Badania wykazały, że im gorsze auto stoi przed
sygnalizatorem tym szybciej inne auta zaczynają na nie trąbić gdy światło
zmienia się na zielone, tak by jak najprędzej ruszyło. Tymczasem kierowcy
lepszych marek mają większą skłonność do łamania przepisów czyli drogowej
arogancji. Nawet jeśli psychologia mówi, że bogatsi ludzie nie są szczęśliwsi
od mniej zamożnych, to wokół statusu majątkowego budują oni poczucie własnej
wartości. Czyli że uważają tych uboższych za mniej zdolnych, inteligentnych,
wytrwałych i tak dalej. Widzą w nich bowiem tych którym „nie wyszło”. Z kolei
ich duma z własnych osiągnięć bywa odbierana jako przejaw pychy. Tyle że
złudzenie ponadprzeciętności jest w społeczeństwie powszechne. Choć to
statystycznie niemożliwe większość z nas uważa się za lepszych od ogółu.
Bogaci uważają się za lepszych od biednych, piękni za
lepszych od brzydkich, a umięśnieni za lepszych do cherlaków i grubasów...
Ludzie oczytani uważają się za najmądrzejszych, a ci religijni za najbardziej
moralnych... Jesteśmy mistrzami w uzasadnianiu własnej wartości. Nawet jeśli
normy kulturowe zmuszają nas do zachowania pewnej skromności skrycie
pielęgnujemy poczucie wyższości. A te najlepiej potwierdzamy porównując się z
„gorszymi” od siebie. Ktoś nie odnoszący żadnych sukcesów też znajdzie kogoś
takiego – jakiegoś czarnucha, pedała czy dziwoląga. Potrzebujemy różnych
atrybutów przede wszystkim po to żeby przykrywać własną niepewność. Analiza
losów dziewczynek które w okresie dojrzewania cierpiały na trądzik ujawniła, że
w późniejszym życiu odnosiły więcej sukcesów zawodowych, gdyż więcej czasu
poświęcały na samotne rozwijanie umiejętności i zainteresowań.
Nie ma większej radości niż radość z bycia w czymś dobrym,
dlatego zdobywanie podnieca nas mocniej niż posiadanie. Potrzebujemy jednak
dowodów własnego mistrzostwa – zdobyczy, dyplomów, medali i trofeów – po to
żeby się nimi legitymować. Od samej użyteczności gromadzonych dóbr ważniejszy
jest wizerunek zdobywcy – przez większość część czasu używamy przecież tylko
nikłej części posiadanych zasobów(zasada Pareta). Reszta zaś służy głównie
prestiżowej ostentacji. W przyszłości skazani będziemy na nadmiar wszystkiego,
choćby tylko po to żeby nie stawać się dużo „gorszymi” od lepiej wyposażonych.
Czy oznacza to więcej możliwości? No cóż, czasami to mniej znaczy więcej... Racjonalnie na to patrząc rzeczy których używamy są warte
więcej od tych leżących na półkach (czyli od większości z nich).
Tyle że z trudem rezygnujemy z czegokolwiek. Nasz mózg jest
tak zaprogramowany, że najbardziej ceni to co już ma, nawet jeśli nie jest mu
to do niczego potrzebne... Postrzegana użyteczność zależy więc od relatywnej
zmiany względem punktu odniesienia. Psychologiczny ból straty jest
intensywniejszy niż przyjemność z zysku o takiej samej wartości. Psychologia człowieka
kształtowała się kiedy był jeszcze łowcą balansującym na granicy śmierci
głodowej, a wtedy każda strata mogła go drogo kosztować – instynktownie i
kurczowo trzymamy się więc tego co już posiadamy. Przywiązanie do własnego
majątku wydaje się zatem cechą uniwersalną, chociaż eksperymenty Paula Piffa
wskazują, że ludzie bogaci są do niego przywiązani bardziej. Jak to zwykle bywa
apetyt i potrzeby rosną w miarę jedzenia.
Gdyby jednak obdarować ludzi równą ilością pieniędzy po
pewnym czasie i tak jedni by się wzbogacili a drudzy zbiednieli. Ludzie biedni
wykazują się najczęściej słabiej rozwiniętą korą czołową, a zatem mniejszą
inteligencją, samokontrolą i kreatywnością. Wynika to nie tylko z przyczyn
genetycznych – w świetle dzisiejszej wiedzy to sama bieda upośledza nasze
zdolności kognitywne, wbrew mitowi o trudnościach zmuszających do myślenia.
Owszem, mózg najlepiej gimnastykuje się wychodząc ze swojej „strefy komfortu”,
lecz to właśnie w zasobnym środowisku ma największe możliwości odbierania stymulujących
informacji – ma czas na edukację, kulturę czy pasję, a nie tylko „walkę o
przetrwanie”.
Mój mózg jako organ niezdolny dotychczas do zarabiania
większych kwot jawić się więc może jako niezbyt bystry, choć złudzenie ponadprzeciętności nie pozwala mi wciąż w to uwierzyć. Zrzucam więc winę za swój
zawodowy życiorys na umiłowanie rzeczy niepraktycznych, bo przecież tak jak
wszyscy jestem najlepszy – tylko nikt mi nie chce za płacić. Choć forsa może
być w życiu przydatna pozostaje jedynie narzędziem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz