Rodzi się by umrzeć za wszystkich. Jak pogańskie Słońce
wstaje i rzeź rybną nakazuje. Barszcz gotujmy mu w ofierze! Bo to boże nasienie
wisi na żydowskim cycku, wierci się jak mała małpka i robi pod siebie. Już
śpiewają mu brudasy z pastwisk okolicznych. To początek jest legendy o poecie z
Nazaretu. I Święty Mikołaj leci z workiem pełnym nad Betlejem. Z nieba spadnie
deszcz smartfonów, skarpet i czekolad. W konsumpcyjnej wielkiej orgii ukołyszą
nas kolędy. Każdy będzie trochę milszy dla przebrzydłych swoich bliźnich. To
duchowe jest przeżycie, czyli tradycja odwieczna. Wśród choinek zgubić się,
zapomnieć o zgiełku i popiardywać z przeżarcia. Zaprawdę magiczny to czas.
Cicha noc, święta noc. Pokój niesie wszystkim ludziom, z
wyjątkiem tych znajdujących się w strefach działań wojennych. Ale nawet
nazistowskie Szwaby 24 grudnia 1940 roku nie wytrzymały i dały się ponieść
nastrojowi. Na placu apelowym w Auschwitz ustawili wielkie iglaste drzewo przystrojone
elektrycznymi błyskotkami, pod którym układali zwłoki niegrzecznych dzieci. W następnym roku wigilijny wieczór uczczono zaś uroczystym apelem Żydów, Polaków i Cyganów,
śpiewających po niemiecku tą najbardziej wzruszającą z kolęd, o ciszy i pokoju.
Mimo siarczystego mrozu anorektycznym wszarzom w pidżamach pozwolono zażyć
duchowej strawy, gdyż nie samym suchym chlebem człowiek żyje. Specjalnie dla
nich rasa twórców kultury nadała przez głośniki papieskie orędzie – epicki
elaborat o chrześcijańskich wartościach wyrażonych w narodzinach wśród motłochu
i dobrej nowinie. To była bardzo podniosła chwila. Ze wzruszenia, a być może
także z powodu niskiej temperatury, zmarły 42 osoby. A Bóg się narodził.
Duchy nocy wigilijnej pojawiają się tylko w opowieściach
Karola Dickensa. Tak jak podrzucamy podarki najmłodszym, karmiąc ich bajkami o
wielkim krasnalu nagradzającym ich posłuszeństwo, tak sami podrzucamy sobie
dobro, karmiąc się złudzeniami o jego mistycznej naturze. Lecz tak jak to my
dajemy tym małym istotom trochę swojego ciepła, tak to wielkie wspólnotowe
poruszenie zawdzięczamy sami sobie. Dobro to nasz potencjał. Jeśli świat
rzeczywiście na chwilę staje się lepszy, znaczy to tylko że potrafimy je z
siebie wykrzesać. Jesteśmy do tego czasem zdolni, bo w głębi serca czujemy, że
powinniśmy tacy być. Że to nasz zaniedbywany obowiązek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz