwacz przygód niż miłośnik rutyny.

Owszem – neuroprzekaźniki takie jak serotonina, endorfiny i endokannabinoidy – pozwalają czasem nam błogo rozkoszować się spokojem, ale związane z nimi układy nie są ewolucyjnie przystosowane do tak częstego pobudzania jak układ dopaminowy. Regulująca nasz układ nagrody dopamina to motor motywacji, ale nie wiedzie raczej do spełnienia. Okazaliśmy się wszak na tyle pomysłowym gatunkiem, iż umiemy „zhakować” własne systemy operacyjne. Narkotyki pobudzające układ nagrody (amfetamina, kokaina, stymulanty) omijają całą procedurę i dają nam „nagrodę” – i w tej sytuacji powinniśmy być hipotetycznie szczęśliwi. Sęk w tym, że tak nie jest. I nie chodzi nawet o całą tą wychowawczą gadkę, że narkotyki to iluzja w przeciwieństwie do „prawdziwych wartości”. Po prostu ćpun zawsze chce o jedną kreskę więcej. Ale wszyscy jesteśmy ćpunami dopaminy i poszukujemy więcej przyjemności – pieniędzy, seksu czy wyzwań. Przyczyną naszego niespełnienia są pragnienia które nieustannie się napędzają.

W czasach zamierzchłych miało to głębokie uzasadnienie – nasze przetrwanie zależało od ciągłej motywacji. Chwil w których można było cieszyć się zwycięstwem było niewiele. Spokój jaki odczuwamy gdy uda nam się coś zrobić – na przykład wspiąć się na wymarzony szczyt – jest ulotny. W prehistorycznej dżungli nie było zbyt wiele czasu na rozkoszowanie się chwilą. Stąd neuroprzekaźniki ukierunkowane na rozkoszne bycie tu i teraz (mózgowe odpowiedniki psychodelików, empatogenów czy THC), rzadziej przejmują kontrolę nad naszym mózgiem. Nie zostały jednak zaprojektowane przez naturę tylko po to żebyśmy czuli się błogo. To właśnie wtedy kiedy nasz system nerwowy jest zrelaksowany percepcja rozszerza swoje filtry przepuszczając więcej danych zmysłowych, a te pozwalają potem konstruować dokładniejszy obraz rzeczywistości w jakiej żyjemy. Szczęście jest bardzo ulotnym stanem ale wiedzie do najgłębszych refleksji.

W pogoni za fantomami wciąż chcemy więcej, często nie rozumiejąc zależności w które się wikłamy. Lecz już sam fakt, że kosmos z tych absurdalnych skłonności ukształtował nas jest mistycznym cudem, niezależnie od tego czy po drugiej stronie kwantowego teatru obserwuje go jakieś wielkie oko. Bo nawet jeśli Boga nie ma to my jesteśmy nim tutaj - tak czy owak wszystko jest umysłem.

wtorek, 29 stycznia 2019

JAK CIAŁO SŁOWEM SIĘ STAŁO


W systemach formalnych symbole definiuje się za pomocą innych symboli. Skoro nie można wskazać fundamentów zastanawiające jest skąd znamy ich znaczenie. Zwierzęta wymieniają między sobą proste komunikaty głosowe, ale pozbawione składni i gramatyki. Najzdolniejszy badany prymat zdołał opanować zaledwie 150 symboli, czyli zestaw instrukcji na poziomie dwuletniego dziecka. Ale to najprawdopodobniej w „mózgach społecznych” naszych jeszcze nieczłowieczych przodków powstały zalążki mechanizmów niezbędnych do posługiwania się złożonym systemem symbolicznym. Wydaje się, że pierwszym krokiem w stronę intersubiektywnej rzeczywistości językowej były neurony lustrzane, czyli grupy komórek uruchamiające podczas percepcji te same procesy neuronalne co podczas działania.

Dzięki symulacjom potencjalnych zdarzeń (przeprowadzanym przy okazji przez niektóre „zwykłe” komórki nerwowe) możliwa stała się na przykład interpretacja intencji, a w dalszej perspektywie wyobraźnia. Mogło to być wstępem do podejmowania bardziej złożonych interakcji. Z czasem przedrefleksyjny system symulacji przekształcił się w język, umożliwiający nie tylko złożoną komunikację, ale też myślenie ciągiem symboli co usprawniało wnioskowanie i planowanie. Przede wszystkim jednak to dzięki językowi symbolicznemu  gromadzimy wiedzę, a także tworzymy abstrakcyjne idee – jest on podstawowym narzędziem każdej kultury. Znaczenie nie tylko wyłania się z kontekstu, ale też metafor ujmujących jedne pojęcia w ramach drugich.

Zdaniem językoznawcy George’a Lakoffa i filozofa Marka Johnsona  metaforyzacja jest kolejnym zmyłem, bo to właśnie ona pozwala naszemu umysłowi rozumieć rzeczywistość. Do opisywania bardziej mglistych stanów wykorzystujemy strukturę pojęć konkretnych, dzięki czemu stają się bardziej zrozumiałe. Dziś przeważa pogląd, że w mózgu nie ma żadnego modułu wyspecjalizowanego w kodowaniu pojęć, a odbywa się to w obszarach sensorycznych i motorycznych. Kluczowa w tym procesie jest symulacja, obejmująca prototypowe pojęcie w ramach rzeczywistych doświadczeń, a nie listy cech złożonych z kombinacji symboli. Znaczenie nie jest więc generowane na bazie pierwotnego „języka naturalnego”, nawet jeśli manipulacja symbolami przy pomocy zbioru reguł umożliwiałaby stworzenie nieskończenie wielu kombinacji – przejawia się ono natomiast we wzorcu aktywności mózgu zapisanym w strukturach skojarzeniowych.

Być może to jeden z powodów trudności, jakie uniemożliwiają dotąd stworzenie sztucznej świadomości. Żadna dokonująca obliczeń maszyna nie jest bowiem ucieleśniona, to znaczy zdolna do cielesnej percepcji, a ta wydaje się niezbędna do rozumienia znaczeń, a nie tylko ich przetwarzania. Nawet stosunkowo proste algorytmy analizujące zdanie muszą się odwoływać do modelu ciała, który pozwala na ustalenie relacji czasoprzestrzennych, bo reprezentacje nadające sens symbolom wynikają przede wszystkim z naszej budowy biologicznej. Kartezjańskie wypreparowanie umysłu z organicznej materii po raz kolejny okazuje się mrzonką. Jesteśmy zamknięci w pudełkach którymi są nasze otoczone sieciami somatycznych receptorów mózgi. I to w tych ucieleśnionych światach powstaje znaczenie i sens.   

sobota, 26 stycznia 2019

PRZEPIS NA SUKCES


Ponieważ to od społeczeństwa zależy nasz los, nauki społeczne interesują nas bardziej od innych. Nawet zbytnio nie interesując się naturą ludzką chcemy więc poznawać procesy które rządzą ludzkim zachowaniem, żeby na nie wpływać. Mnożą się publikacje o tym jak zostać świetnym handlowcem czy szefem, lub uporządkować trudne relacje osobiste, co pokazuje jak bardzo chcielibyśmy kontrolować swoje otoczenie. W dwudziestym pierwszym wieku psychologia stała się popularna jak nigdy – zrozumieliśmy bowiem, że to w psychice tkwi klucz do władzy, sukcesu i miłości. Ale to co popularne zwykle się banalizuje – obietnica że można coś zmienić po przeczytaniu książki sama w sobie jest chwytem marketingowym. Tym bardziej inspirowanie się telewizją śniadaniową nie zbliży nas zbytnio do spełniania marzeń.

Wiedza zawsze może się przydać, pytanie tylko czego można się dowiedzieć, bo to co wiemy o zachowaniu człowieka z wielkim trudem da się przełożyć na skuteczne recepty. Konkurencja o społeczne zasoby jest tak wielka, że wątpić można w dostępność magicznych wskazówek dających nam istotną przewagę nad innymi. Ci którzy usiłują traktować wiedzę psychologiczną instrumentalnie prędzej czy później się zawiodą, gdy okaże się, że człowiek jest bardziej skomplikowany niż zbiór udokumentowanych prawidłowości. Oczywiście prawda o nim jest niezmiernie fascynująca, lecz tylko dla tych którzy chcą zgłębiać tajemnicę, a nie ułatwiać sobie życie. Żeby być zadowolonym wystarczyłoby mniej oczekiwać, lecz ta prosta porada również jest banalna – bo ludzi ciężko zadowolić.

Szereg modnych twierdzeń z zakresu psychologii może być fałszywych, i to nawet tych bazujących na przeprowadzonych badaniach. Naukowcom odtwarzającym psychologiczne eksperymenty w ramach Reproducibility Project nie udało się potwierdzić blisko połowy wyników. I nie musi to świadczyć o ich sfałszowaniu. Za taki stan rzeczy może w dużym stopniu odpowiadać... sama psychologia. Badacze mogli bowiem wpadać w pułapkę własnych oczekiwań, czyli nieświadomie dążyć do ich potwierdzania. Dopiero wielokrotna replikacja uprawdopodobnia prawidłowości. „Odkrywcy” koncentrują się jednak bardziej na własnych projektach niż cudzych, bo tylko to pozwala im zaistnieć. Poza tym mamy tendencję do przyklepywania raz przyjętych twierdzeń bez dalszego ich roztrząsania.

Czy oznacza to, że połowa wiedzy psychologicznej jest bezwartościowa? To już zależy co za nią uznać. Z powodzeniem replikowano na przykład badania laureata Nagrody Nobla Daniela Kahnemana. Nie każdy kto się mieni psychologiem musi mieć odpowiednie kompetencje do wglądu w nasze wnętrze i wygłaszania teorii na ten temat, choć zwykliśmy wiązać je z posiadanym przez niego dokumentem. Tym bardziej ktoś na mocy niejasnych kwalifikacji ogłaszający się trenerem, coachem czy terapeutą, może być po prostu mistrzem autoprezentacji. Lecz kiedy już mu uwierzymy zaczniemy szukać potwierdzeń i je znajdować... Przyjmowane modele wyjaśniające zwykle są zresztą „zabezpieczone”, to znaczy zamknięte teoretycznie. Daje to dodatkową pewność, że jeśli coś idzie nie tak, to tylko dlatego, że zboczyliśmy z słusznej drogi.

Gdyby na przykład ktoś chory modlił się i wyzdrowiał, mógłby uznać to za skutek modlitwy, choć równie dobrze mógłby wyciągnąć kopyta. Podobnie szkolony biznesmen może uznać, że wzbogacił się dzięki technikom motywacyjnym, a nie znajomości rynku, sprawności organizacyjnej i dobrej koniunkturze. A już z pewnością ktoś na dorobku będzie chciał wierzyć w skuteczność różnych sztuczek. Model naukowy wydaje się najbardziej adekwatny do rzeczywistości, ale zawsze pozostaje problem interpretacyjny. Na podstawie samych obserwacji łatwo jest wyciągać pochopne wnioski. Wielu psychologów ma ciągoty do projekcji swoich wartości, to znaczy mówienia ludziom jak mają żyć, podczas gdy wiedza psychologiczna wcale tego nie wyjaśnia. Owszem, do pełni szczęścia potrzebne są więzi i pasje, ale to chyba wszystko co wiemy na ten temat. Niewątpliwie postrzegamy świat dzięki wrodzonym mechanizmom poznawczym, ale dotarcie do nich znacznie utrudnia kultura która rządzi się swoimi prawami, choć zwrotnie z oddziałuje z tym co pierwotne.

Zrozumienie siebie i innych, a więc ludzkiego umysłu, możliwe jest tylko przez badanie wytwarzających go mechanizmów mózgowych, a dopiero następnie społecznych jako stojących na innym poziomie złożoności. Dopiero uwzględniając szczegóły działania mózgu, a następnie kodu kulturowego który musi on przetwarzać, można mówić o procesach psychicznych, objawiających się w statystycznych regularnościach wobec czynników sytuacyjnych. Nawet i te różnicowałyby się jednak w zależności od behawioralnego i biologicznego bagażu. Wypreparowana tak psychologia jest więc bardziej zbiorem algorytmów wskazujących prawdopodobieństwa niż materiałem na poradniki. Człowiek który zmanipulował miliony – Adolf Hitler – ostatecznie palnął sobie w łeb. Nie wiadomo więc czy sterowanie ludźmi – nawet o tyle o ile jest możliwe – doprowadziłoby nas do celów.     

piątek, 25 stycznia 2019

SYNTEZA ŚWIATA


To mózg okazał się „sercem” naszej istoty. Zanim jednak do tego doszło niekoniecznie uważano go za organ znaczący. Sam Arystoteles sądził, że zawartość czaszki służy do... chłodzenia krwi. W starożytnym Egipcie usuwano ją natomiast podczas mumifikacji, podczas gdy zachowywano i konserwowano inne organy. Niemniej skutki obrażeń głowy uzmysławiać musiały ludziom, że w jakiś tajemniczy sposób powstają w niej myśli i uczucia. To właśnie badania nad lezjami, czyli uszkodzeniami mózgu, zapoczątkowały naszą wiedzę o funkcjach tej magicznej papki. Na różne sposoby próbowano więc wyjaśniać jej związki z duszą, choć w czasach nowożytnych kwestie takie schodziły na coraz dalszy plan. Istotniejsze natomiast stawało się pytanie jak procesy mózgowe przekładają się na pracę umysłu.

Nowe spojrzenie na mózg objawiło się w niesławnej dziś frenologii, wnioskującej o cechach psychicznych człowieka po kształcie jego czaszki. Pomimo mocno dyskusyjnego (delikatnie rzecz ujmując) charakteru tej teorii, po raz pierwszy próbowano wtedy „czytać” anatomię mózgu. Frenolodzy położyli też podwaliny pod jego modularną koncepcję, przypisując poszczególnym częściom zróżnicowane funkcje. Z biegiem czasu rzeczywiście okazywało się, że mózg można podzielić na ośrodki zawiadujące różnymi działaniami. Paradoksalnie wydaje się, że neuronauka zatoczyła pewne koło, skupiając się dziś właśnie na obrazowaniu tych funkcjonalnych podziałów. Modułowość jest jednak pewnym uproszczeniem, bo choć ewolucja rzeczywiście uzupełniała mózg o kolejne struktury, zasadniczo dopiero współpraca ich wszystkich przekłada się na nasze człowieczeństwo.


Z pewnością nie jest też tak, że wykorzystujemy go tylko częściowo – na przykład w mitycznych dziesięciu procentach. Nieużywane w nim połączenia redukuje się na bieżąco, żeby zbytnio nie komplikować systemu i bilansować koszt energetyczny. Mózg nie jest zatem rozrastającą się siecią – wiedza krystalizuje się w nim przez permanentną redukcję wzorów do najbardziej skrótowych. Tak konsoliduje się w nich maksimum treści. Pogłębianie wiedzy nie polega na jej katalogowaniu tylko ciągłym redukowaniu znaczeń do coraz bardziej esencjonalnych. Kluczowe jest kodowanie najbardziej przepustowych powiązań tak żeby wygenerować z nich spójny obraz – skróty przyśpieszają przetwarzanie. W przeciwnym wypadku przybywałoby nam tylko szufladek w których ciężko byłoby czegokolwiek się doszukać. Ilość możliwych kombinacji neuronalnych i tak przewyższa liczbę atomów we wszechświecie, czegokolwiek więc byśmy nie myśleli to prawdziwy cud.

poniedziałek, 21 stycznia 2019

TEORIA POZNANIA


Nasz system nerwowy jest przyrodniczym fenomenem, bo zdaje się najlepiej rozpoznawać rzeczywistość. Co prawda i tak percepcja jest tylko jej interpretacją, ale wygląda na to, że żaden ziemski gatunek nie dysponuje tak rozległą i usystematyzowaną wiedzą o wszechświecie. Pozwoliło nam to stworzyć cywilizację której podtrzymywanie i rozwijanie również wymaga przyswajania ogromu informacji i rozumienia ich wzajemnych powiązań. Pierwotnie percepcja służyła do przetrwania, ale ciekawość stała się jedną z naszych podstawowych motywacji. Poszukiwanie we wszystkim przyczynowości (i celu) przyczyniło się tyleż do odkrywania praw natury co ich uteoretyzowania. Wyjaśnianie świata i naszego na nim pobytu zawsze zmagać się niestety musi z interpretacyjnymi ograniczeniami.

Skutkiem stopniowego poszerzania wiedzy o przyczynach i skutkach jest jej zniekształcanie. Zawsze mamy w głowie jakiś model rzeczywistości, do którego dopiero wprowadzamy nowe dane. Niestety nasze teorie mogą być błędne i przez to deformować napływające informacje. Wnioskowanie opierając się na wcześniejszej teorii, odsiewa to co w jej świetle wydaje się nieistotne, a resztę interpretuje zgodnie ze schematem. Od zarania dziejów co rusz okazuje się jednak, że teorie bywają naiwne i wymagają regularnych rewizji. Współczesna dumna nauka zaczynała do takich czarodziejskich praktyk jak astrologia czy alchemia, ale koncentrując się na twardych danych matematycznych nie uwolniła się od poszukiwania w nich sensu. Zmieniają się więc naukowe paradygmaty, to znaczy zbiory poglądów i standardów modelujących dziedziny nauki.

Najlepiej pokazuje nam to historia fizyki, uważanej skądinąd na najbardziej „twardą” – bo opisującą samą konstrukcję świata – naukę. Nawet mój robotniczo-chłopski rozum zarejestrował, że posługując się empirycznie pustą matematyką nie jest w stanie stworzyć wzoru na wyrost nazywanego „teorią wszystkiego”, który miałby opisać wszystkie znane nam zjawiska fizyczne. Jeszcze dziś w ramach niekompatybilnych teorii fizycznych natrafiamy na różne osobliwości czy nieoznaczoności, których istoty nie jesteśmy w stanie pojąć – a co dopiero wyjaśnić je jedną teorią. Już czasoprzestrzeń Einsteina tak bardzo różniła się od wizji Newtona, że zburzyła „wiarę” w uniwersalny i absolutny wszechświat, a na poziomie kwantowym cząstki komunikują się poza czasem i przestrzenią.

Najpopularniejszej obecnie teorii unifikacyjnej, zwanej teorią superstrun, nie da się nawet zweryfikować eksperymentalnie, a jej uzasadnienie wymagało rozwinięcia nowych koncepcji matematycznych. Zresztą słynny austriacki matematyk Kurt Godel już dawno miał dowieść, że nawet w matematyce nie sposób wskazać twierdzeń podstawowych, na których opierają się pozostałe twierdzenia – podobnie jak w przypadku języka, którego pojęć nie da się definiować innymi nie znając ich znaczenia. Podobno gdy fakty nie zgadzają się z teorią tym gorzej dla faktów... Być może dlatego różnych przełomów dokonywali często młodzieńcy czy dziwacy zdolni jeszcze do niekonwencjonalnego myślenia. Obowiązujących paradygmatów bronią zazwyczaj grupy interesów dla których są one fundamentami dochodów i prestiżu, a przekazywane edukacyjnie ugruntowują swoje oddziaływanie na umysły.

Niektóre szacunki wskazują, że nawet 40% studentów podczas pisania prac licencjackich i magisterskich łamie prawa autorskie, a przecież jej formuła i tak nie zachęca do kreatywności, bo grozi to szerzeniem „fałszywych poglądów”. Siłą rzeczy uwikłani jesteśmy w różne teorie, których podstaw nie mamy zamiaru dociekać, ponieważ komplikowałoby nam to życie. Czasami łatwiej uznawać siebie za głupka niż na niego wychodzić zadając trudne pytania. Wielu profesjonalistów cierpiąc na tak zwany syndrom uzurpatora, czyli brak wiary we własny profesjonalizm, boi się kwestionować „poprawne” przekonania. Innych z kolei to właśnie społeczne kryterium sukcesu utwierdza w słuszności rozwijanych prawd. I zawsze już chyba będziemy upraszczać rzeczywistość i dopasowywać ją do wyjaśnień. Ale lepsze już takie wyjaśnienia niż żadne.   

sobota, 19 stycznia 2019

STRUKTURA KULTURY


Mistrz czarnego humoru Kurt Vonnegut studiował na różnych kierunkach, ale skończyć udało mu się dopiero antropologię kultury. Z tym że oszczędzono mu tytułu magistra. Ten otrzymał dopiero lata później i to na drodze pozaedukacyjnej. Przyznano mu go honorowo za „znaczącą publikację” czyli fantastyczną powieść o naturze ludzkiej – w ten sposób doceniono jego „Kocią kołyskę”. Okazuje się więc, że fantazja może mówić więcej od naukowych analiz. I w zasadzie nie ma w tym nic dziwnego, bo w przeciwnym wypadku nie powstałaby wcale kultura. Ale gdy się nad tym zastanowić założenia pierwotnej pracy dyplomowej Vonneguta, która została odrzucona przez komisję akademickich mędrców, nie były wcale takie głupie.


Rozważając tytułowe „Wahania między dobrem a
złem w popularnych opowieściach” Vonnegut przedstawił je pod postacią wykresów. Jego zadaniem każda opowieść ma swoją strukturę, którą można przełożyć na funkcję stanu emocjonalnego bohatera zmieniającego się w czasie trwania opowieści. Najpopularniejsze historie zwykle zaczynają się od wzrostu, po czym bohater popada w tarapaty, ale ostatecznie udaje mu się je przezwyciężyć i krzywa znowu idzie w górę. W czasach gdy wszystko próbuje się przełożyć na algorytm można dostrzec w tej teorii jakieś wizjonerstwo, choć sam autor w swych powieściach lubił łamać schematy, co czyni je szczególnie interesującymi. Oglądając na przykład komedie romantyczne trudno jednak nie zauważyć, że tworzone są szablonowo.

Zaprzęgając sztuczną inteligencję do kolejnych ludzkich czynności takich jak gra w szachy, diagnozowanie raka czy prowadzenie samochodu, odrywamy, że odpowiednio zaprogramowana może być – wycinkowo – od nas bystrzejsza. Tym co uczyniło nas najbardziej społecznym gatunkiem na Ziemi był nie tylko duży mózg, lecz też zbiorowa wiara w opowieści. Ich rozumienie wymaga nie tylko inteligencji, ale też świadomości. Stworzono już algorytmy komponujące muzykę klasyczną nie gorzej od człowieka – nawet koneserzy którym przedstawiano syntetyczne kompozycje jako zaginione dzieła klasyków byli nimi zachwyceni. Przynajmniej do czasu kiedy wyjawiano im prawdę o autorstwie „arcydzieł”, bo wówczas ich entuzjazm wydawał się gwałtownie słabnąć. Nawet jeśli komponowaniem rządzą określone prawidła matematyczne które można zastosować mechanicznie, to taka kreatywność pozostaje ślepa.

Z opowieściami jest ten problem, że nie są tylko zbiorem elementów o danej wartości matematycznej. Język nie jest symulacją wewnętrznych przeżyć tylko odwrotnie – to my symulujemy znaczenie w naszych głowach. Dzięki temu możemy ciągle go zmieniać i dostosowywać do zmieniającej się rzeczywistości. Przy okazji zmieniamy też naszą świadomość, internalizując schematy językowe i wyrażane przez nie opowieści. Mimo to już dziś maszyny piszą krótkie komunikaty prasowe, a napisana przez komputer powieść przeszła przez pierwszy etap konkursu literackiego w Japonii... Gdy jednak bliżej przyjrzymy się tej automatycznej kreatywności, to okaże się, że najłatwiej „nauczyć” jakiś system formalnych wzorców. Sztuka pisana – przynajmniej ta niebanalna – obfituje natomiast w liczne odstępstwa od „normy” i tych zadziwiających anomalii nie da się już zamknąć w zbiorze danych.

Poza tym taka twórczość wymaga nadzoru człowieka manipulującego jej treścią, ciężko więc uznać ją za w pełni autorską. A dodatku opracowanie matematycznego kodu i jego wykorzystanie może być trudniejsze i bardziej czasochłonne od... napisania powieści! Jest to więc eksperymentalny przerost formy nad treścią. Niekiedy matematyka bardziej komplikuje niż wyjaśnia rzeczywistość. Lecz wracając do wykresów Vonneguta: w opowieściach daje się zauważyć pewne prawidłowości. Gdyby więc przeskanować ogromne zasoby danych kulturowych można by pewnie wykryć w nich różne interesujące antropologów reguły. Póki co próżno jednak liczyć, że komputer stworzy coś równie błyskotliwego jak książki Vonneguta. Ponieważ naszą cywilizację zbudowaliśmy na opowieściach – o bogach, mitach narodowych i wizjach gospodarczych – bajarze są równie ważni jak inżynierowie, nauczyciele i rolnicy, choć często o tym zapominamy.  

sobota, 12 stycznia 2019

WRÓŻENIE Z MÓZGU


Freud podzielił umysł na świadomy i podświadomy, czym zdaniem niektórych zrewolucjonizował nasze spojrzenie na jego pracę. Inni twierdzą, że o podświadomości mówił już Platon, tylko innym językiem. W alegorycznej jaskini platońskiej uwięzieni w niej ludzie dostrzegali jedynie cienie rzeczywistości. Również buddyjskie oświecenie polegać miało na wyzwoleniu się z iluzji. Komu by więc nie przypisywać tej koncepcji ludzie od dawna przeczuwali, że kierują nimi siły nie do końca dla nich jasne. Ale dopiero psychoanaliza obudziła postmodernistyczne zainteresowanie tym tajemniczym wnętrzem, i przy okazji naszą fantazję. Rozgałęziając się na wiele nurtów mówiła o czytaniu snów, obsesjach seksualnych czy uniwersalnej matrycy protokulturowej... Rozwój psychologii eksperymentalnej, a następnie neurobiologii wykluczył jednak większość z tych „filozoficznych” projekcji.

Dziś nie ulega wątpliwości, że tylko część przetwarzanych przez nas danych angażuje „ja”, a nawet ten subiektywny twór jest skutkiem emergentnych procesów biochemicznych i społecznych uwarunkowań. Nawet jeśli możemy w jakimś stopniu obserwować te mechanizmy są one słabo przekładalne na język znaczeń którym operować chcieli psychoanalitycy. Problem w tym, iż prawdopodobnie nic nie znaczą – sens wyłania się dopiero w świadomości, a to co bardziej pierwotne nijak się ma do wtórnych humanistycznych kategorii. Oczywiście człowiek jest istotą na wskroś społeczną, ale właśnie społeczeństwo może poddać go dowolnemu praniu mózgu, żeby zobaczył „prawdę”. Gdy o czymś myślisz podświadomie przywołujesz przecież wszystkie kulturowe ilustracje z jakimi się zetknąłeś, choć są zapisane pod postacią połączeń neuronalnych i markerów somatycznych. 
 

Co więcej selekcja tego co odbieramy ze świata zewnętrznego jest gigantyczna. A to co dociera do mózgu i tak niekoniecznie staje się świadome. Nasz mózg działa jednocześnie na wielu polach, i to co analizujemy świadomie jest zaledwie fragmentem tego procesu. Nie dość że cała homeostaza jest w zasadzie mimowolna, to nasze decyzje odwołują się do zbioru podświadomie gromadzonych i obrabianych danych. Świadomość wydaje się tylko stanem integrującym informacje jakie w danej chwili wydają się najbardziej istotne. Z ewolucyjnego punktu widzenia jest tylko usprawnieniem systemu nerwowego, a nie jego celem, choć lubimy myśleć, że służy do tego byśmy doznawali wszystkich tych wspaniałych stanów jakie są naszym udziałem. Być może tkwi w niej inny potencjał, wykraczający poza tak instrumentalne jej rozumienie. To jak będziemy ją rozwijać zależy już jednak od pytań które przed nami postawi...