Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 14 czerwca 2015

MIÓD PITNY

Niedługo trzeba będzie wziąć się do roboty, ale jeszcze można oddawać się lenistwu. Słońce bombarduje nas z powietrza, pocimy się jak świnie, jest cudnie. Hormony wybuchają razem z tą niebiańską bombą atomową, na wpół roznegliżowane małolaty spacerują, muchy pchają się do mieszkania. Gdyby istniał Bóg, z pewnością rzekłbym, że jest wielki. Życie eksploduje – w dekoltach, na łąkach, wszędzie. Cały kosmos zmówił się, żebyśmy mieli lato. I zieleń kipi, robactwo się pleni, wszystko rozkwita. Kwiaty, pejzaże, szare ulice – wszystko staje się piękniejsze.
 

Tak się odbija to wewnętrzne piękno, które nosimy w sobie. Pierwsze estetyczne bóstwo – potężna natura. Kontemplujmy to słońce, błękit, żądzę. To najlepszy temat medytacji. Pies ze zwieszonym ozorem, spocony robotnik, ptasie trele. Dziewczyny w krótkich spodenkach. Niech żaby zaczną rechotać, komary kąsać, zboże dojrzewać. Świeć nad naszym światem Słoneczny Boże. Spalaj nas pragnieniem, pożądaniem, skwarem. Napełniaj nas światłem. Wysuszaj nas, lep się na naszej skórze, przypiekaj nas jak my kiełbasę. Powracaj tak długo aż się nie wypalisz.

Taniec życia jest zawsze tańcem śmierci. Ale to nie jest takie straszne. Nie teraz kiedy żyjemy. Kiedy chłoniemy ten słoneczny syrop – nektar, pot i zapach asfaltu. Już jesteśmy tak ciężko nasłodzeni, że czekamy tylko kiedy noc nas orzeźwi. Kiedy powiew mroku zmyje z ciał słoną maź. Pijacy mogą teraz posiedzieć dłużej. Czekać do późna przy butelce na swoją wielką przygodę, która nigdy się nie przydarzy, choć całe życie ją wspominają. Bełkotliwa bajera wyraża ich tęsknotę za pięknem, którego nigdy nie zobaczą. Gdy już nie mogą wytrzymać tłuką się po mordach.         

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz