Łączna liczba wyświetleń

piątek, 2 września 2016

ZNAK POKOJU

Podczas mszy w jednym z gdańskich kościołów prezydent Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, pan Andrzej Duda, podał dłoń największemu polskiemu komuniście lub antykomuniście Lechowi Wałęsie. Stało się to gdy kapłan wzywał do przekazania sobie znaku pokoju. Czy rytualny gest będzie miał jeszcze inne znaczenie niż symboliczne – tego nie wiem. Wiem, że Lech Wałęsa nie chciał podać kiedyś graby Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, tłumacząc się, że może mu podać co najwyżej nogę. A zatem chyba nie jest tak źle. Tyle że Andrzej Duda to dobra twarz PiSu, nie wróży więc to przełomu.

Sam Wielki Jarosław obiecywał kiedyś, że nie będzie nazywał już lewicy postkomuną i nie za bardzo mu to wyszło. W ogóle to politycy mają skłonność do rzucania słów na wiatr. Tym bardziej dziwi, że tylu analityków roztrząsa każde ich słowo, skoro to co mówią nie ma prawie żadnego znaczenia. Można z tego wyciągać jedynie krótkoterminowe wnioski, ale sytuacja rozwija się dziwnymi torami. Istotą makiawelizmu jest w końcu nieprzewidywalność. Być może dlatego polityka jest taka ciekawa. Zależy zresztą dla kogo. To trochę taki sport intelektualny. Co rusz trzeba wykonać jakieś moralne salto.

Mógłbym, jak to jest dzisiaj w modzie, być cyniczny i powiedzieć, że to pusty gest. Ale ten gest pokazuje, że pokój sprzedaje się lepiej od wojny. Dlatego przywódcy chcą uchodzić za ludzi pokoju. Nawet Hitler starał się przedstawiać Niemcy jako ofiarę polskiej agresji. Niestety pokój nie jest możliwy, kiedy obie strony walczą. A walka jest nieunikniona, obie strony są bowiem w sporze, który rozstrzygnąć ma historia. Chodzi o to, kto był tchórzem, a kto bohaterem. I o to kto odpowiada za smoleńskie kuriozum. Poglądy są zaś silnie spolaryzowane. Kto chce pokoju niech szykuje się do wojny.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz