Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 10 grudnia 2015

PARSZYWA TRZYNASTKA

Zbliża się trzynasty, czyli kolejna rocznica wybuchu stanu wojennego. Tradycyjnie będzie to okazja do politycznych happeningów. Politycy będą starali się ukazywać swoje obecne poczynania jako kontynuację działalności opozycyjnej, albo jeśli nie mają jej za sobą przynajmniej znajdywać jakieś analogie pomiędzy przeszłością a obecną sytuacją. Czyli że zamach na konstytucję zagraża demokracji. Albo że władza z woli ludu musi oczyścić kraj z postkomunistycznej zgnilizny moralnej. Tylko że naród ma w dupie konstytucję i moralną rewolucję. Wyborcy chcą kasy. Nie obchodzi ich czy zapewni im to lewica czy prawica, co pokazują zmieniające się preferencje wyborcze. Nie znam się na gospodarce, ale coś mi się wydaje że nie jest to w tej chwili priorytetem debaty publicznej. Obecne zamieszanie jest raczej rozgrywaniem przeciwko sobie „nawiedzonych”, czyli odgórnym antagonizowaniem zakamuflowanych przybudówek i najbardziej fanatycznych wyznawców.

 

W programach publicystycznych  obserwować możemy natomiast starcia wyrafinowanych analityków, nieudolnie pozujących na obiektywizm. Przy czym od razu widać kto dla kogo szczeka i do czego zmierza każdym swoim zdaniem. Zarabiający na swoim pisaniu całkiem przyzwoite pieniądze i bezpiecznie ulokowani w organach prasowych, objaśniający nam zawiłości polityki komentatorzy, są trybikami takiego czy innego establishmentu, etatowymi członkami jakichś polityczno-biznesowych i towarzysko-medialnych kręgów, pomiędzy którymi wędruje gotówka. To hermetyczne środowiska zamknięte dla niepewnych politycznie elementów, pozbawionych felietonistycznej renomy i komercyjnych koneksji. W społeczeństwie informacyjnym nie ma już żadnej dziennikarskiej „bibuły”. W świecie pełnym blogerów, hejterów i komunikatorów, nie ma już „niepokornych”. Tym bardziej rozpoznawalnych i z łatwością wiążących koniec z końcem. Zniekształcane takim przekazem życie polityczne staje się jeszcze bardziej surrealistyczne.


Oczywiście tragiczna rocznica będzie kolejną okazją do moralnych rozliczeń. Jak latający spodek nad rozgorączkowanymi głowami szybować będzie okrągły stół. Bo o ile każdy gotowy jest składać kwiatki pod pomnikami, kwestią dyskusyjną pozostaje historyczny stosunek do transformacji ustrojowej. Niestety stanowiska utwardziły się już do tego stopnia, że ścierające się ze sobą wizje historii stały się niemal mitologiczne. Ideologiczny stosunek do przeszłości uczynił dyskusję jałową, trywializując ją do idealistycznych rozważań o „historycznym kompromisie” czy spiskowych teorii o „zdradzie narodowej”. Dekomunizacja była w Polsce niemożliwa, tak jak Niemiec nie można było po drugiej wojnie światowej zdenazyfikować. Jeśli bowiem komunizm był spiskiem przeciwko społeczeństwu to na bardzo wielką skalę. Braki kadrowe w sądownictwie, wymiarze sprawiedliwości, służbach mundurowych czy administracji, doprowadziłyby do paraliżu kraju. Radykalne postulaty od początku pozbawione więc były pragmatycznego realizmu. Oczywiście nomenklatura skutecznie zabezpieczyła swoje interesy – inaczej nie oddałaby władzy. Nie wierzę jednak w możliwość systemowego zadekretowania sprawiedliwości społecznej, ani przy okrągłym stole ani na mocy żadnej ustawy. A tym bardziej nie widzę możliwości zadekretowania racji moralnych. Każdy uczciwy człowiek czasami musi coś poświęcić w imię zasad, a oportuniści zawsze w porę staną po „właściwej” stronie. W Ameryce czy w Związku Radzieckim. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz