Kiedyś myślałem, że wystarczy być dobrym żeby ludzie to
docenili. To przekonanie było jednym z głównych powodów różnych złych rzeczy
które mnie spotykały. Z biegiem czasu zrozumiałem, że człowiek zawsze daje z
siebie najmniej jak może. Daje dużo kiedy musi, albo jeśli bardzo mu na czymś
zależy. Kiedy niczego się od niego nie domagasz, najprawdopodobniej niczego nie
dostaniesz. Z tym że nie każdy może wytargować tyle samo – ważne jest też to co
ktoś ma do zaoferowania. Ludzie potrzebują siebie nawzajem. Dlatego wchodzą w
różne relacje – zawodowe, towarzyskie czy intymne.
Kiedy jedna ze stron potrzebuje drugiej bardziej wtedy
mówimy o władzy, podporządkowaniu, zależności. Niedoskonałość rzeczywistości
sprawia że stosunki międzyludzkie rzadko są doskonale symetryczne. Lecz zawsze
można zadać sobie logiczne pytanie – czy to mi się opłaca? Czy dostaję w zamian
to czego chcę? Czy może tak bardzo już uległem, że zatraciłem z oczu prawdziwy
cel? Chłodna kalkulacja studzi niekiedy emocje. Lęk przed utratą jakiejś możliwości
czasami pcha nas bowiem wprost do zachowawczej bezradności. Zmusza do kompulsywnego zaangażowania. Prowokuje gonitwę za nieosiągalną marchewką.
Mimo wszystko nie zawsze wybory są takie proste. Nierzadko jesteśmy
niewolnikami sytuacji. Ale to już inna sprawa. Wtedy jednak też musimy
kalkulować czy rzeczywiście musimy tkwić w tym gównie. Stan wyższej
konieczności zmusza do prekariatu, hipokryzji czy umizgów. Niekiedy musimy
zawierać umowy na chujowych warunkach, dlatego że alternatywy są jeszcze bardziej
chujowe. Trzeba uwzględniać w swoich kalkulacjach realia, a te nie zawsze są
sprzyjające. Musielibyśmy wszyscy być sobie równi, żeby można było mówić o
prawdziwym partnerstwie. Ale są równi i równiejsi. Pełna harmonia to utopia.
Mimo wszystko dobrze jest czasem ją poczuć. Chociaż przez chwilę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz