Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 25 września 2016

JESTEM KTÓRY JESTEM

Życie zaczyna się i kończy, czyli zmierza do punktu wyjścia. A zatem życie jest jedyną doświadczaną przez nas zmianą. Ale początek życia uważamy za wspaniały, a jego koniec za tragiczny. Wiem, że śmierć może być poprzedzona cierpieniem. Nawet zazwyczaj. Fakt, że czeka nas cierpienie, nie jest zbyt krzepiący. Jednak konieczność przemijania i cierpienia nadaje tym kilku chwilom istnienia wielkość. Śmierć nie jest niesprawiedliwa. Po prostu koło się zamyka. Otacza nas nicość. My jesteśmy błyskiem świadomości. Bogiem. Okiem spoglądającym w otchłań. To co w niej widzimy świadczy o tym, że istniejemy. Nasze istnienie przybrało taką, a nie inną formę. Cokolwiek istnieje nie może być przecież bezkształtne. Kształt wyznaczony jest przez granice. Granicą naszego bytu jest śmierć. Ale tylko jedną z granic.

W kultowej powieści Kurta Vonneguta „Rzeźnia numer pięć, czyli Krucjata dziecięca, czyli Obowiązkowy taniec ze śmiercią”, weteran wojenny Billy Pilgrim zostaje porwany przez kosmitów i na obcej planecie prezentowany jest w zoo jako okaz nieznanego zwierzęcia. W klatce wraz z nim umieszczona zostaje samica, ponętna gwiazda porno. Lecz Billy Pilgrim od czasów wojny zmagać się musi z nagłymi skokami w czasie. Często powraca do bombardowanego przez aliantów Drezna, gdzie Niemcy przetrzymywali go z innymi jeńcami  w budynku nieczynnej rzeźni. Zaburza to jego percepcję tej sytuacji. Billy Pilgrim to swoiste alter ego autora, który dostał się do niemieckiej niewoli podczas ofensywy w Ardenach i na własne oczy widział bombardowanie Drezna. Wielu krytyków uznało absurdalno-satyryczny klimat powieści za niestosowny w kontekście tej rzezi, niemniej osiągnęła ona wielki komercyjny sukces i sprowokowała dyskusję na temat alianckiej „zemsty”.


Przesłanie „Rzeźni numer pięć” głosi, że wszystkie zdarzenia rozgrywają się jednocześnie, a czas nadaje im tylko formę czyli strukturę. Ponieważ żadna z chwil nie może zostać zmieniona powinniśmy skupiać się na tych dobrych, a ignorować złe. Łatwo powiedzieć. Ale przecież nie widzieliśmy dzieci płonących w Dreźnie, więc może nie tak łatwo. Nie widzieliśmy też płonącej Warszawy, Hiroszimy czy Nankinu. Być może to tylko literacka wizja, lecz niektórzy fizycy rzeczywiście uważają, iż czas obiektywnie nie istnieje. Jeśli to prawda, nie ma co przejmować się tym, że nie będziemy żyli wiecznie. A nawet jeśli czas jest wieczny, to w końcu będzie musiał się powtarzać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz