Łączna liczba wyświetleń

piątek, 23 marca 2018

TATO

Mój ojciec był rolnikiem, a rolnictwo było ostatnią rzeczą która mnie interesowała. Siłą rzeczy mój ojciec uważał mnie za wałkonia, a ja jego za wieśniaka. Bo tata myślał, że interesuję się tylko bujaniem w obłokach. A ja myślałem, że zajmowanie się zwierzętami i ziemią to strata czasu, skoro świat ma tyle do zaoferowania. Ale dzięki  świniom i burakom wyżywić można było rodzinę. Nie zdobyłem świata tak jak planowałem, lecz czy mogę kogoś za to winić?

Wiele nurtów psychologii (zwłaszcza tych analitycznych) upatruje źródeł wszelkich życiowych słabości w „nienormalnym” dzieciństwie. Oczywiście jest ono kluczowym etapem kształtowania osobowości, niemniej moda na „analizowanie” przywiodła niejednego do wyszukiwania usprawiedliwień zamiast konstruktywnej przemiany. Bo winę za wszystko najlepiej na kogoś zwalić. A jeszcze lepiej znaleźć jakiegoś dyżurnego winowajcę.

Od tego czy byłem akceptowany większe znaczenie ma to czy teraz jestem. A od tego czy akceptowałem ważniejsze jest czy teraz akceptuję. Jeśli ktoś umie kochać musi też umieć wybaczać. I przepraszać. W końcu ważne są tylko te dni których jeszcze nie znamy. Jeśli ktoś wstydzi się swojego ojca lub syna, to tak jakby wstydził się siebie. Więc jestem wieśniakiem, bo mam to we krwi. A to samo jest ważne w zapadłej wiosce co na Manhattanie – życie, czyli szansa którą dostałem.

I której póki co nie przekazałem jeszcze dalej – bo nawet to nie jest takie łatwe. Nie mówiąc już o wykładaniu swoich pokoleniowych nauk, które potem młodzież odrzuci i zlekceważy, jako niezgodne z własną świetlaną drogą ku przyszłości. Ale o to przecież chodzi żeby była własna, żeby odpowiedzialności szukać w samym sobie. Choć wydawać to się może zaprzeczeniem nas samych, nic dwa razy się nie zdarza i życie ciągle się zmienia. Ale najważniejsze, że toczy się dalej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz