W obliczu kryzysu imigracyjnego europejska tolerancja zdaje
się załamywać. Oczywiście od zawsze część opinii publicznej była nieprzychylnie
nastawiona wobec przybyszów, dzisiaj jednak taka optyka zaczyna przeważać. Po
pierwsze wędrówka ludów zdaje się nie mieć końca, a to musi budzić niepokój –
możliwości pomocy są ograniczone. Po drugie niekiedy włóczędzy zaczynają tu się
panoszyć, nie okazując zbytniej wdzięczności. A ekscesy pewnych osobników
pozbawiają naszej sympatii całą wędrowną brać. Choć wydaje się, że na ten temat
powiedziano już wszystko co można powiedzieć, cały czas mamy do czynienia z
szablonami, jakie nie pozwalają dostrzegać całej złożoności sprawy.
Z najnowszych danych statystycznych ujawnionych przez
niemiecką policję wynika, że tylko niewielki odsetek uchodźców z Syrii, Iraku
czy Afganistanu, dopuszcza się czynów kryminalnych. Dajmy na to w słynnej
ostatnio Kolonii, gdzie zarejestrowano 1100 Syryjczyków, przestępstwa popełniło
tylko pięciu. Nie pasuje to zbytnio do mitu o egzotycznych fanatykach w
turbanach, którzy nie rozumiejąc naszych liberalnych wartości, przybyli tu
gwałcić dziewice i uprawiać dżihad. Ale jeśli weźmiemy pod uwagę wędrowców z
rejonów teoretycznie nieco bliższych nam kulturowo, takich jak Tunezja, Maroko
czy Algieria, a nawet z Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry lub Albanii, zobaczymy
że w kolizję z prawem weszło około 40% z nich. Mamy tu do czynienia ze
zorganizowanymi gangami, bardziej spragnionymi alkoholu, dziwek i luksusu, niż
zamachów terrorystycznych. Nie oznacza to, że nawiedzeni radykałowie również
nie rozgrywają na tym kryzysie swojej gry.
Problemem nie jest islam, tylko bandytyzm. Orientalni
gangsterzy są bardziej przesiąknięci euroatlantyckim kiczem niż konserwatyzmem
religijnym, przy czym świadomość własnej „obcości” w tym świecie zmusza ich do
pielęgnowania swego rodzaju tożsamości i odrębności. Są tak bogobojni jak
polscy kibole handlujący amfetaminą i tabletkami ecstasy. Mogą się co najwyżej
grupować się wokół symboli i totemów, przejawiając swego rodzaju „murzyńskość”.
W gruncie rzeczy bardziej niż rodzimą tradycją fascynują się filmami akcji i
wyuzdanymi teledyskami, cycatymi blondynkami i zachodnią technologią. Nasz
świat jest atrakcyjniejszy niż ich, dlatego to tutaj szukają szczęścia. A co do
fundamentalistycznego terroryzmu, jest to działalność marginalna – wielokrotnie
więcej Europejczyków ginie w porachunkach mafijnych.
Badanie niemieckiego Federalnego Urzędu Kryminalnego
dowodzi, że „uchodźcy popełniają czyny karalne tak samo rzadko lub tak samo
często jak mieszkańcy Niemiec”. Nie wdając się więc w dalsze rozważanie
niuansów, zauważyć musimy iż prawdziwym problemem jest to co dzieje się na
Bliskim Wschodzie, a nie w Europie. To największy kryzys humanitarny od czasów
drugiej wojny światowej, a demokratyczny świat okazuje się w tym momencie
zaskakująco bezsilny. Półtora miliona syryjskich uchodźców koczuje w
czteromilionowym Libanie, który miał już wcześniej problem z uchodźcami
palestyńskimi. Olbrzymia fala Syryjczyków napływa do Turcji. Jest tam ich około
dwóch milionów. W ciągu ostatnich dwóch dni przed rosyjskimi bombardowaniami
pod turecką granicę uciekło 35 tysięcy osób, które koczują pod gołym niebem. W
drodze jest kolejnych 80 tysięcy, a ofiar wojny nikt już nie jest w stanie
policzyć. Najtrudniejsza sytuacja jest w obleganym przez reżim Assada Aleppo. W
zablokowanym mieście dochodzi do śmierci głodowych. To koszmar o którym nic nie
wiemy i nie chcemy wiedzieć. Czym zatem są te nasze chrześcijańskie wartości, których musimy tak bronić?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz