Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 12 lipca 2016

ŚWIĘTA KROWA

Człowiek stworzył Boga na swoje podobieństwo. Przypisał mu ludzkie motywy i emocje. Dlatego Bóg może złościć się, a nawet cierpieć. Bóg jest też próżny – wymaga naszego uwielbienia, a przede wszystkim posłuszeństwa. Trochę to dziecinne jak na osobę doskonałą. Ale doskonałym nie może być nic co posiada osobowość, emanacją osobowości jest bowiem jej wola czyli zespół pragnień, a te powodowane muszą być potrzebami. Jeśli zaś wolą Boga było stworzenie świata, to pewnie tego potrzebował. A skoro potrzebuje takich dupków nie może być doskonały. Tym bardziej, że w konsekwencji doszło do serii cyklicznych rzezi, gwałtów zbiorowych i innych niegodziwości, często zresztą w imię tegoż Boga.

Niedoskonały świat stworzony przez doskonałego Boga to paradoks, który „wyjaśnić” można tylko w górnolotnych kazaniach przy pomocy chrześcijańskiej nowomowy, gdzie wszystko sprowadza się do jakiegoś „bożego planu” czyli bliżej nieokreślonej tajemnicy. Jedyne logiczne wyjaśnienie tej kwestii oferowali chrześcijańscy gnostycy, widząc w otaczającym nas świecie dzieło Demiurga, czyli pozornego boga. W tej koncepcji świat duchowy, domena prawdziwego Boga, zmącony został przez materię stworzoną przez nieudolnego uzurpatora. Niedoskonała materia, podlegająca działaniu czasu i zniszczeniu, powodowała zaś cierpienie i zło, dlatego należało oczyścić z niej wszechświat, do czego miała wieść gnoza czyli ezoteryczna wiedza. Choć wytępione jako heretyckie, nauki te rozbrzemiewają do dzisiaj pewnym echem w doktrynach chrześcijańskich, zwłaszcza w odniesieniu do ludzkiej cielesności. Ciało ludzkie tradycyjnie postrzegane jest jako „złe”, w przeciwieństwie do „czystego ducha”, nie powinno się więc urządzać orgii, ani nawet stosować prezerwatyw, tylko w trakcie stosunku małżeńskiego myśleć o Bogu, ojczyźnie i macierzyństwie.


Oczywiście prawie nikt nie przywiązuje większej wagi do tych wskazówek, podobnie jak nie dąży do ubóstwa i pokory. Wciąż jednak popularny jest obraz Boga jako strażnika kosmicznego porządku i czuwającej nad nami opatrzności, a także wiara w życie pozagrobowe. Zważywszy na różnorodność kultów i ich geograficzną uniwersalność wskazuje to na pewne ludzkie potrzeby psychologiczne. W swych rozważaniach koncentruję się na chrześcijaństwie tylko dlatego, że żyję w katolickim kraju, co nie oznacza że jestem zwolennikiem szariatu, tybetańskiej medytacji czy innych bredni. To co jednak łączy wszystkie religie, to wiara że ponad naturą stoi czynnik nadprzyrodzony czyli duchowy. Siła wyższa nie jest zatem częścią natury, a prawa przyrody obowiązują tylko relatywnie (może dochodzić do cudów, a nawet spotkań ze Świętym Mikołajem i latającymi reniferami). Sęk w tym, że (w ograniczonym co prawda zakresie) naturę możemy badać empirycznie, a do świata duchowego mamy jedynie „subiektywny” dostęp. Nie ma cienia dowodu na autentyczność jakiejkolwiek doktryny religijnej, a wszystko co powie na ten temat papież, dalajlama czy inny guru jest tylko jego wewnętrznym przekonaniem.


Gwoli ścisłości przyznać trzeba, że ateistyczną negację Boga również sprowadzić można do niefalsyfikowalnego dogmatu, nie jesteśmy bowiem w stanie dociekać rzeczy ostatecznych. Bezpieczniej byłoby więc odwoływać się do agnostycyzmu, czyli niewiedzy w tych kwestiach, co jednak nie czyni istnienia chrześcijańskiego Boga bardziej prawdopodobnym niż Allacha, Swarożyca czy Zeusa. Z tego powodu wszelkie religijne mity uznawać należy za mało prawdopodobne, należałoby bowiem je wszystkie rozpatrywać z równą powagą. Pozostaje oczywiście sam czysto filozoficzny problem istnienia Boga jako siły sprawczej wszystkiego, lecz w zasadzie jest to idea znacznie bardziej wątpliwa niż wskazywać by na to mogło jej rozpowszechnienie. Po pierwsze naukowy, materialistyczny światopogląd, choć nie jest w stanie wyjaśnić wszystkiego, wyjaśnia chociaż część dostępnej nam prawdy. Religia nie wyjaśnia natomiast niczego, z założenia opierając się na nurzaniu się w „tajemnicy”. Tak naprawdę nie wiadomo czym właściwie miałby być Bóg, a nawet dusza ludzka. Są to tylko kulturowe pojęcia, których nie można w żaden sposób badać. Jeśli ktoś więc wierzy w Boga, nie wie nawet w co wierzy, bo nie jest w stanie wyjaśnić czym jest Bóg. Jeśli zaś nie jest w stanie wyjaśnić dlaczego istnieje Bóg, nie jest w stanie wyjaśnić dlaczego istnieje raczej coś niż nic. Czyli tak naprawdę hipotetyczne istnienie Boga nie wyjaśnia skąd się wszystko wzięło. Po drugie – co wynika z pierwszego – nic nie może być nadnaturalne, gdyż natura to zbiór właściwości pierwotnych. Natura jest zatem istotą bytu, która sprawia że byt jest. Metafizyka zaś (czy to filozoficzna czy religijna) dąży do poznania istoty bytu, czyli jego natury. Można oczywiście przyjąć, że świat i życie mają duchową naturę, co w gruncie rzeczy czyniłoby kosmos jakimś boskim odchodem, tyle że nawet w takim ujęciu energia duchowa musiałby się w jakiś sposób „materializować” czyli wykazywać jakieś właściwości fizyczne. Ktokolwiek twierdzi inaczej jest poznawczym nihilistą, a skoro tak jest niech nie pieprzy o drodze do prawdy i zrozumienia.


Właśnie z tego powodu jeden z największych myślicieli dwudziestego wieku, Albert Einstein, twierdził że filozofia interesująca jest tylko wtórnie, bo rozpatrywać ją można tylko w odniesieniu do rzeczy zasadniczych. Konsekwencje filozoficzne odkryć dwudziestowiecznych fizyków (nie tylko w zakresie dotyczącym czasoprzestrzeni, ale też cząstek elementarnych), najlepiej zresztą potwierdzają słuszność tej drogi. Filozofia nie jest bowiem w stanie przewidywać natury rzeczy, a jedynie pomagać w jej interpretowaniu. Dlatego też żaden filozoficzny „dowód” nie będzie nigdy niepodważalnym dowodem, tym bardziej jeśli dotyczyć będzie kwestii tak „niezbadanych” jak istnienie Boga. Stąd też wszelkie mistyczne oracje możemy z czystym sumieniem ignorować. Ludzki mózg nawet odwołując się do logiki jest w stanie płodzić dowolne konstrukcje teoretyczne, czego przykładem może być choćby teologiczne zacięcie Philipa Dicka, skazane na pobłażanie raczej z racji fantastyczno-naukowej konwencji niż braku rozmachu. Teologia jest zatem rodzajem sztuki a nie nauki, bo o aniołach wiemy tyle co o krasnoludkach czy kosmitach.

- Wierzę w Boga Spinozy, przejawiającego się w harmonii wszystkiego co istnieje, a nie w Boga który zajmowałby się losem i uczynkami każdego człowieka – to jeden z cytatów Einsteina, przywoływanych często przez „poszukiwaczy” myśli religijnej w ramach światopoglądu naukowego. W trakcie rewolucji technologicznej religia nie może już przecież dłużej zaprzeczać nauce nie narażając się na śmieszność, potrzebą nowych czasów staje się więc pogodzenie koncepcji religijnych i naukowych. Jak mówił bowiem Einstein „nauka bez religii jest kaleka, a religia bez nauki jest ślepa”. Tyle że ten sam Einstein wielokrotnie podkreślał swój ateizm i niewiarę w treści objawione, a nawet mówił o „dziecinnych przesądach”. Choć Einstein nie był żadną wyrocznią i mógł się mylić, zabawne jest dla mnie to, jak jego słowa wyrywa się z kontekstu, żeby osiągnąć zamierzony cel propagandowy. To tylko pokazuje jak intencjonalnie dogmatyczna jest współczesna myśl katolicka, usiłująca intelektualnie zawłaszczyć tytanów takich jak Einstein czy Darwin, choć tak naprawdę rozum wiódł ich do religijnego sceptycyzmu. Bóg średniowiecznego filozofa żydowskiego Barucha Spinozy był bowiem absolutem tożsamym z naturą, a zarazem jedyną substancją stanowiącą budulec wszechświata. Głoszony przez niego panteizm racjonalny przypisywał naturze boskie atrybuty, gdyż istnieje ona samoistnie i pierwotnie do wszelkich swoich atrybutów, a jako przyczyna istnienia wszystkich bytów jest wszechmocna. Bóg Spinozy jest materią. Pierwotną energią, a nie bożkiem.     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz