Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 30 listopada 2015

FRAJERSKIE ZASADY

Każdy człowiek musi wierzyć w to co robi. Nawet jeśli robi to bezmyślnie. Jeśli już coś zrobi, nada temu jakiś sens, czyli zracjonalizuje swoje postępowanie. Często nawet gdy zrobi coś złego, będzie się starał wykazać (nie tylko przed innymi, ale również wobec sumienia), że miał ku temu istotne powody. Jeśli skrzywdzi kogoś, często będzie dowodził, że skrzywdzony był sam sobie winien. Uczyni w ten sposób ofiarę moralnym kozłem ofiarnym swojego poczucia winy. Bo przecież wtedy będzie wyglądało na to, że ktoś sam sobie zasłużył na zło które go spotkało, a sprawca nie ponosi za to moralnej odpowiedzialności. Tak  chronimy obraz samych siebie, jako sprawiedliwych i dobrych ludzi. Zjawisko zwane dysonansem poznawczym sprawia, że trudno nam przyznawać się do błędów. Najczęściej przypisujemy je okolicznościom, albo obarczamy nimi innych. Najbardziej niepokojącą konsekwencją tej psychologicznej prawidłowości jest fakt, że im bardziej kogoś krzywdzimy tym bardziej kogoś nie lubimy. Im większe popełniliśmy skurwysyństwo, tym bardziej musimy zdeprecjonować dotkniętego nim nieszczęśnika. Jeśli wrogość nadal się napędza, prowadzić to może kolejnych niecnych czynów, które zostaną w ten sposób „rozgrzeszone”.


Dlatego właśnie gnębiciel tak często nie potrafi „wybaczyć” gnębionemu. Tam gdzie rządzi prawo dżungli słabszym często przypisuje się stygmatyzujące  etykietki, np. więźniowie określają ich mianem frajerów. W ten sposób słabszy z automatu zasługuje na prześladowanie. Można mu dojebać za sam fakt bycia frajerem, bez względu na to czy mamy ku temu jakieś osobiste powody czy nie. Nieważne czy kogoś zabiłeś czy ukradłeś  lizaka – nie przesądza to o tym jak będziesz oceniany. Ale jeśli nie „kminisz bajery” zostajesz nieodwołalnie zdegradowany, a wtedy nie tylko zasadne, ale nawet wskazane jest traktowanie Cię jak śmiecia. Oczywiście są to sytuacje ekstremalne, których większość z nas nie doświadczy. Większość z nas nie łamie bowiem uporczywie norm prawnych. Niemniej jest to jaskrawa demonstracja bardziej subtelnych mechanizmów kierujących zachowaniami społecznymi. Każda grupa społeczna ma swoją strukturę, w której znaleźć możemy określone kozły ofiarne. Frustracja zawsze szuka ujścia tam gdzie można ją bezkarnie wyładować. Niepisany konsensus mówi kto się nie liczy, kto jest autsajderem, wyrzutkiem czy dziwadłem. Musimy wierzyć, że pewni ludzie są frajerami, bo nigdy nie mamy odwagi stanąć w ich obronie.        

niedziela, 22 listopada 2015

POWSTANIE

Kiedy ludzi spotyka coś złego, mówią że życie jest okrutne. A kiedy coś dobrego, mówią że życie jest piękne. Ale to właśnie ludzie są okrutni czy niesprawiedliwi, a nie świat. On nam nie sprzyja, ale też nie utrudnia nam niczego. Jest mu całkowicie obojętne czy nam się powiedzie czy nie. Jak mawiał klasyk piekło to inni ludzie. Jednak niebo też. Szczęście nie istniałoby bez punktu odniesienia. To co się nam przytrafia możemy interpretować optymistycznie lub pesymistycznie, lecz to nie zmienia istoty rzeczy. Los nie jest nam przychylny, ani złośliwy. Tyle że bez wiary w powodzenie nie byłoby sensu rozpoczynać żadnego przedsięwzięcia. Każde nasze działanie zmierza do jakiegoś skutku. Brak pewności siebie powstrzymuje natomiast od wszelkich działań. A to ogranicza nasze możliwości.

Lepiej mieć więcej możliwości niż mniej, dlatego podobno lepiej być optymistą. Niestety może to prowadzić do naiwności. Nadmierna wiara w ludzi bywa niekiedy zgubna. Świat pełen jest kłamców, pomimo tych którzy mówią prawdę. Nie brakuje pasożytów żerujących na tym co w nas najlepsze – na naszej szczerości, zaufaniu, a nawet współczuciu. To emocjonalne wampiry, pozbawione empatii i zawsze szukające jakiejś ofiary. Przy nich można tylko czuć się gorszym, słabszym i winnym. Zamiast doszukiwać się we wszystkim pozytywów czasami lepiej zdjąć różowe okulary. Nazywać rzeczy po imieniu. Nie cieszyć się z byle gówna. Bogate wnętrze przejawia się emocjonalną szczodrością, a pustka zachłannością. Zadawanie się z pijawkami to kiepski interes.
 

Lepiej nie spoufalać się z kanibalami i hienami, bo realizują oni swoje cele za wszelką cenę. A ponieważ są pustymi powłokami zapłacić za to będziesz musiał Ty. Tylko prawdziwa niezależność od zewnętrznego uznania mogłaby nas przed tym całkowicie uchronić, ale nikt nie jest przecież z kamienia. Każdy ma gorsze dni, kiedy osamotniony może uwikłać się w jakieś piekiełko. A macki szukające ofiary z pozoru wydawać się mogą przyjaznymi ramionami. Wtedy właśnie mogą opleść nas niepostrzeżenie. Nikt nie zrekompensuje Ci drenażu energii – tego że zostałeś wykorzystany, uprzedmiotowiony, wyciśnięty jak cytryna. W takiej chwili myślisz, że życie jest do dupy. Ale „życie jest piękniejsze i straszniejsze jeszcze jest”. A Ty musisz dalej wierzyć że ma sens, bo tylko tak możesz mu go nadać.    

środa, 18 listopada 2015

OTCHŁAŃ

Jednym z najbardziej brawurowych eksperymentów myślowych, pokazujących jak paradoksalna może być rzeczywistość, jest tak zwany „kot Schrodingera”. Doświadczenie to wyjątkowo wymownie obrazuje filozoficzne konsekwencje mechaniki kwantowej. Jest to przekładnia zasady nieoznaczoności, opisującej nieokreśloną naturę wszechświata w skali atomowej, na nieokreśloną naturę wszechświata w skali kosmicznej, nawet w sprawach tak zasadniczych jak życie i śmierć. Wystarczy zamknąć w pojemniku kota i dodać do tego atom, który może wyemitować cząstkę promieniowania jonizującego, oraz detektor promieniowania, jaki w momencie wykrycia takiej cząstki uwolni trujący gaz. W ten sposób miauczący futrzak stanie się obiektem kwantowym, znajdującym się równocześnie w każdym z możliwych stanów. Stan kwantowy tego układu zostanie zmieniony dopiero efektem obserwatora, czyli otworzeniem i sprawdzeniem czy mruczek jeszcze zipie.

Akt pomiaru jednej wielkości powoduje utratę części informacji o drugiej. Nie wydaje się to nam szczególnie intrygujące, dopóki nie przełożymy tego na coś większego, na przykład życie nieszczęsnej kreatury śmietankowej. Dlatego „kot Schrodingera” jest intelektualnie tak intrygujący. Występowanie superpozycji stanów jest powszechne w skali mikroskopowej, a jeśli przełożyć to można na jednocześnie żywego i martwego kocura, implikuje to jednoczesne istnieje różnych alternatywnych ścieżek czasoprzestrzennych. Czas nie jest więc wektorem wskazującym w jakim kierunku zmierzamy. Rozgałęzia się on na wiele alternatywnych rzeczywistości, istniejących równolegle. Wobec tego doświadczamy tylko jednej z możliwych wersji większej, hybrydowej rzeczywistości. W każdej mikrosekundzie wyłaniają się miliardy odrębnych wszechświatów, w których mają miejsce inne kombinacje zdarzeń.

Fizyka staje się w tym momencie już całkowicie abstrakcyjna, ograniczając się do tworzenia logicznych spekulacji godzących takie paradoksy. Nieskończoność to prawdziwe imię tej ślepej siły, która ukształtowała nas na tym ziarenku pyłu krążącym wokół niewielkiej gwiazdy. Nasze mózgi są receptorami tej ostatecznej rzeczywistości. Są duszą wszechświata, oczami Boga. To co się nam przytrafia jest zawsze ostateczne. Piękno jest absolutne, szczęście jest niezmierzone, a z absurdu można się pośmiać. Zawsze podążamy tylko jedną ścieżką – drogą swojego życia. Nasza świadomość, w przeciwieństwie do czasu, nie może się rozgałęziać. No chyba, że ktoś cierpi na chorobę psychiczną, czego nikomu nie życzę. Uwikłani w ten konkretny łańcuch przyczynowo-skutkowy tworzymy w tym kwantowym labiryncie niepowtarzalną rzeczywistość. 
Dlatego życie jest mistyczne. 

wtorek, 17 listopada 2015

POSTSOCREALIZM

Ludzie chcą rozrywki, a nie kultury wysokiej. Z tego powodu telewizja nigdy nie będzie pełnić funkcji wychowawczej, a programy „misyjne” skazane są na komercyjną klęskę. Wszelkie przetasowania w mediach publicznych są więc tylko grą o stołki. Cokolwiek zaserwują nam spece od uświadamiania, wybierzemy z ramówki tylko to przy czym dobrze się bawimy, a w razie potrzeby zmienimy kanał. Trendy kulturowe kreowane są przez biznes rozrywkowy, który schlebia gustom tłuszczy, a nie prowadzoną w drętwych gabinetach politykę kulturalną. Kultura którą trzeba podtrzymywać przy życiu państwową kroplówką, tak naprawdę nie jest kulturą, tylko schroniskiem dla wszelkiej maści licencjonowanych „artystów”. Bez żywego procesu angażującego odbiorców i znalezienia wspólnego z nimi języka, nie ma kultury, a jest tylko sztuki dla sztuki. Ci którzy odczuwają coś w rodzaju artystycznego powołania, tworzyć będą nawet bez pieniędzy, bo nie dla pieniędzy. Nasze publiczne środki będą natomiast w dyspozycji akademickiego klubu dyskusyjnego, ignorującego rzeczywistość i zastanawiającego się jak nas w końcu odchamić.


Ale ludzie są zbyt zmęczeni codziennością, żeby przetrawić odgórny bełkot. Po pracy chcą wypoczywać, a nie wysilać mózgownicę. Często nawet nie mogą się zdecydować co wybrać z szerokiej oferty programowej i pstrykają pilotem w poszukiwaniu nie wiadomo czego. Nikt nawet nie zauważa w tym szerokim wachlarzu tych osławionych programów „misyjnych”, nie mówiąc już o tym żeby z nich czerpać wzorce. Media publiczne okrojone z seriali, teleturniejów i rolników szukających żon, straciłyby widzów. Ich fasadowa „misyjność” jest więc tylko nieudolną przykrywką, skrywającą państwowe synekury. Reformy Glińskiego będą kolejnymi personalno-organizacyjnymi roszadami, pozbawionymi realnego znaczenia. W społeczeństwie konsumpcyjnym kultura jest towarem, jaki musi być atrakcyjny, bo się nie sprzeda. Człowiek ogląda tylko to co chce oglądać i nie brakuje tych którzy mu to zaoferują. I tak to się kręci. Media kreują rzeczywistość, więc człowiek sam się ogłupia na własne życzenie. Reklamodawców interesują przede wszystkim wskaźniki oglądalności, co wymusza pogoń za sensacją, widowiskowość i selekcję informacji. A to z kolei wpływa na nasze postrzeganie świata, potrzeby i konsumpcję.


Media sprzężone są zwrotnie z naszymi mózgami. Dają nam świat którego pragniemy, jednocześnie zmuszając do wiary w upragnioną przez nas prostotę. Wszystko można kupić, tylko nie tych pięknych panien z telewizji, filmowych amantów i szczęścia w proszku. Ale można kupić sobie chociaż emocje, a raczej złudzenia. Od kryminalnych po komediowe. Śnić swój wielki telewizyjny sen. Zabijać resztki czasu. Każdy kto będzie chciał znajdzie dla siebie jakąś przestrzeń, pole do refleksji, inny wymiar. Powstaje sporo dobrych filmów, świetnej muzyki, ciekawych książek. Nie wszystko nadaje się do masowego odbioru, ale to nie znaczy że nie istnieje. Wystarczy tego poszukać, o ile odczuwa się taką potrzebę.     

sobota, 14 listopada 2015

BOMBA INFORMACYJNA

Religijny fanatyzm uderzył w serce laickiej Europy. Irracjonalna siła zburzyła logikę. Ośmiu ludzi przestraszyło małe mocarstwo i zwróciło na siebie oczy całego kontynentu. A nawet świata. I oto chodziło. Fundamentaliści nie rozumieją wielu rzeczy. Cielec którego nie ma jest dla nich ważniejszy od człowieka. Obietnica wiecznego pieprzenia wiedzie ich ku śmierci. Ale doskonale rozumieją mechanizmy społeczeństwa informacyjnego. Im większa zbrodnia tym lepiej się sprzeda. Militarnie może być pozbawiona wszelkiego znaczenia, ale najważniejszy jest sukces medialny. Chodzi bowiem o wojnę moralną. O przekaz który ma do nas dotrzeć. Desperaci zawsze są gotowi na wszystko. Dlatego są tak bardzo niebezpieczni.

Problem ten jest szczególnie złożony – problematyka bliskowschodnia miesza się z wewnętrznymi kwestiami społecznymi tworząc wybuchowy koktajl. Długo można by o tym mówić. Oczywiście dla niektórych nie jest wcale ważne, że Państwo Islamskie zabiło wielokrotnie więcej muzułmanów niż chrześcijan czy ateistów. Nie obchodzą nas bowiem dzikie kraje. W ten sposób religijna sekta  niszczy nasze liberalne wartości takie jak tolerancja. Ci którzy uciekają przed terrorem będą w Europie postrzegani jako za niego odpowiedzialni, co przyczyni się do eskalacji międzykulturowego antagonizmu. Pozbawione perspektyw dzieci tułaczy w najlepszym razie zajmą się złodziejstwem i dilerką. A ci szczególnie nawiedzeni będą wysadzać się w powietrze.


Łatwiej zginąć w wypadku samochodowym niż w zamachu terrorystycznym, ale jakoś nie boimy się wychodzić na ulicę pomimo tego ryzyka. Niestety zagłada niewinnych ludzi wygląda w telewizji o wiele bardziej dramatycznie. Dlatego opłaca się zabijać cywilów. Nie trzeba czołgów, samolotów ani okrętów. Wystarczy kilku bardzo napalonych młodych chłopców i prymitywne ładunki wybuchowe. W odpowiednim środowisku medialnym gwarantuje to skuteczny efekt psychologiczny. Mogą teraz o tym debatować mądre głowy, a temat sam będzie się podsycał, aż znudzi się wszystkim. Dlatego trzeba będzie kiedyś zrobić kolejny zamach. Sprowokować medialne widowisko.      

czwartek, 12 listopada 2015

GLORIA VICTIS

Zaangażowanie jest procesem który sam się nakręca. Im bardziej się angażujemy tym trudniej się wycofać. Taką drogą można niekiedy zabrnąć w ślepą uliczkę. Dlatego musimy uważać czemu się poświęcamy. Czasem błahe zdarzenie może być początkiem długiego łańcucha następstw, który zawładnie naszym życiem. Najbardziej banalnym tego przykładem jest hazardzista, który im więcej przegrywa tym bardziej jest zdeterminowany żeby się odegrać. Ale też każdy człowiek inwestujący w jakieś przedsięwzięcie. A tym bardziej ktoś zakochany, kogo poniosły emocje i nie potrafi wyhamować, chociaż zamiast uroków miłości znosić musi poniżenia i wyniosłość, a niekiedy nawet podłość. Bo nasze zaangażowanie zawsze związane jest z uczuciami. Jeśli ktoś nas do czegoś zmusza łatwo nam się z tego potem wycofać, bo nie byliśmy w to emocjonalnie zaangażowani. Ale kiedy sami się angażujemy, oznacza to że czegoś chcemy. A to pociąga za sobą determinację.

Jeśli ludzie nie są do czegoś odpowiednio zmotywowani, realizować to będą tylko w stopniu minimalnym. Na przykład niska motywacja przełoży się na niską wydajność pracownika. Natomiast wiara w to co robimy pozwala nam przenosić góry. I na tym właśnie polega ten paradoks – musimy wierzyć, że to co robimy ma sens, ale czasem możemy w ten sposób kurczowo wierzyć w coś co jest bez sensu. Wycofanie się z jakiejś priorytetowej dotąd sprawy oznacza bowiem psychologiczną porażkę, do której za wszelką cenę nie chcemy się przyznać. Nazywamy to dysonansem poznawczym. W ten sposób uzasadniamy własny wysiłek, nawet jeżeli był on absurdalny. Zawsze racjonalizujemy własne działania, więc im więcej wysiłku poświęcamy realizacji jakiegoś celu, tym wydaje się on bardziej istotny. To co okupione jest trudem, co ciężko było zdobyć, wydaje się nam potem cenniejsze. W przeciwnym wypadku przyznać musielibyśmy, że jesteśmy kretynami.
 

Z tego powodu kusi się nas rozmaitymi przynętami – jeśli już choć trochę zacznie nam na czymś zależeć, może to oznaczać początek wielkiej pogoni za zdobyczą. Tym intensywniejszej im cel będzie wydawał się bliższy. Każdy niewinny krok może mieć poważne konsekwencje – każde moralne ustępstwo, rezygnacja z błahostki, zgniły kompromis. Małe przestępstwa prowadzą stopniowo do wielkich przestępstw, małe poświęcenia do wielkich poświęceń. Przymykanie oczu prowadzi do zaślepienia. Przemilczanie do zakłamania. Pogarda do dręczenia innych. Tylko silny duchowy kręgosłup, rozumiany jako wierność twardym zasadom, szacunek do siebie i empatia, pozwala nam wyhamować kiedy zbytnio się rozpędzimy w swoich życiowych gonitwach. Dlatego musimy wiedzieć kim jesteśmy i czego chcemy. Nie okłamywać się, że „to tylko jeden raz”. Życie pełne jest porażek. Przyznawanie się do nich to nie żaden wstyd.

środa, 11 listopada 2015

IDEAŁ

Czasem człowiek musi coś zrobić, bo go trafi szlag. Musi wierzyć, że tak trzeba. Pokazać czego chce. Przecież żyć to znaczy zawsze czegoś pragnąć. A więc pragnę tak bardzo, że aż ukryć tego nie potrafię. Moje oczy płoną, spalają pożądaniem. Moje oczy mówią więcej niż tysiące słów. Bo ja nie chcę rozmawiać, ja chcę patrzeć i dotykać. Chcę słuchać westchnień, chcę wąchać najpiękniejsze kwiaty. A potem kiedy już wyleje się ze mnie cała lawa, po tym jak wulkan wybuchnie niejeden raz, wreszcie wyssany będę mógł opowiadać bajki. Bo już śluz się skończy co sklejał mój mózg.

Moje słowa będę jak magiczne zaklęcia. Będę mówił tak pięknie jakbym był poetą. Będę snuł wizje o nieznanych krainach. O podróżach w kosmos i wiecznej ekstazie. Kiedy o tym mówię tak czuję się jakby to była prawda. Jakby możliwe było na Wenus na zawsze odlecieć. Nie zarabiać pieniędzy, nie oddychać. Zatrzymać czas jak język w boskiej zatopiony ślinie. Widzieć uśmiech nasycony i błysk szelmowski w oku. Perwersję w lirykę zmieniać, ciemność w światło. A gdy rozbłyśnie oświetlić Twoje ciało jak lampą. Czarować i blefować że jestem najlepszy. Że nie ma końca ta droga którą idziemy.


Lecz wszystko minie jak liście porwane przez jesień, jeśli nie uwierzysz w te kłamstwa urocze. Nie wiem kim będę i kim Ty się staniesz. Ale gwarancji nie chcę, ani żadnych dowodów innych niż te namacalne. Moje oczy wzywają Cię na sabat rozkoszy. Wiem że mogę zabrać Cię do nieba, ale niczego więcej nie obiecuję. Bo kiedy słowa się skończą i zasłony rozsunięte świat odsłonią, czas już będzie wyruszyć na jego podbój czyli użerać się z nim. I już nie będę taki wielki, w tym świecie ogromnym. Lecz miłość jest ślepa, więc patrz prosto w słońce. Niech mnie hipnotyzują Twoje źrenice magnetyczne. Oto chwila kiedy jesteś doskonała.      

wtorek, 10 listopada 2015

NEUROGORSET

Ostatnio intensywnie „odkrywana” jest prawda, że jak cię widzą tak cię piszą. Choć to żadna nowość (już starożytni zajmowali się propagandą czy sofistyką), dzisiaj rozwój marketingu i socjotechniki osiąga swoje historyczne apogeum i nadal się rozpędza. Odkąd społeczeństwo przemysłowe przekształciło się w informacyjne, sukces rynkowy, polityczny czy artystyczny, coraz bardziej uzależniony jest od skuteczności przekazu. Ponieważ ze wszystkich stron bombardowani jesteśmy jednostronnymi komunikatami, stają się one coraz bardziej manipulacyjne. Siły pragnące wykorzystać nas do swoich celów skazane są na bezwzględną konkurencję ze sobą, więc posługują się coraz bardziej makiaweliczną perswazją. Wizerunek i opakowanie stają się ważniejsze od osobowości i zawartości, a wykreowana rzeczywistość staje się dla nas punktem odniesienia. Seriale, pełne namiętnych przedstawicieli klasy średniej, a nie kasjerek z Biedronek i ciułających roboli, baśniowo definiując życiowy sukces pogłębiają tylko niezadowolenie z prozaicznej egzystencji.

Już Cyceron ostrzegał, że choć elokwencja jest niezbędna dla realizacji celów, pozbawiona głębszej treści przynosi więcej szkody niż pożytku. W obecnym świecie korzystanie z wszelkiego rodzaju psychologicznych sztuczek przybiera już charakter systemowy, począwszy od rozmieszczenia towarów na półkach po emocjonalną reklamę. I już nawet nie treść, ale i elokwencja przestaje mieć tu znaczenie. Jak ujął to Joseph Goebbels „tylko ten osiągnie podstawowe rezultaty w oddziaływaniu na opinię publiczną, kto potrafi sprowadzić problemy do najprostszej postaci, i kto ma odwagę zawsze powtarzać je w tej uproszczonej formie, pomimo sprzeciwu intelektualistów”. Stąd kultura obrazkowa, płytkość przekazu i łatwe recepty na trudne problemy zdominowały komunikację, pomimo niespotykanego dotąd w historii dostępu do informacji. Mózg jest organem który zużywa najwięcej energii, więc używamy go dosyć oszczędnie – zastanawiamy się jedynie nad sprawami które uważamy za naprawdę istotne, w miarę możliwości na rzeczywistość reagując automatycznie. Wrodzone lenistwo poznawcze stwarza pole do popisu dla wszystkich tych sztabów kombinujących jak nam coś wcisnąć. Celem jest wzrost konsumpcji – naszej masowej i ich luksusowej. Zastanawiamy się tylko nad tym skąd brać forsę.

Kiedyś damy wciskały się w ciasne gorsety, żeby wyszczuplić talię, uwydatnić dupę i podnieść cycki. Gorsety te wiązano tak ciasno, że zdarzały się omdlenia, a nawet wypadki śmiertelne. Dajmy na to na dworze Katarzyny Medycejskiej obwód talii przekraczający 33 centymetry uchodził za obciach. Niestety powodowało to problemy z oddychaniem, deformacje narządów wewnętrznych i kręgosłupa, a niekiedy pęknięcia żeber. Demonizowany kult ciała nie jest więc tworem popkultury. Ludzie zawsze manipulowali swoim wizerunkiem, chcąc go uczynić jak najbardziej atrakcyjnym. Dzisiejsze narzędzia, takie jak portale społecznościowe, koncentrują nas jeszcze bardziej na kreowaniu swojego „opakowania”, oferując każdemu łatwe możliwości zewnętrznej przemiany. Manipulacja fotografiami, począwszy od pozowania i stylizacji po ich graficzne opracowanie, a także udostępnianie informacji o sobie, budują nie tyle nasze odzwierciedlenie, ile pokazują do czego aspirujemy. Niegdyś nadmierne koncentrowanie się na kwestiach wizerunkowych nazywano próżnością. Warto więc przypomnieć sobie ten zapomniany termin pytając się wirtualnego lustereczka kto jest najpiękniejszy.


To że jesteśmy traktowani tak jak jesteśmy postrzegani to tylko jedna strona medalu. Druga strona jest taka że zachowujemy się tak jak nas potraktują. Jeśli uchodzimy za debila zachowamy się jak debil, bo zostaniemy do tego sprowokowani. Jeśli widzą w nas nudziarza będziemy nieśmiało coś bąkać pod nosem. Jeśli pomyślą że mamy coś ciekawego do powiedzenia zaczniemy mówić z entuzjazmem. Wizerunek jest nie tylko kreowany przez nas samych, ale także nam narzucany. Istnienie takiej zależności udowadnia kilka ciekawych eksperymentów psychologicznych. Dajmy na to przeprowadzono wśród uczniów fikcyjne testy inteligencji i ich niezgodne z prawdą wyniki przedstawiono nauczycielom. Odtąd uważali oni jednych uczniów za inteligentniejszych, a drugich za bardziej ograniczonych. Informacja ta przyjęta została przez grono pedagogiczne całkowicie bezrefleksyjnie. Zaczęli oni w rzeczywistości szukać jej potwierdzenia. Wpłynęło to na sposób w jaki odnosili się oni do swoich podopiecznych. Tych których uznawali za bardziej inteligentnych traktowali poważniej – dyskutowali z nimi, stymulowali ich, lepiej się do nich odnosili. Tych w których widzieli tępaków mimowolnie traktowali natomiast lekceważąco, nie wierząc w ich potencjał. Chociaż wyniki testu inteligencji były sfabrykowane, okazało się, że nie dość że wpłynęło to na percepcję i postępowanie pedagogów, to zmieniło także inteligencję dzieci. Uczniom traktowanym w bardziej inteligentny sposób naprawdę podniósł się poziom inteligencji, a tym traktowanym jak matoły naprawdę się obniżył! Nasze uprzedzenia mogą być zatem samospełniającymi się przepowiedniami.

Chyba najciekawszy z eksperymentów obrazujących jak nasze postrzeganie innej osoby narzuca jej oczekiwane przez nas zachowanie, wiązał się z badaniem wpływu seksapilu na kompetencje społeczne. Otóż nie jest tajemnicą, że bardzo cenimy atrakcyjność fizyczną – zwłaszcza mężczyźni mają bzika na tym punkcie, co wynika z ich ewolucyjnie ukształtowanej strategii reprodukcyjnej. Nic więc dziwnego, że kiedy młodym mężczyznom przekazano fałszywe informacje, iż rozmawiają przez telefon z bardzo ponętną lalunią, pod każdym względem oceniali ją wyżej. Uznawali ją za bardziej sympatyczną, dowcipną, błyskotliwą, towarzyską, a nawet inteligentną. Wykazywali zainteresowanie spotkaniem z nią. Kiedy zaś preparowano wizerunek rozmówczyni tak żeby przypominała „paszteta”, mężczyźni uznawali rozmowę za niezbyt interesującą, ani też nie mieli ochoty poznawać brzydkiej w ich mniemaniu kobiety. Oczywiście łatwo to wyjaśnić – każdy samiec częściowo myśli jajami. Ciekawszym aspektem tego doświadczenia było postrzeganie nagranych rozmów przez osoby trzecie. Słuchacze postrzegali zaprezentowane rozmowy podobnie do rozmawiających mężczyzn, pomimo że nie przedstawiano im wizerunków rozmawiających kobiet. A zatem samo nastawienie mężczyzn wyzwalało określone zachowanie kobiet. Te postrzegane pozytywnie prezentowały się w lepszym świetle, dzięki miłej atmosferze rozmowy. Nawet osobom trzecim, wydawały się ciekawsze, bystrzejsze czy obdarzone większym poczuciem humoru. Kobiety do których mężczyźni byli nastawieni negatywnie wydawały się niezbyt interesujące nawet niezaangażowanym słuchaczom. Negatywne nastawienie rozmówców stwarzało klimat utrudniający zaprezentowanie się w dobrym świetle.

W „podrasowywaniu” swojej autoprezentacji nie ma w zasadzie nic złego. Chyba że staje się ona obsesją. Nie trzeba tatuować całego ciała, wstrzykiwać sobie sterydów, nosić złotych łańcuchów czy wozić się cudami techniki. Ale kto nie myje zębów, nie stosuje mydła i pogrąża się w abnegacji, nie powinien się dziwić że utrudnia to kontakty społeczne. Zbyt małą wagę przykładamy natomiast do tego, że często stajemy się odbiorcami wizerunków które sami komuś narzucamy. Szufladkujemy ludzi, zmuszamy ich do określonych zachowań, nie dajemy im szansy. Stygmatyzujemy, skreślamy, spychamy do wyznaczonej im roli. To niesprawiedliwe.

sobota, 7 listopada 2015

STAN WOJENNY

Ostatnio życie polityczne nabrało wigoru. Wszystko za sprawą nowego rozdania mandatów. Dziennikarze mają o czym spekulować. Od rana do wieczora zastanawiają się kto obejmie jaki resort. Moim zdaniem jest to umiarkowanie istotne – nadprezydent i nadpremier w jednej osobie, Jarosław Kaczyński, na całe szczęście nie tyle będzie interesował się gospodarką ile służbami specjalnymi, wymiarem sprawiedliwości i militariami. Ekonomię, przemysł i rolnictwo odda więc w ręce osób przynajmniej uznawanych za kompetentne. Prawo i Sprawiedliwość będzie lawirować pomiędzy populizmem deklaracji a realizmem rozwiązań, sowite obietnice wyborcze dotrzymując jedynie w szczątkowej formie. Niestety jastrzębie zajmą się intrygami w swoich ulubionych dziedzinach, tropieniem spisków i szukaniem haków, atmosfera będzie więc gęstnieć ku uciesze mediów. Czeka nas tradycyjne polskie szambo. Rewolucja moralna dopełni się w sferze symbolicznej, czystkami w martwej kulturze przyssanej do państwowego cyca i „antybolszewicką” polityką historyczną. Poza tym przedstawicieli władzy często będziemy widzieć na klęczkach, rozmodlonych i kontemplujących tajemnice wiary. Tym co może być najbardziej niebezpieczne będzie polityka zagraniczna, godnościowa i prowadzona na wyrost.


 


Dotąd mieliśmy w sejmie zjawiska transseksualne, pedalstwo i naćpaną hołotę, teraz w poselskich ławach zasiądą nowe osobliwości – nie dość że gangster ze slamsów (taki wizerunek) to jeszcze tak zwani narodowcy. To nawiedzeni chłopcy, którzy skromnością raczej nie grzeszą – uważają się za „kontynuatorów tradycji Narodowych Sił Zbrojnych, żołnierzy wyklętych i powstańców warszawskich”. Prawdziwi partyzanci. Z jednej strony określający się otwarcie „narodowymi radykałami”, a z drugiej domagający się pobłażliwego traktowania. Raz pozujący na ekstremistów, a raz płaczący że policja ich szykanuje. Tchórze chowający się za narodową flagą i pospolitym ruszeniem wyhodowanego w siłowniach kibolstwa. Teraz znowu organizują jakiś zlot pod przebrzmiałym sloganem o Polsce dla Polaków, czyli zamkniętej dla Arabów i innych czarnuchów. Oczywiście to tylko aluzja. Zulu-Gula zawsze mówił że to bardzo dziwny kraj. Nie mam nic przeciwko tej pompatycznej paradzie z chorągiewkami, ale o ile nie nastąpi jakiś mentalny przełom, najprawdopodobniej dojdzie od jakiejś skromnej ulicznej demolki i stosownej do tego pacyfikacji krewkiej młodzieży. Partyzanckie mordy będą się mogły z tej okazji porządnie wyszczekać w reżimowych mediach. A zatem niech leje się krew – skaczcie sobie do gardeł. Ludzie lubią tę wojnę polsko-polską.                 

piątek, 6 listopada 2015

BĄDŹ DUŻYM CHŁOPCEM

Najlepszym narzędziem manipulacji jest miłość. Przypuszczam że każdy człowiek zdolny do miłości, a więc kto tylko nie jest psychopatą, zaznać musiał tego przekleństwa. Został owinięty wokół palca, zachęcony do starań wieloznaczną obietnicą, a potem jeszcze uznany za natręta i wyrzucony na śmietnik. Granie na cudzych uczuciach jest zbrodnią porównywalną do seksualnego gwałtu, tyle że nie ma na to żadnego paragrafu. W skrajnych przypadkach może prowadzić do bardzo głębokiej traumy, czego przykłady spotkać można na wielu cmentarzach. Jednak pomimo że zazwyczaj nie prowadzi do aż tak ekstremalnych sytuacji, pozostawia trwałe ślady w psychice, wprost proporcjonalne do wyzwolonych wcześniej pozytywnych emocji. W tym sensie podpuszczony frajer pozostaje mentalnie zgwałcony – zdeptany, poniżony, posłany na dno. Stąd się biorą skrajne opinie że wszystkie kobiety to szmaty, wulgarny seksizm czy erotyczna nienawiść. Choć w zależności od czynników charakterologicznych odchylenia takie pojawiać się mogą nawet samoistnie, gwałty emocjonalne należą do czynników istotnie wykrzywiających męską psychikę.

Skuteczność miłości jako narzędzia manipulacyjnego bierze się z głęboko zakorzenionej w nas potrzeby. Potrzebę taką łatwo wyzwolić dysponując odpowiednim do tego urokiem. Łatwo ją podsycać, dawać coś do zrozumienia, uwodzicielsko kokietować. Wciągać kogoś w grę, mamić przynętą subtelnej czułości, zgrywać dziewicę orleańską. A potem przebić szpilką napompowany balon serca, czyli mosznę. Jeśli błędny jest pogląd, że ofiara gwałtu seksualnego sama jest sobie winna, winić nie można też ofiary wykorzystanej emocjonalnie. Ale podobnie jak zgwałcona kobieta zraniony błazen okrywa się hańbą i piętnem. Wstyd mu wyznać jak bardzo cierpi – wbrew mitom o deficycie męskiej wrażliwości, uzewnętrznienie uczuciowej klęski prędzej uznane zostanie za objaw mazgajstwa niż szlachetności. Opowieści o tym jak dał się wmanewrować w eskalującą adorację, traktowane będą raczej jako przejaw jego dziecinnej naiwności, a nie męskości. Łzy uczynią go jeszcze bardziej aseksualnym popaprańcem, nadającym się tylko do przyjaźni i zasługującym co najwyżej na litość. Pokaże w ten sposób, że brak mu siły, którą jako samiec powinien uosabiać. Będzie więc musiał lizać rany w samotności, ewentualnie chlać piwsko i przechwalać się swoją potencją. Jeśli nie chce być jeleniem musi być świnią, a przynajmniej chrumkać.

czwartek, 5 listopada 2015

DRZWI PERCEPCJI

Przed początkiem świata nie istniał czas. Nie można więc pytać co było wcześniej. Czas zaczął biec wraz z eksplozją osobliwości początkowej. Przypisany jest do przestrzeni kosmosu – obok trzech wymiarów przestrzeni fizycznej czasoprzestrzeń stanowi czwarty wymiar rzeczywistości. Nie będę udawał że znam się na fizyce – tej nie można całkowicie pojąć bez odpowiedniej wiedzy matematycznej. Nie wiem jakim cudem Einstein to obliczył, ale wiem że zostało to zweryfikowane eksperymentalnie. W przeciwnym wypadku nie wybuchłaby choćby bomba atomowa. Tak więc czas jest względny i uzależniony od grawitacji, która w Teorii Względności jest zagięciem czterowymiarowej przestrzeni. W wyniku zapadania się grawitacyjnego wielkich gwiazd powstają tak zwane czarne dziury – w tych miejscach czas się zatrzymuje. Ponieważ nie wiemy co może to oznaczać, powierzchnię taką definiować możemy tylko matematycznie. Nazywamy ją horyzontem zdarzeń. Termin ten oznacza, że obserwator nie otrzymuje już żadnych informacji o zachodzących tam zdarzeniach. Rodzi to oczywiście rozmaite spekulacje, często wykorzystywane w fantastyce naukowej. Niemniej pociąga to za sobą bardzo ciekawe konsekwencje filozoficzne.

W ostatecznej rzeczywistości czas nie istnieje, bo nie będzie płynąć wiecznie. W tym sensie nasz świat wyłonił się z rzeczywistości w której poszczególne zdarzenia nie zachodzą chronologicznie, ale chaotycznie. Z tego punktu widzenia wszystko dzieje się jednocześnie: nie ma zależności przyczynowo-skutkowej. Teoria Względności nie jest jednak dogmatem, a raczej paradygmatem. Pewnym sposobem poznawania przez nas „obiektywnej” rzeczywistości. Jak mówi nazwa tej teorii rzeczywistość jest jednak względna. Drugim wielkim filarem współczesnej fizyki, obok wyrażanej przez Teorię Względności mechaniki relatywistycznej, jest mechanika kwantowa. Jako matematyczny głupiec nie jestem oczywiście w stanie zrozumieć jej istoty, ale skoro przemysł korzysta z jej odkryć, takich jak zjawiska nadprzewodnictwa czy nadciekłości, nie mogę wątpić w jej zasadność. Nie siląc się więc na udawaną erudycję, przyznać muszę, że najbardziej interesujące są dla mnie tutaj, podobnie jak wcześniej, kwestie filozoficzne. Tłumacząc to łopatologicznie, mechanika kwantowa matematycznie opiera się na rachunki prawdopodobieństwa, a zatem pomimo złudzenia upływu czasu, wyklucza deterministyczną naturę rzeczywistości. Według Teorii Kwantów wynik każdego pomiaru jest zmienną losową o określonym rozkładzie prawdopodobieństwa, z czym wiąże się tak zwany efekt obserwatora – już sam fakt obserwacji wprowadza zmiany do obserwowanego zjawiska. Przed dokonaniem tej obserwacji układ teoretycznie istnieje we wszystkich dozwolonych stanach jednocześnie.

A zatem czas jest względny, zależny od układu odniesienia. Lecz pomimo złudzenia chronologii nie istnieje coś takiego jak nieodwracalne przeznaczenie, a jedynie prawdopodobieństwo. Przyszłość składa się z wszystkich możliwych wersji rzeczywistości. Możliwe że upływ czasu wynika z ich kwantowego splątania. Nauka nie wykształciła jeszcze pojęć którymi można by to precyzyjniej opisać. W dodatku świat składa się we większości z układów niestabilnych. Zgodnie z drugą zasadą termodynamiki zamknięty system spontanicznie się chaotyzuje – zjawisko to nazywamy entropią. Badania nad układami dynamicznymi dowiodły, że niewielkie zaburzenie warunków początkowych powoduje rosnące wykładniczo z czasem zmiany w zachowaniu układu. A zatem rzeczywistość jest tak chaotyczna, że w zasadzie nieprzewidywalna. Nazywamy to Teorią Chaosu, albo potoczniej efektem motyla. Mówiąc po ludzku nawet najmniejsze zmiany w rzeczywistości pociągać mogą za sobą ogromne w swojej skali skutki. Nigdy nie wiesz czy pierdnięciem nie wywołasz trzeciej wojny światowej.


Przygnieciony niuansami tej rzekomo ścisłej wiedzy czuję się jak nastolatek na LSD. Już kiedyś, pozbawiony co prawda znajomości całej tej bończucznej terminologii, wiedziałem to wszystko – że czas jest pozorny, rozgałęziający się i nie wiadomo którędy iść żeby dojść, bo wszystko się ciągle zmienia jak w kalejdoskopie. Wcale nie jestem dziś starszy, to oszustwo. Moje serce jest wielką czarną dziurą, horyzontem zdarzeń, kwantowym receptorem. A życie jest podróżą w nieznane. 

wtorek, 3 listopada 2015

WSPÓLNICY

Wiara w szczerość jest koniecznym warunkiem każdej komunikacji. Zdemaskowane kłamstwo niszczy taką wiarę. Na ogół. Nie zawsze tak jest. Czasem słuchanie kłamstw staje się nałogiem. Dlatego ludzie tkwią w patologicznych relacjach z alkoholikami czy hazardzistami. Nazywamy to współuzależnieniem. Jest to uzależnienie od osoby uzależnionej. Nie tylko taka osoba ma problem psychiczny, ale również osoby z nią związane. Nie potrafią one odejść, tak jak pijak nie potrafi przestać pić. W ten sposób nałóg staje się częścią ich życia – również one stają się odpowiedzialne za destrukcję. Choć towarzyszy temu często poczucie moralnej wyższości wobec nałogowca, tak naprawdę współuzależnienie też stanowi formę zaburzenia osobowości. Jak mówi porzekadło, pokaż mi swoich przyjaciół, a powiem Ci kim jesteś. Taki układ zapewniać musi tkwiącej w nim jednostce określone korzyści emocjonalne. Niektórzy rozkoszują się męczeństwem, poniżeniem i chamstwem. Z zaskakującą determinacją pakują się w kłopoty. Sami decydują się na nieszczęście.
 

Może to szokujące, ale ofiary przemocy domowej często same wybierają swój los. Nie porzucają swoich katów, pomimo posiadania wysokich walorów seksualnych czy wystarczających funduszy. Grzęzną w pułapce zaangażowania. Im więcej poświęcają tym bardziej „kochają”. Tylko że to nie jest miłość, bo opiera się na kłamstwie. Zapytaj się kogoś czy chce być okłamywany i nieszczęśliwy – nikt tego nie potwierdzi. Ale i tak każdy zrobi swoje. Kiedy dostroisz swój mózg do chorej sytuacji, sam zachorujesz. Staniesz się częścią problemu. Każdy z nas jest odpowiedzialny za swoje życie. Również za swoje szczęście. Istotą relacji społecznych są wzajemne wpływy – chroniczne obcowanie z patologią wymusza przystosowanie się do niej. Zmienia naszą osobowość. Kiedy bierzesz narkotyki „musisz” zadawać się z cynicznymi degeneratami którzy rozprowadzają towar. Nie mówiąc już o skutkach neurologicznych, w ten sposób się degenerujesz. Kiedy uzależniasz się od kłamcy i egoisty akceptujesz jego zło, zgadzasz się na nie. Okłamujesz sam siebie.