Podobno mamy się szykować na wojnę kultur. Rzekomo nie da
się bowiem pogodzić krzyża z półksiężycem. Ale nie byłoby islamu bez
chrześcijaństwa, tak jak nie byłoby chrześcijaństwa bez judaizmu. Koran powiela
szereg judeochrześcijańskich mitów, a żydów i chrześcijan nazywa „ludźmi
księgi” czyli dzielącymi z islamem pewne mistyczne tajemnice. Sprawy
teologiczne niewiele jednak znaczą wobec obyczajów i obrzędów, które czynią
innych „obcymi”. Ponadto nakładała się na to konkurencja duchowieństwa i gry
polityczne. Mentalność żyda, chrześcijanina i muzułmanina różni się więc
bardziej niż wynikałoby to z „objawionej” literatury religijnej. Jest to sprawa
złożona, wynikająca już z asymilacji przez religie monoteistyczne lokalnych
kultów pogańskich, a potem pogłębiana perypetiami historycznymi. W efekcie z
tych samych źródeł wypływają dziś sprzeczne tożsamości.
Oczywiście do różnych krwawych porachunków, takich jak
nieszczęsne krucjaty, dochodziło już w
średniowieczu. Niemniej nie wykluczało to też pewnej wymiany kulturalnej.
Dzięki pośrednictwu arabskiemu znamy choćby stworzony w Indiach system
dziesiętny bez którego nie byłoby współczesnej matematyki. Sam Kopernik
formułując teorię heliocentryczną bazował na
systemie planetarnym perskiego astronoma Nasir ad-Din Tusiego. Do
kultury europejskiej przeniknął też zaczerpnięty z poezji orientalnej motyw miłości romantycznej, w której rycerz ślubuje służyć damie swojego serca, z
przyczyn „honorowych” nie mogąc jednak zaznać z nią rozkoszy cielesnych. Co
więcej to dzięki muzułmanom dziedzictwo starożytnej greckiej filozofii
przetrwało mroki średniowiecza, a bez niego nie byłoby później europejskiego
racjonalizmu.
Dziś to światopoglądowy racjonalizm, wraz z wynikającym z
niego obyczajowym liberalizmem, jest podstawowym elementem odróżniającym oba
systemy wartości. Długa obecność Turków na południu Europy nie pociągnęła za
sobą islamizacji tych terenów, co pokazuje, że obecne napięcie kulturowe
rozgrywa się raczej na światopoglądowym niż religijnym podłożu. Z różnych
względów, o których można by się w nieskończoność rozpisywać, cywilizacja
euroatlantycka na dzień dzisiejszy wygrała światową konkurencję gospodarczą i
technologiczną. Mierzyć się z nią może co najwyżej Daleki Wschód. Przegranym
zaś pozostało „zwycięstwo moralne” czyli zwrot do wewnątrz, ku dumnej
tożsamości aż do karykaturalnej ortodoksji. Przemoc zaś to objaw frustracji,
dlatego tradycyjnie najłatwiej znaleźć guza w tak zwanych slumsach.
Demokracja liberalna już ze swojej natury jest formą elastyczną, dającą wszystkim jednostkom (przynajmniej w założeniu) możliwość
wolnej ekspresji. Kultura indywidualistyczna pozwala więc na więcej, co przy
wszystkich swoich plusach powodować musi jednak brak kulturalnej spójności i
subkulturalne rozdrobnienie. Wolność wieść może nie tylko do kultywowania
wartości poznawczych, ale też do kompulsywnego hedonizmu i konsumpcjonizmu –
zwłaszcza w dobie kapitalistycznej obfitości. Nawet bez czynnika muzułmańskiego
doszło już więc do poszatkowania europejskiej tożsamości na swoiste „multi-kulti”
i jest to proces nieodwracalny. Przy czym paradoksalnie drugi wektor wskazuje
na popkulturową globalizację. Dzięki standaryzowanym mechanizmom profiluje się
nas indywidualnie, żeby za pieniądze jak najlepiej nam dogodzić, i tak to się
wszystko kręci. Desperatom pozostaje tylko uniwersalny towar nie z tego
świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz