Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 17 grudnia 2015

HISTORIA CHRZEŚCIJAŃSTWA

Jezus był w porządku, więc co za różnica czy był Bogiem czy nie? Otóż dla niektórych to kwestia zasadnicza. Uczniowie odczuwać musieli ogromny dysonans poznawczy kiedy zamordowano ich mistrza, nadali więc jego męczeństwu mistyczne znaczenie.  W pojmowaniu teologicznym śmierć mesjasza miała być odtąd konieczna z powodu „grzechu pierworodnego”. O tym jak sztuczna już wtedy była taka konstrukcja filozoficzna najlepiej świadczy fakt, że choć występuje tu odwołanie do starotestamentowej Księgi Rodzaju, pojęcia takiego grzechu nie wywiedziono wcale z judaizmu, ale na jego gruncie stworzono zupełnie nowe rozumowanie. A stopniowo nową religię, której związki z judaizmem stawały się coraz bardziej symboliczne. Właśnie rezygnacja z uciążliwych żydowskich powinności, takich jak obrzezanie czy rygorystyczna dieta, umożliwiła chrześcijaństwu międzynarodową ekspansję. Lecz bez mistycznej legitymacji jezusowa filozofia nie odniosłaby tak spektakularnego kulturowego sukcesu.

Niestety wynikł z tego przerost religijnej formy nad treściami etycznymi. Więc choć dzięki odpowiedniej mitologii rozprzestrzeniano moralne przesłanie Jezusa, z czasem przysłaniały je coraz bardziej abstrakcyjne spekulacje teologiczne. Jednocześnie kult instytucjonalizował się i profesjonalizował, co wiązało przywództwo „duchowe” z dysponowaniem dobrami materialnymi, a w końcu nawet wpływami politycznymi. Wobec dynamicznie rozwijającej się twórczości teologicznej z jednej strony, a instrumentalnej roli chrześcijaństwa z drugiej, na polityczne zlecenie cesarza rzymskiego postanowiono więc ujednolicić doktrynę. Na pierwszym soborze w Nicei doszło zatem do wielu rozstrzygających decyzji, na przykład arbitralnego wyboru kanonu literackiego, który miał mieć odtąd status Pisma Świętego. Ustalone w ten sposób dogmaty kładły formalny kres teologicznej różnorodności kościoła, nie wszyscy byli jednak skłonni zrezygnować ze swoich poglądów. Od tej chwili w myślących inaczej widziano zagrożenie dla instytucjonalnych interesów, deprecjonowano ich więc sprowadzając do roli heretyków, czyli grzeszników i bluźnierców.

Spory doktrynalne miały początkowo zazwyczaj charakter miałkiej akademickiej dyskusji. Wojowano np. o to czy Bóg stworzył Jezusa w określonym czasie, czy też podobnie jak jego ojciec jest on odwieczny, czyli mu współistotny. Czy Bóg występuje w trzech osobach, czy też są to oddzielne byty. Czy Jezus jest jednocześnie Bogiem i człowiekiem, czy też jednym albo drugim. Czy jeśli nawet posiada jednocześnie te dwie natury, są one ze sobą wymieszane czy też się nie przenikają. I tak dalej. Im bardziej byśmy się w to zagłębiali tym bardziej absurdalne kwestie rozważano. I tym bardziej nieprzejednane wypracowywano w tych kwestiach stanowiska, koncentrując się na jakichś regułkach, formułkach i banałach. Z czasem wyłoniły się również herezje kwestionujące sam autorytet moralny kościoła, ale z punktu widzenia papiestwa zawsze kluczowe znaczenie miały argumenty doktrynalne, gdyż tą drogą skutecznie demonizowano heretyków jako niewiernych. Samo nieposłuszeństwo wobec centralnej władzy „piotrowych następców” było już w tym świetle wyrazem opętania, demoralizacji i dekadencji.

Reformacja była pierwszym na tyle masowym ruchem religijnego sprzeciwu, że kościół nie mógł go jak zwykle spacyfikować. Osłabienie jego wiodącej roli w życiu społecznym otworzyło pośrednio drogę do europejskiego trendu kulturowego zwanego oświeceniem, głoszącego konieczność rozumowego poznawania rzeczywistości. A dalekosiężnym skutkiem intensyfikacji życia intelektualnego stał się rozwój przemysłowy i technologiczny. Przy okazji zdemaskowano w ten sposób mitologiczny charakter wielu zagadnień filozoficznych „objaśnianych” przez kościół,  na przykład tych dotyczących pochodzenia człowieka czy wszechświata. Spójność „duchowo-rozumowa” jest więc dla każdej poszukującej prawdy jednostki raczej karkołomnym wyzwaniem. Mimo to ciągle słychać doktrynalne tupanie nóżkami, kiedy tylko mowa o wyuzdanym seksie, sztucznym zapłodnieniu czy innych obsesjach. Tak rozległą wiedzę o tajemnej strukturze rzeczywistości wyjaśnić mogłyby chyba tylko jakieś szczególne zdolności parapsychiczne kapłanów. Równie dobrze jak wierzyć w natchnienie duchem świętym, moglibyśmy zdać się na astrologów czy hipisów na kwasie. Nie brak co prawda w Ewangelii głębokich wartości humanistycznych, ale jestem przekonany że to tylko poetyckie piękno, pozbawione realnego odniesienia metafizycznego. Jej przesłanie może przyświecać szczytnym celom czy akcjom charytatywnym, ale literalnie rozumiane fałszuje obraz rzeczywistości. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz