Jarosław Kaczyński zaczął swoje epokowe reformy od walki z
trybunałem konstytucyjnym. W swoim mniemaniu ma do tego prawo, ponieważ
(schowany co prawda za Beatą Szydło) wygrał wybory. Trochę pokrętna to logika,
ale taka jest według niego wola ludu. Czyli że naród bardziej niż przywilejów
socjalnych oczekuje moralnej odnowy w duchu antykomunistycznej krucjaty. Choć
fanatycy na wiecach mogą oklaskiwać ten neurotyczny bełkot, to nie sekciarski,
lecz pragmatyczny elektorat, oddał na PiS decydujące głosy. W trakcie kampanii
wyborczej nie było gadki o bolszewikach, zdrajcach i najgorszym sorcie
polskiego ścierwa, a zamiast tego łudzono nas uśmiechami i maślanymi oczami.
Nie pierwszy już raz radykałowie zrobili tym sposobem wyborców w chuja, ale jak
widać marketing polityczny potrafi zdziałać cuda. Niestety łatwiej uprawiać
demagogię z loży szyderców niż przyjmować odpowiedzialność, dlatego Jarek już
zaczyna starą śpiewkę o tajnym spisku, który ma na celu udupienie jego
patriotycznego folwarku i zablokowanie gigantycznego transferu gotówki do
portfeli ukochanych rodaków. Nagle okaże się, że tak krytykowane niegdyś władze
państwowe, nie mają żadnego wpływu na to co się dzieje w kraju, a sytuację
kreuje jakieś centrum lewacko-biznesowe, złożone z pomiotów postkomuny, zagranicznego
kapitału i liberalnych nihilistów. Czeka nas retoryka osaczenia, przeplatana
natchnionymi farmazonami o katolicko-narodowych wartościach.
Zdaniem Jarka ostatnie protesty społeczne mają zapobiec
„rozpędzeniu bandy kolesiów, która rozsiadła się w administracji”. Wypowiedź
taka mogłaby przynieść mi nadzieję, że w końcu znajdę pracę w wyuczonym
zawodzie, tyle że znając praktykę jedna banda zastąpi drugą bandę. Złożenie
podania o pracę w jakiejkolwiek „publicznej” instytucji nieodmiennie skutkuje zawsze
co najwyżej krótką wizytą w jakimś drętwym gabinecie, gdzie jego lokator będzie
udawał dobrego wujka, który oczywiście rozważy sprawę. Zresztą pewnie nie warto
pchać się tam gdzie nas nie chcą. Na moją osobistą sytuację rządy pociągającego
za wszystkie sznurki Jarosława Kaczyńskiego nie będą więc miały żadnego wpływu.
Co najwyżej wywrzeć mogą wpływ pośredni, tak jak każda inna władza – a więc
przez zmieniające się uwarunkowania ekonomiczne i tak dalej. Kogo by więc
Jarosław nie obrzucał błotem, nie może powiedzieć o mnie że służę obcym
interesom. Oczywiście najpewniej nawet nie dostrzega mojego nieistotnego
politycznie istnienia. Ale nie w tym rzecz. We wszystkich swoich oponentach, w
tym także tych bezimiennych masach które zaprotestowały przeciwko legislacyjnej
arogancji, Jarosław dostrzega obrońców jakiegoś zgniłego układu, genetycznych
zaprzańców czy inną hołotę. W jego wizji świata odmienność poglądów wynikać
zawsze musi z jakichś cynicznych przyczyn czy zakamuflowanych interesów. Ale
poza politykami ludzie tak naprawdę nie mają partykularnych czy indywidualnych
powodów żeby udawać oburzenie. Część społeczeństwa wyznaje inne wartości
kulturowe od tych jedynie słusznych i tak już w dobie internetu i pluralizmu
medialnego pozostanie.
Przypinanie faszyzujących, podobnie jak komunistycznych z
drugiej strony etykietek, niewiele nam powie o filozofii politycznej
Kaczyńskiego. Ale o ile faszyzm jest pojęciem szerszym niż to się powszechnie
wyraża w jego identyfikacji z nazizmem, o tyle krytykowanie w ten sposób
łamania standardów prawnych jest dosyć jałowe. Widzę tu raczej środowisko
polityczno-dziennikarskie zdesperowane od lat swoją drugorzędną pozycją w życiu
publicznym, które sukcesywnie przygarniało pod swoje skrzydła różnych
wyrzutków, skrzywdzonych kombatantów, populistów i antysystemowców,
sprzymierzając się dodatkowo z szukającym swojego politycznego skrzydła
kościołem. W takiej zbieraninie nie brak więc nawet ludzi stosunkowo
inteligentnych, którzy odrzuceni musieli szukać swojej drogi poza głównym nurtem,
budując alternatywny język i rzeczywistość. Być może kiedyś wykiełkuje z tego
jakiś nowoczesny konserwatywny twór, na razie jednak za dużo jest tam
niespełnionych rewanżystów, historycznych inkwizytorów i religijnej ortodoksji,
a sekciarskiego charakteru ugrupowania dopełnia dogmat o nieomylności Jarosława
Kaczyńskiego, za którego zawsze wszyscy się tłumaczą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz