Łączna liczba wyświetleń

piątek, 20 stycznia 2017

KRUCJATA DZIECIĘCA

Od zarania dziejów człowiek poszukiwał innych stanów świadomości – doznań euforycznych czy transcendentalnych, a niekiedy zwykłego zamroczenia. Mieszkańcy Europy łagodzili ból istnienia alkoholem, a zwyczaj ten przewieźli ze sobą do Ameryki. W nowym świecie zetknęli się jednak z nieznanymi używkami stosowanymi przez tubylczą ludność – tak zwanym bożym zielem, grzybami halucynogennymi czy meskaliną. Ciekawość zwyciężała nad ostrożnością i przybysze coraz śmielej eksperymentowali, aż w dwudziestym wieku stworzyli swój syntetyczny odpowiednik naturalnych środków psychodelicznych – LSD. Wrzucając na rynek ogromne zasoby tego środka usiłowano doprowadzić do tak zwanej rewolucji hipisowskiej. Świat dalej pozostał zły, ale odtąd w kulturze zachodniej pojawił się popyt na narkotyki.


Dzisiaj w zasadzie wszystkie młodzieżowe subkultury charakteryzują się raczej swobodnym podejściem do używek takich jak marihuana, a na imprezach techno piękni i młodzi obżerają się tabletkami ecstasy, współczesnym „lekiem miłości”. Znudzone blokowe ekipy faszerują się metamfetaminą zmieszaną z trutką na szczury, a w sieci roi się od ofert legalnych substancji przeznaczonych do badań chemicznych, a nie spożycia przez ludzi. Efekty takich eksperymentów możemy często podziwiać na oddziałach toksykologicznych. Ludzi patologicznie nadużywających alkoholu także nie brakuje. Czy jest jakaś szansa żeby ucywilizować tę sferę życia społecznego? Musimy się nad tym poważnie zastanowić, bo powszechna abstynencja nie wydaje się realna, a konsekwencje restrykcyjnej polityki antynarkotykowej są odwrotne do zamierzonych – w poszukiwaniu legalnych zamienników na rynku pojawiają się coraz bardziej niebezpieczne środki.


Wiem, że liberalne rozwiązania budzić mogą opory różnych środowisk konserwatywnych, ale nie chodzi o to kto jaką moralność wyznaje. Można zadekretować, że narkotyki są złe, pornografia jest nielegalna, a najważniejsza w życiu jest miłość, tyle że gówno z tego wyniknie. Nie jest to kwestia ideologii, lecz realizmu. Narkobiznes jest dziś wielkim przemysłem, dostarczającym ryzykownej rozrywki masom i ogromnych profitów okrutnym gangom, podejrzanym reżimom i siatkom terrorystycznym. Na handlu używkami pasie się cały polski półświatek, a wielu dresów czuje się ważnymi, bo mogą „coś załatwić”. Totalna legalizacja wszystkiego rozwiązała by przynajmniej jeden problem – zdychaliby ci którzy ćpają trucizny, a względnie egzystowali ci, którzy biorą bezpieczniejsze substancje. Zanim jednak do tego dojdzie padnie trupem jeszcze wiele ofiar tej walki z wiatrakami.             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz