Łączna liczba wyświetleń

sobota, 19 stycznia 2019

STRUKTURA KULTURY


Mistrz czarnego humoru Kurt Vonnegut studiował na różnych kierunkach, ale skończyć udało mu się dopiero antropologię kultury. Z tym że oszczędzono mu tytułu magistra. Ten otrzymał dopiero lata później i to na drodze pozaedukacyjnej. Przyznano mu go honorowo za „znaczącą publikację” czyli fantastyczną powieść o naturze ludzkiej – w ten sposób doceniono jego „Kocią kołyskę”. Okazuje się więc, że fantazja może mówić więcej od naukowych analiz. I w zasadzie nie ma w tym nic dziwnego, bo w przeciwnym wypadku nie powstałaby wcale kultura. Ale gdy się nad tym zastanowić założenia pierwotnej pracy dyplomowej Vonneguta, która została odrzucona przez komisję akademickich mędrców, nie były wcale takie głupie.


Rozważając tytułowe „Wahania między dobrem a
złem w popularnych opowieściach” Vonnegut przedstawił je pod postacią wykresów. Jego zadaniem każda opowieść ma swoją strukturę, którą można przełożyć na funkcję stanu emocjonalnego bohatera zmieniającego się w czasie trwania opowieści. Najpopularniejsze historie zwykle zaczynają się od wzrostu, po czym bohater popada w tarapaty, ale ostatecznie udaje mu się je przezwyciężyć i krzywa znowu idzie w górę. W czasach gdy wszystko próbuje się przełożyć na algorytm można dostrzec w tej teorii jakieś wizjonerstwo, choć sam autor w swych powieściach lubił łamać schematy, co czyni je szczególnie interesującymi. Oglądając na przykład komedie romantyczne trudno jednak nie zauważyć, że tworzone są szablonowo.

Zaprzęgając sztuczną inteligencję do kolejnych ludzkich czynności takich jak gra w szachy, diagnozowanie raka czy prowadzenie samochodu, odrywamy, że odpowiednio zaprogramowana może być – wycinkowo – od nas bystrzejsza. Tym co uczyniło nas najbardziej społecznym gatunkiem na Ziemi był nie tylko duży mózg, lecz też zbiorowa wiara w opowieści. Ich rozumienie wymaga nie tylko inteligencji, ale też świadomości. Stworzono już algorytmy komponujące muzykę klasyczną nie gorzej od człowieka – nawet koneserzy którym przedstawiano syntetyczne kompozycje jako zaginione dzieła klasyków byli nimi zachwyceni. Przynajmniej do czasu kiedy wyjawiano im prawdę o autorstwie „arcydzieł”, bo wówczas ich entuzjazm wydawał się gwałtownie słabnąć. Nawet jeśli komponowaniem rządzą określone prawidła matematyczne które można zastosować mechanicznie, to taka kreatywność pozostaje ślepa.

Z opowieściami jest ten problem, że nie są tylko zbiorem elementów o danej wartości matematycznej. Język nie jest symulacją wewnętrznych przeżyć tylko odwrotnie – to my symulujemy znaczenie w naszych głowach. Dzięki temu możemy ciągle go zmieniać i dostosowywać do zmieniającej się rzeczywistości. Przy okazji zmieniamy też naszą świadomość, internalizując schematy językowe i wyrażane przez nie opowieści. Mimo to już dziś maszyny piszą krótkie komunikaty prasowe, a napisana przez komputer powieść przeszła przez pierwszy etap konkursu literackiego w Japonii... Gdy jednak bliżej przyjrzymy się tej automatycznej kreatywności, to okaże się, że najłatwiej „nauczyć” jakiś system formalnych wzorców. Sztuka pisana – przynajmniej ta niebanalna – obfituje natomiast w liczne odstępstwa od „normy” i tych zadziwiających anomalii nie da się już zamknąć w zbiorze danych.

Poza tym taka twórczość wymaga nadzoru człowieka manipulującego jej treścią, ciężko więc uznać ją za w pełni autorską. A dodatku opracowanie matematycznego kodu i jego wykorzystanie może być trudniejsze i bardziej czasochłonne od... napisania powieści! Jest to więc eksperymentalny przerost formy nad treścią. Niekiedy matematyka bardziej komplikuje niż wyjaśnia rzeczywistość. Lecz wracając do wykresów Vonneguta: w opowieściach daje się zauważyć pewne prawidłowości. Gdyby więc przeskanować ogromne zasoby danych kulturowych można by pewnie wykryć w nich różne interesujące antropologów reguły. Póki co próżno jednak liczyć, że komputer stworzy coś równie błyskotliwego jak książki Vonneguta. Ponieważ naszą cywilizację zbudowaliśmy na opowieściach – o bogach, mitach narodowych i wizjach gospodarczych – bajarze są równie ważni jak inżynierowie, nauczyciele i rolnicy, choć często o tym zapominamy.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz