Kiedyś wierzyliśmy, że Bóg stworzył nas na swoje
podobieństwo, więc rozum i uczucia mają swoje korzenie w duszy. Lecz już Darwin
formułując swoją teorię musiał przyznać, że niezwykłe cechy naszego umysłu
zawdzięczamy ewolucji. Ogniwem łączącym nas z prymitywnymi nawet żyjątkami są
emocje, z których dopiero wykształciła się nasza emocjonalna moralność. Dzięki
wysoce rozwiniętym zdolnościom poznawczym stworzyliśmy kulturę organizującą
ekspresję naszych uczuć, lecz nadal pozostały one stanami doświadczanymi przez
organizm, a nie bezcielesne „ja”. I choć nasze uczucia nadają głębię naszej
egzystencji, w wieku dwudziestym ostatecznie przyznać musieliśmy, iż
doświadczamy ich dzięki chemii. Okazało się, że nawet opiewana przez poetów
miłość erotyczna jest w gruncie rzeczy procesem chemicznym. Może nie brzmi to
zbyt romantycznie, ale wcale nie czyni kochania bardziej racjonalnym. Wobec
zachodzących w naszej głowie samoistnych reakcji pozostajemy bowiem bezsilni.
Metafora polującego na nas amora jest więc nadal trafna.
Jeśli więc zastanawiasz się co ona w nim widzi, to możliwe
że sama tego dokładnie nie wie, tylko racjonalizuje swoje stany emocjonalne.
Albo bowiem ktoś nas rozpala, albo pozostaje nam obojętny mimo swych usilnych
starań. Oczywiście wyodrębnić można pewien katalog cech które można uznać za
atrakcyjne „wabiki”, lecz sprawa jest znaczenie bardziej zindywidualizowana.
Nieświadomie przyciąga nas woń partnera który zapewni nam najzdrowsze
genetycznie potomstwo, to znaczy nie tylko zdrowego, ale też genetycznie
najbardziej od nas różnego. Taka różnorodność zapobiega dublowaniu się błędów
genetycznych. Kiedy już mózg rozpozna dobry „materiał” na związek, uruchamia
miłosny program – zaczyna produkować działającą podobnie do amfetaminy
fenyloetyloaminę, uzależniając nas od obiektu naszej miłości. Właśnie dlatego
jesteśmy wobec niego tak bezkrytyczni, a „zauroczenie” tak ekscytujące. Z
czasem powracamy jednak do normalności, a przywiązanie regulują inne hormony
takie jak wydzielająca się pod wpływem dotyku oksytocyna czy uspokajające
endorfiny.
Co znamienne miłość rozgrywa się w układzie limbicznym, a
nie w korze mózgowej, co wskazuje na jej czysto biologiczną funkcję. Kulturowy
etos miłości romantycznej ukształtowany został przez poezję trubadurów
wykorzystujących motyw erotycznego niespełnienia – miłość rycerza do zamężnej
lub przewyższającej go pozycją niewiasty, niemożliwą do skonsumowania ze
względów honorowych. W tej sytuacji pocieszeniem stawały się marzenia, wiersze
i służba swojej pani w celu zdobycia jej serca. Lecz był to tylko przejaw
swoistej sublimacji – wyrafinowania jakie nadaje sens cierpieniu. Dla
średniowiecznego człowieka najważniejsze znaczenie miały wszakże złożone przed
Bogiem przysięgi. Na poziomie pragnień miłość zawsze dąży do erotycznego spełnienia
i zaspokojenia, przez co wszystkie wyznania, spacery i kolacje przy świecach,
choć z pewnością urzekające i budujące odpowiedni nastrój, bez cienia cynizmu
uznać należy za element gry wstępnej – właściwy gatunkowi ludzkiemu taniec
godowy, ukazujący zaangażowanie i osobowość potencjalnego wybranka.
Ewentualne odrzucenie zalotów może natomiast prowadzić do
wielkiego cierpienia i dlatego staje się nierzadko przyczyną zachowań
autodestrukcyjnych lub wręcz agresywnych, jak miało to miejsce ostatnio w Rybniku,
gdzie nieszczęśliwy zalotnik próbował zasztyletować parę młodą. Pozbawiony
nadziei na miłość mózg odrzuconego młodzieńca dosłownie zwariował i wyładował
swoją rozpacz na ludziach „winnych” – w jego mniemaniu – nieszczęściu które go
spotkało. Dlaczego zatem ewolucja wyposażyła nas w mechanizm czyniący z nas
niekiedy zdesperowanych narkomanów na głodzie? Fizjologicznie walka o miłość
jest dla organizmu walką o przetrwanie – zakochani w sobie rodzice znacznie
lepiej zajmowali się spłodzonym przez siebie potomstwem. Podobnie jak inne
stworzenia monogamiczne ludzie mają dodatkowy fragment DNA w genie
kontrolującym receptory wazopresyny, która skłania samców do opieki nad
potomstwem i przeganiania rywali. Trzeba się nami długo opiekować zanim
staniemy się samodzielni, bo jesteśmy bardzo skomplikowani. Ale dzięki naszym
dużym mózgom potrafimy też nadal kochać osoby stare, chore i bezpłodne. I to
właśnie jest prawdziwa magia miłości!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz