Łączna liczba wyświetleń

poniedziałek, 5 października 2015

PRZEZ CIEMNE ZWIERCIADŁO

Kiedy miałem osiemnaście lat chwilowo mi odbiło, wskutek czego znalazłem się w szpitalu z pociętymi przegubami i wysokim stężeniem leków psychotropowych we krwi. Nie było jednak aż tak tragicznie – odchorowałem swoje i dostałem skierowanie do psychiatry. Przez jakiś czas jeździłem do niego po recepty na antydepresanty. Najstraszniejsze z tego wszystkiego co pamiętam było zakładanie i wyciąganie cewnika. Poza tym byłem mocno struty. Ogólnie to nic ciekawego. Nie żebym się tym chwalił, bo ogólnie to nie ma czym. Ale wstydzić się też nie trzeba. Co prawda narobiłem trochę niepotrzebnego zamieszania, ale nikogo nie skrzywdziłem. Nikogo nie maltretowałem, nie poniżałem, czy nie wykorzystywałem. A zatem moralnie nie było to szczególnie odrażające. Pamiątką która mi po tym została jest pewien szczególny rodzaj szacunku, jaki do dziś żywię dla wszelkich autsajderów. Uważam, że przynajmniej część z nich nie tyle ma problem ze sobą, co ze światem.

Kiedy podjąłem nieudolną próbę zakończenia swojego nędznego żywota natychmiast pojawiły się rozmaite hipotezy. Na przykład że przyczyną była nieszczęśliwa miłość. Owszem, zostałem odrzucony i to nie raz. Tyle że w chwili podjęcia tego błazeńskiego kroku zjawiska takie były ode mnie dosyć odległe, zarówno czasowo jak i emocjonalnie. Ale otoczenie musiało znaleźć jakieś wytłumaczenie dlaczego młody człowiek nie chce żyć, właśnie teraz gdy płyną jego „najpiękniejsze lata”. Otóż wytłumaczenie było dosyć banalne. Postanowiłem się zapierdolić bo ludzie mnie za bardzo wkurwiali. Dzisiaj wydaje mi się to śmieszne, lecz wówczas nie widziałem innej możliwości. Osiem lat później policja wzięła mnie za zbiega z wariatkowa, w którego szeroko rozumianej okolicy zupełnie przypadkowo biegłem, uciekając przed urojonym pościgiem bandytów. Takie są skutki psychozy amfetaminowej. Niebawem znalazłem się na leczeniu odwykowym.


W jakim celu ujawniam te wszystkie kompromitujące fakty, i czy nie jest to objaw żałosnego ekshibicjonizmu? Otóż nie – najśmieszniejsze jest to, że te fakty mnie w ogóle nie kompromitują. Nie wpływają prawie wcale na sposób w jaki jestem przez innych postrzegany. Po pierwsze być może dlatego, że są to już odległe dzieje. Ale jest też inny, głębszy powód. Że nikogo to nie obchodzi. Już bardziej wkurwia ich to jaki jestem, choćbym wiódł nie wiem jak uporządkowane życie. Nie żebym specjalnie ich wkurwiał, ale wiem to. Kiedy oczekuję zbyt dużo, drażni to pospólstwo. Ludzie spodziewają się, że wystarczy mi byle gówno. A ja chcę tego co najlepsze. Oni myślą że nie mam do tego prawa, bo uważają że nie jestem dość dobry. W takim razie to nie ja jestem pojebany, tylko oni są pojebani. Oto cała filozofia. Nauczyłem się nie obwiniać o to, że jakiś pacan czy lampucera nie może mnie strawić. I to była kluczowa zmiana w moim życiu. Zrozumiałem, że muszę być egoistą, bo spotykam zbyt wielu egoistów. I jest mi lepiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz