Łączna liczba wyświetleń

sobota, 27 czerwca 2015

BŁAZENADA TYTULARNA

Prezydent do końca życia myśli, że jest prezydentem, a premier że jest premierem. Dziwny obyczaj sprawia, że chociaż nie pełnią już tych funkcji, niektórzy nadal ich tak tytułują. Idzie się w tym nawet dalej – panie marszałku, ministrze, a niżej to nawet panie pośle. I w dodatku były wicepremier dożywotnio staje się premierem, a wiceminister ministrem. Jest coś zabawnego w tym, jak podkreśla się prestiż państwowych notabli. Coś każe nam stosować tą obłudną kurtuazję, choć często dostojnicy, zwłaszcza po swoim upadku, nie cieszą się zbytnim szacunkiem społecznym. Oficjalnie jednak podejmuje ich się jak królów. Nic dziwnego że żyją w innej rzeczywistości. Gdyby posłuchali czasem co się o nich mówi, a co jest z uwagi na brak zapisu gorsze od internetowego hejtu (on powinien już wisieć i tym podobne), nauczyłoby to ich trochę pokory.

Obłuda jest dla ludu polskiego czymś tak naturalnym, że nie odczuwa on z jej powodów żadnych wyrzutów sumienia. Nie uświadamia sobie jej nawet. Choćby estyma jaką w małomiasteczkowym środowisku cieszy się duchowieństwo, to jedna wielka gra pozorów. Widziałem to już tyle razy, że uważam to za obłudę wręcz klasyczną. Ktoś wygłasza antyklerykalne oracje, a za chwilę wali głową o chodnik na widok zbliżającej się świętobliwości. Co ciekawe księża mają też cudowny dar przyciągania rozmówców. Pojawienie się kleryka zawsze sprawiało, że rozmowa zmierzała na zupełnie inne tory niż dotychczasowe, a rozmówcy zwracali się bardziej w jego stronę niż do siebie. Jeśli często gęsto podnoszą się głosy o odrealnieniu kościoła, to w znacznej mierze winne jest temu też społeczeństwo które tak się z nim komunikuje.


Trudno utrzymać pokorę, kiedy jest się od kogoś wyżej w hierarchii. Niektórych nagły awans społeczny może wręcz zniszczyć – mówi się wtedy o wodzie sodowej, nowobogackich i tak dalej. Sam bywałem świadkiem kiedy ludzie zmieniali się diametralnie w bardzo krótkim czasie, nawet po takich banalnych zmianach jak znalezienie lepszej pracy. Sukces zaburza proces postrzegania, rozbudza wiarę we własną wyjątkowość, sprawia że innych postrzegamy jako gorszych. A przecież często jest to tylko etykieta, jaka zostaje do nas przypięta. Oczywiście skłamałbym, gdybym stwierdził, że nigdy nikogo nie oceniam i nie porównuję do siebie. To przecież ludzkie. Ale staram się trzymać jakiś balans – zbytnio sobie nie pochlebiać, ani też nie gnoić się kiedy mi coś nie wyjdzie. W miłości własnej też trzeba mieć umiar, bo inaczej stanie się ona zbyt zaborcza. A przecież są jeszcze inni ludzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz